„Koty”, „Wiedźmin” i „Nędznicy”, czyli musicale, które powstały na bazie literatury
Treść literatury powinna wybrzmiewać w duszy, choć niektóre emocje trudno ująć w słowa… Nazbyt wzniośle? Być może. Nie można jednak zaprzeczyć, że w utworach muzycznych zapisywane są również teksty literackie. Czasem naprawdę istotne. Bo przecież w formie musicalu odtworzono prozę choćby Wiktora Hugo, Michaiła Bułhakowa czy Andrzeja Sapkowskiego.
Słowa, melodia, rytm – opowieści musicalowe
Współczesna literatura żyje w różnych wersjach. Musicalowa forma jest w tym kontekście szczególna, bo przecież wpleciono w nią między innymi elementy teatru, tańca, poezji. Eklektyczne dzieła mogą być wystawiane na wielkich scenach – West Endzie w Londynie, Broadwayu w Nowym Jorku – ale równocześnie są adaptowane jako filmowe widowiska, żeby przywołać tylko „Deszczową piosenkę” czy „Chicago”. Kalliope, Erato, Euterpe, Polihymnia, Terpsychora, Melpomene – właściwie większość muz znanych z greckiej mitologii, bogiń sztuki i nauki – współuczestniczą w postawaniu musicalowych spektaklów.
Kocia muzyka, wołanie nędzników
A musicale bywają naprawdę zaskakujące. W formie, treści, przekazie. Przykład? Chyba wszyscy kojarzą „Koty”, jedno z najdłużej wystawianych przedstawień w historii West Endu. Ale nie wszyscy zapewne wiedzą, że libretto opiera się prawie w całości na tomie poezji T.S. Eliota „Old Possum’s Book of Practical Cats”, wydanym w roku 1939 (w Polsce książka ukazała się pod tytułem „Koty” w przekładzie Stanisława Barańczaka). W nietypowym zbiorze wierszy spróbowano zbadać istotę kociej natury – zwierząt tajemniczych, inspirujących również literacko. Za premierę filmowej wersji z tego roku wziął się Tom Hooper, reżyser oscarowej historii „Jak zostać królem”, który swego czasu zrealizował również „Les Misérables. Nędznicy”.
Brytyjski musical filmowy, ekranizacja musicalu scenicznego „Les Misérables”, oparty jest oczywiście na klasycznej powieści Wiktora Hugo „Nędznicy” z 1862 roku. Ciekawe w przypadku realizacji widowiska Hoopera jest to, że każda piosenka była śpiewana w trakcie kręcenia filmu, a nie w studiu, jak dzieje się to zazwyczaj w przypadku większości musicali. Taki zabieg miał pozwolić na uzyskanie wyjątkowej spontaniczności całego przedstawienia. Surowego piękna. Aktorzy – a wśród nich między innymi Hugh Jackman, Russell Crowe, Anne Hathaway czy Amanda Seyfried – przyznawali zresztą, że pozwoliło im to wejść na zupełnie nowy poziom doświadczenia z literackim tekstem przełożonym na muzyczną formę.
Nieśmiertelni kochankowie, wampiry i ożywieńcy
Szekspirowska historia „Romea i Julii” stanowi zbiór tematów, do których niejednokrotnie – od wieków – odwołują się różni artyści. Szczególnie muzycy. Bo na kanwie dramatu w 1839 roku powstała opera Hektora Berlioza, w 1869 roku uwertura fantazja Piotra Czajkowskiego, rockowa grupa „Dire Straits” skomponowała wyjątkową balladę o utraconej miłości, swego czasu Edyta Górniak wykonała „Pieśń Julii”, z kolei „O, Romeo!” nucili niezastąpieni przedstawiciele „Kabaretu Starszych Panów”. Opowieść o nieśmiertelnych kochankach opracował również Janusz Józefowicz, twórca musicalowego „Metra”, który w swojej scenicznej wersji z muzyką Janusza Stokłosy zasadniczo uwspółcześnił treść dramatu. Bo przecież wyrażanie uczuć zmieniło się od czasów elżbietańskich.
