Janusz Przytocki

- Pisze książki: powieść przygodowa, poradniki
- Oficjalna strona: Przejdź do strony www
- Urodzony: 7 czerwca 1976
Maratończyk, ultramaratończyk, coach sportowy, przedsiębiorca i miłośnik podróży. Ukończył z powodzeniem takie biegi jak Boston Marathon, NYC Marathon, Berlin Marathon, Vienna City Marathon, Supermaraton Kalisia czy SuperTrail.
Kiedyś typowy kanapowiec, który podobnie jak bohater jego pierwszej powieści zmagał się ze znaczną nadwagą. Pewnego dnia podjął jednak walkę o zmianę swojego życia i przeszedł drogę z ważącego 94 kilogramy kanapowca do kochającego bieganie sportowca.
- 14 przeczytało książki autora
- 24 chce przeczytać książki autora
Książki i czasopisma
Cytaty
Jak nie urok, to sraczka, jak nie rzyganie, to ból czwórek – zaśmiałem się, choć do śmiechu wcale mi nie było.
Jak nie urok, to sraczka, jak nie rzyganie, to ból czwórek – zaśmiałem się, choć do śmiechu wcale mi nie było.
Przed oczyma przesuwał mi się non stop ten sam obrazek. Szarość drogi i kamyczki, które niczym na bieżni same przesuwały się do tyłu. To co na mapie było zaledwie kilkoma centymetrami, w rzeczywistości okazało się być odległością nie do przebycia. Szedłem i szedłem pod górkę, pracując niczym silnik spalinowy.
Przed oczyma przesuwał mi się non stop ten sam obrazek. Szarość drogi i kamyczki, które niczym na bieżni same przesuwały się do tyłu. To co ...
Rozwiń ZwińObejrzałem się jeszcze raz dla pewności. Ani żywej duszy. Spojrzałem przed siebie i serce mi zamarło. Kilkadziesiąt metrów przede mną na drodze znajdowały się wpatrzone we mnie dwa zielone ślepia. Przełknąłem ślinę z przerażenia. One naprawdę tam były i patrzyły na mnie. Moja czołówka była na tyle silna, że jej światło odbijało się w tych przerażających oczach, ale na tyle słaba, że widziałem jedynie zarys, cień obserwującej mnie istoty. Zamarłem. Nie miałem nawet odwagi ruszyć latarką, by nie wywołać gwałtownej reakcji czegoś, co swoim cieniem przypominało diabła tasmańskiego. Niskie, okrągłe ciałko o owalnym kształcie, z oczami na wysokości około dwóch trzecich, utrzymujące się na parze bardzo krótkich nóg. Zrobiłem krok do tyłu i jak bohater niskobudżetowego horroru nadepnąłem nogą na suchą gałąź, która trzasnęła głośno, pękając pod naporem buta. Zamarłem znowu. W tym momencie zza pierwszego diabła tasmańskiego wysunęła się druga para równie przerażających ślepi.
Obejrzałem się jeszcze raz dla pewności. Ani żywej duszy. Spojrzałem przed siebie i serce mi zamarło. Kilkadziesiąt metrów przede mną na dro...
Rozwiń Zwiń
DYSKUSJE