Batman - Detective Comics: Wieczni Batmani Eddy Barrows 6,8

ocenił(a) na 63 lata temu Zaczynał pod okiem Scotta Snydera, uczestnicząc w prowadzonych przez niego kursach kreatywnego pisania. Jakiś czas później został scenarzystą najstarszego bat-tytułu i jednym z najciekawszych autorów piszących dla wydawnictwa DC Comics. James Tynion IV, bo to o nim mowa, jest na tę chwilę twórcą świadomym, a dowodzone przez niego „Detective Comics” na przestrzeni siedmiu albumów zbiorczych utrzymywało równy, całkiem wysoki poziom. Teraz przyszedł jednak czas na małe pożegnanie – „Wieczni Batmani” to ostatnia odsłona serii pisana przez Tyniona IV, choć on sam nie znika z krajobrazu DC.
Batman i członkowie dowodzonej przez niego drużyny muszą zdecydować, jak postąpić z Batwoman, której działania doprowadziły do śmierci Clayface’a. Podczas gdy herosi zastanawiają się nad jej przyszłością, nad Gotham nadciąga niebezpieczeństwo. Jeden z dawnych mózgów Kolonii, obecnie wolny strzelec, chce wykorzystać zhackowane przez siebie systemy, by zmienić Red Robina i stworzony przez niego system obronny w broń masowego rażenia.
Tynion IV wraz ze Scottem Snyderem wprowadzili na arenę wydarzeń kilkoro dodatkowych postaci, znacząco poszerzając świat przedstawiony. Czy była to dobra decyzja? Na dwoje babka wróżyła – z jednej strony zrobiło to z batmanowych komiksów zwykłe drużynówki, co zmieniło oryginalny charakter chociażby „Detective Comics”, które już prawie w ogóle nie prezentuje umiejętności śledczych głównego bohatera. Z drugiej strony jednak postawienie na konwencję „team-up” dało możliwość pokazania konfliktu charakterów. Do tego potrzeba sprawnego scenarzysty i wydaje się, że Tynion IV takowym jest. Umiejętnie rozgrywa napięcia między postaciami, co pozwala czytelnikowi bardziej wciągnąć się w wir akcji.
Skoro już o akcji mowa, ta toczy się w charakterystycznym dla dzisiejszego komiksu trykociarskiego tempie – jest szybka. Równocześnie wydarzenia mają logiczny ciąg i konsekwentnie budują większy, trzeba przyznać dość efektowny obraz. Bo jakkolwiek tym razem zagrożenie dotyczy przede wszystkim Gotham, to i tak jest spektakularne. Swoją drogą, na miejscu mieszkańców tego posępnego miasta dawno poszukałbym najtańszego lokum gdziekolwiek indziej – ciągłe ryzyko utraty dachu nad głową musi być mocno obciążające dla zdrowia psychicznego. Ale wracając do meritum, fabuła jest sensownie poskładana, ale widać, że to fragment większej całości. Tynion IV kilkukrotnie odwołuje się do wcześniejszych wydarzeń, co sprawia, że nie możemy tego tomu traktować do końca jako osobnej całości. Bo chociaż album zawiera opowieść, którą od biedy możemy nazwać zamkniętą, to ogólny obraz wydaje się zbyt zagmatwany i żeby w pełni cieszyć się lekturą, należałoby znać tomy od pierwszego do szóstego.
Główną zaletą wizji Tyniona IV jest to, że autor ma dobrą rękę do postaci. Widać to na przykład w rozwinięciu wątku Orphan, która pod batutą Amerykanina stała się kimś znacznie bardziej interesującym niż tylko wyzwoloną młodocianą zabójczynią, jaką widzieliśmy na początku, gdy dopiero pojawiła się w bat-uniwersum. Nadano jej głębię i jest to naprawdę odczuwalne. Dobre wrażenie sprawia też główny antagonista. Niejaki Ulysses Armstrong jest dość wiarygodny, w dodatku na znacznej przestrzeni albumu autor unika przerysowania tej postaci. Nie staje się ona groteskowym „złolem”, jak to często ma miejsce z przeciwnikami herosów. Ciekawie wykorzystano tu motyw lęków i oczekiwań kolejnych bohaterów w stosunku do samych siebie, a Tynion IV zadaje pytanie czy zbyt wysokie wymagania nie przynoszą czasem efektów odwrotnych od tych zamierzonych.
Rysunki stoją w „Wiecznych Batmanach” na przyzwoitym poziomie. Artyści pracujący przy tym tytule są znani z komiksów DC wydanych niedawno w Polsce, nic więc dziwnego, że co jakiś czas podczas czytania ma się wrażenie powtórki z rozrywki. Ale trzeba też przyznać, że okazuje się to powtórka całkiem miła, bo wszyscy graficy są po prostu fachurami. Warstwa graficzna jest zatem efektowna oraz bardzo dynamicznie skadrowana. Jednym słowem – profeska.
Podsumowując „Wiecznych Batmanów”, nie można nie podsumować całej kadencji Jamesa Tyniona IV na stanowisku scenarzysty „Detective Comics”. Ta okazała się zaskakująco udana i pokuszę się o opinię (być może dość kontrowersyjną),że na tę chwilę twórca jest w zdecydowanie wyższej formie niż Snyder – jego historie są angażujące i widać, że miał pomysł na cały swój run, bo końcówka spina całość widoczną klamrą. Teraz pozostaje czekać, aż Amerykanin otrzyma od DC Comics kolejną serię do prowadzenia albo opublikuje coś poza wydawnictwem, bo jest już autorem świadomym i z przyjemnością sprawdzę, jakie inne opowieści siedzą w jego głowie.
Recenzja do przeczytania także na moim blogu - https://zlapany.blogspot.com/2020/04/batman-detective-comics-odrodzenie-tom.html
oraz na facebookowym profilu serwisu Szortal (wpis z 10. 02. 2020) - https://www.facebook.com/Szortal/posts/3027072970648743?__tn__=K-R