rozwiń zwiń

Dobrze wyjść z pisarzem: Colette

Joanna Janowicz Joanna Janowicz
19.10.2016

Pamiętam, jak pierwsze zdanie „Klaudyny w szkole”, poprzedzone wstępem pełnym leniwego, kociego wdzięku, uwiodło mnie jako dwunasto-trzynastoletnią dziewczynkę. Czytanie kolejnych tomów cyklu miało wymiar guilty pleasure, z tym że nie miałam wtedy pojęcia o istnieniu czegoś takiego. Przyjemność była wtedy tylko przyjemnością, bez poczucia winy, bez skruchy.

Dobrze wyjść z pisarzem: Colette

Cykl w starym, mocno pożółkłym wydaniu PIW w dwóch tomach znalazłam w przeszklonej biblioteczce mojej babci, u której pomieszkiwałam przez część szkolnego dzieciństwa. Nie pamiętam, ile dokładnie miałam wtedy lat, ale na pewno były to jeszcze takie czasy, kiedy nie mogłam czytać wszystkiego jak leci. Gdy trafiłam na książki o jakże niewinnych tytułach: Klaudyna w szkole. Klaudyna w Paryżu oraz Małżeństwo Klaudyny. Klaudyna odchodzi, poszłam z nimi do babci, pytając ją o pozwolenie. Babka chwilę zastanawiała się, a potem powiedziała, że mam czytać, co chcę. Od tej pory tak właśnie robię.

Na imię mi Klaudyna, mieszkam w Montigny; tu się urodziłam w 1884 roku i pewno nie tu umrę.

Sidonie-Gabrielle Colette – Klaudyna w szkole

Gdy zaczęłam wtedy czytać historię Klaudyny, zniknęłam dla świata. Książka zaczyna się niepozornie, od opisu Montigny, francuskiego miasteczka, w którym mieszka bohaterka, i okolicznych lasów, po których godzinami spaceruje, nie bojąc się niczego, nawet węży. Można by powiedzieć: dziewczyńskie czytadło. I w zasadzie tym właśnie ten cykl jest, ale nie chciałabym, aby to wybrzmiało jak zarzut pod adresem Colette – wręcz przeciwnie, to komplement. Komplement pod adresem pisarki zupełnie od niechcenia budującej napięcie i ekscytację u małych (i trochę starszych zresztą też) czytelniczek.

Ile tam się dzieje! Klaudyna chodzi do szkoły, gdzie skrzypią pióra i rozlewa się atrament z kałamarzy, gdzie liniowane zeszyty leżą równo ułożone na brzegach ławek i gdzie toczą się nieustanne, łobuzerskie gry między nauczycielką a uczennicami i między przyjaciółkami, które ni to psocą się sobie nawzajem, ni to się uwodzą. Młodziutka Klaudynka uczy się przyjemności – uczy się je rozpoznawać, smakować, nazywać, dawkować sobie. Wtedy gdy czytałam tę serię po raz pierwszy, więcej niż połowę życia temu, nie znałam jeszcze słów, którymi mogłabym ją określić, ale dziś powiedziałabym, że ten cykl to urocza szkoła hedonizmu dla początkujących.

Nie wiem, czy te książki powinny czytać trzynastoletnie dziewczynki.

Książki o Klaudynie wyprowadziły się do mnie od babci i krążą za mną z mieszkania do mieszkania przy kolejnych przeprowadzkach (o których zaczynam myśleć, że nigdy się nie skończą). Nie mogę się od nich uwolnić, mimo że ich urok już na mnie aż tak nie działa. Czytając je, nie czuję już dziewczyńskiej ekscytacji, ale mam do tej serii sentyment; gdy mam gorszy humor i brakuje mi ochoty na cokolwiek, lubię poprzerzucać cieniutkie, żółte strony Klaudyn i podczytać kilka zdań to tu, to tam. Niezmiennie poprawia mi to humor.

Trudno zadowolić jednocześnie wszystkich i samą siebie. Wolę zacząć od siebie...

Sidonie-Gabrielle Colette – Klaudyna w szkole

W pewnym momencie zaczęła mnie o wiele bardziej niż Klaudyna interesować autorka cyklu, Sidonie Gabrielle Colette. Czytałam jej biografię, przyglądałam jej się na zdjęciach wykonanych przez Gisele Freund. Dziś najbardziej interesuje mnie, jak powstała książka. Colette pisze o tym we wstępie.

Byłam świeżo po długiej, ciężkiej chorobie, odrętwiała jeszcze fizycznie i umysłowo. Mąż – nazywany panem Willym, prowadzącym, jak to ujmuje Colette, „przedsiębiorstwo literackie”, w ramach którego wydawał książki nienapisane przez siebie pod swoim nazwiskiem – namówił ją do tego, by opisała swoje lata szkolne. W zeszytach w linie, z czerwonym marginesem jak pilna uczennica, którą zawsze była, opisała je, dokładnie tak, jak je zapamiętała. Pan Willy przeczytał i uznał, że na nic mu się te zapiski nie zdadzą. Wyzwolona, wróciłam na kanapę, do kotki, do książek, do milczenia, do życia, z którym starałam się pogodzić, a nie wiedząc jeszcze, że jest dla mnie trucizną.

