Wywiad z autorem "Jaskiniowca"

LubimyCzytać LubimyCzytać
15.09.2014

Media nazywają go nowym Nesbø. Jørn Lier Horst pozostaje jednak wierny swojemu stylowi. W wywiadzie opowiada o brutalnych policyjnych doświadczeniach, skandynawskiej samotności i własnej popularności. 

Wywiad z autorem "Jaskiniowca"

Skandynawskie media porównują pana do Jo Nesbø. Łączy panów bez wątpienia jakość tworzonych kryminałów, skrupulatność w opisywaniu śledztw oraz wielka popularność. Jak pan odbiera te porównania?

Każdy pisarz lubi myśleć o sobie, że ma niepowtarzalny styl i mówi własnym głosem. Jo Nesbø jest znany z brutalnego, ostrego stylu. Osobiście wolę budować nastrój niepokoju czy grozy tak, aby czytelnik wyczuwał pod skórą, że gdzieś czai się zło. Łączy nas natomiast to, że obaj stawiamy sobie ten sam cel: zaprezentować czytelnikom najlepszą historię, jaką uda nam się stworzyć. Nasz styl można chyba określić jako bezpośredni, wyważony, a jednocześnie szczegółowy – i to jest chyba jeszcze jeden powód, dla którego obaj trafiamy do szerokiego kręgu odbiorców.

Właśnie, porównania z Nesbø dotyczą też komercyjnego wymiaru pisania. Media, czy jurorzy prestiżowych nagród Rivertona oraz Glasnyckeln upatrują w panu kolejnego wielkiego autora kryminałów z Norwegii.

Znajdujemy się prawdopodobnie w czasach, które można określić jako złoty wiek skandynawskiej powieści kryminalnej. Nigdy wcześniej aż tylu skandynawskich pisarzy nie napisało tak wielu dobrych kryminałów. Cechą charakterystyczną gatunku nazywanego Nordic Noir jest społeczny realizm przedstawiany w kontekście krytyki społecznej. Są to książki opisujące świat wokół nas, ukazujące ciemne strony uprzywilejowanej, bezpiecznej i bogatej demokracji społecznej. Nie czuję żadnej presji z powodu pokładanych we mnie nadziei i oczekiwań, ale odczuwam odpowiedzialność za to, żeby moje kolejne książki – tak jak Jaskiniowiec – stanowiły nie tylko rozrywkę, lecz również powód do zadumy.

„Jaskiniowiec” to nie tylko trzymający w napięciu kryminał, ale też gdzieś obok opowieść o przerażającej samotności. Czy ta samotność człowieka, to pańska ocena stanu społeczeństwa w Norwegii, Skandynawii i na świecie w ogóle?

Samotność to temat tabu naszych czasów. To rozległy i bolesny temat. Żyjemy w tak zwanym kraju dobrobytu, ale wielu ludzi jest nieszczęśliwych, samotnych. Ale o tym się nie mówi. Nie dostrzegamy się, nie znamy, nic o sobie nie wiemy. „Jaskiniowiec” opowiada o najbardziej ekstremalnej formie samotności: o tym, że można nie istnieć nawet w myślach innych ludzi. Samotność jest często niewidoczna, ale dotyka wielu osób. Ból związany z byciem wykluczanym ze społeczeństwa, usuwanym na margines – właśnie to starałem się opisać w tej książce.

Był pan policjantem wydziału śledczego, a potem jego szefem. Jak to wpływa na pańskie pisanie?

To, że byłem śledczym sprawiało, że mogłem wejść za taśmy policyjne. Miałem dostęp do miejsc zbrodni i mogłem kroczyć śladami sprawców i ofiar przestępstw. Wkraczać do pokojów, które były dotąd zamknięte, a które skrywają niezwykłe tajemnice. Właśnie w takie miejsca lubię zabierać moich czytelników. Moja praca polegała po części na rozpracowywaniu zabójców i gwałcicieli, na rozmowach z ich ofiarami. Starałem się zrozumieć ich tok myślenia. Konfrontowałem się z ich rozpaczą, żalem, złością, wyrzutami sumienia. Te doświadczenia sprawiają, że w moich książkach wyczuwa się autentyzm.

Jak wygląda świat policjantów i kryminalistów z książek w porównaniu z tym z pańskiego doświadczenia?

