Najnowsze artykuły
Artykuły
Czytamy w weekendLubimyCzytać276Artykuły
Świąteczny prezentownik, czyli pomysł na prezent. Kryminały i fantastykaLubimyCzytać4Artykuły
Prezent dla miłośnika książek: gadżety na święta (i nie tylko)Anna Sierant21Artykuły
Wielki Test o Czytaniu w TVP. Pytania o Kicię Kocię, Jólabókaflóðið i Bibliotekę Końca ŚwiataEwa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Khary Randolph

7
7,0/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,0/10średnia ocena książek autora
61 przeczytało książki autora
18 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Wojna Robinów Steve Pugh 
6,2

Komiks superbohaterski od dawien dawna żyje wielkimi eventami. Często mają one na celu uporządkowanie wydarzeń i ponowne poskładanie świata przedstawionego, ale czasami dochodzi do tego zmiana status quo w danym uniwersum. Te specjalne tytuły to świetna okazja dla scenarzystów, by nieco namieszać w dobrze znanych realiach, pozostawić swój ślad i zostać zapamiętanym przez fanów. Dzięki pewnym manewrom twórcą, wobec którego nie można być obojętnym, jest na przykład Scott Snyder. On prowadzi akurat główną serię „Batman”, ale opowieści, które snuje na jej łamach, rzutują na inne bat-tytuły. Jednym z nich jest „Wojna Robinów”, która również ma potencjał ku temu, by zostać zapamiętaną.
Po tym jak Bruce Wayne zostaje wyłączony z gry, w Gotham City zachodzą wielkie zmiany. Miasto od niedawna ma nowego obrońcę, jednak jego działania podlegają sporym ograniczeniom ze strony urzędników. W metropolii powstaje nowy ruch, inspirowany postacią pomocnika Nietoperza. Wielu młodych Robinów wyrusza na ulice, by strzec porządku i wymierzać sprawiedliwość na własną rękę. Nie wszystko idzie jednak tak, jak powinno. Dochodzi do tragicznego wypadku, w którym udział bierze jeden ze samozwańczych herosów. Ginie policjant, a nastolatkowie ze znakiem „R” zostają wyjęci spod prawa. W tej sytuacji do Gotham wracają oryginalni Robinowie. I okazuje się, że nie wrócili na darmo, ponieważ szybko wychodzi na jaw, że wydarzeniami steruje pewna złowieszcza organizacja, której członkowie skrywają swoje oblicza za sowimi maskami.
Jak wskazuje sam tytuł, głównymi postaciami w tym tomie są Robinowie. Poza tymi oryginalnymi, maski zakłada też wielu nastolatków, którym nie do końca podoba się obecna sytuacja w Gotham. Sam pomysł na ruch społeczny inspirowany konkretnym bohaterem nie jest, rzecz jasna, nowy, ale tu jego członkowie są kluczowym elementem fabuły. W tym kontekście niezwykle istotnym było wykreowanie przynajmniej jednego, dwóch naśladowców, którzy charyzmą dorównywaliby pierwowzorom. Twórcom ta sztuka udała się jedynie po części. Na pierwszy plan wybija się właściwie tylko jeden bohater, Duke Thomas (choć to nie w „Wojnie Robinów” debiutował). Na szczęście to postać, która zapada w pamięć – ten młody mężczyzna cechuje się charyzmą wystarczającą do tego, by zostać liderem setek innych samozwańców. Jest inteligentny, wykazuje się opanowaniem i cierpliwością, ale gdy trzeba, potrafi walczyć do ostatnich sił w sprawie, którą uważa za fundamentalną. To bohater, który może jeszcze odcisnąć piętno na uniwersum.
A jak sytuacja ma się z tymi, którzy maskę Robina zakładali oficjalnie? Jest podobnie jak zazwyczaj, czyli raczej nie odnotujemy tu znaczących zmian w wizerunkach poszczególnych bohaterów. Jason Todd nadal bywa narwany i niekonwencjonalny, Damian Wayne wciąż kipi gniewem i wydaje się bardzo zarozumiały, Tim Drake jest sprytnym mózgowcem, a Dick Grayson stara się kierować głosem rozsądku i robić to, co będzie najlepsze dla wszystkich. Pomocnicy starego Batmana zostali zatem przedstawieni dosyć konwencjonalnie. Ciekawiej zaczyna się robić, gdy na scenę wkracza Trybunał Sów, bowiem członkowie stowarzyszenia mają plany odnośnie do Robinów. Przez większą część tomu są owiane mgiełką tajemnicy, ale niektóre pomysły scenarzystów, zwłaszcza te związane z rozwiązaniem całej intrygi, robią wrażenie i rzutują na bohaterów.
Jak przystało na całkiem spore komiksowe wydarzenie, nie brakuje w „Wojnie Robinów” wątków niepotrzebnych, nie najlepiej poprowadzonych bądź zbyt szybko uciętych. Niestety fakt, że zamieszczone tu zeszyty ukazywały się na łamach różnych serii, wyraźnie robi swoje, miejscami widoczne jest duże rozstrzelenie w wydźwięku kolejnych rozdziałów, najczęściej uzasadnione tym, że trzeba było połączyć fabułę trwającego eventu z wątkami toczącymi się w danym cyklu. Czytając komiksy tego typu, trzeba jednak przyjąć, że takie rzeczy będą miały miejsce, ponieważ często są zwyczajnie niemożliwe do uniknięcia. W przypadku „Wojny Robinów” odchudzenie całości o kilkadziesiąt stron nie przyniosłoby podstawowej osi fabularnej najmniejszego uszczerbku. Najważniejsze jednak, że główna historia jest tu naprawdę satysfakcjonująca.
Warstwa graficzna „Wojny Robinów” jest wyjątkowo różnorodna. Taki stan rzeczy nie może dziwić, zważywszy na fakt, że pracowało nad nią łącznie dwudziestu (!) rysowników. Nie da się niestety ukryć, że stanowi to pewien problem omawianego tytułu, rozstrzelenie stylistyczne jest bowiem bardzo duże, co w pewnym stopniu utrudnia lekturę. Mamy tu fragmenty rysowane całkiem realistycznie, ale są też strony wybitnie cartoonowe. Brak spójności po jakimś czasie zaczyna nieco irytować. To zresztą problem widoczny przy wielu większych konceptach, często brakuje w nich zwartości, myśli przewodniej i ujednolicenia grafiki, jeśli nad danym tytułem pracuje kilku rysowników. I dokładnie tak jest w tym przypadku.
„Wojna Robinów” to projekt bardzo dobrze wpisujący się w realia dzisiejszego komiksu superbohaterskiego – jest dynamicznie, kolorowo i bez większych przestojów. Autorzy zadbali o to, by czytelnik nie miał czasu na nudę. Akcja toczy się tu bardzo szybko, a zaprezentowana historia niesie ze sobą kilka zaskoczeń, z których jedno może się okazać naprawdę istotne dla przyszłych losów bat-rodziny. Nikt, kto dobrze bawił się podczas lektury innych komiksów wydanych w ramach „Nowego DC Comics”, nie powinien być „Wojną Robinów” zawiedziony. To bardzo przyjemna rozrywka.
Recenzja do przeczytania także na moim blogu - https://zlapany.blogspot.com/2017/07/wojna-robinow-recenzja.html
oraz na łamach serwisu Szortal - http://szortal.com/node/12398
Wojna Robinów Steve Pugh 
6,2

