Najnowsze artykuły
Artykuły
Jon Fosse: Pisanie uratowało mi życieKonrad Wrzesiński2Artykuły
Świąteczny prezentownik, czyli pomysł na prezent. Literatura obyczajowa i romansLubimyCzytać1Artykuły
Mary Sue, czyli przekleństwo pisarzaSonia Miniewicz51Artykuły
7 mroźnych książek, które musisz przeczytać tej zimyKonrad Wrzesiński31
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Drew Geraci

9
6,8/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, komiksy
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,8/10średnia ocena książek autora
203 przeczytało książki autora
54 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Darth Vader i dziewiąty zamachowiec
Drew Geraci, Michael Atiyeh
7,0 z 33 ocen
49 czytelników 8 opinii
2018
Amerykańska Liga Sprawiedliwości JLA: Wieża Babel
Mark Waid, Drew Geraci
6,7 z 100 ocen
167 czytelników 10 opinii
2017
The New Avengers - Tom 4 - Kolektyw
Cykl: New Avengers (tom 4)
6,6 z 20 ocen
35 czytelników 2 opinie
2012
Najnowsze opinie o książkach autora
Darth Vader i dziewiąty zamachowiec Drew Geraci 
7,0

Świat, przy czym jest to określenie dość szerokie – istniejących w zbiorowej świadomości milionów fanów, Gwiezdnych Wojen, to naprawdę gigantyczna macierz, na której podstawie; ba, rozległym oceanie nieskończonych możliwości, powstaje określone, non-stop budowane i rozwijane Uniwersum, które im bardziej angażujące fanów, jak i twórców kreujących ten ponad 40-letni fenomen, tym potężniejsze się ono staje. Gwiezdne Wojny są niczym rozległa, żyjąca poza czasem, rozciągnięta w nieskończoność, istota, która czerpie siłę z wiary sympatyków w jej jestestwo, dając tym samym nie tylko im, ale i całemu popkulturowemu światu ogrom historii, które mimo iż stanowią część mitycznego, fikcyjnego tworzonego przez nie świata, emanują z siebie niesłychaną energią, tak żywą i tak pochłaniającą umysł zaangażowanych w jej twory fanów, jakby były naprawdę rzeczywiste i istniały pośród nas. To, że saga, którą zapoczątkował w 1977 roku George Lucas przetrwała do dzisiejszych czasów, że łatwo nie odpuszczała, i jak równy z równym rozwijała się z powstającymi nieustannie nowymi filmami, książkami, komiksami i innymi tworami popkultury, świadczy dobrze nie tylko o ludziach, jak i o niezwykle ,,bogatej" popkulturze, ale i o kondycji dorobku i planów Gwiezdnych Wojen, która cały czas, mimo drobnych wahań, wciąż jest na wysokim poziomie.
Po oddzieleniu się od nowo-powstającego Kanonu Gwiezdnych Wojen, tzw. "Legend" w 2014 roku, charyzma, jakość i intensywność tworzonych filmów, komiksów, książek i innych starwarsowskich treści nie zmalała, i co zaskakujące, mimo ,,wymoczkowatego” zachowania fanów przekonanych o ,,upadku” będącej w tym momencie pod władzą disnejowskich ,,białych kołnierzyków” marki: "Star Wars", i tego, co ona tworzy, co sobą symbolizuje, i w jaki sposób, z jakim wydźwiękiem to przekazuje, ten gigantyczny, galaktyczny organizm ma się nad wyraz dobrze; wciąż jest szanowany i uwielbiany, a tylko jego ,,sympatycy – ortodoksi” niepotrzebnie wprowadzają do rzeczywistości Gwiezdnych Wojen niepotrzebny, przenoszący się na nastroje twórców i reszty opinii publicznej zainteresowanej tą tematyką, chaos. Przez macierz tejże niezwykłej, rozrastającej się dla nas, Galaktyki, od ponad 40 lat, przepływają niezmiennie fluidy niesłychanie pozytywnych emocji i uczuć. W Galaktyce nie ma więc większych zakłóceń Mocy, wszystko zdaje się funkcjonować tak, jak pojedyncze mikro-przekładnie w mechanizmie szwajcarskiego zegarka, i płynąć w kierunku wyznaczonych przez fanów, twórców i Organu Dowodzącego ,,Disney'a” i ,,Lucasfilm Ltd.” celów. Aby po zakończeniu głównej, bezcennej z racji jej wpływu na popkulturową myśl ludzką, filmowej serii Epizodów Star Wars, zapoczątkowanej śmiałym, rewolucyjnym pod każdym względem obrazem kinowym "The Star Wars" z 1977 roku, móc dalej mądrze kreować Uniwersum filmowe Gwiezdnych Wojen, dobrze by było, aby przyszli scenarzyści i reżyserzy takowych dzieł, bez względu na okres na Osi Czasu tej mitycznej Galaktyki potrafili zajrzeć wprost do źródła, do "Legend" – pierwszego Kanonu rozszerzającego Gwiezdnej