Brylanty Esther Singer Kreitman 7,6
ocenił(a) na 82 lata temu Przyznam Wam się do czegoś. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron gubiłam się w „Brylantach”, nie mogłam złapać rytmu, nie potrafiłam połapać się w bohaterach, rozpoznać kto jest kim i jakie powiązania łączą poszczególne osoby. Na szczęście trwało to krótko i jak już w mojej głowie wszystko się ułożyło, zanurzyłam się totalnie w historię i w atmosferę żydowskiej dzielnicy Antwerpii w przeddzień I wojny światowej. Poznajemy rodzinę Bermanów, ojca Gedaliasza handlarza brylantów, jego żonę Rachelę, syna Dawida szukającego swojego powołania, niepokorną córkę Jeanette i najmłodszego Jacques’a. I masę innych wspaniale wykreowanych postaci, kupców diamentów, handlarzy, szlifierzy, swatów, pomocy domowych, wszystkich odmalowanych jak żywo. Tak jak żywo odmalowana sama Atwerpia, czytając widziałam w myślach bardzo wyraźne obrazy, a nie zdarza mi się to wcale tak często podczas czytania powieści.
Czego tu nie ma? Są relacje rodzinne, perypetie, szemrane interesy, romanse, zdrady, związki i rozpady, a to wszystko na tle nadciągającej wojny, ucieczki do Londynu i osadzone w szerokim społecznym kontekście i żydowskości. I choć książka ta jest literacką fikcją to podobno jest mocno zakorzeniona w biografii autorki. A to co dla mnie jest niezwykle istotne to to, że zapomniana przez literaturę siostra Singerów, Ester mimo męskiego głównego bohatera „Brylantów” pokazuje w swojej powieści również perspektywę kobiecą (postać Jeanette - wspaniała!) tak bardzo niedocenianą kiedyś, tak bardzo potrzebną dziś. Czytajcie, zachwycajcie się.