1989 Grzegorz Kopaczewski 8,2
ocenił(a) na 84 lata temu Źle się stało, że zaczęłam czytać nową książkę Grzegorza Kopaczewskiego w okresie okołoświątecznym. Wszystkie wyzwania codzienności były wtedy na tyle pilne, że po lekturę sięgałam z doskoku i jej czytanie bardzo mi się przedłużyło. A chętnie zaglądałam na chorzowskie blokowisko i razem z autorem śledziłam czasami bardzo dramatyczne zmagania Ruchu Chorzów w ligowych rozgrywkach.
Nie jestem fanką piłki nożnej, nie mam rodziny na Śląsku i jestem trochę młodsza od Grzegorza Kopaczewskiego, wiec opisywany przez niego świat jest dla mnie dość egzotyczny, choć w pewnym sensie znajomy. Bo w roku 1989 to ja już i owszem do szkoły chodziłam, ale byłam w tych najmłodszych klasach SP, a piłka do nogi budziła moje zainteresowanie tylko w momencie gry w króla skoczków. Jednakowoż jako szczęśliwa posiadaczka starszych kuzynów doskonale znam te emocje, jakich doznaje młody kibic ściskający nerwowo kciuki podczas meczu ukochanej drużyny i tę niecierpliwość, gdy obiad się przedłuża, a tam chłopaki czekają na boisku, żeby pograć w nogę. Dlatego też lektura „1989” wywoływała na mojej twarzy uśmiech i przywoływała wiele wspomnień.
Kopaczewski jest świetnym opowiadaczem. Doskonale oddaje emocje, jakie miotają duszą młodszego nastolatka i w ciekawy sposób przedstawia ówczesną rzeczywistość. Dla mnie chyba najcenniejsza jest ta perspektywa dziecka, które z wielu rzeczy nie do końca zdaje sobie sprawę, ale przecież skupiając się na rzeczach dla siebie najważniejszych, bezbłędnie punktuje poważne problemy. Myślę, że takie spojrzenie będzie bardzo cenne dla czytelników, dla których słowo partia oznacza tylko jedną z wielu opcji wyborczych. Z kolei osoby zbliżone rocznikowo do autora mają okazję do sentymentalnej podróży w przeszłość.
Gdybym miała podsumować jak najkrócej, o czym jest „1989”, to powiedziałabym, że to książka o miłości. Bo przecież trzeba miłością nazwać to zaangażowanie bohatera-narratora i w mecze Ruchu Chorzów, i we własne występy sportowe. Marzenia o wielkiej karierze, emocje związane z meczami, zaklinanie rzeczywistości – chyba każdy z nas miał w latach dziecięcych jakąś „obsesję”, która przesłaniała mu cały świat i z której wcale się tak do końca nie wyrosło.
Wspomnienia Kopaczewskiego czyta się świetnie. To taka ciepła opowieść, bardzo malowniczy przejaw patriotyzmu lokalnego i ciekawy portret Górnego Śląska. Do mnie chyba jednak najbardziej przemówiły opisy nerwów, jakie towarzyszyły narratorowi podczas meczów Ruchu Chorzów – każdy występ polskich sportowców wywołuje u mnie atak paniki. Po wszystkim mam takie zakwasy w mięśniach, jakbym sama brała udział w ich zmaganiach.
Myślę, że „1989„ to książka, która może się podobać wielu osobom i wcale nie trzeba interesować się piłką nożną, by po nią sięgnąć. Zresztą autor, niczym Tomasz Zimoch (mój ulubiony komentator, jeśli chodzi o piłkę nożną) tak plastycznie opisuje zmagania na boisku, że jest w stanie nawet laika porwać. A skoro stawiamy na patriotyzm lokalny, to chociaż sama nie śledzę występów piłkarskich z wypiekami na polikach, a jak już jakiś mecz tej drużyny oglądam, to mam wiele krytycznych uwag, jednak muszę napisać, że pięknie Pan o Ruchu Chorzów pisze Panie Kopaczewski, ale to Legia najlepszym klubem jest.