Pierwsze książki
Dla czytelników jednym z najbardziej elektryzujących odkryć jest właśnie to, że są czytelnikami - że nie tylko potrafią czytać (co Morris już wiedział), ale że są w tym zakochani. Beznadziejnie. Bez reszty. Pierwszej książki, która to sprawi, nie zapomina się nigdy. Każda strona niesie nowe objawienie, nowy ogień i zachwyt.

Wpadł mi ostatnio w oko ten cytat ze „Znalezione nie kradzione” Stephena Kinga. Umieszczony przez nas na FB, wywołał nie tylko falę komentarzy, ale przede wszystkim lawinę wspomnień z dzieciństwa...
Kiedy ktoś mnie pyta kiedy nauczyłam się czytać, odpowiadam bez wahania – jak miałam 4 lata. Pierwszy wyraz, który przeczytałam samodzielnie brzmiał KREDKI i znajdował się na opakowaniu kredek Bambino. Pamiętam też lekkie zaskoczenie, które towarzyszyło odkryciu, że ten wyraz nie ma nic wspólnego z faktycznymi kredkami! Na szczęście na tym skończyło się moje zamiłowanie do semiotyki. Ile w tej historii jest prawdy, a ile konfabulacji – tego nie wiem, ale faktem jest, że jak miałam 5 lat to byłam już zapisana do biblioteki. Wtedy jeszcze biblioteka nazywała się „pałacową”, bo mieściła się w Pałacu Kultury, który po 1989 roku został przemianowany (na szczęście) na Centrum Kultury ZAMEK. Druga z moich ulubionych bibliotek mieściła się przy ulicy Wronieckiej, w drodze do której mijałam zawsze piwnicę hotelu, z której wydobywał się bardzo podejrzany zapach oraz sklep z wyposażeniem laboratoriów chemicznych – sklep istnieje nadal, chociaż minęło już ponad 30 lat, hotelu nie ma, ale zapach z piwnicy nadal się wydobywa.
Z obiema bibliotekami mam masę wspomnień i z żadnymi innymi tak się nie zżyłam jak z tymi dwiema filiami. Nawet jak byłam na studiach polonistycznych, to w pierwszej kolejności tam szukałam lektur i opracowań. Mam trochę wyrzuty sumienia, że nie odwiedzałam ich od tak wielu lat.
Czy pamiętam, która książka była „tą pierwszą”? Niestety nie, ale mam kilka mocnych kandydatur:
Na pierwszy ogień niech pójdzie „Tygrysek na słoneczniku” z serii Bajki filmowe. Nie mam niestety swojego egzemplarza, podejrzewam, że albo zaczytałam go na śmierć, albo zjadły go świnki morskie. Z pomocą przyszedł mi Internet i wpis na blogu O książkach dla dzieci. Uwielbiałam tego tygryska, mogłam tę książeczkę czytać całymi dniami, nigdy mi się nie nudziła. Jak przez mgłę pamiętam, że czytałam ją na głos przy mojej starszej siostrze i jej koleżankach, żeby się pochwalić jak ładnie czytam.
Oczywiście zaczytywałam się w książeczkach z serii Poczytaj mi mamo – nie sposób wymienić wszystkie, które miałam. Pamiętam: Co mam i Bijacza Małgorzaty Musierowicz. Strasznie zazdrościłam siostrze i tacie, że mogą czytać inne książki Musierowicz, bo wtedy byłam jeszcze za młoda na Jeżycjadę! „W areoplanie” Tuwima przygotowało mnie na pierwszy lot samolotem, a „Kaczka dziwaczka” sprawiła, że odmawiałam jedzenia mięsa z kaczki. Strasznie żałuję, że żadna z tych książeczek się nie ostała.
Z biblioteki pałacowej wypożyczałam sobie serię Marii Kownackiej – Razem ze słonkiem. Wszystkie pory roku miałam przeczytane po wielokroć – ba! najciekawsze fragmenty i obrazki przepisywałam i przerysowywałam do specjalnego zeszytu, żeby móc w każdej chwili do nich sięgnąć. Wiele lat później nie mogłam pojąć dlaczego Vivaldi napisał „Cztery Pory Roku”, skoro jest ich aż sześć?!
A pierwsze książki nazwijmy to beletrystyczne, które pamiętam? Oczywiście Dzieci z Bullerbyn, wypożyczane nagminnie ze szkolnej biblioteki. Do tej pory zachodzę w głowę jak Lasse gasił światło za pomocą przyklejonej kartki i sznurka. Żałowałam trochę, że między mną, a moim rodzeństwem jest taka duża różnica wieku, bo wspólne zabawy były trochę utrudnione – przynajmniej do momentu, w którym w domu pojawiła się Amiga. Największy sentyment mam jednak do serii o Pożyczalskich! Wspaniałe książeczki opowiadające o losach malutkich ludzi, którzy żyli pod podłogą domu. Wizja gotowania w nakrętkach czy wykorzystywania do robienia na drutach szpilek bardzo do mnie przemawiała. Po całym domu rozrzucałam szpilki (ku rozpaczy mojej mamy), zbierałam nakrętki i rozstawiałam je po kątach, żeby Pożyczalscy nie musieli za daleko szukać.
Z biblioteką na Wronieckiej mam jeszcze jedno, szczególnie silnie wspomnienie – stamtąd wypożyczałam książki o Mary Poppins. Pamiętam, że popłakałam się, jak skończyłam ostatnią część – i za każdym razem jak odwiedziałam bibliotekę, to podchodziłam do półki licząc na to, że w jakiś magiczny sposób pojawi się tam kolejna część przygód dzieci państwa Banks i ich niezwyczajnej opiekunki. Dziękuję mojemu bratu za to, że w tym roku na Gwiazdkę dostałam wspaniałą książkę Mary Poppins. Opowieści zebrane, dzięki której mogłam spełnić swoje dziecięce marzenie i przeczytać wreszcie nieznane przygody Mary Poppins.
W trakcie pisania tego tekstu do głowy wpadały mi kolejne książki: Lisia czapa, Cudaczek-wyśmiewaczek, Cudowna podróż, Paddington, Kajtuś czarodziej, itd. itd. Mogłabym ich wymieniać jeszcze dziesiątki – tak samo jak pewnie większość z Was. Nie wiem, która z nich sprawiła, że czytanie książek stało się dla mnie tak oczywiste jak oddychanie, nie wiem, która z nich była „tą pierwszą”. Myślę, że każdej z nich po trochu zawdzięczam to, kim teraz jestem.
A jak to wyglądało w Waszym przypadku? Wiecie, które książki sprawiły, że pokochaliście czytanie?
komentarze [53]

