W przemijaniu jest coś niewytłumaczalnie dla mnie przerażającego

Zofia Karaszewska Zofia Karaszewska
08.01.2016

O fascynacji przemijaniem, o poszukiwaniu sensu w życiu i o cienkiej granicy między szaleństwem a tak zwaną normalnością opowiedział mi Jakub Małecki. Od jego niepokojącej, pełnej emocji powieści nie sposób jest się oderwać! To właśnie dzięki takim pozycjom poprzedni rok w polskiej literaturze można zaliczyć do udanych. Ta książka przyprawi Was o dygot!

W przemijaniu jest coś niewytłumaczalnie dla mnie przerażającego

Zofia Karaszewska: Czy Dygot jest opowieścią o wykluczeniu, poszukiwaniu sensu czy może o przegranym życiu?

Jakub Małecki: Mam nadzieję, że o wykluczeniu, poszukiwaniu sensu i jeszcze o miłości. O przegranym życiu to raczej nie, bo nie wydaje mi się, by w jakimkolwiek przypadku można mówić o życiu wygranym – zawsze na końcu nas zakopują, więc to średnia wygrana, moim zdaniem.

Opisuje Pan ludzkie cierpienia, rozterki, namiętności w mroczny i fascynujący sposób; stawia w centrum uwagi prostego człowieka. Czy jest on dla Pana wystarczająco ciekawy?

Tak, coraz bardziej. Wie pani, jak widzę jakiegoś starszego człowieka w pociągu, to się zastanawiam, co by tu zrobić, żeby go namówić na opowiedzenie historii swojego życia. Strasznie mi się to wydaje ciekawe, takie życie od A do Z. Strasznie również w sensie dosłownym, bo w przemijaniu jest coś niewytłumaczalnie dla mnie przerażającego.

To nie historia determinuje życie bohaterów pańskiej prozy, nie są oni też panami swojego losu. Co nimi kieruje? Przeznaczenie?

O to właśnie chodzi, że nic. Wielkie nic. Mam wrażenie, że sami dopisujemy sobie sens życia, bo trudno nam się pogodzić z tym, że żyjemy tak sobie, ot, po prostu, jak na przykład stonka ziemniaczana. A w życiu stonek ziemniaczanych jakoś nikt się sensu nie doszukuje.

Prawdziwymi szaleńcami są Ci, którzy patrzą na to wszystko dokoła i pozostają normalni - tragiczne jest życie w Pana powieści. Szczęście jest chwilowe i zdarza się rzadko, nikt na nie właściwie nie liczy. Nie czuć w tym fałszu, czy to dlatego, że tak Pan widzi świat?

Ja jestem generalnie wesołym człowiekiem i w sumie sam się sobie dziwię, że jak siadam do pisania, to zaczynam opowiadać o takim mrocznym, beznadziejnym świecie. Myślę jednak, że dobrze to pani ujęła – w perspektywie całego życia szczęście zawsze jest mniej lub bardziej chwilowe.

Ignorancja, bieda, średniowieczna mentalność. Tak Pan postrzega życie na polskiej prowincji?

Nie. Uważam co najwyżej, że taka była kiedyś, ale też nie każda. Zresztą, ja bardzo lubię wieś i jestem w duszy wieśniakiem. Życie na wsi wydaje mi się jakieś takie prawdziwsze niż to w mieście. No i na wsi można na przykład rąbać drewno, co jest bardzo fajne.

Cudak, diabeł, odmieniec - albinos na wsi ma życie jak w piekle. Skąd pomysł na takiego bohatera?

Ze zdjęcia „Albino boys” Brenta Stirtona. Trafiłem na nie przypadkiem i zryło mi beret, jak to mówią. Na zdjęciu pięciu niewidomych chłopców albinosów z domu dziecka - stoją i pozują fotografowi, który później wygrywa World Press Photo. Porażająco smutne.

Irena rodzi dziecko białe jak śnieg. Prosi męża, żeby je udusił. Strach przed wykluczeniem ze społeczności przegrywa z macierzyńską miłością?

Nie, Irena wtedy nie rozumowała racjonalnie i to nie była jakaś obawa „wykalkulowana” – raczej taki zwyczajny strach przed tym, co jej się urodziło. Przecież ona nie wiedziała, że ludzie mogą rodzić takich ludzi.

Kobiety w Pana książce popadają w nałóg czytania, uciekają w codzienność; wolności nie daje im nawet ucieczka od męża. Co je ogranicza i unieszczęśliwia?

