Po lekturze pierwowzoru jeszcze bardziej doceniam serialową adaptację. Komiks przypomina mi wyzute z emocji opracowanie Grega. Jasne, taki pewnie był zamysł autora - minimalizm i surowość plansz mają oddawać anhedonię głównego bohatera. Zabieg pomysłowy - to się, bez dwóch zdań, udało. Ale poza tym jednym sprytnym mykiem, mam wrażenie, nie ma tu zbytnio czego więcej szukać. Gdybym nie znał adaptacji, po lekturze pewnie bym się zapytał, po co i dla kogo to w ogóle powstało. Ale że adaptację znam (i cenię) - zastanawiam się teraz, jakim geniuszem musiał być człowiek, który dostrzegł w tym potencjał i który z takiej błahostki potrafił zrobić tak dobry serial.
instagram.com/polishpopkulture
Proste rysunki, krótkie sceny, minimalizm
Jestem fanką serialu "The end of the fucking world", więc jak tylko zobaczyłam w księgarni komiks, to od razu go kupiłam i nie zaglądałam do środka. Niestety tego typu komiksy to nie mój klimat, więc moja ocena nie jest zbyt obiektywna. Mogę za to stwierdzić, że jeszcze bardziej doceniłam serial. Czytając komiks, nie czułam żadnych emocji. Nie przywiązałam się do bohaterów, nie dopingowałam ich ani nie negowałam ich zachowań. Wydaje mi się, że moje odczucia powinny być zupełnie inne, stąd moja dość niska ocena.