Dzięki mojej mamie nie wiem co to znaczy uczyć się czytać. Ale świadomym czytelnikiem zostałam dopiero dzięki pewnej duszyczce, która zamiast polecac kolejne tomy zaczęła ze mna dyskutować o tych dobrze znanych. Wtedy zrozumiałam, że czytelnictwo nie polega jedynie na odhaczaniu kolejnych książek na liście "do przeczytania". Czytelnik to ktoś, kto wie dlaczego czyta i co...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Książki trochę z różnych bajek, ale wszystkie tak samo odpowiedzialne za początek pasji :)
Plastusiowy pamiętnik Słoneczko Harry Potter i Kamień Filozoficzny

Mnie na czytanie nawróciła książka Dzieci z Bullerbyn . Po przeczytaniu jej miałam wielką ochotę pochłonąć masę książek :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
U mnie była to chyba "Heidi". Od niej zaczęła się moja miłość do czytania.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
U mnie się zaczęło od Eragona pod koniec podstawówki:) a następnie już jakoś poszło i trwa po dziś dzień:)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
W moim przypadku zaczęło się od "pochłaniania" wszystkich tomów "Opowieści z Narnii" ze szkolnej biblioteki... Szkoło, nadal pamiętam, że nie mieliście w zbiorach Ostatniej bitwy. :c
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
"Za złotą bramą" jedyna książka, którą czytała mi mama, ale za to emocje pozostały do dzisiaj.:)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Zaczęło się od "Kwiatu kalafiora" Musierowicz, później przeczytałam całą Jeżycjadę. Nie czytałam nic innego, pod koniec serii zaczęłam sięgać po inne książki i wtedy już na dobre zakochałam się w czytaniu :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Królowa bałaganiara
To w przedszkolu, a potem zakochałam się w
Ten obcy
Ja tam po prostu z nim byłam i wszystkiego razem doświadczyłam...

nigdy nie byłem na koloniach... ale mam przemożne wrażenie, że gdybym na jakichś był, to same w sobie byłyby dla mnie horrorem :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post