rozwiń zwiń

Światotworzenie

Aleksandra Janusz Aleksandra Janusz
20.05.2018

Tworzenie światów to poważna sprawa.

Światotworzenie

Wie o tym każde domorosłe bóstwo, który już postanowiło, że jego bohaterka wkrótce wyruszy w mroczny burzowy wieczór w nieznane krainy, niewątpliwie przy akompaniamencie wichru wyjącego na wrzosowiskach. Obowiązek obowiązkiem jest, powieść musi posiadać miejsce akcji. Najlepiej takie, gdzie są smoki, a bohaterowie mają imiona naszpikowane apostrofami.

Albo i nie.

Jeżeli piszemy powieść fantastyczną (na wypadek, gdyby ten artykuł czytał jakiś ważniak, użyję terminu literatura spekulatywna), świat w jakim rozgrywa się akcja pełni szczególnie ważną rolę. W najwcześniejszych inkarnacjach fantastyka wywodzi się z powieści przygodowej, a ta skupiała się na odkrywaniu obcych krain i rządzących nimi praw. Mniej więcej w latach 60’ autorki i autorzy amerykańskiej Nowej Fali science fiction doszli do wniosku, że skoro światy są wyobrażone, nic ich nie ogranicza. Mogą opowiedzieć każdą historię o ludzkich losach - nie tylko tę przygodową, ale także powieść psychologiczną lub filozoficzną, satyrę, dystopię. Można potraktować fantastyczny świat jako krzywe zwierciadło, w którym odbija się ten nasz. A wszystko to bez odejmowania powieściom walorów rozrywkowych.

Realizm, postmodernizm i inne brzydkie wyrazy

Czas zatem postawić zmyślone zwierciadło na nieistniejącym gościńcu. W internetowych poradnikach dla tworzących literaturę fantasy często kładzie się nacisk na realizm historyczny. Dzięki popularności grup rekonstrukcyjnych, pracowicie tropiących detale życia w przeszłości, biada autorce, która wyposaży swoje wojowniczki w zbroje bikini. Jednak tak naprawdę potrzebujemy tylko odpowiednio wiarygodnej iluzji. Co to znaczy odpowiednio - to już zależy od historii, jaką chcemy opowiedzieć. Nikomu nie przeszkadza u Elżbiety Cherezińskiej sowa siadająca pogańskiej kapłance na nagim ramieniu, od okazjonalnego błędu nie urywa się kołek niewiary. W końcu mieliśmy już modernizm, postmodernizm, a teraz mamy postpostmodernizm i pracujemy w soboty…

To znaczy - wszelkie odwołania do rzeczywistości w fantastycznych światach już od zarania gatunku były umowne. Inaczej tytuł króla nie miałby racji bytu w żadnym fantasy, gdzie nie istniał Karol Wielki. Szczegóły historyczne mogą się zgadzać jedynie z grubsza, pod warunkiem, że świat jest spójny wewnętrznie. Oczywiście to też zależy od przyjętej konwencji - jeśli piszemy powieść osadzoną w starożytnym Rzymie, czytelnikowi zazgrzyta, gdy bohaterowie będą się raczyć ziemniakami albo przeglądać w szklanych lustrach. Ale jeżeli nasz Rzym nazywa się np. Lucidus i powstał na gruzach cywilizacji zdolnej do podróży międzygwiezdnych, mamy trochę więcej swobody. Albo - fantastyczny świat zawiera odniesienia do naszej rzeczywistości. Może, dajmy na to, chcemy napisać satyrę lub dystopię (Opowieść podręcznej - Margaret Atwood, Wydziedziczeni - Ursula K. Le Guin), a może po trosze jednego i drugiego z odrobiną komedii (cykl Imperium Radch, Ann Leckie).

Na krajowym poletku „twarde” fantasy, które wiernie naśladowało świat średniowieczny włącznie z mocną stylizacją językową, pisała Anna Brzezińska, dając nam sagę o zbóju Twardokęsku. Konstrukcja uniwersum jest tu ważna, bo w eposie literackim, a tym właśnie jest ów cykl powieściowy, przemiany świata współgrają z losami bogów i bohaterów. W tym samym czasie „lekkie” fantasy tworzyła Ewa Białołęcka - jej opowieści są kameralne, skupiają się na bohaterach, ich talentach i cenie, którą trzeba zapłacić za odmienność. Sam świat Kronik Drugiego Kręgu autorka szkicuje wyraźnie tam, gdzie to ma znaczenie dla historii postaci, za to przygląda się uważnie ludzkim motywacjom i ułomnościom (niekoniecznie tym wynikającym z talentu magicznego). Inne książki, inaczej rozłożone akcenty, dla każdego coś miłego.

