Jest jeszcze mnóstwo pytań bez odpowiedzi – wywiad z Igorem Brejdygantem

Inegrette Inegrette
12.09.2018

Z Igorem Brejdygantem – autorem książki Rysa – rozmawiamy o tym, czy łatwiej napisać scenariusz niż książkę, kto jest jego inspiracją i kiedy poznamy dalsze losy komisarz Moniki Brzozowskiej.

Jest jeszcze mnóstwo pytań bez odpowiedzi – wywiad z Igorem Brejdygantem

Policjantka, za którą ciągną się stare grzechy.

Współczesna Warszawa. Ginie bezdomny alkoholik. Prowadząca śledztwo komisarz Monika Brzozowska przeczuwa, że w sprawie chodzi o coś więcej niż porachunki kloszardów. Kolejne zbrodnie o podobnym modus operandi potwierdzają jej przypuszczenia. W toku śledztwa okazuje się, że dawne grzechy zamordowanych wiążą się z błędami młodości samej komisarz. Cierpiąca na zaniki pamięci Brzozowska zostaje wplątana w niebezpieczną grę, która zmusi ją do spojrzenia wstecz i ponownej walki z demonami przeszłości. Demonami, które przed laty pokonała tylko pozornie.

„Rysa” to zajmujące połączenie kryminału z thrillerem psychologicznym, w którym największą zagadką okazują się zepchnięte do podświadomości bolesne doświadczenia. To także przekonująco opowiedziana przez mężczyznę opowieść o kobiecie, która z całych sił stara się odnaleźć w patriarchalnym policyjnym świecie, wygrać z dręczącymi ją lękami i ocalić samą siebie. Czy mimo głębokich cieni, jakie rzucają dawne grzechy, uda jej się to osiągnąć?

Kinga Kolenda: Zaczynał Pan jako scenarzysta, aby później przeistoczyć się w twórcę własnych książek. Jaka jest różnica między pisaniem scenariusza a powieści?

Igor Brejdygant: Jedno i drugie to twórczość pisarska, słowem opowiada się historię, którą po części wymyśliliśmy, a po części zaczerpnęliśmy z życia i która nas zafrapowała. Tyle podobieństw, reszta to już różnice. Ta najbardziej chyba znacząca polega na tym, że o ile w scenariuszu mamy użyć jak najmniej słów, bo cała reszta kreowanej rzeczywistości powstanie już na planie filmowym, o tyle w powieści musimy tę rzeczywistość opowiedzieć w całości, a przynajmniej jej obraz podprowadzić na tyle, żeby czytelnik resztę mógł wypełnić swoją wyobraźnią. Kolejna różnica polega na tym, że scenariusz obwarowany jest wieloma ważnymi regułami, które dotyczą samego kształtu i formy tekstu, ale też wkraczają bardzo głęboko w rytm i dramaturgię tego, co opowiadamy. Powieść jest, jak sądzę, formą dającą autorowi dużo większą formalną wolność, którą jednak musimy okupić ciężką pracą rzeźbienia słów i zdań.

Czy według Pana łatwiej przeistoczyć się ze scenarzysty w pisarza, czy z pisarza w scenarzystę?

Trudne pytanie. Ja przeistaczałem się akurat ze scenarzysty w pisarza, czy w drugą stronę byłoby łatwiej czy mozolniej, trudno mi powiedzieć. Myślę, że to zależy od kształtu osobowości, rodzaju postrzegania świata, zdolności pisania. Myślę, że w obie strony wymaga to sporego wysiłku, ale trochę innej natury. Scenarzysta na pewno widzi świat, który opowiada, pytanie, czy pisarz potrafi zobaczyć świat, który kreuje, w postaci opowiadania filmowego. Może jednak po pewnym zastanowieniu pisarzowi byłoby trudniej, bo ze świata wolności, jaką daje powieść, zmieścić się w ryzach opowiadania filmowego to chyba jednak duże wyzwanie.

Jako pisarz w głównych rolach obsadza Pan głównie kobiety. Dlaczego wysuwa Pan na pierwszy plan żeńskie postacie?