Dwa lata później Willy trafił na nie ponownie i stwierdził, że był durniem. Zgarnął rozrzucone zeszyty, chwycił swój kapelusz z płaskim rondem i popędził do wydawcy… I tak zostałam pisarką.(…) „Klaudyna w szkole” wyszła w 1900 roku u Pawła Ollendorfa pod nazwiskiem Willy’ego. Zanim się ukazała, musiałam jeszcze przysiąść fałdów, by „dodać nieco pieprzyka” memu tekstowi.

- Czy nie mogłabyś tak – powiedział do mnie Willy – podgrzać troszeczkę tego… tych twoich historyjek? Na przykład między Klaudyną a którąś z jej koleżanek przyjaźń nieco zbyt czuła… A poza tym dialekt, jak najwięcej dialektu… I łobuzerskiego wdzięku… Rozumiesz, o co mi chodzi?

Doskonale zrozumiała. Żeby jednak napisać całą serię, musiała znosić lata pisania w pokoju, w którym mąż ją zamykał – dla dyscypliny. Nie pochwalam tej metody, ale trzeba przyznać, że była skuteczna.

Jest w książce taki fragment, którego teraz nie mogę znaleźć, o tym, że kamień szlachetny (rubin, jeśli dobrze pamiętam), był tak piękny, że Klaudyna włożyła go do ust i ssała jak landrynkę. Szkoda, że nie mogę go odszukać, bo jest esencją tego, czym jest ta dziewczyńska seria książek i czego w niej szukam w przypływach depresyjnych nastrojów. Widać w nim, jak Colette buńczucznie, uwodzicielsko i łobuzersko mruga do czytelniczki oczkiem Klaudyny, ledwo widocznym zza bujnej czupryny.


komentarze [12]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Ytr0001 19.10.2016 22:24
Czytelnik

Poznanie Klaudyny w wieku 20 lat guilty pleasure może nie jest, ale dużą przyjemnością na pewno jest. Właściwie to za kobiecą perspektywą w literaturze nie przepadam, jednak w Klaudynie w szkole podobała mi się bardzo. Zdecydowanie się zgadzam: Colette pisze bardzo lekko i żartobliwie, a książka idealnie nadaje się i na poprawę...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
LoboBathory 20.10.2016 15:07
Czytelniczka

"Czyste, nieczyste" bardzo różni się klimatem od Klaudyny. Ale spróbuj jeszcze "Gigi i inne opowiadania".

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ytr0001 20.10.2016 16:20
Czytelnik

Szczerze powiedziawszy fakt, że się różni klimatem od Klaudyny bardzo mnie zachęca, także opis z tyłu okładki sugerował coś bardziej poważnego i smutnego. Lubię książki, po przeczytaniu których poprawia mi się humor, ale zarazem uwielbiam te, które są poważniejsze i ogólnie cięższe - stąd moje duże oczekiwania wobec "Czyste, nieczyste".
A za "Gigi i inne opowiadania"...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
LoboBathory 20.10.2016 17:07
Czytelniczka

Jest też bardzo udana ekranizacja "Gigi" z 1958. Opowiadanie o Gigi jest bardzo podobne do tomu "Klaudyna w Paryżu", zasadniczo Colette wakowała w kółko ten sam temat. Film wart zobaczenia, podaję jako ciekawostkę :D

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ytr0001 20.10.2016 18:11
Czytelnik

Znając moje ilości wolnego czasu obejrzę to w przyszłości dalszej niż bliższej, ale dziękuję. ;) Tym bardziej, że z tego co patrzyłam wątku LGBT tam chyba nie ma(?), więc tym dalej ląduje na liście "do obejrzenia" :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LoboBathory 19.10.2016 21:31
Czytelniczka

Jestem pod wrażeniem. Artykuł o Colette bez wspominania kultowego statusu jej twórczości w kulturze queerowej ani queerowości samej autorki. Pogratulować. Taka wybiórczość to coś niesamowitego.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ytr0001 19.10.2016 22:20
Czytelnik

Brzmi jakbyś dużo wiedziała na temat queerowości Colette. :) Skąd? Sam internet czy jakaś biografia? Jeśli biografia, mogłabyś napisać jaka? Byłabym wdzięczna, bo chętnie bym sobie na ten temat poczytała. ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LoboBathory 20.10.2016 15:06
Czytelniczka

Jest "Colette: największy skandal Belle Époque" Lottmana z 1999 (polskie wydanie) i autobiograficzna "Niebieska latarnia" samej Colette. Chociaż samo hasło na anglojęzycznej wikipedii wiele daje, zwłaszcza, jeśli zajrzy się do cytowanych źródeł. Owocnej lektury!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ytr0001 20.10.2016 16:21
Czytelnik

Bardzo dziękuję! :D

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Meszuge 19.10.2016 17:33
Czytelnik

"guilty pleasure" - to po hiszpańsku? Nie znam, niestety... :-(

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LoboBathory 19.10.2016 21:29
Czytelniczka

Google nie gryzie.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Joanna Janowicz 19.10.2016 14:50
Czytelniczka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post