Bestia, która wykrzyczała miłość w sercu Hollywood

Michał Cetnarowski Michał Cetnarowski
03.07.2018

Wiedzieliśmy, że tak się stanie. To przecież zawsze kończy się w ten sposób. A jednak, kiedy odszedł kolejny wielki światowej fantastyki, zakłuło w sercu tak, jakby tym razem mogło się to skończyć inaczej. Harlan Ellison zmarł 28 czerwca, przeżywszy intensywne 84 lata i opublikowawszy ponad – wierzyć się nie chce – 1700 (podaję za anglojęzyczną Wikipedią) tekstów wszelakich, obejmujących opowiadania, scenariusze seriali, filmów i komiksów, eseje i publicystykę. Umarł zupełnie inaczej, niż żył: we śnie, spokojnie, po cichu. Jakby i tym ostatnim gestem chciał znów nam zagrać na nosie.

Bestia, która wykrzyczała miłość w sercu Hollywood

O jego burzliwym życiorysie pisano w ostatnich dniach licznie i szczegółowo. Nie tylko z powodu śmierci – po prostu, jak, nie przymierzając, u Hemingwaya, było o czym pisać. Przypomnijmy więc tylko najsoczystsze anegdotki, sprasowane do jednego akapitu. A więc: zarabiając na życie, łowił tuńczyki, pracował sezonowo na polach na południu Stanów, mimo niepozornej postury bywał ochroniarzem, a także kierowcą, taksówkarzem, księgarzem i komiwojażerem. Zaczął studia na uniwerku, ale szybko skonfliktował się z kadrą i opuścił mury szacownej Alma Mater. Od początku bowiem przyzywało go pisanie.

Pierwsze teksty publikował już jako piętnastolatek. Potem szybko wkręcił się w tryby Hollywood i zaczął pisać scenariusze. Zabłysnął zwłaszcza w telewizji. Pracował przy „Star Treku”, „Strefie mroku” czy „Babilon 5”, gdzie dał się poznać jako autor z ręką do wykręcających wyobraźnię paradoksów, zdumiewających pomysłów czy szokujących puent. To wszystko sprawiało też, że był tak oryginalnym autorem opowiadań – krótkich, treściwych, gniewnych, jak cios obuchem w łeb. Fantaści zawdzięczają mu również przełomową antologię Niebezpieczne wizje (1967), która w dużej mierze określiła kierunek, w jakim podążyli autorzy spod znaku Nowej Fali, poszukujący fantastyki odważnej tematycznie i wyrafinowanej formalnie, często szokującej i bezkompromisowej. Nie dziwi, że za te wszystkie rodzaje aktywności otrzymał kilkadziesiąt najróżniejszych nagród i wyróżnień. I przy okazji wkurzył kilku ludzi. Między innymi Jamesa Camerona, którego pozwał za rzekomą kradzież pomysłu na Terminatora… Sprawę w sądzie – jedną z wielu podobnych – zakończyła ugoda, na koncie Ellisona przybyło kilka okrągłych liczb, a on sam dorobił się miana jednej z najbardziej kłótliwych, napastliwych i nieprzejednanych postaci w branży.

A teraz już go nie ma, a dawne kłótnie, spory i towarzyskie fatwy zamieniły się w zbiór nostalgicznych anegdot, które ubarwiają wspomnienia o facecie, który nie bał się nikogo i powiadano, że był w stanie skoczyć do gardła każdemu, jeśli tylko uważał, że ma rację. Po prawdzie – co chyba już oczywiste – rzadko sądził co innego.

Tyle o życiu osobistym. Najbliżsi współpracownicy, tłumacze i rodzina twierdzili zresztą, że prywatnie był do rany przyłóż. Dla nas, czytelników, została na szczęście jego przebogata literacka spuścizna. Choć akurat w Polsce nie miał wydawniczego szczęścia. Po 1989 roku szybko nadrobiliśmy prawie całą fantastyczną klasykę – z Howardem, Dickiem, Le Guin i Kingiem na czele – ale akurat Ellison nie załapał się do tego pociągu. Zapewne było tak dlatego, że już wtedy jego proza mogła wydawać się nazbyt odważna, nietypowa, wymykająca się schematom, a więc i masowym gustom. Nie przeszkadzało to – ba, wręcz pomagało – by w światku miłośników SF w naszym kraju pisarz szybko dorobił się statusu żywej legendy. Jego pojedyncze teksty ukazywały się u nas już w latach 80., w publikacjach klubowych przepisywanych ręcznie ma maszynie lub powielanych na drukarkach, takich samych jak te, na których drukowano samizdaty i solidarnościową „bibułę”. „Zabójcę światów” puściła w 1983 roku „Fantastyka”, dekadę później kilka jego tekstów zaprezentowała redakcja magazynu „Fenix”, a nieznany, kochany, wyczekiwany Ellison zyskał miano półboga.

