Proste rzeczy, o których zapominamy. Agnieszka Lingas-Łoniewska o „Gdyby miało nie być jutra”

LubimyCzytać LubimyCzytać
30.07.2021

„Gdyby miało nie być jutra” to pełna uczuć i emocji historia o ludziach, którzy nie mają nic do stracenia – poza miłością życia. Z autorką książki rozmawiamy m. in. o jej romansie z innymi gatunkami, sentymencie do małych miasteczek i życiu pisarki w socialmediowej przestrzeni.

Proste rzeczy, o których zapominamy. Agnieszka Lingas-Łoniewska o „Gdyby miało nie być jutra” Materiały prasowe Wydawnictwa Słownego

[Opis wydawcy] Kiedy Milena odeszła bez słowa, Igor obiecał sobie, że już nigdy nie da się zranić. Tylko tak mógł sobie poradzić z bólem. By przetrwać, postanowił żyć tak, jakby nie miał nic do stracenia: mocno, bez zahamowań i na krawędzi. Bo bez niej nic nie miało sensu. Równie dobrze mógł zostać królem miejskiego półświatka.

Teraz Milena wraca do ich rodzinnego miasta w glorii gwiazdy filmowej. Choć odniosła sukces, nie jest szczęśliwa. Pora jednak stawić czoło przeszłości. I zdrajcy, którym okazał się najbliższy jej człowiek.

Tyle że sercu nie można rozkazywać. A Milenę i Igora łączy uczucie jedyne w swoim rodzaju. Czy okaże się dość silne, by pokonać kłamstwa, żal i lata milczenia? Ten związek może być najbardziej szaloną rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobili. I prawdopodobnie jeszcze tego pożałują. Ale żyje się raz. I kocha prawdziwie też tylko raz.

Paula Sztark: W maju wydałaś świetnie przyjęty przez czytelników i nagradzany thriller „Przyjdę, gdy zaśniesz”. Teraz kusisz nową powieścią obyczajową. Co znajdziemy w „Gdyby miało nie być jutra”?

Agnieszka Lingas-Łoniewska: Jest to przede wszystkim wzruszająca powieść o potędze miłości, o tym, że prawdziwe uczucie nie umiera i ma niesamowitą moc sprawczą. Ale to także historia o trudnościach w komunikacji pomiędzy ludźmi, o wpływie rodziców, sytuacji rodzinnej na losy dziecka, o tym, jak ważne jest wsparcie najbliższych osób i jak często jego brak wpływa na ludzi. Opowieść o trudnej miłości Mileny i Igora to przekaz uniwersalnych prawd, które ukazują, jak ważne jest zaufanie, zrozumienie, wsparcie i dialog. Proste rzeczy, ale sami często o nich zapominamy, znacznie utrudniając sobie życie.

Wracając jeszcze na chwilę do „Przyjdę, gdy zaśniesz” - czy tak pozytywny odbiór tej książki zachęcił Cię do pisania kolejnych thrillerów?

To był mój czwarty thriller, przyjęty równie entuzjastycznie, co poprzednie. Na pewno jeszcze wrócę do tego gatunku, gdy będę miała pomysł na jakąś pasjonującą i intrygującą historię. Powiedzmy, że od czasu do czasu poromansuję sobie z kryminałem lub thrillerem.

Milena przyjechała do swojego rodzinnego miasta po raz pierwszy, odkąd stała się znaną i uznawaną aktorką. Może mniej lubianą przez krytyków, ale cenioną przez widzów. Jechała przez miasto i widziała, jak wiele się zmieniło, ale też wciąż rozpoznawała ten swój stary, poczciwy Wałbrzych, te znajome odrapane kamienice, te kręte, wiodące pod górę uliczki.

W posłowiu dowiadujemy się, że „Gdyby miało nie być jutra” zaczęłaś pisać już w 2011 roku. Dlaczego książka ukazała się dopiero teraz?