Szczerze mówiąc, to nie miałem zamiaru przedstawiać w „Dygocie kobiet w jakiś określony sposób. Takie bohaterki sobie wymyśliłem, bo takie mi pasowały do tej opowieści. Uszczęśliwia je i ogranicza to samo, co mężczyzn - taki przynajmniej był zamysł.

Jedna z bohaterek, Helena, marzy o tym, żeby być kimś innym; martwi ją, że nic już w życiu nie osiągnie. Czy według Pana nuda i stagnacja może być równie bolesna i uciążliwa w życiu, co wykluczenie ze względu na chorobę? Czy to podobne osamotnienia?

Nie wiem, czy można te dwie rzeczy porównywać, ale wydaje mi się, że taka zupełna życiowa nuda i stagnacja może stać się w pewnym momencie bardzo uciążliwa, bo przecież poczucie, że się w życiu nie wykorzystało żadnej z szans i nie zrobiło właściwie nic, to musi być okropna sprawa. Myślę, że ludzie przechodzą te różne „kryzysy wieku średniego”, bo właśnie dociera do nich, czego nie zrobili i czego już nigdy nie zrobią, więc się chwytają wszelkich drogich samochodów, nowych partnerów, operacji plastycznych i tak dalej, bo chcą udowodnić wszystkim, również sobie, że jeszcze ich na wiele stać. Mam wielką nadzieję, że mi nic takiego nie odbije.

W Pana powieści często pojawiają się obłąkani, nieszczęśliwi ludzie niedopasowani do świata. Dlaczego ta granica szaleństwa jest tak bardzo cienka?

Wcześniej zacytowała Pani takie zdanie z książki: Prawdziwymi szaleńcami są Ci, którzy patrzą na to wszystko dokoła i pozostają normalni. I właśnie o to mi chodziło, kiedy pisałem o tych ludziach. Widząc, jak funkcjonuje świat wokół nas, trudno jest nie zwariować.

W „Dygocie jeden z bohaterów przytacza teorię, że każdą naszą decyzję w życiu da się przewidzieć, bo życie opiera się prawdopodobieństwie. Czy według Pana mamy wolną wolę?

Nie wiem właśnie. Bardzo mądry kolega wytłumaczył mi ostatnio, że na poziomie kwantowym w komórkach ludzkiego organizmu jest coś takiego, co dopuszcza istnienie wolnej woli – to znaczy, że nie każdą naszą reakcję, myśl, emocję itp. da się przewidzieć. Ale jak się zastanowić nad tym tak na chłopski rozum, to wydaje się, że przy danym życiorysie, otoczeniu, genach i doświadczeniach, możliwości wyboru mamy raczej niewielkie.

Jest Pan bezwzględny dla swoich bohaterów, wystawia ich na próby jak bezlitosny Jahwe, rzadko zresztą z nich wychodzą cało. Gdy myślimy, że już nic gorszego nie może spotkać Janka, Pan pozbawia go nóg. Celowo stawia Pan bohaterów „Dygotu na krawędzi?

Celowo, bo chciałem pokazać w tej książce momenty, kiedy człowiek zmienia się w kogoś trochę innego niż był przed chwilą. A to są zwykle takie właśnie sytuacje. Największe przemiany zachodzą w nas pod wpływem dramatów i dlatego bohaterowie „Dygotu poruszają się tak blisko tej nieszczęsnej krawędzi.

A lubi ich Pan? Rozumie ich zachowania?

Nie żywię do nich żadnych uczuć, ani pozytywnych ani negatywnych. Pisząc o nich, staram się to robić tak, żeby byli trochę nieprzewidywalni, trochę skołowani wewnętrznie, bo tacy mi się wydają najciekawsi.

To już pańska siódma książka, ale dopiero teraz wypływa Pan na szerokie wody. „Dygotzostał świetnie oceniony przez krytyków i czytelników. Czuje Pan, że przychodzi upragniony sukces?

Cieszę się, że „Dygot został tak entuzjastycznie przyjęty – każdy chyba lubi, jak go tak chwalą, zwłaszcza jeśli miłe słowa wypowiadają poważani krytycy, ludzie z radia, telewizji i tak dalej. To jest bardzo miłe i sprawiło mi naprawdę sporo radości. Doskonale jednak wiem, jakie to wszystko ulotne i w dłuższej perspektywie nieważne, więc jestem już w pełni przygotowany na to, że za chwilę wszyscy o „Dygocie zapomną. W takich sytuacjach najlepszą strategią jest się zbytnio nie podniecać.

Planował pan, że napisze zupełnie inną książkę niż poprzednie?

Nie. Ale i ona nie jest chyba zupełnie inna niż poprzednie. Wielu krytyków tak pisało, ale moim zdaniem to nie był aż taki wielki skok ani przełom.

