Ambrose

Profil użytkownika: Ambrose

Kraków Mężczyzna
Status Bibliotekarz
Aktywność 5 godzin temu
1 080
Przeczytanych
książek
1 165
Książek
w biblioteczce
34
Opinii
1 994
Polubień
opinii
Kraków Mężczyzna
Kiedy deszcz zaczął padać na zawsze?

Opinie


Na półkach: , , , ,

"Nazwałem go Krawat" to wielowarstwowa książka, którą można odczytywać na kilku płaszczyznach interpretacyjnych. Na poziomie najbardziej ogólnym jest to opowieść o sile przyjaźni. O przyjaźni, której sednem, tak jak i innych fundamentalnych i głębokich uczuć, jest gotowość oraz umiejętność wysłuchania tego, co ma nam do przekazania bliźni, bez protekcjonalnych komentarzy, pogardliwych uwag czy złośliwych przytyków, ale z wyrozumiałością i empatią. To również przypomnienie, że niemal każde zachowanie patologiczne ma swoje źródło we wcześniejszych przeżyciach czy zdarzeniach, nawet, jeśli w chwili ich zajść uczestnik nie jest świadom wywieranego wpływu. Tyle, że aby daną traumę zdiagnozować i wyeliminować, na ogół potrzebne jest wsparcie drugiej osoby, którą w dodatku należy obdarzyć zaufaniem, nieodzownym by zwierzyć się z tego, co wstydliwe, wstrząsające czy bolesne.

Utwór Flašar to także ukazanie tego, jak opresyjne potrafi być środowisko, w którym liczy się dopasowanie do powszechnie panujących standardów. Główni bohaterowie – Taguchi Hiro oraz Ōhara Tetsu – egzystują we wspólnocie, w której źle postrzega się jakąkolwiek formę wyróżniania się. Słaby czy bardzo dobry to awers i rewers tego samego problemu, tj. zbytniego odbiegania od średniej. Z tego względu ludzie starają się, by myślano o nich, że są "(…) czystą przeciętnością, typowi w swojej niepozorności" [1]. Ich działanie katalizują obawa i strach. Niebezpodstawne. "Bo kto zwraca na siebie uwagę, sprowadza na siebie niechęć tych, którzy znudzeni swoją normalnością nie mają nic lepszego do roboty niż dręczenie tego, który jest inny" [2]. Zatem ceną spokoju jest poskromienie siebie i przycięcie własnej osobowości tak, by pasowała do przyjętych szablonów – należy być, niczym: "Okiełznany koń, który sam bierze się w cugle" [3]. Nie można się nad sobą użalać. Lepiej zacisnąć zęby i trwać, bo przecież "(…) trzeba funkcjonować" [4], bo tak robią wszyscy inni.

Lektura "Nazwałem go Krawat" jest doświadczeniem o tyle przyjemnym, że dzieło utrzymane jest urokliwym i minimalistycznym stylu. Zdania kreślone przez Milenę Michiko Flašar odznaczają się zwięzłością. Pisarka stawia na lakoniczność i maksymalne wysycenie informacją, rezygnuje z ozdobników, a mimo to zdarzają się perełki naznaczone poetyckim sznytem.

Uwzględniając wszystkie elementy, które składają się na powieściowy debiut Mileny Michiko Flašar, przyznać trzeba, że dzieło, jakie otrzymuje czytelnik jest literaturą bardzo solidną. Obserwacje i wynikające z nich refleksje, jakimi raczą nas bohaterowie, są zarówno aktualne jak i interesujące. Książka pozwala spojrzeć na świat oczami osób, które nie radzą sobie z presją społecznych oczekiwań, dzięki czemu podejmowane przez nich wybory, na pierwszy rzut oka wydające ekstremalne i niezrozumiałe, zyskują logiczną podstawę. "Nazwałem go Krawat" jest piękną lekcją empatii, z której najważniejszy wniosek można sprowadzić do stwierdzenia, że sytuacja rzadko bywa na tyle beznadziejna, byśmy przy odpowiednim zacięciu i pomocy ze strony innych, nie dali rady z niej wybrnąć.

