rozwiń zwiń

Mężczyzna ze złotą maszyną do pisania

LubimyCzytać LubimyCzytać
15.10.2015

Na biurku Iana Fleminga, literackiego ojca najsłynniejszego szpiega wszech czasów, Jamesa Bonda, stała maszyna do pisania, i to nie byle jaka. Był to ekskluzywny złoty Royal. Na tak nietuzinkowej maszynie powstawały nie tylko niesamowite przygody Bonda, ale też osobista korespondencja autora.

Mężczyzna ze złotą maszyną do pisania

A listy pisał często i z pasją. Ba! Gdyby dane mu było żyć w epoce Internetu, na pewno często i chętnie udzielałby się w mediach społecznościowych i na forach.

Część z jego prywatnej korespondencji ujrzała niedawno światło dziennie za sprawą siostrzeńca autora. W ponad 400-stronicowym wydaniu wybranych listów, które wymieniał z naprawdę wieloma osobami, od fanów poprzez kolegów z klubu golfowego aż po krytykujących go księży, odsłania się jego bardzo osobisty portret. Wydaje się być nieco skryty i dociekliwy - nic dziwnego, zanim został jednym z najpoczytniejszych pisarzy, sam był szpiegiem jej Królewskiej Mości. Widać też w nich człowieka autoironicznego, wesołego, otwartego na krytykę i sugestie swoich czytelników, a zarazem zażartego i o ciętym języku.

I tak na przykład w roku 1956, kiedy na rynku były już cztery tomy przygód brytyjskiego szpiega, Fleming otrzymał od niejakiego Goeffreya Boothroyda następujący list:

Jestem wielbicielem Jamesa Bonda. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że musi on popracować nad doborem broni palnej. Ktoś, kto stawia czoło najpotężniejszym przestępcom tego świata, nie może posługiwać się Berettą kaliber 0,25mm. Jest to broń delikatna, zdecydowanie bardziej pasująca do damskiej torebki niż do ręki superszpiega. Sam jestem ekspertem w tej dziedzinie i jeśli mógłbym coś zasugerować, skłaniałbym się ku wyposażeniu pana Bonda w rewolwer.

Ian Fleming serdecznie wiernemu czytelnikowi podziękował i obiecał nie tylko zastanowić się nad wyborem broni, ale także odwdzięczyć się za dostrzeżoną nieścisłość. I faktycznie, w szóstej części przygód Bonda, Doktor No Fleming wyposażył go już nie w filigranową Berettę, ale bardziej konkretnego Walthera PPK. Na kartach powieści pojawia się też niejaki Major Boothroyd, stworzony specjalnie na cześć fana.

Fleming często i chętnie wdawał się w polemikę na temat swojej twórczości i okazywał się wtedy mistrzem riposty. Kiedy gazeta „Manchester Guardian” opublikowała artykuł ostro krytykujący zamiłowanie Jamesa Bonda do drogich samochodów, cygar i ogólnie pojętego luksusu, nazywając szpiega wręcz zepsutym i niemoralnym, Fleming odpowiedział krótko:

Aby stworzyć głębię postaci, jak w teatrze, musiałem wyposażyć Bonda w odpowiednie rekwizyty. Dałem mu charakterystyczny pistolet, kazałem palić konkretną markę papierosów, lubić cygara… nawet wymyśliłem jego ulubiony koktajl. Nie wszystko jest godne polecenia. Koktajl na przykład spróbowałem zrobić i okazał się okropny.

W podobnie błyskotliwy sposób odparł zarzuty o rozwiązłość Bonda:

Jego wybujały heteroseksualizm może być odczytywany jako podświadomy protest przeciwko seksualnemu zagubieniu niektórych osób.

Bond był pod ostrzałem wielokrotnie. Do krytyków prowadzenia się szpiega dołączył w pewnym momencie Leslie Paxton, wielebny z Liverpoolu. W swoim niedzielnym kazaniu nakazał potępienie Bonda za jego brak skruchy i zasad moralnych oraz uznał go za zagrożenie dla chrześcijańskiego świata. Fleming oczywiście o kazaniu usłyszał i postanowił osobiście napisać do Paxtona:

Doszły mnie słuchy, iż minionej niedzieli wygłoszono kazanie ostro krytykujące bohatera moich książek, a w sposób pośredni także mnie samego. Wychowałem się w Szkocji i uważam się za chrześcijanina albo przynajmniej jakąś jego odmianę, jestem więc naturalnie głęboko poruszony, jeśli naprawdę robię krzywdę światu pisząc książki sensacyjne. Czy byłby Wielebny uprzejmy przesłać mi kopię swojego kazania? Chętnie zapoznam się z krytyką zawartą w nim i zweryfikuję, czy dla dobra ludzkości nie powinienem się czasem nawrócić.

Jak pokazuje przykład z Berettą, Fleming potrafił przyznać się do błędu. Zrobił to ponownie, kiedy kilka lat później jeden z czytelników wytknął mu nieścisłości w opisie hamulców Orient Ekspresu. Krytycznie patrzył też sam na siebie, jak wynika z listu do jego wydawcy, gdzie napisał, że pomysł na cykl o Bondzie jest owszem dobry, i będzie można go jakiś czas pociągnąć, ale nie widzi możliwości, by utrzymać jego poziom ani zainteresowanie czytelników na długo. Uważał, że:

Z każdą kolejną książką postać i sam pomysł będą tracić na świeżości, aż w końcu się znudzi.

Czternaście książek, ponad dwadzieścia filmów pełnometrażowych, gorączka, jaka towarzyszy fanom za każdym razem, gdy w postać Jamesa Bonda ma wcielić się nowy aktor... To wszystko pokazuje, że Fleming zdecydowanie się nie doceniał.

The Man With the Golden Typewriter, zbiór listów Fleminga, ukaże się w listopadzie w Zjednoczonym Królestwie nakładem wydawnictwa Bloomsbury.


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
avuca 15.10.2015 16:08
Moderator globalny

Pewnie listy nie wyjdą w Polsce, bo z wydawaniem samych Bondów jest słabo. A szkoda, bo chętnie bym przeczytała.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
MaciekWroc 15.10.2015 14:17
Czytelnik

Niezły gość z tego Flemminga,choć brytyjski aktor David Niven w swej biografii opisuje zabawny epizod, w którym postać pisarza jawi się nieco w innym świetle.
Aktor wspomina awanturę, którą urządził mu pisarz, po tym jak niczego nieświadomy Niven zajął ulubiony fotel Autora serii o Bondzie w londyńskim klubie dla dżentelmenów. Prawda zapewne (jak zwykle) leży po środku :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 13.10.2015 12:00
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post