Razem czy osobno? W łóżku czy w plenerze?
Bezwstydnie i na dziko – przy ludziach… Albo w prawie zupełnej ciszy, dbając o spokój, intymność. W kuchni czy w tramwaju, na ławce lub w łóżku… Wieczorem lub skoro świt! Praktyki czytelnicze – tak, tak, o nich właśnie mowa – bywają doprawdy różne. Majówkowy czas wolny skłonił mnie do kilku refleksji na temat jedności czasu, miejsca i akcji. Jeśli taka jedność jest w ogóle możliwa!
Zastanówmy się nad miejscem. A właściwie miejscami. Czytanie bywa prawdziwą rozkoszą, nic zatem dziwnego, że jedna z najgłośniejszych w ostatnich latach akcji związana z promocją czytelnictwa wiązała się z hasłem „Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka!”. Hasłem medialnie głośnym i wzbudzającym zrozumiałe zainteresowanie. A także pytania. Bo przecież niełatwo jest, leżąc z kimś (bliskim) w łóżku, koncentrować się dodatkowo na pochłanianiu lektury, czyż nie? Choć sprawom łóżkowym (niekoniecznie erotycznym!) poświęca się przecież także prozę, o czym pisali choćby Janusz Leon Wiśniewski, Jonathan Carroll czy Jurij Andruchowycz…
Kilka lat temu przeprowadzono zresztą specjalny raport, z którego jasno wynikało, że my, Polacy, najczęściej i najchętniej czytamy właśnie w łóżku, w dodatku przed zaśnięciem, co z kolei wiąże się z doborem odpowiedniej księgi. Stworzenia pewnej nastrojowości, czyli określenia czasu. Bo czy wyobrażacie sobie, dajmy na to, czytanie „Drakuli” Stokera czy „Upiornej opowieści” Petera Strauba w blasku słońca? Chyba łatwiej wczuć się jednak wtedy, gdy zmierzcha… Zasłonięte żaluzje nie dają przecież stuprocentowej gwarancji, że z lektury nie wyrwie nas dźwięk domofonu czy frustrujący dzwonek telefonu. Takie ryzyko ograniczone jest przez noc, o której Stephen King pisał, że to właśnie „Nocą myśli mają nieprzyjemny zwyczaj zrywania się ze smyczy”. Wyobraźnia potrafi płatać przecież figle, zwłaszcza gdy stymulujemy ją odpowiednimi środkami artystycznymi – muzyką, która nastraja do przeżywania i która potrafi również wpłynąć na skuteczność uczenia, i specyficznymi substancjami…
Pod lupę weźmy kryminał. Najlepiej czarny, smolisty wręcz, jak w przypadku prozy Raymonda Chandlera. Wchodząc na ścieżkę zbrodni, gdy naszym partnerem w dochodzeniu jest ktoś taki, jak Philip Marlowe, stosunkowo łatwo można zwizualizować sobie scenę, w której my również, siedząc przy biurku należącym do kultowego detektywa, sączymy whiskey lub raczymy się brandy i pociągamy cygaro albo popalamy fajkę – bo tym zapewne poczęstowałby nas Marlowe – aby za chwilę wyjść na ulicę miejskiej dżungli… Po co? Żeby zatopić się w kolejnej lekturze, rzecz jasna. Czytanie na świeżym powietrzu, zwłaszcza wiosną, gdy dzień jest coraz dłuższy, a temperatura umiarkowana, nastawia pozytywnie do życia. A przecież ten, kto czyta, żyje podwójnie!
Aby jednak wydostać się z domostwa i udać się na łono natury, cóż, bywają sytuacje, w których musimy skorzystać z komunikacji miejskiej. Można westchnąć, bo wiadomo, jak to bywa – tłoczno, niewygodnie, gorąco i głośno. Ekstremalnie. Dobrze jest zatem być elastycznym. W kontakcie z literaturą piękną (ale też słowem codziennym zapisanym w prasie – kolorowej czy specjalistycznej) otwierajmy się na możliwości, które dają audiobooki czy e-booki. To zupełnie inny rodzaj doświadczenia! Warto też czasem odchodzić od zachowania zasady jedności czasu, miejsca i akcji, czyli… czytać kilka książek równocześnie. Przecież nie zawsze jest nastrój i warunki na to, aby obcować z „Mistrzem i Małgorzatą”. Bo choć towarzystwo rosyjskich literatów – nie tylko Bułhakowa – wyjątkowo cenię, to z wcale nie mniejszą przyjemnością sięgam po zbiory Andrzeja Pilipiuka czy fantastykę, której autorkami są rodzime pisarki.
Literatura mieni się różnorodnością! Tematów i form. Stylów oraz gatunków. Pamiętniki i wspomnienia, zbrodnicze intrygi, obyczaje i romanse, reportaże, przewodniki, poradniki, fanastycznonaukowe wizje, opowieści spod znaku grozy czy klasyka, którą można odczytywać na nowo, o czym przekonamy się podczas nadchodzącej Europejskiej Nocy Literatury. A przecież do odkrycia jest też sztuka komiksu, która z literaturą związana jest wyjątkowo silnymi więzami.