---------------------------------------------------
[1] Milena Michiko Flašar, Nazwałem go Krawat, przeł. Barbara Bruks, Oficyna Lustro, Warszawa 2021, s. 12
[2] Tamże, s. 52
[3] Tamże, s. 27
[4] Tamże, s. 22

Trochę więcej refleksji na temat książki pod adresem:
http://klub-aa.blogspot.com/2022/01/nazwaem-go-krawat-milena-michiko-flasar.html

"Nazwałem go Krawat" to wielowarstwowa książka, którą można odczytywać na kilku płaszczyznach interpretacyjnych. Na poziomie najbardziej ogólnym jest to opowieść o sile przyjaźni. O przyjaźni, której sednem, tak jak i innych fundamentalnych i głębokich uczuć, jest gotowość oraz umiejętność wysłuchania tego, co ma nam do przekazania bliźni, bez protekcjonalnych komentarzy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Fikcja jest wytworem wyobraźni i odznacza się tym, że nie posiada swego odnośnika w otaczającej nas rzeczywistości. Tyle, że kiedy płodami naszej fantazji zaczynamy się dzielić – choćby poprzez uprawianie sztuki – to siłą rzeczy przyoblekamy je w formę realności. Dzieło naszego umysłu zyskuje postać materialną, ale co istotniejsze, zaczyna rezonować i wpływać na odbiorców. O tym jak potężne może być oddziaływanie czegoś, co początkowo istnieje wyłącznie w świadomości swego demiurga, możemy przekonać się sięgając po "Prowokację" Stanisława Lema (1921 – 2006), polskiego pisarza, myśliciela, filozofa, krytyka literackiego, eseisty i futurologa.

Gwoli ścisłości należy dodać na samym wstępie, że Prowokacja w postaci papierowej z 1984 roku to zbiór dwóch recenzji nieistniejących książek, zaś wydanie elektroniczne z 2021 roku ograniczone zostało do jednej pozycji. Przedmiotem niniejszego tekstu jest wersja z 2021 roku.

"Prowokacja", co sygnalizuje pierwsza strona lemowskiego dzieła, jest omówieniem pracy "Der Völkermord. I. Die Endlösung als Erlösung. II. Fremdkörper Tod", opublikowanej w Getyndze w 1980 roku, której autorem jest niemiecki doktor filozofii, historyk i antropolog, Horst Aspernicus. Tematem woluminu uczonego jest zagadnienie złożone i wzbudzające szeroką paletę emocji, tj. Zagłada Żydów, określana też mianem Holokaustu bądź Szoa. W wyniku tego starannie zaplanowanego ludobójstwa w okresie II wojny światowej, w trybach machiny śmierci III Rzeszy Niemieckiej swoje życie traci około 6 milionów europejskich Żydów. Celem Aspernicusa jest analiza mechanizmu zagłady i wyjaśnienie, dlaczego eksterminacja Żydów przyjmuje akurat taki kształt, przy czym zbrodnicza działalność nazistów staje się punktem wyjścia do zbadania morderczych skłonności całej ludzkości.

Zdaniem recenzenta, praca Aspernicusa jest niebagatelna i konieczna, choćby z racji faktu odradzających się fascynacji figurą Adolfa Hitlera. Dopóki gruntownie nie wyeksplikujemy fenomenu nazizmu, dopóty musimy liczyć się z pojawieniem się jego naśladowców. Co istotne, korzeni popełnionego judeocydu nie wolno banalizować, zadowalając się konstatację, że wszyscy hitlerowcy byli psychopatami o morderczych tendencjach – "(...) problem nie daje się przekreślić jako ograniczony do psychiatrycznej profilaktyki, a tym samym zbadanie go staje się obowiązkiem filozofii człowieka" [1]. Aspernicus posuwa się do stwierdzenia, że egzegeza hitleryzmu jest wręcz powinnością tych, którzy miłują mądrość: "Ten, kto zajmuje się naturą bytu człowieka, nie może przejść mimo zbrodni hitlerowskich, milcząc. Jeśliby bowiem uznał, że zbrodnia ta była umiejscowiona w porządku bytu "niższym", więc miała charakter tylko kryminalny, niezwykły jedynie rozmiarami, do jakich rozdęła ją moc państwa, i że zajmować mu się nią nie przystoi z tych samych powodów, dla jakich filozofia nie bada pospolitych przestępstw, bo nie umieszcza na czele swej problematyki tego, co bada kryminologia, jeśli tak właśnie uznał, to albo jest ślepcem, albo kłamcą" [2]. Przemilczenie, lekceważenie czy bagatelizowanie hitlerowskich dokonań jest zbrodnią z zaniechania, porównywalną do zignorowania przez lekarza objawów śmiertelnej choroby.

