Poznajcie Rogera Hobbsa

LubimyCzytać LubimyCzytać
11.03.2013

Pierwszy dzień lutego na Reed College zdawał się być niemal pierwszym dniem wiosny. Frisbee przecinały powietrze ponad trawnikiem, a studenci pili kawę w kawiarni Paradox, pławiąc się w promieniach słonecznych. Tablica informacyjna zachęcała do zapisania się na zajęcia z piłki nożnej dla dziewcząt, na kurs literacki czy do klubu zajmującego się fetyszami. 

Poznajcie Rogera Hobbsa

Krępy młody mężczyzna w trzyczęściowym garniturze i okularach przygląda się temu wszystkiemu. Jego zachowanie cechuje absolutny spokój, typowy dla absolwentów – wszędzie już był, wszystko widział. Wysławia się umiejętnie i pewnie, niczym powieściopisarz, którym jest od niedawna.

Roger Hobbs wie, jak poruszać się po Reed College, to zresztą dumny weteran Renn Fayre, podobnej do bachanaliów imprezy wieńczącej rok akademicki. Prawdziwym jego domem przez 4 lata była jednak biblioteka, więc nie ma problemu z ponownym znalezieniem separatki, w której pracował nad powieścią złożoną na ręce agenta dokładnie w dniu ukończenia szkoły, w 2011 roku.

Już kilka miesięcy później książka ta, zatytułowana „Ghostman”, zrobiła furorę na targach książki we Frankfurcie nad Menem. Gary Fisketjon z wydawnictwa Knopf wykupił do niej prawa już po przeczytaniu pierwszych 75 stron. Powieść ukaże się łącznie w 16 językach, a Warner Bros zajmuje się już produkcją filmu na jej podstawie. Sam Hobbs sypiał u znajomego na fotelu, kiedy włoskie wydawnictwo dało za jego dzieło sześciocyfrową kwotę. 

Nie była to kanapa, tylko właśnie spory fotel, najbardziej niewygodne miejsce do spania, jakie można sobie tylko wyobrazić – mówi Hobbs. – To był szok, ten telefon od nich. Z bankruta – miałem łącznie jakiś tysiąc dolarów, żywiłem się zupkami chińskimi – stałem się posiadaczem sporej sumy pieniędzy

Hobbs miał wtedy 22 lata. Obecnie skończył już 24, ale od tamtego czasu nie zmienił się ani na jotę. Wynajmuje mieszkanie położone kilka przecznic od kampusu jego byłej uczelni i przez co najmniej cztery godziny dziennie zajmuje się pisaniem, podobnie jak to robił wcześniej. Nosi wprawdzie garnitur od Calvina Kleina z czarno-fioletowym krawatem i białą chusteczką w kieszeni na piersi, ale to nic nowego – ubiera się tak od czasów szkoły średniej, tak mu bowiem jest najwygodniej, a poza tym chce, by ludzie traktowali go poważnie. I tak właśnie jest.

Definicja przodowania
Hobbs lubi używać konstrukcji zdaniowej „sprawdź (coś) w słowniku, a...”. Omawiając doświadczenia wyniesione z Hollywood, zauważa : Kiedy sprawdzisz w słowniku „darmowe pieniądze”, jako wynik otrzymasz „możliwość ekranizacji”. Cóż, a jeśli poszukasz definicji przodowania, to obok charakterystyki pojęcia z pewnością ujrzysz zdjęcie młodego Hobbsa. 

Dorastał w Massachusetts i w okolicach Filadelfii, część edukacji odebrał we Włoszech. Pierwszą powieść napisał w wieku 12 lat. Była to science fiction. Zapytaj o tytuł, a w odpowiedzi otrzymasz długą pauzę. No widzisz, to był mój problem, ten skomplikowany stosunek do fantastyki – mówi po namyśle – Wciągnąłem się w pisanie tego z bardzo złego powodu. Miałem o tych książkach bardzo złe zdanie i wydawało mi się, że potrafię napisać coś znacznie lepszego. W wieku lat 12

Dorastał w epoce Harry’ego Pottera, ale nie przeczytał żadnego tomu przygód młodego czarodzieja. W ogóle nie czytał książek dla dzieci. Wydawały mi się protekcjonalne –stwierdza. Dopiero po skończeniu 16. roku życia znalazł książkę, która zawładnęła nim całkowicie. Był to „The Monkey's Raincoat”, pierwsza z serii powieści kryminalnych Roberta Craisa, ukazujących losy sarkastycznego detektywa Elvisa Cole’a i jego partnera, małomównego Joe Pike’a. 

