Wolverine i X-Men: Cyrk przybył do miasta Jason Aaron 6,2
ocenił(a) na 107 lata temu Rzeczywistość MARVELA to macierz niesamowitego Uniwersum, pełnego multum superbohaterów i ich antagonistów, zaczerpniętych nie tylko ze świata Science Fiction, ale także z Fantastyki, Horroru czy thrillera i brutalnej akcji. Komiksowy świat niegdyś małej organizacji, teraz już niemalże Korporacji, w dzisiejszych czasach sięga poza obręb zeszytów pełnych rysunkowych, barwnych opowieści. Marvel poprzez swoje coraz bardziej rozpoznawalne komiksowe sylwetki: Kapitana Ameryki, Spider-Mana, Thora, Hulka i innych zaczął wprost przesiąkać do świata filmów, animacji, po prostu mediów i różnego rodzaju przemysłu. Dziedzictwo legend: Stana Lee i Jacka Kirby’ego było jest i będzie towarzyszyć przyszłym geekom, nerdom i fanom herosów o nadludzkich mocach i zawsze depczącym im po piętach łotrom. Jednym z naprawdę ,,wielu do potęgi entej” przykładów marvelowskiego zdominowania współczesnej popkultury jest serial animowany: ,,Wolverine and the X-men”, w którym Logan aka ,,Rosomak” sprawował pieczę nad Szkołą dla Wybitnie Uzdolnionych Mutantów, i to w zastępstwie za prof. Charlesa Xaviera, który jak się okazało już w początkach serialu, w pierwszym odcinku zapadł w śpiączkę wywołaną tajemniczym atakiem psycho-kinetycznym. W tym ogólnym skrócie 26-odcinkowej serii można się dopatrzyć znamion nietypowości i wyjątkowości jeśli chodzi o styl animacji i wersję jednej z historii noszących w sobie gen „X” mutantów. Produkcja ta powstała we współpracy z Marvel Studios i została zaprezentowana i wypuszczona w 2008r. Po jej obejrzeniu, momentalnie moją uwagę przykuł komiks o podobnym co do jej nazwy tytule: „Wolverine and the X-Men: Cyrk przybył do miasta – tom 1”, który nie ma nic wspólnego z wydarzeniami z telewizyjnej serii. Mimo to, jak najbardziej pozytywna opinia o serialu, jego nazwa i zamiłowanie do świata X-menów, skłoniły mnie do spędzenia przyjemnych i długich chwil przy tym zeszycie.
Komiksowe ekranizacje Marvela: seriale czy filmy, a zwłaszcza te spod znaku "Marvel Cinematic Universe" mają cudowne graficzne intro. Kilka sekund po rozpoczęciu się każdego takiego dzieła, obraz chwilowo robi się czerwony, po czym zaczynają pojawiać się migawki różnych kolorowych kształtów. To nic innego jak widok przekartkowywanego komiksu, jakby każda jego kolejna wyświetlana na krótko strona była inną historią, a to dowodzi ogromu zakresu, różnorodności i potęgi świata Marvela. Z wydaniem ,,Cyrk przybył do Miasta” jest podobnie, lecz po raz pierwszy w swojej komiksowej karierze miałem do czynienia z wydarzeniami, w których pierwsze skrzypce grały istoty zaczerpnięte z klimatycznego horroru: Potwór Frankensteina, korzystająca z czarnej magii Darkhold: wiedźma Calcabrina z Krętej Ścieżki oraz Zombie Klauny, które wg. „Bestii”: Hanka McCoy’a są nieumarłymi klasy E – ektoplazmatycznymi istotami ze stygijskich wymiarów.
Pierwszy tom ,,Wolverine and the X-men” zaczyna kształtować się dość nietypowo. Po otwarciu wydania, już druga jego strona zawiera zestawienie głównych postaci: ich imiona, pseudonimy wraz z graficznym przedstawieniem, które wystąpią w tej części. Świetne posunięcie, gdyż pomaga to czytelnikowi bardziej zapamiętać komiks, jego wydarzenia i poszczególne sylwetki. Równe istotne jest przypomnienie od twórców tego zeszytu i całej serii : co spowodowało, że patronem Wyższej Szkoły dla mutantów była Jean Grey, a Logan obok Kitty Pryde stał się jej ,,pazurzastym” dyrektorem.