Istotną składową "Der Völkermord. I. Die Endlösung als Erlösung. II. Fremdkörper Tod" jest rys historyczny dotyczący mordów masowych. Aspernicus zaznacza, że człowiek pierwotny nie różni się zbytnio od drapieżnika, który "(...) nie zabija nad potrzeby własne i świty swych komensali (...)" [3]. Dopiero z nastaniem cywilizacji, nieodzownym elementem starć zbrojnych staje się eksterminacja pokonanych, przy czym owo okrucieństwo podyktowane jest względami praktycznymi – unicestwienie potomstwa zwyciężonych minimalizuje groźbę potencjalnego odwetu. Z biegiem czasu dochodzi jednak do uformowania się etyki konfliktu, której istota zawiera się w tym, że "(...) wojenny sukces i mord pokonanych mają być trwale rozłączone. Pierwszy w żadnym wypadku nie może pociągać za sobą drugiego" [4]. Z tej przyczyny rodzi się konieczność sankcjonowania ludobójstwa – każdy mord na masową skalę musi posiadać racjonalne uzasadnienie i właśnie stąd bierze się walka z niewiernymi (rzezie Katarów czy Hugenotów), nawracanie pogan (eksterminacja rdzennych mieszkańców Ameryk) czy niesienie kaganka oświaty i postępu (kolonizacja w Afryce czy Australii). Co istotne, za wątpliwymi, choć szumnymi hasłami kryją się z reguły faktyczne korzyści – podbój nowych terytoriów, zdobycie taniej siły roboczej czy przejęcie bogactw naturalnych to atrakcyjne cele, do osiągnięcia których usuwa się wszelkie, w tym ludzkie, przeszkody. Z biegiem czasu zachodzi ewolucja w tej materii, kiedy to obserwujemy "(...) rosnącą przewagę pożytku duchowego nad pożytkiem materialnym sprawców" [5]. Prekursorem nowożytnego ludobójstwa są Turcy dokonujący zbrodni na Ormianach – rzeź nie przynosi żadnych wymiernych korzyści, uzasadnienie jest zafałszowane, zaś sam przebieg i skutki maskowane tak mocno, jak to tylko możliwe. Dokładnie tak samo mają się sprawy z Holokaustem, który – z jakiej by nie spojrzeć perspektywy – oznacza straty dla III Rzeszy Niemieckiej. Judeocyd w takiej postaci, jaka zostaje przyjęta przez Hitlera i jego popleczników to obciążenie logistyczne (transporty kolejowe więźniów), wojskowe (niemałe kadry skierowane do obsługi obozów) oraz przemysłowe (produkcja krematoriów oraz gazów uśmiercających). I o ile jeszcze uszczerbek na kulturze można uznać za rzecz dyskusyjną, bo w pewnym stopniu zwolennikom nazizmu udaje się zdyskredytować żydowski dorobek w świecie muzyki, literatury czy szeroko rozumianej sztuki, o tyle szkoda dla nauki jest już bezsprzeczna, bowiem to wypędzeni z Niemiec i Środkowo-Wschodniej Europy Żydzi odgrywają niemałą rolę w skonstruowaniu pierwszej bomby atomowej. Ta absurdalna potrzeba eliminacji narodu semickiego nabiera (pozornie) konstruktywności i wytłumaczalności dopiero, gdy ujęta zostaje w ramy misji spoczywającej na barkach Tysiącletniej Rzeszy Niemieckiej, która działa w imię dziejowej sprawiedliwości, kierując się w swoim postępowaniu wyłącznie koniecznością. Żydzi stają się przyczyną oraz uosobieniem wszelkich nieszczęść i krzywd, jakie spadają na szlachetnych Aryjczyków, co dowodzi potrzeby ich likwidacji, bez oglądania się na ponoszone koszty.

