rozwiń zwiń

Czas na ciszę! Ale ta książka nie będzie cicha

LubimyCzytać LubimyCzytać
10.11.2020

To już trzeci tom cyklu Płomienie Anny Dąbrowskiej, który Novae Res wydało w tym roku. W książce „Czas na ciszę” będzie jeszcze więcej muzyki, wzruszeń, ale też przeciwności losu. Kto odnajdzie się w ciszy i świetle reflektorów?

Czas na ciszę! Ale ta książka nie będzie cicha

Płomienny cykl Anny Dąbrowskiej rozpoczął się od książki „Odlecimy stąd” o gitarzyście zespołu. Później przyszedł czas na książkę „W deszczu” i opowiedzenie historii Aleksa – perkusisty, który nie miał łatwego życia. Trudne decyzje także przed bohaterami „Czas na ciszę” – poznamy tam charyzmatycznego wokalistę zespołu.

„Próbowałem upchnąć przeszłość jak najgłębiej. Zakopać ją w głębinach serca i naiwnie myśleć, że skoro już nie było jej widać, przestawała istnieć.”

Anna Dąbrowska jest autorką romansów i literatury new adult, która stawia w swoich książkach na emocje. „Czas na ciszę” to poruszająca historia miłości, która zjawia się w życiu nieproszona, by dać siłę do zmagań z wszelkimi przeciwnościami losu. Autorka z Inowrocławia zdradziła, że to jej ulubiona książka z cyklu „Płomienie”. Dlaczego?

„Czasami wystarczy jedno usłyszane zdanie, rozmowa w autobusie lub dwoje ludzi na scenie. Kiedy obejrzałam występ Dana Balana i Kateriny Begu (w programie VOCEA UCRAINEI) poczułam magię. Poczułam, że chcę przelać na papier wszystko to, co poczułam oglądając ich występ. Spojrzenia mówią wszystko... Mam nadzieję, że po przeczytaniu «Czasu na ciszę» zobaczycie w moich bohaterach chociaż namiastkę tych pięknych i utalentowanych ludzi z tamtego występu. Koniecznie wyszukajcie ich w sieci!” - Anna Dąbrowska.

„Miłości nie trzeba się uczyć. Kiedy kochasz, po prostu czujesz to mocno… Czujesz wszystko tutaj… – mówiąc, skierowałam jego dłoń na swoje serce.”

Czas poznać kolejnego charyzmatycznego członka zespołu Płomienie

Głównym bohaterem książki „Czas na ciszę” jest Kosma – wokalista szwedzkiego zespołu, który przyjmuje propozycję zostania trenerem muzycznej drużyny przy nowym programie. Od razu zwraca uwagę na czarnowłosą dziewczynę.

Czarnowłosa Oksana potrafi śpiewać tak, że jej głos przenika ludzkie dusze, rozpala serca, a z oczu wyciska łzy. Ale jej największe marzenie wcale nie jest związane z muzyką. Straciła już matkę, a teraz może również stracić młodszego brata, Tomka, który zmaga się z ciężką chorobą. Targana sprzecznymi emocjami dziewczyna decyduje się wystartować w eliminacjach do popularnego programu muzycznego, a ewentualną wygraną przeznaczyć na leczenie brata. Ta decyzja okaże się przełomowa i sprawi, że w jej życiu pojawi się ktoś, kto pomoże jej uwierzyć w siebie i zawalczyć o szczęście…

„Kiedy wyśpiewałam ostatnie słowo, przy ognisku zapanowała kompletna cisza. Wszyscy zachowywali się tak, jakby ich dusze zamarły, a serca przestały bić. Melodię ciszy przerywały tylko trzaski gałęzi palących się w ognisku.”

Anna Dąbrowska, pisarka

Przeczytajcie fragment napisany z perspektywy Oksany. Co wydarzyło się tuż przed przesłuchaniem do programu?

Byłam tak zdenerwowana przed występem na scenie, że musiałam iść zwymiotować ledwie nadgryzioną kanap­kę z serem. Trzęsły mi się dłonie i nogi. Nie panowałam nad głosem, który zaczął żyć własnym życiem. Traciłam nad nim kontrolę, zwłaszcza wykonując wyższe partie. Poza tym… chciało mi się płakać. Tak bez powodu, choć mogłabym ich znaleźć ze sto. Jednym mogło być to, że byłam tutaj kompletnie sama i ledwo trzymałam się na nogach. Przebywanie wśród setki śpiewających osób po­głębiało moją panikę. Na dużej sali wyczuwało się stres, rywalizację i upał. Musiałam stamtąd wyjść, by nie ze­mdleć. W takim skwarze nie potrafiłam się skupić, a tym bardziej śpiewać.

Wyszłam z pomieszczenia i od razu zauważyłam niewielki korytarz; postanowiłam się w nim rozśpiewać. Wzięłam ze sobą ukulele. Obok wiadra z miotłą zobaczyłam uchylone drzwi. Zajrzałam tam. Pierwsze, co za nimi dostrzegłam, to kran, a potem sedes, na którym postanowiłam usiąść i zaśpiewać. Na scenę poprosiłam o krzesło. Zamierza­łam wykonać piosenkę Ride zespołu Twenty One Pilots.