Spotkałem wielu zabójców, gwałcicieli i złodziei. Ludzi, którzy dopuścili się ohydnych przestępstw. Spędziłem z nimi wiele godzin. Doświadczenie, które dzięki temu zdobyłem, wiedza na temat sprawców i motywów ich działania są dla mnie oczywiście bardzo cenne. Nauczyłem się wiele o tym, jak to jest być człowiekiem. Pracując jako śledczy, dowiedziałem się niewiele o śmierci, za to bardzo dużo o życiu. Nabrałem przeświadczenia, że bliżej nam do sprawców przestępstw niż się nam wydaje. Nie czytam powieści kryminalnych pod kątem ewentualnych błędów czy braków. Daję się porwać historii, o ile jest dobrze napisana. Ale jasne jest, że literackie organy ścigania pełne są śledczych, którzy w prawdziwej policji nigdy nie zostaliby zatrudnieni. Poza tym w rzeczywistości nie mamy do czynienia z tabunami seryjnych morderców i innych sadystycznych przestępców.

Dlaczego w ogóle zaczął pan pisać?

Leżałem w łóżku i właśnie skończyłem czytać pewien norweski kryminał. Rzuciłem nim o ścianę i powiedziałem do żony, która leżała obok mnie, że sam umiałbym napisać to dużo lepiej - na co żona odpowiedziała, że w takim razie powinienem to zrobić. Zgasiłem światło i przez pół godziny przewracałem się na łóżku, nie mogąc zasnąć, aż w końcu wstałem i usiadłem do pisania. Ale dokładniej rzecz biorąc, moja kariera pisarska rozpoczęła się dużo wcześniej. Prawdopodobnie już 8 grudnia 1995 roku. Tego dnia 71-letni Ronald Ramm został znaleziony martwy w swoim domu w Stavern, niedaleko miejsca, w którym obecnie mieszkam. To był również mój pierwszy dzień służby w policji: zabezpieczałem miejsce zbrodni. W nocy wszedłem do mieszkania i zobaczyłem ślady walki na śmierć i życie, która toczyła się we wszystkich pokojach, a zakończyła na korytarzu, gdzie Ramm leżał zmasakrowany ze skrępowanymi rękami. To było niezwykłe przeżycie dla mnie jako młodego policjanta: przekroczyć próg miejsca zbrodni, wiedząc, że stąpam po śladach nieznanego mordercy.

Komisarz William Wisting z „Jaskiniowca” do śledztwa podchodzi metodycznie, bez zbędnych emocji. Czy jego postać i styl pracy oddaje charakter i styl pracy jaki miał pan jako policjant?

Gdy zabierałem się do tego, żeby stworzyć nowego norweskiego bohatera powieści kryminalnej, wiedziałem bardzo dokładnie, jaki ma być. Miałem dosyć czytania o śledczych rozwiązujących spawy o zabójstwo w pojedynkę i do tego po pijaku. Śledczych, którzy budzili się rano z trzydniowym zarostem i z butelką whisky na nocnym stoliku. Chciałem, żeby mój bohater przypominał bardziej policjantów, których poznałem, służąc w policji. Tak powstał William Wisting. Uczciwy, zdolny policjant, ale też szlachetny człowiek. Doświadczony policjant, który zna ciemną stronę ludzkiej natury. Myślę, że jest takim śledczym, jakiego chcielibyśmy spotkać, gdybyśmy któregoś dnia potrzebowali pomocy ze strony policji. Czy jest do mnie podobny? Chciałbym w to wierzyć.


Jørn Lier Horst (ur. 1970) to norweski pisarz i dramaturg. Na swoim koncie ma m.in. Nagrodę Rivertona przyznawaną w Norwegii corocznie dla najlepszego tekstu o charakterze kryminalnym oraz Nagrodę Księgarzy Norweskich. Kiedy nie pisze kryminałów pracuje dla Teater Ibsen. Wcześniej pracował jako szef wydziału śledczego Okręgu Policji Vestfold. Studiował kryminologię, filozofię i psychologię. Zadebiutował w 2004 powieścią „Nøkkelvitnet” („Świadek koronny”). Stworzył cykl powieści kryminalnych, w których głównym bohaterem jest William Wisting, policjant pracujący w Larviku. 


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 15.09.2014 11:32
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post