Bardzo ciekawe jest spojrzenie na III Rzeszę Niemiecką jako na państwo, w którym dochodzi do zetknięcia się pospolitych siepaczy, mordujących bez głębszej refleksji oraz abstrakcjonistów zbrodni, niezdolnych do fizycznych czynów, ale potrafiących nadać sens i usprawiedliwić popełniane występki. W opinii Aspernicusa istnienie tak pokracznego aparatu władzy, cieszącego się początkowo niemałym poparciem społecznym, determinowane jest przez dwa kluczowe fundamenty, którymi są etyka zła oraz etyka kiczu. Autor przytacza rzeczy oczywiste (czyny niegodne przedstawiane są jako narzędzia nieodzowne do zaaplikowania w celu uzyskania wyższego dobra), które przetykane są koncepcjami bardzo oryginalnymi – Aspernicus uwypukla m.in. okoliczności, w jakich przeprowadza się kaźnie, zwracając uwagę na fakt, że większość zgładzanych Żydów jest naga w chwili śmierci, co przywodzi na myśl podobieństwa do Sądu Ostatecznego (makabrycznie i podświadomie skarykaturyzowanego). Nie mniej intrygująco jawi się potrzeba, by do samego końca zwodzić, oszukiwać i dawać fałszywe nadzieje przyszłym ofiarom, których los jest przesądzony w momencie przekroczenia bram obozu czy przymuszanie prześladowanych do współudziału w zbrodni. Te nielogiczne zachowania tłumaczone są wspomnianą etyką kiczu, która reprezentowana jest w monumentalnej, wręcz gargantuicznej architekturze, ubiorze oraz przede wszystkim w pokracznych misteriach odbywających się w obozach koncentracyjnych – Aspernicus sugeruje, że te taśmowo wykonywane mordy są rodzajem teatralnej gry, w której epilog, jakim jest śmierć ofiar, jest zawsze autentyczny. Ten postulowany akcent inscenizacyjny stanowi wyjaśnienie tego, że praktycznie żaden z nazistów po zakończonej wojnie nie publikuje wspomnień, wyznań czy dzienników – w ujęciu autora mamy do czynienia z obojętnością, z jaką aktor podchodzi do dawno odłożonej roli.

Kompleksowość rozpatrywanej kwestii hitleryzmu zawiera się w tym, że Aspernicus w swoich rozważaniach zajmuje się nazistowskim spadkobiercą, za jaki uważany ten odłam terroryzmu, którego ofiarą padają postronni ludzie. Autor nie poprzestaje na wskazaniu analogii, ale wskazuje ponadto, że oba zjawiska to pochodne tego samego procesu, tj. desakralizacji śmierci (czy ujmując rzecz bardziej naukowo, można powiedzieć, że mamy do czynienia z "(...) sekularnym procesem wyobcowania śmierci w kulturze zorientowanej hedonistycznie, perfekcjonistycznie i pragmatycznie" [6]).