Usiadłam na sedesie, zaczęłam trącać struny ukulele i po cichu śpiewać. Nie był to najłatwiejszy utwór dla kobiety, ale chciałam się z nim zmierzyć. Poczułam ścisk w gardle, próbując zaśpiewać ostatnie zdania piosenki. Zatrzymałam się. Wzięłam głęboki wdech i zaczesałam palcami opadające na policzek włosy. Wykonałam wy­dech i przymknęłam powieki, próbując się zrelaksować. Postanowiłam zaśpiewać coś lżejszego. Piosenkę, którą bardzo lubiłam śpiewać, kiedy siedzieliśmy z obozową ekipą przy wieczornym ognisku. I Can’t Help Myself zawsze mnie wzruszało. Nie potrafiłam dokładnie wy­tłumaczyć, co się działo z moim głosem i ciałem, gdy śpiewałam piosenkę The Kelly Family, ale wierzyłam, że wtedy działy się czary. Moc słów krążyła nad moją głową, unosiła wysoko mój głos i nasycała go prawdą. Prawdziwość wykonanego utworu potrafiła zaczarować widownię.

Gdy skończyłam śpiewać, otarłam z policzka pojedyn­czą łzę, wzięłam ukulele i wyszłam z łazienki. Musiałam wrócić do zatłoczonej sali, w której mój mózg przestawał pracować, serce biło rytmem podenerwowania, a głos klinował się w gardle. Gdy wchodziłam do dusznego pomieszczenia, poczułam, że coś naparło na moje ciało i uderzyło mnie w plecy. Przewróciłam się na lewe ramię i upuściłam ukulele.

– Sorki, wybacz – usłyszałam za sobą głos chłopaka.

Odwróciłam głowę i spojrzałam na czarne dredy. Chło­pak wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać.

– Nic ci się nie stało? – zapytał, wyraźnie zdenerwo­wany.

Przyjęłam jego dłoń i wstałam, widząc, że lewa no­gawka moich białych spodni została pobrudzona. Lekko bolała mnie ręka…

– Nie wiem. Boli mnie ręka – syknęłam i uniosłam ciało.

– To przez dupka, który mnie popchnął. Na tym prze­słuchaniu ludzie zachowują się jak bydło – stwierdził i musiałam przyznać mu rację. Chłopak obejrzał moją rękę, na której zdążył pojawić się sporych rozmiarów si­niak. – Chyba musi to obejrzeć pielęgniarka. – Chodź, zaprowadzę cię. Może uda nam się skombinować ci nowe spodnie (…).

Pielęgniarka podeszła do drzwi, odwróciła się do mnie i trzymając już klamkę, zapytała:

– Jak się nazywasz?

– Oksana Font.

– Roksana? – zapytała jeszcze raz dla pewności.

– O-ksana – podkreśliłam.

– Dobra. O-ksana. Zrozumiałam. Siedź tutaj, dobrze? Zaraz wrócę. – Otworzyła drzwi, wyszła i cicho zamknęła je za sobą.

Spojrzałam na swoją rękę. Siniak zdołał zmienić bar­wę z czerwonej na czarną. Poruszałam nadgarstkiem i stwierdziłam, że nic mnie nie boli.

Nic mi się nie stało – pomyślałam. – Po co tu w ogóle przyszłam?

Nikt nigdy nie przejmował się moimi siniakami, a ja byłam do nich przyzwyczajona. Czasami uderzyłam się o piec lub blachy, na których układałam w pracy bochen­ki chleba.

Niepotrzebnie narobiłam kłopotu…

Byłam na siebie zła i kiedy tak dumałam, drzwi się ot­worzyły…

Ku mojemu zaskoczeniu jako pierwsza nie weszła pie­lęgniarka, a mężczyzna.

Cholera… – zaklęłam w myślach. Czy to ma być czwar­ty juror?

Całe moje ciało przeszły ciarki, kiedy mężczyzna wszedł do gabinetu, stanął na samym jego środku i wpatrywał się we mnie. Poczułam zimny wiatr, który nagle zaczął krążyć wokół mnie. Opuściłam oczy. Bałam się patrzeć na tego mrocznego mężczyznę, który był zarazem piękny i bar­dzo demoniczny. Jego zielone tęczówki okolone były czar­nymi rzęsami i precyzyjną kreską wykonaną eyelinerem.

Nigdy nie widziałam wymalowanych męskich oczu… Twarz nieznajomego była pociągła, policzki uwydatnio­ne, a usta szerokie i bladomalinowe. Włosy, zaczesane do tyłu, połyskiwały jak diamenty mimo kruczoczarne­go koloru. Juror był ubrany od stóp do głów na czarno. Na błyszczący cekinowy podkoszulek został narzucony płaszcz sięgający do łydek mężczyzny. W tym demonicz­nym stroju naprawdę robił piorunujące wrażenie.

– Oksana? – zapytał, ale wydawało mi się, że wymówił moje imię z niespotykaną trudnością.