Wampiryczny lord Brama Stokera, który niedawno pojawił się w serialu Netflixa, swego czasu zyskał też wybitnie artystyczne wcielenie. Dowodem musical opracowany przez Franka Wildhorna, który na deski teatru przeniósł również „Niezwykły przypadek dr Jekylla i pana Hyde’a” Roberta Louisa Stevensona. Prawdziwym królem grozy jest jednak „Upiór w operze”. Musical stworzony w 1986 roku do muzyki Andrew Lloyda Webbera, współtwórcę kultowych „Kotów”, bazuje na powieści gotyckiej Gastona Leroux. Niespotykana relacja fizycznie oszpeconego, genialnego kompozytora i młodej solistki stała się tematem musicalu, który do dzisiaj pozostaje najdłużej granym spektaklem na Broadwayu (nieprzerwanie od 1988 roku) i najbardziej dochodowym widowiskiem w historii.
Eberhard Mock i Biały Wilk
Breslau, przedwojenne miasto grzechu, które w niezwykły sposób zobrazował Marek Krajewski, mistrz kryminału spod znaku retro, stało się również scenerią dla opowieści muzycznej. Bo „Mock. Czarna burleska” to spektakl na motywach powieści o komisarzu Eberhardzie Mocku. Bohaterowi słynnej serii na scenie towarzyszą policjanci, bandyci, szaleńcy i prostytutki – to one poprowadzą burleskowy show o władzy, zbrodni i namiętnościach. Krajewski pozostaje zresztą pod wrażeniem pracy zespołu artystów z Muzycznego Teatru Capitol we Wrocławiu, co dobitnie zaznaczył:
Mógłbym każdemu pytającemu spojrzeć prosto w oczy i powiedzieć szczerze: „ten spektakl to dzieło wybitne”.
Wewnętrzny świat radcy kryminalnego Eberharda Mocka został nie tylko przedstawiony w sposób kompletny – wszystkie jego fascynacje, fobie i niepokoje zostały na scenie wspaniale zwizualizowane, odtańczone i wyśpiewane.
Prawdziwym wydarzeniem była też premiera pierwszego musicalu na podstawie opowiadań Andrzeja Sapkowskiego. „Wiedźmin”, który pojawił się w Teatrze Muzycznym w Gdyni, zyskał rozgłos nie tylko z uwagi na samą postać Białego Wilka, ale również za sprawą Wojciecha Kościelniaka, reżysera musicalowych adaptacji wybitnych dzieł literatury polskiej („Lalki”, „Chłopów”, „Złego” w Gdyni) oraz światowej prozy („Snu nocy letniej” w Gdyni, „Idioty”, „Frankensteina”, „Mistrza i Małgorzaty” w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu). Ważne, że przeważają pozytywne głosy. Bo twórca, który podjął się stworzenia musicalu na bazie kilku zbiorów opowiadań, między innymi „Ostatniego życzenia” i „Miecza przeznaczenia”, zachował autonomiczność swojego dzieła, nawiązując jednak inteligentnie do charakteru prozy Andrzeja Sapkowskiego.
Skrzypek, błędny rycerz, mistrz i Kleks
A przecież to nie wszystkie teksty kultury, które swój szczególny charakter zawdzięczają spleceniu w całość różnych dziedzin sztuki. Nie można nie wspomnieć „Skrzypka na dachu”, musicalu z muzyką Jerry’ego Bocka, słowami Sheldona Harnicka i librettem Josepha Steina. Bo przecież kultowa historia jest luźno oparta na powieści „Dzieje Tewji Mleczarza” autorstwa żydowskiego pisarza pochodzącego z Ukrainy Szolema Alejchema. Dzieło jest wystawiane od lat również w Polsce, żeby zaznaczyć tylko Teatr Muzyczny w Poznaniu, Teatr Rozrywki w Chorzowie czy Teatr Żydowski w Warszawie.
W różny sposób interpretowana jest też historia błędnego rycerza – Don Kichota z La Manchy – o czym przekonujemy się za sprawą spektaklu Mitchella Leigha, opowieści znanej ze scen Broadwayu, w której zapisano prawdę o tym, że wyobraźnia to prawdziwie życiodajna siła. Mogąca przynieść szaleństwo, ale też wyzwolenie. Katharsis przynosi też musicalowa wersja „Mistrza i Małgorzaty”, jednej z najważniejszych powieści XX wieku. Szczególnie wyróżnia się polskie przełożenie dzieła Bułhakowa, czego dokonali artyści z Teatru Capitol we Wrocławiu. Symbolika, niejednoznaczność, aura tajemniczości, sacrum i profanum – misterna mozaika opracowana przez przywołanego wcześniej Wojciecha Kościelniaka.
