Małgorzata Kalicińska – urodzona w poprzednim stuleciu. Autorka bestsellerowych powieści dla kobiet. Ukończyła SGGW-AR w Warszawie. Pracowała w agencji reklamowej, w TVP i zbudowała na Mazurach ośrodek konferencyjno-szkoleniowy, a potem zbankrutowała. Jej pasją jest zwyczajne życie, z rodziną i w zgodzie z naturą. Matka, żona i babcia – to najważniejsze i najpiękniejsze role w jej życiu.http://www.kalicinska.pl/
Nie ma tu lepszych i gorszych opowiadań. Są tylko dobre i lepsze. Poczułam święta, polubiłam bohaterów, kibicowałam im, współczułam. A zresztą po kilku tegorocznych nieudanych okołoświątecznych lekturach nie było aż tak trudno, żeby mnie usatysfakcjonować.
Tematyka opowiadań dla mnie pomysłowa, ciekawa i atrakcyjna. Nie wiem czy w okresie nie-świątecznym też byłabym zadowolona, ale takie książki są przeznaczone do czytania gdy dzień krótki, choinka się ubiera, sernik dochodzi w piekarniku i czekamy na pierwszą gwiazdkę. I wtedy jest pora na zajrzenie do innych rozświetlonych okien, ot choćby na Cichą 5 . Jak tam u nich w przedświąteczny czas?
Każde z opowiadań przypomina o jakiejś wartości istotnej szczególnie w święta, wszystkie niosą ze sobą miłość, nadzieję lub optymizm, a wiele z nich wigilijny cud. Syn odnajduje tatę, ojciec - córki, żona docenia męża, ktoś komuś ofiarowuje życie, inny ktoś dostaje drugą szansę albo robi coś dobrego na rzecz bliźniego.
Jak tu ocenić, skoro jedno opowiadanie zasługuje na 8 pkt, dwa na 7 pkt, a trzy na 6 pkt, za to historia o miłośniczce zmysłowych perfum i pościeli w róże - pani Agnieszce o świeżym imieniu, w różowej sukience, z irokezem na głowie - na piękną, pulchną, zasłużoną 9.
Zgodnie z cudem wigilijnym średnią arytmetyczną 7 pkt zaokrąglam do 8 punktów, z serdecznymi pozdrowieniami dla autorki opowiadania o niebieskim języku.
Fantastyczny zbiór opowiadań. Choć zawiera także smutne opowiadania z których jasno wynika jak niedobrze ludzie myślą "o" i - co gorsza - jak traktują naszych "braci mniejszych".
Niektórzy to Ci co to uważają się dobrych lub głęboko wierzących w dobro Boga., nie przekładając tego na życie. Dla "nieludzi" mają serca twarde jak głaz i postępowanie głęboko naganne. (Opowiadanie o świętach w czasie których człowiek postrzela psa włoczykija, spłakałam się bo co innego mogłam. Czy inne inspirowane historią z II wojny światowej)
Jednak gros opowiadań mówi o tym, jak bardzo dobrze zwierzęta potrafią na nas wpływać - jeśli tylko im to umożliwimy i nagrodzimy je za to tak, jak tego potrzebują. TAK JAK ONE TEGO POTRZEBUJĄ.
Takie ksiazki są potrzebne. Martwi mnie tylko to, że ktoś, kto nie lubi zwierząt, po prostu po takie, nie sięgnie. Ale ważne jest by podsuwano i czytano je dzieciom. Bo czym skorupka za młodu...itd. Ważne by było wiadomo - nie kochasz - to trudno, masz prawo - ale nigdy nie krzywdź, bo do tego prawa nie masz !!