Odtąd każdy jego nowy tekst dostępny w Polsce był świętem. Co nie znaczy, że Ptak śmierci – zbiór kilku najlepszych opowiadań pisarza, wydany w Solarisie w 2002 roku – stał się bestsellerem; to cały czas była hermeneutyka dla wtajemniczonych, fantastyczna gnoza dla wyznawców. Ale jak można było nie czekać na te historie, skoro Ellison potrafił otworzyć opowiadanie takim oto akapitem: „Po grzecznościowej pogawędce z człowiekiem, który zajmował się zwalczaniem szkodników i raz na miesiąc odwiedzał go, by spryskać teren wokół domu, William Sterog zwędził z furgonetki faceta kanister jabłczanu – śmiertelnej, owadobójczej trucizny – i wstawszy pewnego ranka skoro świt, przeszedł się trasą miejscowego mleczarza, wlewając łyżeczką duże porcje płynu do każdej z butelek, pozostawionych na gankach siedemdziesięciu domów. Nim od zabiegów Willa Steroga minęło sześć godzin, wijąc się w męczarniach, skonało dwie setki mężczyzn, kobiet i dzieci”…? Fragment pochodzi z tekstu „Bestia, która wykrzyczała miłość w sercu świata”. Prawda, że Ellison nie tylko potrafił przykuć uwagę od pierwszego zdania, ale miał też ucho do wybornych tytułów? „Nie mam ust, a muszę krzyczeć”, „Ukorz się, pajacu, rzecze Tiktator” czy barokowe „Dryfując między wysepkami Langerhansa – 38°54' szerokości północnej, 77°00'13'' długości zachodniej” to tylko niektóre z nich.

Na szczęście dziś nadrabiamy wydawnicze zaległości, a Ellison ma szansę wypłynąć na szersze czytelnicze wody. W zeszłym roku wyszła bowiem u nas książka To, co najlepsze, pierwszy tom utworów zebranych pisarza; druga część ma się ukazać jesienią. Rzecz – jak cała twórczość Ellisona – jest specyficzna i zapewne zaskoczy niejednego, bo teksty rzeczywiście najmocniejsze, najlepsze w dorobku autora sąsiadują tu z jego juwenilnymi wprawkami, już nie tak udanymi. Ale jak inaczej prześledzić drogę twórczą pisarza? Myślicie, że to Martin pierwszy zaczął wyrzynać swoich bohaterów, nie szczędził im niesamowitych zwrotów akcji, potrafił niszczyć i ocalać całe światy? Poczytajcie Ellisona, który słynął z podobnej bezkompromisowości, szorstkiego stylu i brutalności wobec bohaterów, jeszcze zanim stało się to mainstreamem. Osobiście lubię myśleć, że takie „dzieła zebrane” po prostu mu się u nas należały.

Jak zresztą miałbym uważać inaczej? Przecież i ja mam swoją minianegdotę związaną z Harlanem. Pamiętam kilka opowiadań, które na progu nastoletniości wciągnęły mnie w fantastykę – czy szerzej: w literaturę. Jednym z nich był oczywiście tekst Ellisona. Ale jaki. Na początku lat 90. „Fenix” opublikował opowiadanie o akurat niepozornym tytule Chłopiec i jego pies. Trafiłem na rzecz dwa, trzy lata później. Magazyn leżał na półce w pokoju rodziców, a z okładki straszył półnagi facet-pająk o korpusie osadzonym na monstrualnej dłoni, zapamiętale grający na skrzypcach (to musicie zobaczyć sami). Sięgnąłem, zaintrygowany nie tylko horrorową golizną. A potem jakby mi ktoś zdetonował bombę pod czaszką.

Opowiadanie to brutalne postapo, gdzie przemoc i seks na pograniczu pornografii często występują w tych samych scenach, okrutny, obsceniczny i zakłamany świat nie zasługuje na ocalenie, a jedynym jasnym promykiem wydaje się przyjaźń między człowiekiem i zmodyfikowanym genetycznie zwierzęciem, które tak naprawdę troszczy się o swojego pana, nie odwrotnie. Oczywiście, nie było już dla mnie ratunku… Znajomi ze studiów do dziś się śmieją, gdy przypominają sobie, jak lata później kazałem im oglądać ekranizację tego tekstu z Donem Johnsonem w roli głównej – uroczo kuriozalną, absolutnie w stylu retro, niemającą wiele wspólnego z surowym oryginałem. Ale uczucie pozostało.

A dziś Ellisona nie ma już wśród nas. Choć nie. To banał, a banałów, jak się wydaje, nie cierpiał on najbardziej. Więc powtórzę to tylko raz. Książki zostały. A wraz z nimi niebezpieczne wizje, bestie, które wykrzyczały miłość w sercu świata, skowyt katowanych psów, człowiek, który wiosłował dla Krzysztofa Kolumba, modlitwa za niczyjego wroga – i wszystko to, co najlepsze. Amen.

Michał Cetnarowski


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Michał Cetnarowski 03.07.2018 13:09
Autor/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post