Z kilku powodów, z których najważniejszy jest ten, że lubię po prostu kobiety. Inny zaś jest taki, że jakoś tak mi wychodzi, że chyba paradoksalnie łatwiej mi za pośrednictwem kobiety powiedzieć coś o sobie. Kiedy pisałem bohaterów męskich, miałem silną skłonność do obsadzania w nich siebie, ale w wersji nieco ulepszonej, chciałem być chyba fajniejszym facetem, niż jestem. Kiedy moją bohaterką jest kobieta, to już tak bardzo się z nią nie ścigam, a raczej tak bardzo nie ścigam się w niej ze sobą.

Gdy siada Pan do pisania, to plan powieści jest już gotowy, czy pomysły pojawiają się z każdą kolejną stroną?

I tak, i tak. Plan w sensie zasadniczej ramy jest i wtedy wydaje się nawet dość czysty, prosty i przejrzysty, potem wchodzę w szczegóły i robi się coraz bardziej mgliście, różne rzeczy przestają się zgadzać, na przykład ucieka gdzieś prawda psychologiczna, której z wyżyn planu ogólnego nie dawało się dostrzec. Wtedy zaczyna się pisanie i mętlik jest coraz większy, klocki już nie pasują i trzeba je rzeźbić coraz bardziej. Nie ma zresztą w tym wszystkim tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo przy okazji przez to, że wiem coraz mniej, oprócz frustracji budzi to też moją ciekawość. Słowem, to, że plan się sypie i wiem coraz mniej, jest niezwykle motywujące, bo przecież muszę się w końcu dowiedzieć.

Kto jest Pana największą inspiracją?

Siła wyższa, jakkolwiek ją nazwiemy, i ludzie, których spotykam. A jeśli pyta Pani o moje inspiracje literackie, to jest kilka nazwisk, bez których po prostu by mnie nie było, przynajmniej nie w tej postaci, w jakiej jestem. Na pewno Albert Camus, Dostojewski, Marquez, Cortazar, Kafka, Faulkner, ale też Raymond Chandler, skoro przy kryminałach jesteśmy.

Czy ma Pan swoją ulubioną powieść, do której często Pan wraca?

Zdarza mi się wracać do „Stu lat samotności” Marqueza, ale nigdy nie czytam jej od nowa i w całości, raczej fragmenty, żeby poczuć ten klimat, który kiedyś tak bardzo mnie porwał.

Czytając Pańską powieść, możemy zobaczyć od środka, jak funkcjonuje policja. Skąd czerpał Pan takie informacje i czy zdobycie ich było trudne?

Czerpałem je po części z życia, zdarzało mi się w mojej nie zawsze do końca przejrzystej przeszłości mieć do czynienia z przedstawicielami organów ścigania, a po części czerpię ją ze styczności z policjantami kryminalnymi, którą miewam przy pisaniu seriali, kiedy to policjanci występują w roli konsultantów. Czasem po pomoc zwracam się też do członka mojej rodziny, który pracuje jako śledczy w jednej z ważnych komend w Polsce. Cała reszta zaś to obserwacje tego, co się dzieje, czytanie opisów działań policji, akt podręcznych i sądowych, lektura kronik kryminalnych, a nawet oglądanie reportaży z miejsc, w których popełniono przestępstwa. Niestety najczęściej są to przestępstwa przeciwko ludzkiemu życiu.

Zakończenie „Rysy” wciąż pozostawia wiele pytań, ale jedno nasuwa się od razu. Kiedy pojawi się kontynuacja? Bo przecież to nie może być koniec losów komisarz Moniki Brzozowskiej.

Kontynuacja pojawi się albo wczesną wiosną, jeśli nadludzkim wysiłkiem woli uda mi się dostarczyć powieść na czas do wydawnictwa przed zimą tego roku, albo mniej więcej o tej samej porze co pierwsza „Rysa”, czyli pod koniec przyszłego lata, jeśli nadludzki wysiłek woli okaże się niewystarczający. I tak, rzeczywiście nie jest to koniec losów Brzozowskiej, a poza tym wiele jest jeszcze pytań, na które część pierwsza nie dała wyczerpujących odpowiedzi.


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 12.09.2018 09:41
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post