Ta napisana do połowy historia przeleżała w mojej osobistej „szufladzie”, czekając, aż ją skończę. To nie znaczy, że nie miałam na nią pomysłu, czy nie wiedziałam, jak zakończyć losy bohaterów. Po prostu odstawiłam tę opowieść na rzecz innej i tak z roku na rok odkładałam jej dokończenie. Dopiero w ubiegłym roku, podczas lockdownu, postanowiłam pochylić się nad tą książką. I udało mi się domknąć wszystkie wątki i zakończyć losy Mileny i Igora. Trochę się biedacy naczekali na swój happy end.

Dla Twoich bohaterów Wałbrzych to miasto, w którym narodziła się i umarła miłość. Jakim miastem jest dla Ciebie? Jakie masz wspomnienia z nim związane?

Urodziłam się w Wałbrzychu i mieszkałam tam do 5. roku życia, potem przeprowadziliśmy się do Wrocławia, gdzie obecnie mieszkam. Jednak Wałbrzych odwiedzałam przy okazji wakacji czy ferii, które spędzałam na Podgórzu u moich ukochanych dziadków. To miasto darzę ogromnym sentymentem, ponieważ najfajniejsze chwile dzieciństwa wiążą się właśnie z nim. Podchody, wędrówki po górach, działka, tunele, kompot z truskawek i babcina zupa truskawkowa z makaronem. Tak smakowało moje dzieciństwo i tego nigdy nie zapomnę.

Twoja twórczość to pewnego rodzaju uniwersum. Ku wielkiej radości czytelników bohaterowie Twoich powieści pojawiają się w kolejnych opowieściach. Tak też jest w przypadku „Gdyby miało nie być jutra”. Pojawia się w niej pewna kultowa postać…

Tak, w „Gdyby miało nie być jutra” pojawia się Łukasz Borowski, czyli Lukas z tetralogii „Zakręty losu”, kultowej serii, uwielbianej przez czytelniczki i czytelników. Często umieszczam bohaterów innych książek w nowych historiach i wiem, że moi czytelnicy to kochają. A jeśli pojawia się Lukas, od razu wiadomo, że akcja nabierze sensacyjnego charakteru. I tak właśnie było i w tym przypadku. Ta postać to swoisty symbol akcji i tematyki „chłopców z miasta”. Tutaj pojawia się jako dawny kumpel Krasnego, który pomaga mu przejąć jeden z wałbrzyskich klubów.

Akcje swoich powieści często umieszczasz z dala od wielkomiejskiego klimatu, wyłączając Wrocław, bo akurat to miasto pojawia się dosyć często. Masz sentyment do małych miasteczek?

Mam sentyment do miejsc, które zwiedzałam i widziałam na własne oczy. Zawsze robię dokumentację fotograficzną, aby jak najrzetelniej oddać rzeczywistość i aby historie, które przedstawiam, były prawdziwe i odczuwalne. Potem czytelnicy dziękują mi, gdy opisuję w rzetelny sposób miejsca, które sami doskonale znają.

Czy czytelnicy mogą spodziewać się kontynuacji historii Mileny i Igora?

Nie mam tego w planach, to zamknięta opowieść, w której wszystko już zostało powiedziane.

Ta tęsknota, tak silna, tak obezwładniająca, świadczyła o tym, że on nigdy nie zapomniał. Nie zapomniał o tym, jak to było ją kochać. I z takim przekleństwem musiał się mierzyć.

Czy przywiązujesz się do swoich postaci? Którą darzysz największą sympatią?

Zawsze przywiązuję się do postaci, nad którymi w danym momencie pracuję. Teraz piszę „Śniadanie z Arsenem”, więc ci bohaterowie są obecnie dla mnie priorytetem. Ale oczywiście są postaci, które jakoś mocniej zaznaczyły się w mojej twórczości i należą do nich na pewno: Lukas, Krzysiek Borowski, Midas, Aleks ze „Skazanych na ból”, chłopcy z PantaRhei, czyli cała seria „Bezlitosna siła” czy „Molly”.