Jeśli ktoś potrzebuje maksymalnej ciszy i skupienia, być może uda się do biblioteki z czytelnią, czyli prawdziwych świątyń literatury, które powstawały już w trzecim tysiącleciu przed naszą erą – choćby w Chinach i Egipcie – albo do miejsc zdecydowanie mniej reprezentacyjnych, za to w równym stopniu ustronnych, czyli… toalet. Kontrowersyjnie? Niesmacznie? W żadnym razie. Dla niektórych, ba, największych, czytanie w takich miejscach odosobnienia nie jest wcale wstydliwą przyjemnością. Do dłuższych posiedzeń przyznawał się choćby nieodżałowany Umberto Eco, a oprócz niego również Ernest Hemingway czy Marcel Proust. Swoją drogą to dosyć ciekawe, że załatwianie potrzeb fizjologicznych bywa określane mianem… „pójścia na stronę”. Cóż, niektórym jedna nie wystarcza! Umberto Eco podkreślał zresztą, że czytanie właśnie w tym miejscu jest dla niego naturalnie ważne: „kiedy wybieram do toalety jakąś książkę, oznacza to, że jest wartościowa, i zamierzam zajmować się nią przez kolejne dni”. Literatura wagonowa versus literatura toaletowa? Ciekawy temat na przyszłość.
O tym, że lubimy czytać, nikogo przekonywać nie trzeba, w końcu jesteśmy na takim, a nie innym portalu. Warto jednak sobie uświadomić, że to właśnie samo czytanie, obcowanie ze słowami utrwalonymi na druku, dostarcza nieprawdopodobnych doznań – tak estetycznych, jak i intelektualnych. Tak naprawdę nieważne „gdzie? i „jak?”, lecz „co?” i „po co?” czytamy. Razem czy osobno? W łóżku czy plenerze? Praktyki czytelnicze czasem wyrabia się latami. Grunt, żeby czytanie dawało radość. Owocnych poszukiwań literatury – nie tylko na wiosnę!
komentarze [52]
Zazwyczaj preferuję leżenie do góry brzuchem na łóżku. W weekendy, jak jest dobra pogoda, siadam z książką na upatrzonej ławce nad rzeką.
Trochę ciężej się skupić na czytaniu, ale przynajmniej tlenu człowiek złapie.
Hmm, możliwe, że uchodzę wśród przechodniów za dziwaka, bo w tym całym Garwolinie prędzej zobaczysz kogoś trzymającego kota na smyczy, niż czytającego w...
A próbowałeś czytać książkę i jednocześnie trzymać kota na smyczy? Dużo łatwiejsze niż dwa koty na smyczach. Polecam, spojrzenia przechodniów bezcenne :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCzytam wszędzie gdzie się da,a kot nie chce ze mną chodzić na smyczy😉
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCzytam kiedy tylko mogę. Przeważnie w drodze do i z pracy, choć wtedy najkrócej (zbyt blisko mam do pracy). Lubię czytać w domu, przykryta kocem, przed snem, ale też w ciągu dnia, jeśli mam chwilę.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postBezwstydnie w miejscach publicznych, przy ludziach, czasem samotnie w domu. Spędzam dużo czasu na dojazd do pracy pociągiem i to jest dla mnie najlepszy czas na czytanie.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postNigdy nie czytam w łóżku. Czytam wieczorami w fotelu w tle gra telewizor. Oprócz tego czytam w wannie i we wszelkiego rodzaju kolejkach. Na spacerach słucham audiobooków. Czytam i słucham też na balkonie, gdy już będzie ciepło. W kuchni słucham też audiobooków podczas wszelkich prac kuchennych i w czasie sprzątania.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postUżytkownik wypowiedzi usunął konto
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
Czytam wszędzie,czyli gdzie się da.Od rana do nocy.Przerwa na zajęcia.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postMoim stałym punktem jest wieczorne czytanie, kiedy kończą się wędrówki młodszych domowników na ostatnie picie, siku itp. Wtedy zwykle mam te dwie godziny, żeby położyć się z książką. Są też wieczory kiedy każdy zagłębia się wówczas w swojej lekturze. Niesamowita cisza i tylko widzę jak z biegiem czasu gasną światła w poszczególnych pokojach. Inaczej jest w weekendy gdzie...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejNajczęściej czytam w pociągu w drodze do pracy i z powrotem do domu. Gdy jestem jednak w domu i mam wolne to siadam na swoim łóżku i czytam przez mniej więcej 2 godziny. Wcześniej dużo się czytało w nocy ale w związku wcześniejszym teraz wstawaniem mogę na to pozwolić sobie tylko w weekendy.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postNajbardziej efektywne jest czytanie w domu, sam na sam z książką, wtedy można z niej wynieść najwięcej. Człowiek jest bardziej skupiony tylko czytaniu, a nie innych bodźcach, których na zewnątrz jest sporo. Weźmy np. takie czytanie w pociągu. Często czytam w pociągu z racji dojazdu do pracy, ale zauważyłem że niestety fabuła książek, które po części czytałem w trasie,...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejMam to samo, gubię się też w akcji i mylą mi się postaci. Zauważyłam też, że wyżej oceniam książki przeczytane w domu, niż w komunikacji miejskiej. W pociągu powinno się czytać książki określane dawniej "literaturą wagonową"- lekkie i proste i krótkie.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postPrzez lata korzystania z komunikacji publicznej codziennie czytałam w pociągu. Teraz przesiadłam się do samochodu i strasznie mi tego brakuje. Jeżeli książka jest dobra to miejsce, w którym się ją czyta nie jest istotne.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post