Spoglądając na "Prowokację" jak na dzieło Stanisława Lema, trudno nie pochylić głowy przed pomysłowością naszego rodzimego pisarza. Autor bawi się konwencją, prowadząc z czytelnikiem literacką grę, w której wznoszone są kolejne poziomy fikcji. Tyle, że pod płaszczykiem eksperymentu spod szyldu recenzowania czegoś, co w istocie nie zostało napisane, skrywa się piekielnie intrygujący esej, poświęcony bardzo istotnej materii, jaką niewątpliwie jest Szoa. Nie mniej ciekawie prezentuje się porównanie "Prowokacji" z dziełami o podobnej naturze, w których specjalizuje się choćby sławetny Jorge Luis Borges (solo bądź w duecie z Adolfem Bioyem Casaresem) – o ile argentyński literat celuje w ironiczną pompatyczność, koturnowość i absurd, które mniej lub bardziej jawnie nawiązują do odpowiedników w znanej nam rzeczywistości, o tyle "Prowokacja" to w zasadzie streszczenie książki, która mogłaby, ba, wręcz powinna powstać! Fikcyjny konstrukt Lema jest przy tym tak przemyślany, że Polak dba nawet o takie detale, jak narodowość doktora Aspernicusa: "Jak ktoś powiedział, dobrze się stało, że tę historię ludobójstwa napisał Niemiec, bo inny autor ściągnąłby na siebie zarzut germanofobii" [7].

Pozostając jeszcze przy literackim pokrewieństwie, Prowokację można uznać za rozwinięcie bądź dopowiedzenie wątku, jaki rozpoczęty zostaje w wydanym po raz pierwszy w 1968 roku "Głosie Pana". Jeden z bohaterów powieści, której akcja rozgrywa się w USA, doktor Saul Rappaport, jest żydowskim uciekinierem z Europy Środkowo-Wschodniej – w trakcie II wojny światowej w niezwykłych okolicznościach unika on rozstrzelania przez nazistowskich oprawców, ale towarzyszący mu Żydzi nie mają tyle szczęścia. Po latach doktor usiłuje wyjaśnić sobie, na jakich zasadach funkcjonowały umysły poszczególnych hitlerowców, którzy odznaczali się dość zróżnicowanym stosunkiem do zgładzanych Żydów. Wielce prawdopodobne, że dzieło doktora Aspernicusa wzbudziłoby co najmniej zainteresowanie ze strony doktora Rappaporta.

W rezultacie, "Prowokacja" to znakomity tekst, który potwierdza dlaczego Lem jest tak cenionym i uznanym pisarzem, i to nie tylko w Kraju nad Wisłą. Polski literat w oryginalny sposób podchodzi do zagadnienia Holokaustu, uzupełniając go o cenne spostrzeżenia oraz przemyślenia, które opakowane zostają grą z literacką konwencją.


------------------
[1] Stanisław Lem, Prowokacja, Lem Estate, Kraków 2021, s. 11
[2] Tamże, s. 12
[3] Tamże, s. 5
[4] Tamże, s. 6
[5] Tamże, s. 7
[6] Tamże, s. 36
[7] Tamże, s. 5

Fikcja jest wytworem wyobraźni i odznacza się tym, że nie posiada swego odnośnika w otaczającej nas rzeczywistości. Tyle, że kiedy płodami naszej fantazji zaczynamy się dzielić – choćby poprzez uprawianie sztuki – to siłą rzeczy przyoblekamy je w formę realności. Dzieło naszego umysłu zyskuje postać materialną, ale co istotniejsze, zaczyna rezonować i wpływać na odbiorców....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ludzkie życie to proces skończony – wraz z narodzinami wydany zostaje na nas wyrok, który można jedynie odroczyć, ale nasz kres jest nieuchronny. Świadomość przemijalności, efemeryczności, tego, że na świecie jesteśmy tylko przez kilka chwil, nie przychodzi jednak od razu – wiedzę na temat własnej śmiertelności zbieramy wraz z upływającym czasem, zaś najdobitniejszym uzmysłowieniem tego faktu jest zgon bliskiej nam osoby. Wraz z odejściem krewnych, z reguły zanikają również ich wspomnienia, doświadczenia i przeżycia – rodzinie pozostają okruchy, z których zbudować można jedynie niekompletny portret, pełen białych plam i niejasności. Ale w tym morzu niedopowiedzenia niekiedy udaje się wyłowić prawdziwą perłę, jaką niewątpliwie jest pamiętnik pozostawiony przez któregoś z naszych przodków. Takim właśnie prezentem obdarowany zostaje Stefan Hertmans (ur. 1951), belgijski pisarz, autor książki „Wojna i terpentyna”.