Od „Dygotu nie można się oderwać, nie mogłam zacząć nic robić, nim go nie skończyłam. Czy myśli Pan, że można porzucać złe książki w połowie? Robi Pan tak czasami? Czy pisze Pan z myślą o czytelnikach?

Przede wszystkim cieszę się, że nie mogła się Pani oderwać od „Dygotu”, to naprawdę bardzo miło słyszeć. Natomiast odnośnie przerywania lektur: jak już coś czytam, to raczej nie porzucam, nawet jak jest kiepskie, bo zawsze mam nadzieję, że jednak się polepszy. Nie doczytałem w życiu zaledwie kilku książek i to najczęściej dlatego, że coś mi przeszkodziło, a potem jakoś już nie chciało mi się do tego wracać.

Co Pan lubi czytać?

Czytam rzeczy bardzo różne, ale generalnie lubię książki „o czymś”. Zdarza mi się sięgać po jakieś cuda, w których nie ma fabuły, tylko jeden wielki eksperyment formalny, ale zawsze się wtedy czuję, jakbym poszedł na wykwintną kolację i dostał piękną zastawę, kieliszki, muzykę w tle i atmosferę, ale na talerzu nic. Trochę bez sensu. Uważam, że książka, obok swoich licznych innych walorów i funkcji, powinna być o czymś.

A czego Pan nienawidzi czytać?

Chyba nie ma niczego takiego. W literaturze na pewno. Ale przy tym nie mam zielonego pojęcia, co się dzieje w polityce, nie kupuję gazet, nie mam telewizora ani fejsbuka. Żyję sobie raczej wesoło.


komentarze [11]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Moni 17.01.2016 09:34
Czytelniczka

Szkoda, że tak mało ludzi czytało i tak mało dyskutuje w tym temacie. Tu jest o czym! :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Piotr Podgórski 10.01.2016 20:42
Bibliotekarz

Dla mnie "Dygot" jest idealnym kandydatem do NIKE.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Iza 09.01.2016 23:42
Czytelniczka

niesamowita książka, rzeczywiście nie da się od niej oderwać. Bohaterowie pełnokrwiści, świetnei zawiązana i prowadzona historia. Też lubię czytać książki "o czymś". Ta zdecydowanie jest o czymś.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
melancholia_9 09.01.2016 16:05
Czytelnik

Wspaniała książka. Jedna z tych, którą czyta się z zapartym tchem, a po odłożeniu na półkę, analizuje się w myślach przez kilka kolejnych dni. Dodatkowo autor wydaje się być bardzo mądrym człowiekiem, co jeszcze bardziej skłania ku czytaniu jego książek. Na pewno sięgnę po pozostałe pozycje.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Jagoda 08.01.2016 21:22
Czytelniczka

Ciekawy wywiad. Dygot wciąż jeszcze przede mną, ale wiem, że na pewno przeczytam i na pewno w tym roku.
Też zdecydowanie lubię książki, które są o czymś. I też prawie nie zdarza mi się zostawić niedoczytanej książki.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Viola Bu 08.01.2016 20:46
Czytelniczka

Ale przystojniak!!! 😉

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Moni 08.01.2016 19:50
Czytelniczka

Ja właśnie się wgryzam w tkankę słów Małeckiego z szaleńczym apetytem. Książka dla mnie absolutnie z najwyższej półki, dokładnie taka i dokładnie o tym jak lubię. Coś z Prawieku i innych czasów, Sońki i Sklepów Cynamonowych. Autor młodszy ode mnie rocznik zaledwie 82, a tak mistrzowsko operuje słowem. Są momenty, że widzę to jak w filmie, zwłaszcza jak słowami zatrzymuje...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
earthian 08.01.2016 19:20
Czytelnik

ja też nie porzucam książek, nawet kiepskich- czasem udaje się dobre zakończenie.
a "Dygot" wpisuję w takim razie na listę do przeczytania :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bogdan 08.01.2016 19:19
Czytelnik

"Mam wrażenie, że sami dopisujemy sobie sens życia, bo trudno nam się pogodzić z tym, że żyjemy tak sobie, ot, po prostu, jak na przykład stonka ziemniaczana. A w życiu stonek ziemniaczanych jakoś nikt się sensu nie doszukuje.". Świetne. Na pewno spodobałoby się Woody'emu Allenowi - choć już niekoniecznie naszym katolickim ekscelencjom;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
allison 08.01.2016 18:52
Czytelniczka

Ciekawy wywiad.
W książka faktycznie niezwykła, oryginalna i dająca wiele do myślenia.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post