Sama tego chciała...
Małgorzata Warda porusza w swych książkach tematy trudne, ale stara się o nich pisać w sposób przystępny. Właśnie ukazuje się jej najnowszy tytuł „Ta, którą znam”. Autorka opowiada nam, dlaczego zdecydowała się napisać powieść obnażającą korzenie gwałtu i przemocy wobec drugiego człowieka – przeczytajcie jej tekst, w którym dzieli się swoimi przemyśleniami na ten temat.
Myślałam, że ta książka będzie o czymś innym – częste stwierdzenie, rozpoczynające negatywną recenzję. Nie oceniaj książki po okładce – mówi z kolei znane powiedzenie. A przecież wszyscy tak robią: oceniają książki po okładkach, ludzi po wyglądzie, polityków po ich obietnicach, a kiedy dochodzi do tragicznego zdarzenia osoby sprzed ekranów telewizorów albo wypowiadające się w sieci stają się ekspertami od dramatu i sędziami w sprawie, którą znają tylko na podstawie sformatowanego przekazu medialnego.
Ludzie mówili, że to moja wina – opowiada dziewczyna spotkana przeze mnie na korytarzu szpitala psychiatrycznego. - Gadali, że sprowokowałam mężczyzn, policjant na komisariacie spytał, czy często wychodzę z domu w wysokich obcasach. Została napadnięta w drodze z klubu. Kiedy było po wszystkim, sama podniosła się z ziemi. Na komisariacie usłyszała pytanie o szpilki. Mogłam się inaczej ubrać – teraz stwierdza. W jej życiu, tak jak i w życiu wielu innych ofiar gwałtów czy przemocy pozornie niewiele się zmieniło: kobieta wciąż wychodzi do pracy, wychowuje dziecko, nie rozeszła się z facetem. Przy okazji okazuje się jednak, że nasze społeczeństwo ma potężne oczekiwania wobec ofiar. Nie widać, żeby to przeżywała – mówi jej sąsiad. Dokładnie wie, co kobieta powinna czuć i jak się zachowywać po gwałcie. Irytuje go, bo ona dalej wychodzi do pracy umalowana, wciąż nosi te nieszczęsne szpilki, a jej facet twierdził, że śpią w jednym łóżku. To chyba takie straszne dla niej nie było.
Sama się o to prosiła, po co chodziła nocą po mieście, jeszcze w takim stroju? - piszą internautki pod artykułem o Iwonie Wieczorek, dziewczynie zaginionej w Sopocie. Jej matka jest zimna – twierdzą dalej, bo matka Iwony nie rozkleiła się przed kamerami, opowiadając o córce. Szkoda jej, ale na co liczyła, wsiadając do starych dziadów do samochodu i jadąc z nimi do ich domu? - pyta anonimowy internauta pod artykułem o siedemnastolatce zgwałconej pod Olsztynem.
Zastanawia mnie, jak to się dzieje, że w naszym społeczeństwie wciąż funkcjonuje przekonanie o winie ofiary? Dlaczego wciąż próbujemy usprawiedliwiać sprawców? Odpowiedzi może należałoby szukać w seksistowskich reklamach, niewybrednych żartach, na które wszyscy się godzimy i udajemy, że są śmieszne, a także w „przemocowych", filmowych scenach łóżkowych. A może chodzi tylko o stereotypy, o idealne obrazy, które każdy z nas nosi w sercu, a które nie przystają do rzeczywistość? Bo w idealnym świecie zgwałcona kobieta powinna zachowywać się według utartego schematu, powinna pielęgnować traumę i obrazować ludziom swoje cierpienie. Jeśli tak nie jest, czy oznacza to, że gwałt jej nie zranił? Czy w ogóle gwałt może kogoś nie zranić?
Jak można zgwałcić prostytutkę? - pytał bezrefleksyjnie Andrzej Lepper... Były wojskowy i laborantka uważają, że kobiety prowokują, w ostatniej chwili im się „odwidzi", a potem robią z łóżkowej sceny „wielkie halo". Pani widzi, jak ona się ubiera? Świętego by sprowokowała! - stwierdza woźny w szkole. Nie ma ich przy kobiecie brutalnie pobitej i wykorzystanej seksualnie w lesie. Nie wiedzą, co dokładnie zaszło na tylnym siedzeniu samochodu, gdzie trzech mężczyzn siłą wzięło nastolatkę. Nie zeszli do piwnicy wieżowca, gdzie sąsiad oślepił dziewczynę, wciskając kciuki w jej oczy, a następnie ją zgwałcił. To oczywiście prawdziwe przypadki, a mimo to ludzie nie ustają w ocenach. Osądzają na podstawie krótkiej informacji, kilku zdjęć, czyjejś wypowiedzi. Ocenia się przecież wszystko, nie tylko ludzi i zdarzenia. To takie ludzkie „oczyszczenie" z własnych słabości i grzechów, pokazanie, że jest się lepszym, innym. Nie umiałam pozostać na to obojętna, chciałam się dowiedzieć, jak naprawdę wygląda życie zgwałconej kobiety. Napisałam więc książkę pt. „Ta, którą znam". Nie oceń jej, Czytelniku, tylko po okładce!
Książka Ta, którą znam ukazuje się właśnie nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka pod patronatem medialnym lubimyczytać.pl.
komentarze [8]
Ja bym karał,tych ludzi.Co to twierdzą,że kobieta sama sobie winna..Wysoką grzywną.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCzytałam ten tekst kilkakrotnie. Wreszcie ktoś kto porusza tak trudny temat nie szukając jedynie prostych utartych schematów. Na takie sytuacje nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Można sobie gdybać, co by było, albo oceniać sprawcę i ofiarę. Ale jak daleko zmienia się nasze spojrzenie kiedy dotyka to "tą, którą znam".
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJa byłbym za kastracją w przypadku sprawców gwałtów na nieletnich, gwałtów zbiorowych, szczególnie brutalnych czy w przypadku recydywy. Kastracją powodującą niemożność ponownego gwałtu. Bo jak ktoś, kto jest do tego zdolny, może zawrzeć normalny związek z inną kobietą? W pozostałych, "lżejszych" przypadkach - każdorazowo przymusowe leczenie psychologiczne/psychiatryczne. Bo...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Nie żebym bronił seksizmu w reklamach.Ale mężczyźni lubią patrzeć na ładne dziewczyny.No przepraszam,ale kobieta w czadorze bezpłciowa nas nie interesuję.A czy kobiety nie są seksistkami ?
One też lubią patrzeć na facetów.
Co to gwałtu na kobietach,to jestem surowymi karami.
Ale jak popatrzeć? Rozbierając wzrokiem?
Poza tym pomiędzy czadorem a reklamą z kobieta w bikini, która reklamuje ciągniecie druta jest przepaść. Nie musimy wpadać z jednej skrajności w drugą.
Jak kobieta nie chodzi w szpilkach, to jest babochłopem, jak chodzi to 'sama się prosiła'.
Ech, temat rzeka.