Urbain Joseph Emile Martien, wspomniany dziadek artysty, będąc na łożu śmierci przekazuje na ręce wnuka swoje dzienniki. Stefan Hertmans obiecuje zapoznanie się z nimi, tyle, że lektura nieustannie odkładana jest na później – jako, że mężczyzna zna niemal na pamięć cały repertuar historii snutych przez dziadka, nieszczególne śpieszno mu do zanurzenia się w odmętach przeszłości. Dopiero zbliżająca się nieuchronnie okrągła, setna rocznica wybuchu Wielkiej Wojny, w której uczestniczył też Urbain Martien mobilizuje Hertmansa do zmierzenia się z dziedzictwem pozostawionym mu przez ojca swojej matki – tym samym pisarz zyskuje sposobność by w zupełnie innym świetle spojrzeć na swojego dziadka, zaś czytelnik raczony jest wielobarwną panoramą pozwalają zaobserwować, jak wyglądała (oraz jak dynamicznie zmieniła się) codzienna egzystencja na przełomie XIX i XX wieku w Belgii. Ponadto zabierani jesteśmy na pola walk, jakie toczą się na belgijskim froncie w trakcie Wielkiej Wojny, gdzie możemy przyjrzeć się cieniom i blaskom człowieczej natury.

Utwór urodzonego we flandryjskiej Gandawie artysty to bardzo ciekawa kompozycja, bowiem składają się na nią przemyślenia i reminiscencje Hertmansa oraz fragmenty dziennika prowadzonego przez Urbaina Martiena. Dzieło podzielone jest na trzy części. W pierwszej z nich Stefan Hertmans przybliża nam postać dziadka przez pryzmat swojego dzieciństwa – z tego względu w tych początkowych fragmentach Urbain Martien jawi się bardzo zwyczajnie, tj. spoglądamy na niego w sposób jaki wnuki na ogół patrzą na swoich dziadków. Jest to istota z innej epoki, nieco odległa, posiadająca szereg niezrozumiałych rytuałów czy dziwactw – dopiero po latach przekonujemy się, że ów osobnik to także człowiek, który może połączyć nas z przeszłością. Tyle, że gdy jesteśmy już na tyle dojrzali, by sformułować wszystkie nurtujące nas pytania dotyczące, tego co minęło, nierzadko jest już za późno by je zadać – wówczas pozostaje nam już tylko przeklinanie samego siebie, że „(…) jako dziecko byłem widzącym ślepcem i słyszącym głuchym (…)” [1].

Część druga, na którą w całości składają się notatki Urbaina Martiena, to opis jego doświadczeń z okresu Wielkiej Wojny. Bezpośredni udział w brutalnych walkach na froncie zachodnim skutkuje zetknięciem się z najmroczniejszymi odcieniami zbrojnych konfliktów, chociaż z racji faktu, że Martien wstępuje do armii jako człowiek młody, a więc nieświadomy i naiwny to groza sączy się z kart dzieła w sposób stopniowy. Lato 1914 roku to wciąż okres niewinny i piękny, mimo wyczuwalnej nerwowości i napięcia, nie zapowiadający wszystkich tragedii, które dopiero się rozegrają („Nic nie pozwala domyślać się tego, o czym tu nieustannie słyszymy: że trwa wojna. Jest tylko pokój przepięknego sierpnia, miesiąc żniw, żółtych gruszek i os, bardziej ospałych much i bardziej rześkich poranków, delikatnego, spokojnego kołysania się jaśniejących plam w listowiu [2]”). Dopiero zetknięcie się z wrogiem twarzą w twarz i zanurkowanie w „(…) piekle śmierci i błota (…)” [3] sprawia, że wszelkie podniecenie czy ekscytacja wynikające z wizji bohaterskich starć, błyskawicznie wyparowują. W ich miejsc wykluwają się lęk, przerażenie, beznadzieja czy zwątpienie – ludzie przypominają „(…) rodzaj ludzkich insektów, które jęcząc, łkając, wymiotując i płacząc, załamane wycofywały się w narastający mrok, mijając pachnące jeszcze dymem z prochu doły, półżywe” [4]. Postępuje też moralna degrengolada – młodzi wojacy postawieni zostają w sytuacji ekstremalnej, do której w żadnej mierze nie są przygotowani: „To, co tutaj zobaczyliśmy, należało do innego porządku. Wywróciło do góry nogami nasze myśli i uczucia, ze strachem w sercu czuliśmy, że staliśmy się innymi ludźmi, gotowymi do wszystkiego, od czego wcześniej stroniliśmy” [5]. Ta wiwisekcja wojennych przeżyć nadaje książce charakter mocno pacyfistyczny – wojna kojarzy się z absurdalną, koszmarną, pozbawioną celu i sensu działalnością, wykonywaną mechanicznie i apatycznie, której kres ginie gdzieś za horyzontem („Czas zostawił nas samych sobie, znaleźliśmy się w jakiejś nierzeczywistej, mrocznej fałdzie, gdzie nie można już znaleźć początku ani końca” [6]).

