Colin Barrett urodził się w 1982 roku, dorastał w irlandzkim hrabstwie Mayo. Debiutancki zbiór „Młode skóry” uhonorowano trzema prestiżowymi nagrodami literackimi: Guardian First Book Award 2014, Rooney Prize oraz nagrodą im. Franka O'Connora (Barrett jest jej najmłodszym laureatem, a otrzymali ją także Haruki Murakami i Miranda July oraz gwiazdy światowego opowiadania: Yiyun Li i Jhumpa Lahiri). Opowiadania Barrettta ukazały się m.in. w „The Stinging Fly”, „A Public Space”, „Five Dials” i „The New Yorker”.
Surowe i mocne, piękne i poruszające. Kilka obrazków z życia młodych ludzi, kryminalna historia w charakterystycznym dla twórców z Wysp Brytyjskich stylu, którą mógłby sfilmować zarówno Mike Leigh, jak i Guy Ritchie (a najlepiej obydwaj, bo można tu odnaleźć charakterystyczne cechy twórczości jednego i drugiego),europejska odpowiedź na prozę Charlesa Bukowskiego oraz fenomenalna pubowo-cmentarna miniatura której nie powstydziłby się wielki Conor McPherson.
7 obrazków z życia prowincjonalnej Irlandii, krainy beznadziei, picia, by o niej zapomnieć i rozpaczliwych próbach uratowania czegokolwiek z tego, co zwykło nazywać się szczęściem.
Aż trudno uwierzyć, że proza tej klasy, gdzie każde słowo uderza w nas z siłą tarana, wyszła spod pióra 24-latka. „Młode skory” to literacki debiut Colina Barretta i – wszystko na to wskazuje – narodziny jednego z największych pisarzy kilku najbliższych dekad.
Proza, która nikogo nie pozostawi obojętnym.
Największa literacka niespodzianka ostatnich lat.
Nie byliście w mojej miejscowości, ale znacie inne z tej samej sztancy. Zjazd z drogi krajowej, strefa przemysłowa, pięciosalowy Cineplex, stulecie pubów upchane na jednej mili kwadratowej, w granicach miasta. Niedaleko do Atlantyku, niedaleko do gruzłowatej szczęki wybrzeża i półwyspów rojących się od mew. W letnie wieczory na pachnących obornikiem pastwiskach satelickich parafii krowy, niewzruszone niczym mistrzowie zen, unoszą łby i wsłuchują się w wycie V8 ścigaczy, którymi młode chłopaki rozbijają się po bocznych drogach.
Ta miejscowość to fikcyjne Glanbeigh na zachodnim wybrzeżu Irlandii. Całkiem spore miasto, w którym nic ciekawego się nie dzieje. Bohaterowie „Młodych skór”, także ci starsi, przypominają chłopców ze starej piosenki zespołu Myslovitz – wieczorami wychodzą na ulicę i szukają czegoś, co wypełni im czas. Oni również palą skręty, rozrabiają i uganiają się za dziewczynami, które ich nie chcą.
Colin Barrett (ur. 1982) kapitalnie oddał atmosferę marazmu i beznadziei, wybierając na bohaterów swoich opowiadań osobników po przejściach, bez aspiracji i bez perspektyw na jakąkolwiek odmianę w życiu. Bramkarz z knajpy, barman, sprzedawca ze stacji paliw od rzeczywistości uciekają, szkolny wuefista i były bokser próbują ją zmienić, niestety z marnym skutkiem. Trudno jest wytrzymać we własnej skórze, zwłaszcza w zapomnianym przez wszystkich Glanbeigh. Między wierszami da się wyczytać, że taka jest po prostu Irlandia.
W „Młodych skórach” zwraca uwagę dojrzały styl. Barrett pisze o swoich postaciach jednocześnie ze zrozumieniem i z szorstkością, a to trudne połączenie. Swobodnie posługuje się poetycką metaforą, ale potrafi też od czasu do czasu zaaplikować czytelnikowi dawkę okrucieństwa . To jest pełnokrwista, bliska życiu proza, wyjątkowo dobra jak na debiut. Ciekawi mnie bardzo, jak rozwinie się talent Barretta.
http://czytankianki.blogspot.com/2015/11/mode-skory.html