Wojny o liczne treści: prawie że od samego wyłonienia się ich otwierającego umysły fanów na galaktyczną podróż, filmu, aż do 2014 roku. Co istotnie, "Legendy" mają w sobie tyle informacji, obejmują w ramy swych struktur tak rozległą mnogość planet, istot, wątków, wydarzeń politycznych i multum innych ciekawych historii w nich ukształtowanych, że można by rzec, iż Gwiezdne Wojny są nimi przesycone, i to do tego stopnia, że niektórzy miłośnicy Sagi Lucasa sądzą, że nieustanne ku nieskończoności budowanie w nich tak ogromniastej bazy danych spowodowałoby, że momentalnie zyskałyby świadomość i samoświadomość, i stały się niezależnymi od swoich kreatorów, organizmami. Tak głęboki wydźwięk i hipnotyzującą charyzmę ma w sobie Kanon "Legend" Star Wars; twórcy obdarowywali licznymi dziełami zakochanych w tej popkulturowej, zapoczątkowanej przez George’a Lucasa ikonie, sympatyków, jakby byli połączeni z nimi silną więzią, jakby znali potrzeby fanów, natychmiast przekazując je na stronice papieru, na plansze komiksów, czy na płaszczyznę seriali animowanych. "Legendy" mają zatem gigantyczny potencjał, który w filmach koniecznie powinien być wyłoniony i ujęty, jako realne i uniwersalne źródło wiedzy. Dlatego kierując się nadziejami i olbrzymią faustowską żądzą wiedzy i zaciekawienia w obrębie wszystkiego, co mogłoby, jako film i serial animowany narodzić się w nowym cyklu kinowym Gwiezdnych Wojen po "Epizodzie IX" Star Wars, spośród setek komiksów i powieści ich wyodrębnionego Starego Kanonu, tym razem na intensywną, fanowską lekturę postanowiłem wybrać komiks, a nie powieść, jak to w moim przypadku dotąd bywało. A tym komiksem, który przedłuża mą uwypuklaną teraz myśl, że "Legendy" Gwiezdnych Wojen mają olbrzymi potencjał, który mimo wielu dziwnych, i nie za każdym razem tak samo równych historii, należy wykorzystać w tworzeni przyszłości filmowo-serialowego Uniwersum, bo jest to zasób dużo istotniejszy, z większym ,,bagażem doświadczenia” niż "Nowy Kanon" Gwiezdnych Wojen, jest "Star Wars: Darth Vader i dziewiąty zamachowiec".
Tkwiąca w niniejszej narracji obrazkowej, historia mrocznego Lorda Vadera, bo, przede wszystkim głównie ona i wątek śledzącego Vadera niczym skryty cień, tajemniczego ,,dziewiątego zamachowca” potrafią skupić na sobie czytelnika, ma w sobie tę niesamowitą dynamikę, podkreślaną przez tak porażającą czymś, czego w książkach i żadnych starwarsowskich filmach dotąd nie było: kreacją Dartha Vadera, którego niezmierzonej – w porównaniu do Epizodów filmowych, w których Czarny Lord w stosunku do "Dziewiątego Zamachowca" wystąpił tylko w 30% charyzmy i 30% możliwości – potęgi, której od początku do końca historii komiksu, można było się nie spodziewać. No cóż, Vader, wciąż jako uczeń Sidiousa, został dość inteligentnie wątkowo i dość odważnie rysunkowo, przedstawiony. Zrobiono to w mocny sposób, który mógłbym porównać z filmami Hitchcocka, gdzie niejeden taki film zaczyna się napięciem niczym trzęsienie ziemi i nie zwalniając trwa tak dalej, aż do jego końca. W przypadku komiksu, ta dynamiczna, żywa historia i nie redukujące w ogóle do niższego biegu napięcie wchodzą w decydującą fazę komiksu już od startu jego linii fabularnej tudzież trzonu wydarzeń. Gdy Darth Vader, poprzez 8 śmiałków wynajętych do jego ,,likwidacji”, próbuje zostać powstrzymany, ten upadły Jedi, pochłonięty przez naiwność i pychę, kryjący się pod hebanową, piekielnie bazaltową – w komiksie pięknie oddaną graficznie – zbroją, Anakin Skywalker, pokazuje siłę i gniew w takim stopniu, że czytając wtedy komiks ma się ochotę zacząć zbierać swą szczękę z podłogi, albo instynktownie, jak Vader zaciskać pieść wokół niewidzialnej szyi, czując przepływającą przez siebie Moc. Mroczny Lord przeprowadza prawdziwą ofensywę; przyciąga swą gracją ruchów, zwinnością, i ekspansją swej sylwetki na cały komiks, która to - nie bójmy się tego powiedzieć - jest po prostu wszędzie: na każdej planszy, prawie na każdym kadrze, i wylewa się przyciągając czytelnika wiciami Ciemnej Strony Mocy i wrogą charyzmą, których w takim stopniu tu ukształtowanych chyba byśmy się nie spodziewali.
