Serce pełne skorpionów Wojciech Engelking 6,8

ocenił(a) na 846 tyg. temu Ta powieść to miska, do której wrzucono nastolatków, polityków, realia PRL-u i przyprawiono o intrygę.. Engelking zamieszał w misce łyżką, zamknął w piekarniku i co najważniejsze - wyszło smacznie.
Świat dorosłych i nastolatków oddziałuje na siebie w powieści, ale większość czasu zdają się odseparowanymi bytami. Jacek w przedostatniej klasie poznaje Ninę. Dziewczyna pochodząca z innego świata, bo aż z Leningradu długi czas funkcjonuje jako ,,nie z tej ligi”. Jest kimś, komu bardziej odpowiada towarzystwo studentów. Czego nie można mieć, tego bardziej się pożąda. Dlatego Jacek skrzętnie wykorzystuje wszystkie przedkładane mu pod nos przez los sytuacje. Obserwowanie tego daje dużą satysfakcję, bo wątki można sobie próbować łączyć wcześniej, niż zrobi to upływający w powieści czas. Autor bardzo odpowiedzialnie nie zostawia na koniec zbyt wielu wątków, które wymagałby jakiegoś rozwiązania. W bardzo przyjemny sposób fabuła znajduję swój koniec w ostatnim zdaniu.
O świecie jaki kreuje przed nami autor chciałbym powiedzieć dwie rzeczy. Zacznę od pierwszej, bo przecież nie od drugiej, wyraźnie widać, co Panu Engelkingowi gra w duszy, bo jednym z mocniej zaakcentowanych wątków jest klasizm. Obserwujemy losy tych dobrze urodzonych w nowych czasach, albo tych, którym wiatr historii wiał w plecy i są teraz na kierowniczych stanowiskach. Tu i ówdzie do tej socjalistycznej idylli przenikają postacie niższych klas i dzięki temu wyraźnie widać ,,Polskę dwóch prędkości” roku 1960. Można sobie porównać do dzisiaj. A drugą rzeczą wartą wspomnienia, zresztą powiązaną, jest precyzja kreowanego świata. Byłem jakoś po pierwszych stu stronach powieści, gdy na jednym ze spotkań towarzyskich, zobaczyłem kolegę ubranego w dżinsy Lee, pamiętając jak książkowy Jacek szpanował tymi spodniami, zwróciłem się do kolegi z luźną uwagą, że w latach 60’ większość patrzyłaby na jego ubiór z zazdrością i podziwem. Odparował, że na pewno nie, Lee to jest młoda firma i wtedy liczyły się tylko Wranglery. Wiedząc, że Wojciech Engelking lubuje się w dokładnym odwzorowywaniu faktów, zaufałem mu i zacząłem się kłócić, że Lee są starsze i bardziej prestiżowe. Poszedł zakład prawilnie przecięty przez trzecią osobę, a później szybki research sprawił, że byłem bogatszy o piwo. Myślę, że w podobnie można ufać w resztę przypadkowych faktów o życiu i Warszawie, jakie znajdujemy w książce.
Na koniec zostawiłem sobie zarzut. ,,Serce..” jest powieścią ze wszech miar poprawną narracyjnie. Mamy komplet zabiegów, z których zwykle autorzy korzystają, retrospekcje, futurospekcje, dzięki którym możemy domyślać się pewnych elementów zakończenia, ekspozycje świata oraz rozdziały przedstawiające perspektywy innych bohaterów. Jednak w porównaniu do ,,Człowieka znikąd” forma jest znacznie uboższa. Brak wymyślniejszych ornamentów, na które bardzo liczyłem i dzięki którym poprzednią powieść kartkowałem często wstecz, żeby znaleźć potwierdzenie swoich podejrzeń, albo poskładać przeplataną narrację w całość. Mniejszy epickość sprawia, że raczej nie będzie mi się chciało wracać do tej historii, żeby przeżyć ją jeszcze raz.
Jak sobie to wszystko razem wyliczę, to polecam. Przyjemnie mi się czytało. Kupiłem sobie na święta i przeczytałem w tydzień i uważam, że ta podróż w jaką zabrał mnie Wojciech Engelking, była warta swojego czasu, pieniędzy i zostawiła mnie z przyjemną satysfakcją z czytania. I ostatecznie o to chodzi!