Pisanie wypełnia niemal każdą moją wolną chwilę – mówi Klaudia Muniak, autorka „Nie ufam już nikomu“

LubimyCzytać LubimyCzytać
30.07.2020

Gdzie kończy się świadomość a zaczynają urojenia? Co można zrobić i jak daleko posunąć się w tym, żeby wreszcie odnaleźć równowagę? Klaudia Muniak w swojej drugiej książce z tego gatunku, powieści „Nie ufam już nikomu” przeprowadza czytelnika przez meandry ludzkiej psychiki. Staje twarzą twarz z problemem depresji poporodowej, zarysowuje psychologiczne portrety osób z otoczenia głównej bohaterki i jej samej. A wszystko to ubrane w intrygę, której finał zapiera dech w piersiach.

Pisanie wypełnia niemal każdą moją wolną chwilę – mówi Klaudia Muniak, autorka „Nie ufam już nikomu“

Nie ufam już nikomu Klaudia Muniak[OPIS WYDAWCY] Gdy codzienność jest przepełniona podejrzeniami, możesz zapomnieć o normalnym życiu…

Iga, świeżo upieczona mama, od lat cierpi na silne zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne. Po porodzie decyduje się na nowoczesną terapię. Chip wszczepiony w jej ramię, sterowany przez aplikację w telefonie jest dopiero po fazie testów. Mimo to Iga bez wahania podejmuje leczenie – jest współtwórczynią tej innowacyjnej metody i wie, że nic jej nie grozi.

Krótko po wznowieniu terapii zaczynają dziać się rzeczy, których kobieta nie rozumie: stale pogarszające się samopoczucie psychiczne, do którego dochodzą niepokojące przywidzenia i bardzo realistyczne halucynacje, a z biegiem czasu zaniki pamięci. Gdy na ciele synka Iga zauważa sińce, wie, że dzieje się coś złego.

Co jest prawdą, a co tylko wytworem jej wyobraźni? Kto jest odpowiedzialny za obrażenia dziecka? Ona sama, apodyktyczna matka, kochający mąż czy oddana przyjaciółka? W końcu Iga przestaje ufać komukolwiek i zaczyna wątpić w prawidłowe działanie opracowanej przez siebie terapii…

Katarzyna Szewczyk: Klaudia, przez wiele lat pracowałaś jako naukowiec. Czym się zajmowałaś i w jakim momencie swojego życia i działalności zawodowej zdecydowałaś o tym, że chcesz zostać pisarką?

Klaudia Muniak: Myślę, że słowo „pisarka” jest tutaj jeszcze trochę na wyrost, ale miło jest usłyszeć takie pochlebne określenie na podsumowanie mojego dotychczasowego dorobku twórczego – dziękuję! Studiowałam biotechnologię, a po studiach, zgadza się pracowałam jako naukowiec. Zajmowałam się głównie nanotechnologią. To stosunkowo młoda dziedzina, która skupia się na tworzeniu struktur o rozmiarach nanometrycznych, czyli prościej mówiąc na poziomie atomów. Byłam zaangażowana w cały szereg projektów związanych z konstruowaniem takich nanocząsteczek, a większość z nich miała na celu opracowywanie nowoczesnych metod terapeutycznych. Jednym z największych tego typu projektów były badania nad nanocząsteczkami o działaniu przeciwnowotworowym, a mowa w szczególności o raku jelita grubego, który stanowi drugi co do częstości występowania na świecie nowotwór złośliwy u kobiet i trzeci u mężczyzn. Pracowałam głównie na poziomie laboratoryjnym, jednak miałam styczność także z badaniami przedklinicznymi na zwierzętach.

Wspomniałam o studiach, gdyż to wtedy zrodziła się we mnie chęć pisania. To był mój sposób na poskromienie wybujałej wyobraźni, która często nie dała mi spokojnie zasnąć. Zaczęłam spisywać to, co siedziało mi w głowie, na początku wyłącznie dla siebie. Kiedy rozpoczęłam pracę naukową moje teksty zaczęły zakręcać w tamtą stronę – w stronę biomedycyny – i w pewnym momencie poczułam, że to jest właściwy kierunek. Można powiedzieć, że moja twórczość ewoluowała wraz ze zdobywaną przeze mną wiedzą i doświadczeniem. Gdy w końcu okazało się, że z moich zapisków powstała książka, zdecydowałam się ją opublikować, a później pisanie stało się już nieodłącznym elementem mojej codzienności. 