Ta narracja! – rzuca Hobbs, uśmiechając się jednocześnie do wspomnień. – To było moje pierwsze zetknięcie z narracją pierwszoosobową w kryminale typu noir. Nie sądziłem, że ktokolwiek pisze jeszcze takie książki. Byłem pewien, że ta sztuka już całkowicie wymarła. Okazało się jednak, że Robert Crais pisze takie powieści po dziś dzień, a zaczął jeszcze przed moimi urodzinami. Zdałem sobie sprawę, że jest popyt na takie pisanie – smakowite, dynamiczne. Do tego autor był naprawdę zabawny, co dodatkowo przypadło mi do gustu!

Hobbs natychmiast zaczął pisać kryminał z elementami komediowymi, coś na wzór Roberta Craisa. Pamięta nawet tytuł: „Otaku”. Po japońsku oznacza to fana, entuzjastę. Fabuła kręciła się wokół postaci detektywa próbującego odnaleźć komiks wart wiele milionów dolarów. Hobbs dodaje: Nic z tego nie wyszło, styl był bardzo nierówny, co jest częstą udręką pisarzy w każdym wieku

Zapalił się do czytania kryminałów pisanych z perspektywy głównego bohatera, pochłaniał więc wszystko, co napisali James Patterson i Lee Child. Analizował książki „od końca”, by dowiedzieć się, na jakiej zasadzie należy budować intrygę. Krótkie zdania i trzymające w napięciu końcówki rozdziałów, typowe dla Pattersona, stosuje w swoim Ghostmanie, jego protagonista przypomina zaś pod kilkoma względami Jacka Reachera, bohatera powieści Childa. 

Garnitur i do dzieła
Okres szkoły średniej nie upłynął mu jednak wyłącznie na pisaniu kryminałów. Znajdowałem się na samym dole drabiny towarzyskiej: tęgi, dziwaczny kujon, trzymający się kurczowo podręcznika do łaciny, jakby zawierał on największą tajemnicę wszechświata – napisał na drugim roku w eseju „Niezwłoczna wiadomość, niezwłoczna dziewczyna”, który zajął drugie miejsce w konkursie ogłoszonym przez pismo „The New York Times”. (Sprawdźcie w słowniku definicję określenia „nad wiek rozwinięty”). 

Hobbs radził sobie jedynie dzięki flirtowaniu z dziewczynami przez Internet (co opisuje w eseju). A także dzięki garniturom. Noszę je od czasu szkoły średniej. Pasują do mojej sylwetki. To także pewna forma buntu. Oczekiwano od nas, że będziemy nosili dżinsowe spodnie i bluzy z kapturem albo ubierali się jak flejtuchy. To w pewnym sensie dało nauczycielom prawo do tego, by nie traktować nas poważnie. Uczęszczałem do szkoły, w której traktowano cię jak przestępcę do momentu, kiedy udowodniłeś, że nim nie jesteś. Nie podobało mi się to, więc nosiłem garnitury, by wiedziano, że nie powinno się mnie lekceważyć

Podobnych problemów nie było w Reed. Hobbs ubierał się wciąż tak samo i twierdzi, że nie był pod tym względem osamotniony. W Reed cudowne jest to, że witają cię z nastawieniem „chodź, jakikolwiek jesteś”. Nikt nie ocenia tam raczej ludzi po tym, jak wyglądają. Kiedy redaktor Fisketjon udał się do baru ostrygowego Dan & Louis, wziął Hobbsa za pracownika obsługi i oznajmił mu, że czeka na kogoś. To na mnie czekasz – odpowiedział Hobbs. 

Syntetyczne, organiczne
Wydział anglistyki w Reed nie jest, rzecz jasna, wypełniony fanami Jamesa Pattersona. Jeśli już ktoś zajmuje się tam kulturą popularną, to w grę wchodzą raczej takie tytuły jak „Gra o tron” czy „Big Lebowski”. Na szczęście dla Hobbsa podejście „chodź, jakikolwiek jesteś” obejmowało nie tylko wygląd. To na uczelni zapoznał się z filmami noir i z takimi mistrzami jak James M. Cain, a także oddawał się swojej miłości do teorii literatury i sztuki opowiadania. Dzieli thrillery na syntetyczne i organiczne. Syntetyczne trzymają w napięciu jak nic innego, kosztem postaci, wątków i klimatu (takie są powieści Pattersona, taki jest „Ghostman”). Thrillery organiczne z kolei są bardziej klimatyczne, za to o wiele mniej wciągają (patrz James Lee Burke czy Stuart Neville, ulubieniec Hobbsa). 

