Jesteśmy społecznością, która kocha książki

Jean Van Hamme jest w Polsce najbardziej znany ze scenariuszy do serii „Thorgal”, „XIII” czy „Largo Winch”. W 2001 r. rozpoczął pisanie sensacyjnej serii „Wayne Shelton”, która doczekała się trzynastu tomów, z których ostatni ukazał się w 2017 r. Po polsku w 2003 r. wydawnictwo Egmont wydało jedynie dwa pierwsze tomy cyklu. Czy warto się zainteresować tą rozgrzebaną serią? Tytułowy bohater jest weteranem wojny w Wietnamie, który obecnie pracuje jako najemnik. W tym tomie zostaje wynajęty przez międzynarodową firmę, aby uwolnił ich kierowcę z więzienia na Bliskim Wschodzie. Wayne postanawia w tym celu odpowiednio się przygotować. Już na pierwszy rzut oka widać, że fabuła nie jest zbyt oryginalna. Jest to typowa historia sensacyjna czerpiąca garściami z bardzo wyświechtanych elementów. Przy czym jednak umiejętnie balansuje się tu między scenami akcji, a spokojniejszymi momentami, przez co czytelnik nie czuje się znudzony. Ten tom to przede wszystkim przygotowanie do misji, więc o znużenie czytelnika nie było tu trudno. Wayne Shelton zbiera tutaj grupę barwnych indywiduów, z których każdy dysponuje unikalnymi zdolnościami. Sceny wprowadzające poszczególnych członków ekipy potrafią być bardzo zabawne, a czytelnik może się z nimi zżyć. Za warstwę graficzną odpowiada tu Christian Denayer. Jego kreska przypomina bardzo rysunki Philippe’a Francqa z serii „Largo Winch”. U obu mężczyźni reprezentują różnorodny typ urody, ale za to kobiety są atrakcyjne – być może jest to jednak element konwencji w stylu filmów o Jamesie Bondzie. Jest to bardzo dobry początek nowej serii, który potrafi zachęcić czytelnika do śledzenia bohaterów. Wykorzystuje znane motywy, ale robi to w bardzo sprawny sposób. Mam nadzieję, że drugi tom mnie nie rozczaruje.