Tomasz Owsiany

- Pisze książki: reportaż, literatura podróżnicza
- Oficjalna strona: Przejdź do strony www
- Urodzony: 29 grudnia 1984
Reporter, autor książek, artykułów i pokazów podróżniczych. Urodzony w Toruniu, z wykształcenia romanista. Miłośnik przyrody, odpoczywający najpełniej w lesie i na górskich szlakach.
Publikował m.in. w "Tygodniku Powszechnym", "Kontynentach" oraz miesięczniku "Poznaj Świat". Laureat Nagrody Dziennikarzy Kolosów (za rok 2015) za wyprawę "Pod ciemną skórą Filipin", wyróżnioną także w kategorii Podróże. Laureat Nagrody Magellana (2018) za reportaż "Pod ciemną skórą Filipin", nominowany również do Nagrody im. Beaty Pawlak. W 2018 otrzymał Nagrodę im. Andrzeja Zawady na kolejny projekt reporterski "Do wnętrza Gujany Francuskiej".
- 283 przeczytało książki autora
- 570 chce przeczytać książki autora
Książki i czasopisma
Cytaty
- Kapitanie, czy naprawdę myśli pan, że nigdy nie rąbałem drzewa? Albo że u nas nikt nie pali ognisk? - Szczerze mówiąc, tak - odpowiedział lekko zmieszany. A więc rąbałem nie tylko drewno. Rąbałem stereotypy.
- Kapitanie, czy naprawdę myśli pan, że nigdy nie rąbałem drzewa? Albo że u nas nikt nie pali ognisk? - Szczerze mówiąc, tak - odpowiedział ...
Rozwiń ZwińDzieci były w większości nieśmiałe i nie odzywały się, bo niemal nie znały tagalskiego. Filipiński był dla nich językiem obcym w równym stopniu, co dla mnie. Na budynku łopotała flaga państwowa, ale nie wszyscy mieszkańcy się z państwem utożsamiali. Tylko nauczyciele znali dobrze urzędową mowę i władali dobrym angielskim. Mieli właśnie przerwę, więc popijali kawę pod wiatą. Postawili herbatniki z miasta i zaprosili do stołu. Słuchali anegdot ze szkół na Madagaskarze. Pytali, czy w moim kraju są słonie i muchy. Pewnie byli dobrymi nauczycielami. Po prostu, jak dla rzecz Filipińczyków, większość świata była dla nich zasnuta gęstą mgłą.
Dzieci były w większości nieśmiałe i nie odzywały się, bo niemal nie znały tagalskiego. Filipiński był dla nich językiem obcym w równym stop...
Rozwiń ZwińRównie płynnie jak ton rozmowy Miguel zmieniał języki. Bez trudu dostosowywał się do pacjentów. Ci najskromniej ubrani wybierali wizajski, najbardziej powszechny na Mindanao. Inni woleli tagalski, czyli urzędowy filipiński. Ale już emerytowany notariusz za udaną operację chwalił Miguela pod niebiosa czystą angielszczyzną. Pacjent w markowych ubraniach też nie zająknął się w ojczystym języku. I niestety nie było w tym nic osobliwego. Język dawnego ciemiężcy stał się powszechnie wyznacznikiem statusu społecznego. Filipińczycy utracili dumę z posiadania własnej melodyjnej mowy. W ogóle utracili dumę - z powodu korupcji, warunków życia i tego, że pracują jako służba domowa na całym świecie, wyliczał Miguel, choć w kwestiach językowych robił tak samo.
Równie płynnie jak ton rozmowy Miguel zmieniał języki. Bez trudu dostosowywał się do pacjentów. Ci najskromniej ubrani wybierali wizajski, n...
Rozwiń Zwiń