Najnowsze artykuły
- Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik3
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać14
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Nash Summers
3
7,5/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, literatura obyczajowa, romans
Nash Summers rarely has any idea what she’s doing. But when she likes to pretend, she pretends by writing stories at the pace of drying paint. As if that wasn’t exhilarating enough, Nash also enjoys absolute silence, general politeness, and waiting her turn in line.
Needless to say, she’s a bona fide hell raiser.
Needless to say, she’s a bona fide hell raiser.
7,5/10średnia ocena książek autora
27 przeczytało książki autora
17 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Arrows Through Archer Nash Summers
8,4
Kiedy Archer jedzie na Święto Dziękczynienia do domu rodzinnego swojego przyjaciela, nie spodziewa się znaleźć bratnią duszę w osobie jego ojca. Jednak wspólne doświadczenie żałoby zbliża obu mężczyzn i pozwala im czuć się komfortowo w swoim towarzystwie. Dlatego nic dziwnego, że leczący obrażenia po homofobicznym ataku Archer zgadza się zamieszkać przez kilka tygodni z Mallorym i polegać na jego opiece.
Archer ma "starą duszę" - mimo całego zła, którego doświadczył, pozostał wewnętrznie piękny i dobry, choć poraniony i samotny, nawet w pokoju pełnym ludzi. Mallory rozpamiętuje utracone idealne życie z żoną, spokój odnajduje w rutynie dnia codziennego, a jej obowiązkowym punktem są regularne wizyty na cmentarzu. Są bardzo różni, a jednocześnie szokująco podobni. Żaden z nich nie jest w stanie przewidzieć, że ich relacja oparta początkowo na wzajemnym respektowaniu swoich traum rozwinie się w głęboką miłość, mogącą ich uleczyć albo zniszczyć.
W tej historii niewiele rzeczy idzie po myśli bohaterów. Ich błędy są brzemienne w skutki, a plany walą się w gruzy. Jedyną stałą jest wzajemne niepodważalne uczucie. Bohaterowie odnaleźli się wbrew wszelkim przeciwnościom i jedyne, co może ich rozdzielić, to oni sami.
W tej książce nie ma nic cukierkowego. Poziom niepokoju jest równomiernie rozłożony na przestrzeni całej fabuły, nie ma wydumanych konfliktów wymyślanych na kolanie przez autorkę, żeby dodać dramatyzmu. Wszystko jest boleśnie realistyczne, dzięki czemu zakończenie tym bardziej napawa optymizmem.
Bardzo mi się podobało, naprawdę bardzo ❤
Arrows Through Archer Nash Summers
8,4
Mówią, że czas leczy rany. Dla Archera to nie jest takie proste... Minęły trzy lata, odkąd stracił rodziców, a nadal nie może się pozbierać. Studia, których nie lubi, rodzina, z którą nie ma kontaktu, sekret, który skrywa... to wszystko wcale nie pomaga. Jedyną pozytywną rzeczą w jego jest przyjaźń z Dannym, dla którego stara się robić dobrą minę do złej gry.
Mallory też walczy z demonami i własną stratą. Mieszka sam w wielkim domu, więc cieszy się na wieść, że jego syn przyjedzie na święta ze swoim przyjacielem. Choć Archer jest równie cichy i wycofany jak Mallory, to nieszczęście kocha towarzystwo... I ich dwójka wkrótce zaczyna się do siebie zbliżać.
Dwie zranione dusze znajdą w sobie pocieszenie, ale czy miłość wystarczy, by ponownie odnalazły szczęście?
Wow. Musiałam naprawdę odetchnąć po skończeniu książki, bo uderzyła strzałą prosto w serce. Ale od pierwszej strony, ba, pierwszego zdania wiedziałam, że tak będzie. Nie zliczę, ile razy w trakcie czytania łzy stawały mi w oczach. Ale Boże, było warto.
Archer to dokładnie mój typ bohatera. Tak cierpiący, zagubiony w sobie, załamany... nie wiem, kim trzeba być, żeby nie poczuć choćby odrobiny współczucia dla niego. Choć u mnie to nie była odrobina, tylko cała masa. Plus morze łez. Kto by się nie załamał, gdyby był na jego miejscu... Tym bardziej było mu ciężej przez to, co wmówił mu jego cholerny braciszek (tego pana to bym najchętniej udusiła gołymi rękami). Kiedy stracił rodziców, stracił praktycznie wszystko. A później jeszcze więcej... przez idiotów, którym przeszkadzał jego styl życia. Odebrali mu jedyną rzecz, którą kochał. Z przerażeniem czekałam na moment, czy nie okaże się, że to dla niego za dużo i po prostu całkowicie odpuści... Och, Archer. Całkowicie skradłeś moje serce, mimo że Twoje cierpienie mi je łamało.
Podobało mi się to, jakim przyjacielem był Danny. Jak się o Archera troszczył i martwił, jak nalegał, by szukał jakiejkolwiek pomocy, jak mimo wszystko przy nim trwał, co na pewno nie było łatwe przy takiej depresji. Był taki strasznie pozytywny, praktycznie całkowite przeciwieństwo Archera, ale w ich przyjaźni jakoś to zdało egzamin. Pewnie, miał swoje momenty, kiedy trochę za bardzo skupiał się na sobie, ale nie powiedziałabym, że był samolubny, po prostu dotknięty tym, że coś przed nim ukrywano. Ale i tak był wyrozumiały, a nie sądzę, że każdy by się z takim czymś pogodził.
A Mallory... on też swoje wycierpiał, choć to inny rodzaj żałoby niż u Archera. Ale niemniej jednak też kogoś stracił, też nie do końca żył, a po prostu egzystował. Dopiero gdy poznał młodszego od siebie Archera, choć jeszcze wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy, zaczął odnajdywać na nowo szczęście. I choć zwykle nie lubię za dużych różnic wieku między parą, to w tym wypadku mi to absolutnie nie przeszkadzało, a wręcz wkurzało mnie tak, jak Archera za każdym razem, gdy Mallory tak się tej różnicy czepiał.
Uwielbiałam to, jak powoli nawiązywała się między nimi więź. Czy to wspólne posiłki, czy słuchanie muzyki czy nawet milczenie, ale w swoim towarzystwie... I przez ten cały czas nie poczułam, by Archer choć raz pomyślał o nim jak o kimś podobnym do ojca ze względu na jego wiek, albo Mallory uważał Archera za dziecko, którym przecież już nie był. Nie rzucili się od razu na siebie, zaczęli powoli, od przyjaźni, odnaleźli w sobie wsparcie, Mallory tak mu pomógł po tym, co mu się przydarzyło, a dopiero później nawiązało się z tego coś więcej... i to mi się tak bardzo podobało.
No i fajnie, że historia jest opowiedziana z dwóch perspektyw – pierwsza część książki oczami Archera, a druga Mallory’ego. I choć nie przepadam za dużym przeskokiem w latach w książkach po jakichś wydarzeniach, to tutaj to jednak pasowało. Mallory musiał zdać sobie z czegoś sprawę.
A zakończenie jest absolutnie idealne i ogólnie niczego bym w tej książce nie zmieniła. Historia mnie porwała, trafia do ulubionych, ukochanych i na pewno jeszcze po nią sięgnę.