Ja, Ozzy. Autobiografia Ozzy Osbourne 8,2

ocenił(a) na 101 rok temu Black Sabbath i Ozzy zawsze towarzyszyli mi w moim muzycznym życiu, ale że nie ogarnęłam tej biografii wcześniej to wstyd i poniżenie. Łooo matulo, jak ja przez tę książkę przeleciałam, to było tak fantastyczne, że nie chciałam aby się kończylo. Ta książka ma tak wiele zabawnych i dziwnych historii, tak wiele odkrywa o samym Ozzy'm, jego rodzinie i współpracownikach, tak bardzo przesiąknięta jest wszelkimi używkami, że głowa się fajczy. To wszystko zebrane do kupy, tworzy tak naprawdę cholernie tragiczny obraz, nie ukrywajmy, jednej z największych gwiazd rocka. Lubię szczere i nieprzesadzone biografie, jeżeli na początku książki dostaję tekst: "Przeczytacie tu tylko to, co wycisnąłem z galarety, którą nazywam mózgiem, gdy próbowałem odtworzyć historię swojego życia", to wiedziałam i czułam, że przeżyję z Ozzy'm to wszystko jeszcze raz. Najbardziej podobało mi się to, że Ozzy nie próbował się wybielać, nie próbował robić z siebie inteligenta, którym zdecydowanie nie jest. Miałam wrażenie, że staruszek Ozzy, polał mi kielicha, zapaliliśmy papieroska, a on mi opowiadał jak kumplowi, historię swojego życia. Okazało się także, że Ozzy podobnie do mnie, dostaje białej gorączki jak ktoś nazywa jego i jemu podobnych muzyków: antychrystami czy satanistami, a ich muzyki słuchają tylko i wyłącznie szatańskie pomioty, bo przecież według wielu inteligentów o tym śpiewają! To ja, sługa szatana, powiem tylko tyle, że takie osóbki powinny poćwiczyć słuchanie ze zrozumieniem i interpretację utworów...A jak nie wyjdzie, to oznacza, że to po prostu: DEBILIZM WRODZONY. Książkę polecam każdemu, nie trzeba być fanem. Facet stawał na szczycie milion razy, dwa miliony z niego spadał.