– Tak – odpowiedziałam i spojrzałam w jego podkre­ślone na czarno oczy… Momentalnie wzdłuż kręgosłu­pa przebiegł mnie dreszcz. Spięłam ciało i poczułam, że w mojej głowie zapanował wielki chaos.

– Masz występ za pięćdziesiąt pięć minut. – Kątem oka spojrzał na leżące na kozetce ukulele i skrzywił usta… – Czy na pewno chcesz zaśpiewać Ride? – zapytał.

– Tak. – Obecność tego mężczyzny stresowała mnie mocniej niż myśl o rychłym występie. Teraz się o tym przekonałam. Mój żołądek w miarowy sposób kurczył się i wywoływał lekki ból.

– Twoje spodnie – powiedział i spojrzał na przybru­dzoną nogawkę.

– Przewrócono mnie – przyznałam się i poczułam, że pielęgniarka właśnie przyłożyła na moją dłoń zimny okład. Syknęłam.

– Wszystko okej? – zapytała z uśmiechem, po czym spojrzała maślanym wzrokiem na mężczyznę, ale ten wydawał się tego nie zauważać. Intensywnie mierzył mnie swoim groźnym wzrokiem.

Skinęłam głową i spojrzałam na jurora. Poczułam się przy tym człowieku taka mała… Niegodna, by mnie oce­niał. Nie znałam go i nawet nie wiedziałam, kim jest.

– Zaraz przyniosą ci nowe ubranie. Nosisz rozmiar S?

– Tak. Trzydzieści sześć, ale proszę się nie kłopotać – wyszeptałam, czując, jak wielka gula tamowała w gardle mój głos.

Mężczyzna nic nie odpowiedział, otworzył drzwi i wy­szedł, zostawiając za sobą uczucie chłodu większego niż ten lód, który leżał w woreczku na mojej ręce.

– Ten facet jest niesamowity, prawda? – zachwyciła się pielęgniarka.

– No, nie wiem… – bąknęłam szczerze. – Stresuje mnie. Kim on właściwie jest? – zapytałam i zmarszczy­łam brwi, wciąż próbując dopasować imię i nazwisko do jego twarzy. Niestety na próżno. – Nie kojarzę tego pana…

– To Kosma. Bardzo popularny wokalista w Szwecji. Cieszę się, że jego zespół się rozpadł, bo wrócił do nasze­go kraju taki skarb. A jak on śpiewa… Wciąż mam ciarki na całym ciele, gdy sobie przypomnę, co on wyprawia na scenie. Jest taki nieokrzesany i seksowny… Taki nieprze­widywalny… Takie pyszne ciacho do schrupania!

– Czyli występuję za pięćdziesiąt minut? – zapytałam, czując, że moje kolana zaczęły dygotać z podenerwowania.

– Chyba tak – odparła kobieta. Jej oczy były takie roz­marzone, a policzki rozpalone. Miała rację, że ten mężczyzna miał coś w sobie. Tylko nie potrafiłam rozgryźć, czy to „coś” było bardziej dobre, czy złe.

Przez chwilę wodziłam oczami po postrzępionych grzbietach segregatorów, które stały na regale, gdy nagle drzwi się otworzyły. Tak po prostu, bez pukania. Wstrzy­małam oddech, bojąc się napotkać męskie oczy…

– Przepraszam, Kosma Samgaiło prosił, bym przynio­sła tutaj kostium. – Ładna blondynka w kucyku, z któ­rego wystawały fioletowe końcówki włosów, położyła ubrania na biurku. Coś w czarnym odcieniu i coś w bia­łym. Spojrzałam na pielęgniarkę, która posłała mi długie spojrzenie. – Do widzenia i przepraszam za najście.

– Drobiazg! – krzyknęła pielęgniarka, ale blondynka zdążyła już wyjść z gabinetu i zamknąć za sobą drzwi. – Zadziwia mnie Kosma… Co za gest! Jestem pod wraże­niem! Zobaczymy, co ci przyniesiono? – zapytała, a ja posłusznie skinęłam głową.

Pielęgniarka wzięła w dłonie coś czarnego. Bluzkę z białym napisem Peace, która była dokładnie w moim stylu. Białe spodnie migotały przyczepionymi do noga­wek cekinami i kryształkami. Były śliczne, chociaż nie w moim guście.

– Ale cudowności! – wykrzyknęła z entuzjazmem ko­bieta. – Jesteś szczęściarą, Roksano! – oznajmiła głośno, przekręcając przy tym moje imię.

Byłam szczęściarą… Chyba.

Miałam możliwość włożenia na scenę nowych ubrań, które załatwił dla mnie mój juror. Spojrzałam na zegar. Zostało trzydzieści minut do występu.

– Kiedy mogę przymierzyć ten strój? – zapytałam.

– Za pięć minut?

Uśmiechnęłam się, zastanawiając się, czy to, co mi się przytrafiło, zdarzyło się naprawdę.

Książka „Czas na ciszę” jest już dostępna w księgarniach online.

Artykuł sponsorowany


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 10.11.2020 09:48
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post