Schulzowskie miejsca i znaki Jerzy Jarzębski 7,5
ocenił(a) na 92 lata temu Jak dla mnie, o Schulzu nigdy za wiele. Z radością powitałam więc cykl esejów i opracowań dotyczących Brunona Schulza, wydany przez Wydawnictwo słowo/obraz terytoria w serii Biblioteka Schulz/Forum. To niezwykle szerokie podejście do tematu twórczości i życia artysty, ale też ich recepcji obecnie i na przestrzeni lat. Dla miłośników „Sklepów cynamonowych” i „Sanatorium pod Klepsydrą” – rzecz wprost nieoceniona.
Tym razem wzięłam w ręce zbiór esejów krytyka i teoretyka literatury, Jerzego Jarzębskiego, zatytułowany „Schulzowskie miejsca i znaki”. Swoją drogą, to niesamowite, że dwa niewielkie zbiorki opowiadań, napisane niemal 90 lat temu, do dziś wywołują tyle emocji i dyskusji u czytelników i znawców tematu. Świadczy to o niezwykłym talencie i osobowości Brunona Schulza.
Autor przygląda się Schulzowi i jego twórczości z wielu różnych stron, to próbując znaleźć jakiś model sposobu ujmowania przez niego rzeczywistości, to znów rozebrać ów schemat na pojedyncze elementy i przeanalizować każdy z osobna.
Ta monografia pomogła mi uporządkować moją wiedzę o Schulzu i własne przemyślenia, które były dotychczas intuicyjne i dość chaotyczne. Niektóre stwierdzenia autora zaskoczyły mnie pomysłowością i niesamowitą przenikliwością. Nigdy bym chyba sama nie wpadła na to, że miasteczko Schulza z jego poukładanym, zamożnym centrum i tajemniczymi, niebezpiecznymi peryferiami jest jakby odwzorowaniem schematu „ludzkiej psychiki z jej sferą ratio i oficjalności, sytuującą się w środku, a także sferą popędową, nieoficjalną i ukrywaną przed innymi, gdzie kręcą się „panienki lekkich obyczajów” i gdzie można nabyć druki tajemnych stowarzyszeń, zawierające treści pełne zepsucia i obyczajowych prowokacji.”
Ta opozycja zaznacza się co chwilę: dzień-noc, bezpieczeństwo-zagrożenie, świat realny – świat marzeń, świat uporządkowany, poukładany i ten splątany, który nie do końca rozumiemy, ale nas przyciąga swoją nieokiełznaną nieprzewidywalnością. Czyż nie pasuje to też do samego Schulza, człowieka pełnego sprzeczności, perwersyjnych skłonności i lęków? Przestrzenie te, choć są osobne, to zarazem od czasu do czasu przenikają się, azyl przestaje być miejscem bezpiecznym i wydarzyć się może dosłownie wszystko.
Owo przykładanie do siebie biografii i twórczości Schulza, jego rzeczywistego życia i tego wyobrażonego i przelanego przezeń na papier, jest dla mnie odkrywcze i wiele tłumaczy. Mam teraz chęć, i pewnie tak zrobię, wrócić po raz kolejny do Sklepów cynamonowych i Sanatorium pod Klepsydrą, by odkryć je na nowo.
Cykliczność pojawiająca się w prozie Schulza jest zauważalna dla każdego. Tutaj jednak została dokładnie omówiona i sklasyfikowana.
Autor odwołuje się do Kabały, baśni, mitów, a nawet do teorii jungowskich i freudowskich. I znów ogarnia mnie podziw, jak wiele można wynieść z kilku opowiadań, i to rzeczy, o których pewnie sam Schulz w ogóle nie myślał, pisząc. W gruncie rzeczy Schulz pozostaje bowiem nadal, nawet dla badaczy literatury i schulzologów, pewną zagadką. Był religijny, czy też nie wierzył w Boga? Skąd w jego twórczości tyle odniesień do antyku, a z drugiej strony do Księgi Zohar – Księgi Blasku?
Niezwykle poszerzyło to moje myślenie o schulzowskich opowiadaniach, w których dotychczas dostrzegałam zaledwie powiew magii i piętrowe, wymagające ogromu talentu i wyobraźni metafory oraz tę malarskość, angażującą też nasze pozostałe zmysły, gdyż nie sposób się przecież oprzeć unoszącym się nad tekstem aromatom, dźwiękom muskającym nasze ucho czy teksturze opisywanych przedmiotów. One wprost wychodzą z kart książki, i właśnie to oraz baśniowa aura, pozwalająca ludziom i rzeczom przybierać najdziwniejsze formy, najbardziej mnie zawsze zachwycały.
Jerzy Jarzębski pokazał w swojej monografii, jak wiele jeszcze, otwierając szerzej oczy i umysł, można w zaczarowanym schulzowskim świecie dostrzec. Przy czym uczynił to w sposób zrozumiały i bardzo erudycyjny, co sprawiło, że tego opracowania nie da się tak po prostu odłożyć, czyta się je jednym tchem do samego końca.
Jerzy Jarzębski rzuca też nowe światło na Schulza jako krytyka, na jego więź z Deborą Fogel czy spojrzenie i zaangażowanie w procesy historyczne i polityczne spory. A także na jego osobiste walki ze światem i samym sobą, na tragedię żydowskiego losu w czasie Holocaustu oraz wpływ na literaturę i sztukę tworzoną w przyszłości, a czerpiącą z schulzowskiej nieograniczonej wyobraźni oraz tragicznej biografii człowieka skomplikowanego i wewnętrznie skłóconego.
Skąd wzięła się swoista schulzomania, której i ja dałam się ponieść? Co tak niezwykłego, opierającego się skutecznie upływowi czasu i przemijającym modom, zawiera się w tej prozie, że tak działa na wyobraźnię, że pozostaje z nami i każe nam wciąż do siebie powracać?
„Schulzowskie miejsca i znaki” Jerzego Jarzębskiego to jedno z najlepszych opracowań, odnoszących się do Brunona Schulza, jakie czytałam, najbardziej wciągających, najpełniejszych i odkrywczych.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/