Można by powiedzieć, że potem - ale tylko do pewnego momentu - w stosunku do całego komiksu zaczyna się robić wyjątkowo humorzaście. Placówce, w której kształcą się wybitnie uzdolnieni mutanci brakuje nauczycieli. Panna Pryde – obdarzona mocą przenikania przez dowolne ciała stałe, postanawia przeprowadzić casting, który wg. niej musi wyłonić nowego członka grona pedagogicznego szkoły. To nieprawdopodobne, jak duża ilość postaci z Uniwersum Marvela zjawia się na przesłuchaniu. Obecni są: bardzo upierdliwy, wpychający się w kolejkę Deadpool, Blade, Ghost Rider, Firestar, Fat Cobra, Deathlok, Longshot z Mojoverse, Hellstorm, Sasquatch, Doktor Nemesis i inni. Nikt nie spełnia oczekiwań Głowy Instytutu, lecz tak jest do czasu, gdy zjawia się Ororo Munroe aka ,,Storm” . Casting zostaje zamknięty, a dawna przyjaciółka i uczennica prof. Charlesa Xaviera uzupełnia braki szkoły o kolejną sylwetkę nauczyciela. W międzyczasie poznajemy jak barwne i obfite w różne dziwactwa życie uczniów ma placówka edukacyjna im. Jean Grey. „Międzywymiarowe gobliny”, najeźdźcy z kosmosu, masa łotrów z supermocami to codzienność, z którą co najważniejsze dają sobie radę wszyscy stali bywalcy szkoły.
Wydarzenia z ,,Cyrk przybył do miasta” należy podzielić na kilka wątków, które rozgrywają się równocześnie. Pierwszy – który m.in. będzie kontynuowany w następnych tomach - jest zamknięty głównie wokół uczniów tej nietypowej Akademii, i którego początek miał miejsce przed rozpoczęciem tego otwierającego cykl komiksu. Broo – jeden ze studentów, który w wyniku zasadzki "Hellfire Club" zapadł w śpiączkę, jest teraz obiektem starań ze strony nauczycieli i ich adeptów, starań które mają doprowadzić do wybudzenia nieziemskiego ucznia z tego stanu. Szkoła nie jak każda inna, musi poradzić sobie z kolejnym problemem. Po castingu dyrektorki Pryde studenci zauważają, że z terenu Instytutu nagle znika całe grono pedagogiczne. Quentin Quire – telepata, zwany inaczej ,,Kid Omega” wraz ze swoimi rówieśnikami trafia do ulokowanego w pobliżu Cyrku. Młodzież jest zupełnie przerażona i zaskoczona gdy widzi , że ich nauczyciele, jakby pod wpływem działania mistycznych mocy stali się atrakcją, członkami cyrkowej trupy. „Storm” jako ,,Windrider”, Hank jako Beastmaster czy nawet Wolverine jako „Klaun Revolto”? A czemu nie? Historia nie z tej beczki kończy się jednak dobrze. Doctor Strange i Szaman odzyskują zabrane przez wiedźmę dusze, a nauczyciele wracają do swoich prawdziwych tożsamości. Wszystkiemu winien był Baron Maximilian von Katzenelnbogen, ostatni z rodu Frankensteinów. To on skonstruował potwora, który zbierając „cyrk zombie” i korzystając z usług wiedźmy Calcabriny, przemierzał niezliczone połacie ziem i szukał członków rodu, który stworzył go takiego, kim w ogóle nie chciał się stać. Jego celem było wybicie w pień wszystkich żyjących „Frankensteinów”, a przede wszystkim swojego twórcę.
W komiksie warto zwrócić uwagę na bardzo żywe, pełne kolorów i dostosowanych wypełnieniami rysunki. W oczy rzuca się szczegółowe ukazanie emocji na twarzach postaci, a kwintesencją tego jest kreacja mrocznego wizerunku ,,potwora Frankensteina” – jego zlepionego z dziesiątek różnych części i zszytego w wielu punktach ciała i twarzy, z której szkarłatno-szkliste oczy biją chłodem i bezwzględną, zwierzęcą zemstą.
Mówiąc krótko: po ,,Thanos: Powstaje”,który niedawno przeczytałem, Jason Aaron i tym razem w ,,Wolverine and the X-men – Cyrk przybył do miasta – tom 1.”, wykonał kawał dobrej roboty. Napisał wspaniały scenariusz, którego w bardzo realistyczny sposób ubarwili rysownicy: Steve Sanders, Nick Bradshaw oraz David Lopez. Ten komiks jest świetną historią i masą informacji dla każdego fana Marvela. Z przyjemnością zasiądę do kolejnego tomu, który niebawem sobie zamówię, gdyż ciekawi mnie jakie konsekwencje pociągnie za sobą nagłe przebudzenie się Broo. Całościowo to może być intrygujący cykl przygód X-menów, a najbardziej ciekawi mnie to: co stanie się z wolnomularskim Hellfire Club i jego matactwami.