Jak Twoje doświadczenia naukowe wpłynęły na Twoją twórczość? W książce pojawia się motyw wszczepienia chipa, czy to jest obszar, który jest dla Ciebie szczególnie interesujący?

Tak jak już wspomniałam praca naukowa miała całkiem spory wpływ na moją twórczość, w dużym stopniu to właśnie ona ją ukształtowała. Bez wątpienia popchnęła moją wyobraźnię w tematykę biotechnologiczną a nawet medyczną. Jest mnóstwo różnych obszarów z zakresu szeroko pojętych nauk biomedycznych, które mnie interesują. Fascynuje mnie przede wszystkim ciało człowieka i to jak ono funkcjonuje. Natomiast jeśli chodzi o sam pomysł z chipem to głównym natchnieniem do podjęcia tego tematu był rozwój technologiczny i to jak mocno on wkracza w nasze codziennie życie. Mało kto w dzisiejszych czasach wyobraża sobie funkcjonowanie bez smartfona, a coraz to nowsze aplikacje powstają jak grzyby po deszczu i więcej – zaczynają stresować kolejnymi aspektami naszego życia, już nawet włączają i wyłączają nam piekarnik! Pomyślałam, że równie dobrze taka technologia mogłyby zacząć kontrolować nasze zdrowie i stąd wziął się pomysł podskórnego chipa połączonego z aplikacją medyczną na telefonie.

Czy było coś, jakiś konkretny moment czy zdarzenie, co zainspirowało Cię do napisania Twojego pierwszego thrillera medycznego „Psychopata”?

Od zawsze zachwycało mnie ciało człowieka, a w szczególności mózg, który jest bezapelacyjnie najbardziej skomplikowanym i wciąż tajemniczym narządem ludzkiego organizmu. Poza tym uważam, że nasza dusza, czy jak kto woli osobowości albo generalnie sfera spirytualna tkwi właśnie w tym ogranie i o ile stanowi ona bardzo niezwykły, nawet mistyczny element człowieka, o tyle pozostaje pod wpływem pracy komórek nerwowych, ich struktury i sterujących nimi związkami chemicznymi, czyli hormonami. Kiedyś wpadł mi w ręce artykuł naukowy o różnicy w budowie mózgu ludzi „zdrowych” i tych skazanych za ciężkie przestępstwa, czyli popularnie nazywanych psychopatami, o którym zresztą wspominam w książce. Tamta publikacja zrobiła na mnie ogromne wrażenie, bo okazało się, że zauważono istotne różnice strukturalnie mózgowia, a to z kolei sugeruje, że za nasze zachowanie odpowiada neurobiologia. Zdecydowanie właśnie ten artykuł był inspiracją do napisania „Psychopaty”. Często tak to właśnie wygląda, że przeczytam jakąś nowinkę medyczną, która zapada mi w pamięć i moja wyobraźnia zaczyna wokół mniej tworzyć własną historię.

W „Nie ufam już nikomu” główna bohaterka książki, Iga boryka się z problemem zaburzeń tożsamości. Jest żoną, matką, ale w obecnej sytuacji każda z tych ról wydaje jej się ogromnie ciążyć. Ty również jesteś młodą mamą, czy również Twoje doświadczenia macierzyńskie, oprócz tych medycznych, znalazły odzwierciedlenie w powieści?

Tak, jestem młodą mamą, mam wspaniałego, żywiołowego i bardzo ciekawego życia dwulatka, który nigdy nie pozwala mi się nudzić! Zawsze wiedziałam, że macierzyństwo to niemały trud, jednak, odkąd realnie znalazłam się w roli rodzica przekonuję się jak duży jest to wysiłek. Oczywiście to mnóstwo przepełnionych czystym szczęściem i szczerą radością chwil, ale to także szereg trosk, ogrom zmęczenia i wyrzeczeń, to cały wachlarz najróżniejszych emocji, z którymi człowiek mierzy się dzień za dniem. Wszystko, co dzieje się w książce „Nie ufam już nikomu” to fikcja literacka, jednak w pewnym stopniu jest ona odzwierciedleniem moich własnych doświadczeń, głównie z okresu tuż po porodzie. To bardzo trudny czas dla kobiety i niestety ani otoczenie, ani publikacje, czy to te w Internecie czy prasie tradycyjnej, a nawet cała masa dostępnych poradników, według mnie, nie przygotowują wystraczająco kobiety na ten wymagający okres.

W książce dużo miejsca poświęcasz depresji poporodowej. Nadal o tym nie mówi się wiele i temat ten stanowi pewne tabu – czy Twoim celem podczas pisania książki było uświadomienie czytelnikom rozmiarów tego problemu dla lepszego poznania i tym samym radzenia sobie z nim jako osoba dotknięta depresją albo będąca w bezpośrednim otoczeniu?