WOJNA Z ROBINAMI
Jeżeli podobali się Wam „Wieczni Batman i Robin”, „Wojna Robinów” to album dla Was. Bohaterowie noszący symbol „R” na piersi znów muszą zjednoczyć siły by zmierzyć się z problemami sięgającymi o wiele głębiej, niż mogliby sądzić. A wszystko to oczywiście mocno osadzone w wydarzeniach batmanowych serii wydawanych w ramach New 52.
Robinów przybyło. Coraz więcej młodych ludzi wdziewa kostiumy i zakłada maski i staje do walki ze zbrodnią. Sytuacja jednak ulega drastyczne przemianie, kiedy podczas jednej z akcji ich członka śmierć ponosi zarówno policjant, jak i przestępca, który chciał okraść sklep monopolowy. Zdarzenie to wywołuje medialną i społeczną dyskusję, a także falę nienawiści w stosunku do samozwańczych, dziecięcych herosów. Radna Noctua doprowadza do przegłosowania ustawy potocznie zwanej Prawem Robina, która nakazuje aresztowania wszelkich zamaskowanych bądź noszących symbol „R” osób, przy użyciu wszystkich dostępnych środków. Nikt nie ma pojęcia, że działa ona dla Trybunału Sów, a Wojna Robinów wywołana została z ich inicjatywy. Tymczasem na zamaskowanych młodych ludzi zaczyna się polowanie. Robini spotykaj się, żeby podjąć decyzję co w tej sytuacji zrobić, a wieści o tym, co dzieje się w Gotham docierają do przebywających poza miastem Jasona Todda, Dicka Graysona, Tima Drake’a i Damiana Wayne’a. Dawni pomocnicy Batmana dołączają do wojny, nieświadomi do czego to wszystko zmierza…
„Batman” bez Batmana nie jest już tym samym. A właściwie nie bez Batmana, bo ten wciąż jest obecny na łamach poświęconych mu serii, a bez Bruce’a Wayne’a wcielającego się w tę rolę. Nie mniej Jim Gordon w głównej serii, jak i młodsi pomocnicy Nietoperza w tytułach pobocznych godnie kontynuują jego spuściznę, a opowieści zyskały dzięki temu odrobinę świeżości. I chociaż Bruce powraca co i raz w retrospekcjach (i nie tylko),jego brak jest odczuwalny, a porzucenie krucjaty bardziej przekonujące, niż to miało miejsce choćby w „Batman R.I.P.”. Wracając jednak do „Wojny Robinów” jest to całkiem ciekawa i sprawnie poprowadzona opowieść o kolejnym kryzysie w Gotham. Konsekwencje „śmierci” Batmana głośnym echem odbijają się wśród ulic miasta, które dość już ma samozwańczych bohaterów. Tylko co się tak naprawdę za tym wszystkim kryje? Pytania tego typu zawsze intrygują, nie inaczej jest także i tym razem.
Od strony graficznej „Wojna…” jest albumem bardzo różnorodnym. Najlepiej wypadają zeszyty utrzymane w realistycznym stylu, za rysunki których odpowiadają choćby Ian Churchill, Mikel Janín czy Javier Fernández, najmniej przekonały mnie ilustracje Adama Archera. Owszem, są urocze, nie mniej ich cartoonowy wygląd (przypominają animowane teledyski Gorillaz) kłoci się nieco z powagą całości albumu – ale nie z tonem zeszytu, który jest lżejszy od pozostałych i potraktowany mniej serio. Ogół „Wojny Robinów” prezentuje się jednak bardzo przyjemnie i miłośnicy współczesnych batmanowych serii wydawanych w ramach New 52 będą zadowoleni. Polecam więc ten album ich uwadze.
Recenzja opublikowana na moim blogu http://ksiazkarnia.blog.pl/2017/05/31/wojna-robinow-rozni-artysci/