Literatura piękna – literatura uniwersalna. Taka, w której odkrywać możemy podwójne znaczenia. Dowiódł to swego czasu Jan Brzechwa. Poeta, tłumacz, autor bajek i wierszy, twórca niezapomnianej „Akademii Pana Kleksa”, która w masowej świadomości zapisała się również za sprawą filmowych musicali. Na sceniczne widowisko z niezapomnianą rolą Piotra Fronczewskiego jako Ambrożego Kleksa składają się niezapomniane utwory muzyczne, za sprawą których otwierają się wrota (nie tylko dziecięcej!) wyobraźni.
Opowieści muzyczne, które tworzone są wciąż na nowo
Treść literatury powinna wybrzmiewać w duszy, choć niektóre emocje trudno jest ująć w słowa – bo to prawda. Wielka literatura żyje jednak w nietypowych konwencjach, wariacjach, przekładach. Tworzy się wciąż na nowo przy pomocy języka sztuki z pogranicza, czego dowodem jest forma musicalu. Znanego mniej lub bardziej. „Koty”, „Wiedźmin”, „Upiór w operze” i „Nędznicy” to tylko kilka znaczących reprezentantów – ikon kultury – którzy pojawiają się w tańcu, w śpiewie, w muzyce, w słowach. Współczesna literatura żyje w naprawdę różnych wersjach.
komentarze [13]
- "My Fair Lady" z Audrey Hepburn - adaptacja sztuki "Pigmalion" G. B. Shawa, zdobywca 8 Oscarów,
- "Zabawna dziewczyna" z Barbra Streisand, adaptacja sztuki Isobel Lennart,
- "West Side Story" - inspirowany "Romeo i Julią" Shakespeare'a,
- "Oklahoma!" - oparty na sztuce Lynn Riggs "Green Grow the Lilacs",
- "Mały Książę" - wiele przykładów,
- "Alicja w Krainie Czarów" -...
Dzięki za ten artykuł - uwielbiam musicale, ale jakoś nie przyszło mi do tej pory do głowy, by łapać na nie czytających znajomych od strony literackiej ;) No i dzięki za przypomnienie o istnieniu musicalowej "Lalki", bo jak ostatnio mi się sprawdzało na Spotify, to płyty jeszcze nie było, będę słuchać.
Wiele osób poleca w komentarzach wiele rzeczy, polecę coś i ja: hit...
Z przykrością muszę powiedzieć, zarówno jako fan musicali, jak i wielbiciel "Mistrza i Małgorzaty", że to, co powstało na deskach Capitolu utraciło pierwotny klimat powieści. Ok, tajemniczość jest, natomiast brakowało mi, jeżeli nie większej inwencji, to chociaż NIECYTOWANIA akapitu lub, co gorsza, pojedynczego zdania Małgorzaty i robienia z tego zapętlonych,...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejZabrakło mi tu musicali ze scen niemieckojęzycznych. "Rebeka", "Medicus", "Päpstin", czy wspomnienia o "Carmen" "The Count of Monte Christo" przy Wildhornie, który jest o wiele lepszy od "Draculi" (choć niczego wersji z Graz niczego nie odmawiam). Fakt, że należy wspierać polskie musicale, ale rosyjski "Mistrz i Małgorzata" jest genialny. A pominięcie "Notre Dame"...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejMnie zabrakło ostatnio oglądanej opery Leonarda Bernsteina "Kandyd", Jeszcze baletu : "Dziadek do orzechów", "Don Juan", czy z muzyką Chopina "Dam kameliowa".
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJeśli tekst jest o musicalach nie ma sensu pisać o operze i balecie, tym bardziej, że to jest temat nawet nie tyle rzeka, co temat Amazonka ;)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Większość musicali powstaje na bazie książek, historii lub mitów/legend, niewiele jest wymyślonych od początku do końca.
Zabrakło mi tu kultowych ,,Notre Dame de Paris" i ,,Wicked".
O tak, „Notre Dame de Paris” nie powinno zabraknąć
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCoś mi świta, że pierwszy wiedźminowy musical powstał kilka lat temu w Rosji.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post