Chciałabym, aby kwestia depresji poporodowej przestała być tematem tabu. Tak naprawdę nie powinno być. Ten problem dotyka każdej kobiety, to w dużej mierze kwestia zaburzenia poziomu hormonów po przebytej ciąży i późniejszym porodzie. Jedne kobiety stosunkowo sprawnie sobie z nią radzą inne niestety nie. Czasem nakładają się inne problemy, dochodzi całe mnóstwo innych aspektów, które mogą w efekcie stworzyć poważne kłopoty. A tymczasem młoda mama powinna się nieprzerwanie uśmiechać, tryskać szczęściem i zaradnością. Błąd. Młoda mama nagle trafia w zupełnie dla siebie nową rzeczywistość, często zmaga się przy tym z nieciekawym stanem fizycznym i ostatnie czego jej potrzeba to dodatkowe pouczanie co powinna a czego nie powinna robić, presja środowiska jest naprawdę ogromna i w niczym nie pomaga. Pomyślmy o ile łatwiej młodej mamie byłoby wejść w swoją nową rolę, gdyby nie była od razu oceniania, a zamiast często bezpodstawnej krytyki – bo przecież osoby postronne nie mają pełnego obrazu sytuacji, za to z miejsca mają na dany temat wyrobione zdanie – otrzymała coś najbardziej podstawowego: zrozumienie. Tak, „Nie ufam już nikomu” to swego rodzaju mój manifest, aby przestać piętnować kobiety, które na pierwszy rzut oka nie radzą sobie z nową życiową rolą. Każda młoda mama ma prawo czuć się zagubiona, a naszym obowiązkiem jako ludzi z najbliższego otoczenia a także jako społeczeństwa jest udzielić jej wsparcia. A jeśli to wsparcie wymaga pomocy specjalistycznej, psychologa czy nawet psychiatry, to także nic w tym złego! Zdrowie psychiczne jest równie ważne jak fizyczne, jeśli nie ważniejsze.

Klaudia Muniak

Kim dla Ciebie jest Iga, jak Ty odbierasz tę postać, którą stworzyłaś?

Dla mnie Iga to kobieta, której marzeniem było zostać mamą, a kiedy wreszcie upragnione dziecko pojawia się na świecie doświadcza miażdżącego poczucia, że macierzyństwo ją przerasta. To matka jakich wiele dookoła nas – kocha swoje dziecko ponad wszystko, ale funkcjonuje pod stałą presją otoczenia, przez co kolejno zaczyna wątpić: w swoje możliwości, własną zaradność, i końcu kompetencje, aby finalnie poddać w wątpliwość nawet swoje uczucia wobec dziecka. Czy to, że czegoś nie zrobiła dokładnie jak tak powiedziała sąsiadka albo jak napisano w jakiś poradniku, oznacza, że jest złą matką? Albo, że jeśli poczuła potrzebę wyjścia z domu na samotny spacer oznacza, że nie kocha swojego dziecka wystarczająco mocno? Myślę, że w obecnych czasach wiele młodych mam żyje właśnie pod taką presją środowiska. I niestety ta presja tylko utrudnia im życie i odbiera część radości, jaka płynie z macierzyństwa. Oczywiście Iga zmaga się z dodatkowymi problemami, co wyraźnie wyostrza jej kłopoty, jednak nie zmienia to faktu, że to kobieta z krwi i kości, z którą myślę, że wiele Czytelniczek może się utożsamić.

Pierwsze przedpremierowe recenzje książki brzmią bardzo obiecująco. Jak czujesz się czytając takie recenzje? Czy w ogóle czytasz je, a jeśli tak, to jaki jest Twój odbiór? Domyślam się, że w przypadku pozytywnych sprawa jest łatwiejsza, a jak to jest w przypadku negatywnych, które przecież zawsze się zdarzają?