Odrobina meblowania, czyli fikcyjna IKEA

Zatem wiemy, jaką historię chcemy opowiedzieć. Wiemy, gdzie ją umieścimy - może to będzie ponura opowieść o odzyskiwaniu wolności i zachowaniu człowieczeństwa w świecie permanentnej apokalipsy (Pęknięta Ziemia, N.K. Jemisin), lekkie wojskowe sci-fi o arystokratach w kosmosie (Saga Vorkosiganów, Lois McMaster Bujold) albo mroczne fantasy z psychologiczną nutą, gdzie bohater walczy o własną tożsamość, wspomnienia i zdrowe zmysły (Teatr węży, Agnieszka Hałas).

Pora wypełnić ją szczegółami, a do tego trzeba tam na pewien czas zamieszkać.

Wyobraźmy się we własnym wymyślonym kraju. Czy pracujemy? A jeśli tak, to gdzie? Jak wygląda nasze otoczenie? Światła, uliczki, zapachy i smrody, przyroda i klimat? Skąd bierzemy jedzenie? Czym się płaci? Jak się ludzie ubierają? Czy ktoś tu czyta książki, albo gazety - czy ludzie w ogóle są piśmienni? Właśnie, skoro już przy tym jesteśmy - czy dzielimy ten świat tylko z ludźmi, czy też z innym rodzajem humanoidów albo istot rozumnych? A co z florą i fauną? Jaki mamy okres rozwoju techniki, a jeśli technologia jest rozłożona nierównomiernie (co się zdarza w światach postapokaliptycznych), to jak i dlaczego? Zadajmy pytania. Zadawajmy wiele pytań o rzeczy pozornie oczywiste.

W czasach bogactwa zasobów Internetu nie musimy szukać atlasów po bibliotekach. Przyda się znajomość języka angielskiego albo innej lingua franca, takiej jak rosyjski. Na forach grup rekonstrukcyjnych znajdziemy interesujące nas szczegóły historyczne. Ci ludzie naprawdę potrafią rozmawiać o przeddzidziu dzidy. Na grupach fanów nauki, w artykułach popularnonaukowych, a nawet (dla hardkorowych autorek) w publikacjach - detale przydatne w fantastyce naukowej. Pinterest jest świetny, jeśli chodzi o krajobrazy, mapy, miasta i źródło surowej inspiracji. Wiele bibliotek skanuje zbiory - ściągnęłam kiedyś kompletną mapę zamożności domostw w Londynie końca XIX wieku. Nowe informacje będą fermentować razem z kompostem, który i tak mamy w mózgach, wchłoniętymi wrażeniami, przeczytanymi źródłami (patrz - felieton Ewy Białołęckiej w tym samym cyklu).

Fantastyczna psychologia

Warto zajrzeć mieszkańcom w głowy. Będzie przy tym dobrze, jeśli się trochę wysilimy, własną głowę wyjmiemy z tyłka i zastanowimy się, co dla nas jest codzienne i zrozumiałe, a dla bohaterów wcale. Zapewne nie myślą jak polska rodzina z małego miasteczka, z dwojgiem dzieci i psem. Jeśli pochodzą ze świata z grubsza średniowiecznego, będą - na przykład - inaczej traktowali pomiar czasu i dostosowywali rytm dnia do słońca. Czy znają pojęcie przestępstwa, a jeśli ktoś je popełni, to co się dzieje - zostaje wygnany? Skazany na śmierć? Płaci grzywnę? A może zadośćuczynienie osobie, którą skrzywdził? Nasze pojmowanie rodziny, związków, płci, wszystko, co tak mocno mamy wgrane w software - wcale nie było oczywiste w różnych kulturach i różnych epokach. Istoty ludzkie jedzą, piją, komunikują się, uprawiają seks, bawią się, tworzą sztukę, normy moralne, czasami walczą lub nawet toczą wojny. Ale w jaki sposób to wszystko robią? Różnice mogą być tak wielkie, że jedna kultura uzna drugą za całkowicie niezrozumiałą. Albo perwersyjną i zasługującą na zniszczenie. Z tego można wysnuć historię podboju i ludobójstwa - jak w trylogii The Soldier Son (Robin Hobb) - albo komedię pomyłek, jak w kryminale science fiction Provenance autorstwa Ann Leckie. Historia uczy, że podbój jest bardziej prawdopodobny.