Licznik Twoich powieści zmienia się bardzo szybko. Masz już ich na swoim koncie ponad 40, nie licząc udziału w różnych antologiach. Pisanie pochłania Cię bez reszty, czy masz jeszcze czas na inne przyjemności? Jak wygląda Twój typowy dzień?

Bardzo nudno. (śmiech) Rano kawa, lekarstwa dla zwierzaków – mam cztery koty i psa, z czego dwa koty i pies wymagają podawania codziennie leków. Kawa, potem druga, sprawdzenie maili, korespondencja, social media i pisanie. Pracuję zawsze w dwóch porach doby: do południa i późnym wieczorem. Praca pisarki to jeden wielki samotny dialog, bycie samej ze sobą i ze swoimi bohaterami, to zamknięcie się na świat zewnętrzny. Życie z taką osobą pewnie nie jest najłatwiejsze, ale o to już należałoby zapytać moich bliskich.

Co zrobiłaby Agnieszka Lingas-Łoniewska, gdyby miało nie być jutra?

Tańczyła dzisiaj, tu i teraz.

Kiedy przegląda się Twoje social media widać, że relacje z czytelnikami są dla Ciebie bardzo ważne. Taka intensywna forma kontaktu sprawia, że pisarz staje się osobą publiczną. To chyba musi byś spora presja dla autora?

W obecnych czasach to nieodzowny element bycia pisarką, która jest lubiana i czytana. Czytelnicy cieszą się z takich możliwości kontaktu, a z drugiej strony jest to też pewna forma promocji. Zajmuje to sporo czasu, ale wszystkie działania w social mediach prowadzę sama, gdyż często dostaję bardzo osobiste wiadomości, głównie od czytelniczek, i to ja na nie sama odpowiadam. Na pewno wiąże się z tym jakaś presja, zwłaszcza, gdy wiadomości jest ogrom, a czasu mało. Ale jednocześnie daje to poczucie swego rodzaju wspólnoty, którą tworzę ja i moi świetni czytelnicy. Przy okazji pozdrawiam moją grupę fanowską, Sektę Agnes. Jesteście najlepsi!

O autorce

Agnieszka Lingas-Łoniewska – wrocławska pisarka. Czytelnicy nazywają ją dilerką emocji. Autorka ponad czterdziestu bestsellerowych powieści, stanowiących elektryzujący miks gatunków: romansu, dramatu, sensacji i komedii. Kocha zwierzęta, ma cztery koty i psa. Od lat prowadzi autorską akcję „Karma zamiast Kwiatka” i na swoich spotkaniach autorskich zbiera dla zwierzaków karmę, którą przekazuje potem do wrocławskich fundacji. W 2016 roku zajęła II miejsce w plebiscycie „Kobieta Wpływowa”, prowadzonym przez „Gazetę Wrocławską”. Od 2017 roku jest członkinią Kapituły Literackiego Debiutu Roku. W wolnym czasie, kiedy nie pisze (a czasem się jej to zdarza!), kocha czytać i oglądać seriale kryminalne. Jej pasją jest także nordic walking i robótki ręczne. Do tej pory roku nakładem wydawnictwa Burda Książki ukazało się jej dwanaście najnowszych powieści: „Randka z Hugo Bosym”, „Tylko raz w roku”, „Molly” oraz „Kastor”, „Polluks”, „Saturn”, „Mars”, „Revenge”, pięć tomów uwielbianej przez czytelniczki serii Bezlitosna siła, a także „Bez pożegnania”, kontynuacja jej debiutanckiej powieści „Bez przebaczenia”, komedie romantyczne „Kolacja z Tiffanym” i „Obiad z Bondem” oraz thriller „Przyjdę, gdy zaśniesz”.

Książka jest już dostępna w księgarniach online.


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 30.07.2021 12:01
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post