Czytam recenzje. Pewnie nie wyłapuję ich wszystkich, bo finalnie tych opinii jest bardzo dużo, ale zapoznaje się z nimi, bo jestem ciekawa co Czytelnicy sądzą o stworzonej przeze mnie historii. Myślę, że to całkiem naturalny odruch. Oczywiście pozytywne recenzje sprawiają ogromną radość i czytając niektóre wręcz serce rośnie, motywują też do pisania kolejnych powieści. Jeśli chodzi o negatywne – nie mam z nimi większego problemu, bo przecież człowiek to indywidualna jednostka i każdemu może spodobać się coś innego. O ile nie jest to hejt podchodzę do nich spokojnie i ze zrozumieniem, w żaden sposób nie zniechęcają mnie do działania. Natomiast gdy pojawiają się mało konstruktywne ataki jest mi po prostu przykro, ale głównie ze względu na to, że w ogólne takie zjawisko istnieje i co gorsza metodycznie się szerzy. Nie bardzo rozumiem motywację takich ludzi, a może inaczej, domyślam się, co nimi kieruje, ale uważam, że to kompletnie niewłaściwa droga. Niemniej na chwilę obecną nie zderzam się z jakimś ogromem negatywnych recenzji, co nie ukrywam, że sprawia mi mnóstwo radości i satysfakcji.

„Wschodząca gwiazda polskiego thrillera medycznego” – londynek.net

Pochodzisz z Podkarpacia, teraz mieszkasz w Londynie. Czy tam znalazłaś swoje miejsce na ziemi jako pisarka? Czy Twoja książka jest w jakiś sposób obecna na rynku brytyjskim, w polskich sklepach, księgarniach?

Na chwilę obecną to właśnie Londyn jest moim miejscem na ziemi, jednak nie sądzę, abym zastała tutaj na całe życie. Oczywiście nie wiem jak się ono potoczy i z jakimi okolicznościami przyjedzie mi się zmierzyć w przyszłości, ale mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie czas powrotu do kraju. Nie wiem, czy to będzie Podkarpacie, ale nie miałabym nic przeciwko temu.

Moje książki są dostępne we wszystkich polskich księgarniach internetowych w Wielkiej Brytanii, a jest ich kilka i działają bardzo sprawnie, sama często z ich usług korzystam. W Anglii jest mnóstwo polskich sklepów, w których można znaleźć też polską prasę i książki, i kiedyś miałam miłą okazję na jednym z takich stoisk znaleźć własną książkę! To było bardzo, bardzo przyjemne doświadczenie. Książkę podpisałam i została wystawiona na sprzedaż jako egzemplarz z autografem ☺ Także Polacy mieszkający na Wyspach nie mają większego problemu z dostępem do moich książek.

Czy jest ktoś, kto jest pierwszym recenzentem Twoich powieści?

Mąż. Moja druga połówka czyta książki jako pierwszy i wyraża o nich swoje zdanie. Wytyka mi też nieścisłości, których na szczęście nie ma wiele, ale takie pierwsze uwagi są bardzo cenne. Zwykle w czasie, kiedy on czyta, ja odpoczywam od świeżo napisanej powieści. Dzięki temu później mogę świeżym okiem na nią spojrzeć i ją dopieścić. Cenię sobie ten system pracy i wydaje mi się, że bardzo dobrze zdaje on egzamin.

W jednym z wywiadów zdradziłaś, że Twoim sposobem na odpoczynek od pisania jest bieganie i słodkie wypieki. Na ile pisanie wypełnia Twoje życie a na ile znajdujesz w nim czas jeszcze na coś innego?

Przyznaję, że na obecnym etapie życia pisanie wypełnia niemal każdą wolną chwilę, jak się pojawia. Chętnie siadam do tworzenia, kiedy już uporam się ze wszystkich obowiązkami, przystępuję do niego również wtedy, kiedy przytrafiają mi się momenty zniechęcenia czy większego niż zwykle zmęczenia, po prostu na tę chwilę czuję, że pisanie to jest to co chcę i powinnam robić. Dbam jednak o to, aby przynajmniej dwa razy w tygodniu zafundować sobie porządny trening, zwykle jest to właśnie kilkukilometrowy jogging. Bieganie dla mnie to takie totalne przewietrzenie głowy, wysiłek fizyczny nie tylko pozwala mi pozbyć się części napięcia z codziennego życia, ale pomaga także uzupełnić luki w fabule pisanej przeze mnie książki. Bardzo często dzieje się tak, że po treningu brakujące elementy powieści po prostu pojawiają się w mojej głowie i bywa, że gdy utknę na jakimś etapie fabuły idę biegać. A co do wypieków – przyznam szczerze, że już nie znajduję na tę pasję czasu. Kiedyś piekłam regularnie, prowadziłam nawet bloga z własnymi przepisami, teraz już nie jestem w stanie tego robić. Piekę jednak zawsze, kiedy nadarzy się ku temu dogodna okazja – urodziny członka rodziny czy odwiedziny znajomych.

Fragment powieści „Nie ufam już nikomu” Klaudii Muniak:

 

Nie ufam już nikomu

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 29.07.2020 14:42
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post