Najważniejsze to wrzucić na luz i się przy tym dobrze bawić. Nie chcecie (chyba) napisać powieści z tezą ani męczącej diatryby złożonej ze zmielonych portalowych newsów. Utwory polityczne dezaktualizują się szybciej, niż zdążymy je wydać. Swoją drogą nawet wielkiej Ursuli Le Guin zdarzył się taki wypadek przy pracy, czyli ekologiczna powieść Słowo las znaczy świat. Niezależnie od tego, czy zgadzamy się z przedstawionymi tam poglądami, nie da się zaprzeczyć, że autorka wykłada je łopatą. Można oczywiście umieścić we własnej powieści swoje opinie i światopogląd, ale warto pamiętać, że nie jesteśmy głosicielkami prawdy objawionej ani nie mamy odpowiedzi na wszystkie bolączki świata. Książka napisana bez półcieni nuży i męczy (wielkim pozwala się na więcej, ale bezpieczniej założyć, że nie należymy do tej grupy).

Last but not least, jak zaserwować szczegóły, którymi wypełniliśmy nasze uniwersum? Kiedyś powiedziałabym, że trzeba wpleść je w treść. Unikać typowych błędów, jak zanudzanie czytelnika encyklopedycznym opisem czołgu czy też dialogiem znanym w branży jako „as you know, Bob” - gdzie dwie postacie wymieniają się informacjami oczywistymi dla siebie. Podać fragmenty i zaufać odbiorcy, że złoży je w całość.

Teraz nie jestem już tego taka pewna. Czytelnik ponowoczesny, rozpraszany elektroniką co pięć minut, woli książkę osadzoną w znanej rzeczywistości - albo tak rozciągniętą w opisach i dialogach, żeby móc ją czytać z doskoku, bez pogłębionej uwagi. To nie sprzyja literackiemu eksperymentowaniu ani tworzeniu światów. Jeżeli, dajmy na to, pójdziemy przykładem Kate Griffin w Szaleństwie aniołów, i wrzucimy bohatera w sytuację, której sam z początku nie rozumie, wielu odbiorców bardzo prędko się zgubi.

Zawsze jednak istnieją podróżnicy obdarzeni chęcią odkrywania nowych lądów, i do nich wciąż można dotrzeć.

I ja też w niniejszym artykule dokonałam odrobiny światotworzenia. Czy zauważyliście? Rozbawiło was to? Rozdrażniło? A może jedno i drugie?

Dlaczego? I co to mówi o was - o nas?


komentarze [7]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
konto usunięte
23.05.2018 15:12
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Aleksandra Janusz 23.05.2018 21:02
Autor

Mam wrażenie, że jedyne wyjście to bardzo dużo czytać - różnorodnych treści, także trudnych - ale przede wszystkim dużo żyć. Można pisać w jakimś gatunku, w konwencji, można się nią podpierać albo wywracać ją na nice, jednak najważniejsze jest zawsze to, żeby mieć do powiedzenia coś od siebie. Książki nie powinny się karmić tylko książkami, bo to kanibalizm.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Kasia Aneta 20.05.2018 11:28
Czytelnik

"Utwory polityczne dezaktualizują się szybciej, niż zdążymy je wydać."

No chyba nie... Rok 1984 jest z dnia na dzień coraz bardziej prawdziwy...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Aleksandra Janusz 20.05.2018 15:55
Autor

Rok 1984 to uniwersalna dystopia (nawet z nimi trzeba uważnie, żeby nie zatraciły właściwości literackich i nie zmieniły się w publicystykę), w historii polskiej fantastyki pojawiały się kwiatki odwołujące się do politycznej bieżączki, konkretnych nazwisk, partii itp, jak np. "Komusutra". I o ile satyra polityczna ma swoje miejsce w literaturze - w fantastyce jeszcze...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Kasia Aneta 20.05.2018 16:58
Czytelnik

To lepiej pisać, jak bohater sobie idzie i łupie po kolei wrogów po głowie? Początkujący autor nie jest (albo przynajmniej nie powienien) początkującym czytelnikiem i już na etapie kreacji powinien wiedzieć, co chce przekazać, bez popadania w przesadne rozważania. Nie ma zmiłuj.

Poza tym od czegoś są redaktorzy, ale rzeczywiście ta tajemna sztuka powoli zanika.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Aleksandra Janusz 20.05.2018 17:19
Autor

Utwory nie dzielą się na takie, gdzie bohater idzie i łupie i takie, które są łopatologicznym wykładem na temat poglądów politycznych autora, zwłaszcza z uwzględnieniem polityki bieżącej i odwoływaniem się do publicystyki. Wydaje mi się jednakowoż, że o tym jest ten felieton...
I oczywiście, można się nie zgodzić - przewiduję, że ww. intelokutorka na pewno lubi kilka...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Aleksandra Janusz 16.05.2018 12:05
Autor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post