Liga sprawiedliwości i Amerykańskie Stowarzyszenie Sprawiedliwości spotykają się żeby spędzić razem święto dziękczynienia i zacieśnić więzi. W wyniku spisku kilkoro bohaterów zostaje opętanych i wprowadzają na świecie anarchię. Pozostali członkowie obu drużyn zostają uwięzieni.
Mnóstwo świetnych postaci, początkowo dość ciekawa fabuła, która jednak z biegiem czasu zaczyna się plątać. Finalnie fajny, dość prosty komiks z ciekawą obsadą.
JSA czyli Amerykańskie Stowarzyszenie Sprawiedliwości było pierwszą oficjalną drużyną superbohaterów w historii. Parokrotnie łączyli siły z Ligą Sprawiedliwości. Czy zatem spotkanie obu zespołów w tym tomie wyróżnia się w jakikolwiek sposób?
Trwa kolejne doroczne oficjalne spotkanie Ligi Sprawiedliwości z Amerykańskim Stowarzyszeniem Sprawiedliwości. Jednakże zostaje przerwane przez atak doktora Bedlama, superłotra z planety Apokolips. Niedługo po tym część superbohaterów zaczyna się dziwnie zachowywać.
Najlepsze w tym komiksie są interakcje między bohaterami. Ich dialogi i przekomarzania są często zabawne. Trochę bardziej sztywno robi się, kiedy już superherosi zaczynają walczyć z zagrożeniami. Jednakże nawet wtedy bohaterowie wpadają na oryginalne pomysły i potrafią całkiem kreatywnie wykorzystać zdolności swoich towarzyszy.
Fabuła jest bardzo sztampowa. Jest to historia jakich wiele o kontroli umysłów. Łatwo można się domyślić przebiegu zdarzeń.
Dużym rozczarowaniem okazują się czarne charaktery. Jeden z nich jest bardzo klasycznym łotrem o dosyć nudnej motywacji. Drugiego kojarzyłem tylko z Nowego DC Comics i na początku wydał mi się intrygujący, ale szybko stał się banalny.
Rysunki Carlosa Pacheco są bardzo „przezroczyste”. Nie ma tutaj nic naprawdę godnego uwagi, ale jednocześnie nie można się do niczego przyczepić. Być może czasami było mało dynamicznie.
Pierwszym dodatkowym zeszytem w tomie jest „Justice League of America” #21 z 1963 r. opowiadający o pierwszym spotkaniu Ligi Sprawiedliwości i Amerykańskiego Stowarzyszenia Sprawiedliwości. Tak naprawdę jednak ten tom skupia się na superłotrach z dwóch światów. Zostałem pozytywnie zaskoczony tym komiksem – superzłodzieje okazują się zaskakująco kompetentni i rozsądni. W komiksie są wprawdzie pewne kiczowate elementy, ale nie czułem aż tak dużo naiwności. Wielka szkoda, że historia urywa się w najciekawszy momencie i nie został w tym wydaniu opublikowany zeszyt stanowiący bezpośrednią kontynuację.
Drugą dodatkową opowieścią jest geneza Doktora Fate’a z 1940 r. Niestety pomimo scenografii rodem ze starożytnego Egiptu i nadnaturalnym zagrożeniem historia nie jest zbyt ciekawa podobnie jak sam główny bohater.
Tytułowa historia w tym tomie jest maksymalnie przeciętna zarówno scenariuszowo, jak i rysunkowo. Tom ten mogę polecić głównie najzagorzalszym miłośnikom obu drużyn. Już dodatkowy zeszyt z 1963 r. był bardziej interesujący.