W e-mailu od Petera Rocka, który uczył Hobbsa w Reed, można przeczytać: Często miewam studentów zainteresowanych poszczególnymi gatunkami – zwykle fantasy i science fiction, czasem literaturą młodzieżową czy nawet romansem – Hobbs był zaś pierwszym, którego tak bardzo pociągał kryminał. Później dodaje: Studenci boją się przede wszystkim fabuły. Ich zdaniem jest ona sztucznym tworem, zbyt wiele trzeba nią manipulować. Twierdzą, że umiejętność kreacji wątków nie jest wynikiem talentu, tylko owocem mało subtelnej pracy, która ma niewiele wspólnego z subtelnym artyzmem. W wyniku tego zapominają, że czytelnikowi nie zależy specjalnie na ich wysmakowanym stylu i imponującej erudycji. Czytelnik chce wiedzieć, co się stanie dalej. Hobbs nigdy nie bał się budowania fabuły, a dynamika jego powieści pokazuje, że... to prawdziwy oryginał. A w odpowiednim środowisku (Reed College) udało mu się znaleźć siły do tego, by później osiągnąć sukces.

Sam Hobbs ma też inną teorię dotyczącą pisania. Myślę czasem, że pisarze są jak dilerzy narkotyków. Sprzedajemy niejako odmienne stany świadomości, a duża część twórców nie zdaje sobie chyba z tego sprawy. Istnieją powieści wzniosłe, istnieją majestatyczne dzieła, ale ja zawsze najbardziej lubiłem thrillery. To metaamfetamina świata literatury

Geneza „Ghostmana”
Jak sam przyznaje jest wielkim entuzjastą zarówno Jacka Reachera, jak i holenderskiej pisarki, Mieke Bal. Każdy entuzjasta (i każdy pisarz) wie zaś, że wszystkie historie mają swoją genezę. 

W porządku, zaczęło się od opowiadania „Co jest w środku?” – wyznaje. – Opowiem ci, od czego się zaczęło. Było lato, w kraju wielki kryzys, nie było gdzie się zahaczyć na czas wakacji. Żadnej pracy, mówię ci. Można było składać 400 podań o pracę w McDonaldzie i nic. Tego lata zdecydowałem więc, że będę pisał tak dużo, jak tylko będę w stanie. Pewnej nocy wracałem z późnego seansu w kinie, kiedy zobaczyłem zaparkowany wóz opancerzony. Zacząłem myśleć: Cholera, ciekawe, jak okrada się coś takiego. Przyjrzałem się więc temu pojazdowi. W końcu napisałem opowiadanie o napadzie na wóz opancerzony. Nat Sobel (agent literacki) przeczytał to i naprawdę mu się spodobało... Zapytał, czy mam jakąś powieść. Wysłałem mu dwie, na co oświadczył, że są niezłe, ale powinienem w czasie lata napisać coś nowego i przysłać. Pomyślałem: Spodobała mu się ta historia z napadem, więc może napiszę kolejny mroczny kryminał. I tak powstał „Ghostman”. Oddałem go wydawcy tego samego dnia, którego skończyłem uczelnię.

Wiek? To tylko cyfra
Hobbs uważa, że jego wiek nie odgrywa zbyt wielkiej roli. Przypomina też, że S.E. Hinton czy Christopher Paolini wydawali książki jeszcze jako nastolatkowie. Jestem gdzieś na dole skali wieku, w którym wypada wydać pierwszą powieść – mówi. 

Fisketjon, który towarzyszył Hobbsowi podczas kilku obiadów zorganizowanych przez wydawców, jest innego zdania. Kiedy miałem 23 lata, nikt nie chciał przyznać, że mogę być w czymkolwiek dobry – mówili – To musi być nierzeczywiste, gdy ludzie podchodzą do ciebie i chwalą coś, co stworzyłeś w wieku 22 lat. To musi być dziwna sytuacja. Dorośli ludzie, niektórzy wręcz groteskowo starzy, podchodzą i mówią: „Naprawdę bardzo spodobała mi się twoja książka!”. I co się na to odpowiada?


Źródło: materiały wydawnictwa.


komentarze [4]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
bookowina 11.03.2013 14:47
Czytelniczka

Obywatel_Śliwka: Ja tu widzę kolejną marketingową zagrywkę. Greya reklamowano podobnie... poza tym, ta powieść oparta na doświadczeniach innych... tu inspiracja Pattersonem, tam jeszcze kimś innym... dobrze, że się chłopak realizuje, pisze i w ogóle, ale z zachwytami poczekajmy aż wyjdzie.


Recenzje blogerów na lc pozytywne. Dodatkowo skoro od razu w 16 krajach wydają +...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Obywatel_Śliwka 11.03.2013 14:34
Bibliotekarz

Ja tu widzę kolejną marketingową zagrywkę. Greya reklamowano podobnie... poza tym, ta powieść oparta na doświadczeniach innych... tu inspiracja Pattersonem, tam jeszcze kimś innym... dobrze, że się chłopak realizuje, pisze i w ogóle, ale z zachwytami poczekajmy aż wyjdzie.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
GłowaKsiążek 11.03.2013 13:56
Czytelniczka

no dobra, zachęciliście mnie - "Chcę przeczytać"

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 11.03.2013 12:02
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post