Jednym z ciekawszych zwrotów akcji ,,komiksowej powieści": "Star Wars: Darth Vader i Dziewiąty Zamachowiec" jest spotkanie się Vadera z Imperatorem w jego tajnej kryjówce, zaraz po rozprawieniu się nienawidzącego ,,rebelianckich szumowin” Vadera z najemnikiem, który miał go wyeliminować, co w komiksie było zbyt wyraźne, aby tego nie przewidzieć, i nie jest błędem wspomnienie o tym podczas niniejszej recenzji noweli graficznej z Kanonu „Legend” Star Wars; po prostu ów Lord Sithów od samego początku do końca narracji pałał włóknami zbyt destrukcyjnej potęgi i zbyt szaleńczego gniewu, aby dać się pokonać nawet tak znakomitemu skrytobójcy i ulec przepowiedni akolitów Świątyni Bezgłowego Węża, którzy Vaderowi proponowali niesamowitą potęgę, poprzez której przedłużenie we własnym ciele miałby kształtować w Galaktyce niezgłębiony chaos, w zamian za porzucenie aktualnego, nazwijmy to, życia. Podczas spotkania Imperator, rzeczywiście, wyglądał na zadowolonego z pracy swojego ucznia; przecież Vader nie tylko miał zlikwidować zamachowca, który z czyjegoś rozkazu musiał go zabić, jak i nie tylko zająć się sprawą zamachu na życie Imperatora w jego siedzibie – co początkowo, dzięki pięknie ukrytej, rozrysowanej akcji i świetnie oddanych rysunkowo ujęć takowego aktu zamachu na Imperatora: kolor, kontury, zachowane proporcje i ten mroczny cień uzyskiwany przez wyrachowany, czarny tusz, wyglądało, jakby sam Vader próbował zabić swego mistrza – ale i wyjaśnić nowe zagrożenie, ot tajemniczą energię, potrafiącą łamać Imperialne Niszczyciele, tak, jak łamie się zapałki, która mogłaby pokrzyżować Sidiousowi i jego uczniowi plany. Imperator wiedział, że Vader jest sprzeczny wewnętrznie. Ciemność jest w nim obecna, to fakt, lecz się go jedynie uczepiła. Dlatego też Sidious dzięki niesłychanemu, niczym pierwotnemu, scaleniu się z Ciemną Stroną Mocy miał świadomość, że mroczny Lord będzie w stanie wypełnić jego rozkazy i zdobędzie dla niego kryształ Kyber, który wykorzysta do budowy Gwiazdy Śmierci.
W Planie Imperatora liczył się każdy element. Zamach na jego życie, jak i wszystko w czym brał udział Vader zostało zapoczątkowane lub przynajmniej sprowokowane przez samego Imperatora Palpatine’a. Na sprawdzaniu służalczo-ślepej lojalności się nie skończyło. Sidiousowi nie o to chodziło; chciał przetestować potęgę Vadera - odczuć ją w swym umyśle, i sprawdzić to, jak szybko i czy kiedykolwiek mroczny Lord odważyłby się go zabić i zająć jego miejsce, a to raczej ukazałoby tę zgubną ,,jasność” Vadera, która gdzieś tam powoli, pod porażającą zbroją i narzuconą, jak płaszcz na jego ciało, ciemność, się kryje, i czeka, aby się wyłonić i pokonać Imperatora.
Darth Vader i dziewiąty zamachowiec Drew Geraci 
7,0

Na początku swej opinii powiem, że jestem fanem postaci Vader, przez co moja opinia może być nieobiektywna. Chciałbym jeszcze pochwalić dwie kwestie, pierwszą z nich będzie okładka albumu, a drugą fakt, że Disney postanowił widać kolekcje komiksów STAR WARS LEGENDY prezentująca najciekawsze pozycje z oferty wydawnictwa Dark Horses Comics, które przez ćwierć wieku publikowało komiksy o uniwersum Gwiezdnych Wojen. Zdaję Sobie sprawę, że jest obecnie nowy kanon i nowe książki i komiksy, ale jakoś nie mogę się zabrać do dzieł od Myszki Miki. W każdym razie dzięki wspomnianej kolekcji będę mógł poznać chodzi część starych komiksów powstały jeszcze za tzw. czasów Lucasa.
Przechodząc już do samego album, nie powiem, że historia w nim przedstawiona jest jakoś mega oryginalna. – No mnie osobiście nie wydała się jakoś bardzo interesująca. – Stwierdzenie „w omawianej pozycji nie ma nic interesującego” też nie byłoby prawdą. W omawianym albumie widzimy parę ciekawych istot oraz intrygującą organizacje. Jedna historia przedstawiona nie mówi niestety (jak dla mnie) nic interesującego o tytułowym Mrocznym Lordzie. Vader głównie „kozaczy” (tak to ujmę) w omawianym albumie, – Widzimy jak kogoś poddusza, rzuca wieloma przedmiotami, czy zabija gigantyczne stwory. – są pewne elementy historii, które starają się nam zasugerować, że omawianym wydarzeniami czai się jakaś większa opowieść, do mnie jednak ta narracja jakoś nie trafiła.
Omawiana pozycja jest jednak wg mnie pozycja obowiązkową zarówno dla fanów postaci Vader, jak i całego uniwersum co do innych czytelników myślę, że sięgając po wspomniane dzieło nie zmarnują zbytnio czasu.