W części trzeciej do głosu ponownie dochodzi Stefan Hertmans i w płynny sposób zamyka cały utwór, przybliżając powojenne losy dziadka, które naznaczone są wegetowaniem w „(…) mentalnym mauzoleum swojej utraconej ukochanej” [7] oraz swoistym rozdarciem („(…) miotał się między tożsamością wojskowego, którym był z konieczności, a artysty, którym chciał być. Wojna i terpentyna” [8]). Wnuk na podstawie otrzymanych zapisków odtwarza postać dziadka, który jest człowiekiem z krwi i kości, zmuszonym do zmagania się z codziennymi dramatami – śmierć wybranki serca i ślub z poczucia obowiązku, wojenne demony kanalizujące się w postępującej paranoi czy chwile ukojenia odnajdowanego w amatorskim malarstwie wyznaczają rytm, jakim płynie egzystencja Urbaina Martiena.

Biografia Martiena, której wybrane rozdziały poznajemy za sprawą wnuka oraz samego zainteresowanego, umożliwia nam zrozumieć jak mocno zmienił się świat w przeciągu raptem kilku pokoleń („Ten sam wiek, inna planeta” [9]). Symbolem ulotności jest sam Urbain Martien – człowiek niezwykle sumienny, rzetelny, honorowy i bardzo rygorystycznie podchodzący do wszelkich zasad, nakazów czy zobowiązań, a przy tym naiwny i prostoduszny. Jest on wcieleniem błędnego rycerza przez to zdaje się reprezentować Europę arystokracji i królów z przełomu XIX i XX wieku, która bezpowrotnie odeszła.

Wypadkową tych wszystkich składowych jest interesująca książka, która z jednej strony unaocznia nam zawrotną szybkość przeobrażeń, jakim ulega otaczająca nas rzeczywistość, z drugiej zaś boleśnie uświadamia nam, że jako ludzie bardzo często mamy ogromne problemy z komunikowaniem się ze swoimi bliźnimi, nawet tymi najbliższymi. W przypadku rodziny nierzadko zadowalamy się poznaniem wyłącznie jednego aspektu życia jej członków i to tego nam najbliższego, tj. zdeterminowanego przez więzy krwi, ograniczającego się do odgrywania wyznaczonej przez społeczeństwo roli. Hertmans, dzięki dziadkowi, który obdarza pisarza swoimi dziennikami, wychodzi z tego przeklętego kręgu i spogląda na ojca swojej matki wzrokiem bezstronnego obserwatora – to zdystansowane spojrzenie, dość paradoksalnie, pozwala wyjaśnić niejedno zagadkowe zachowanie dziadka, jednocześnie podkreślając, że wiele innych sekretów pozostanie nierozwiązanych („(…) musiałem uczyć się żyć ze świadomością swojej niewiedzy [10]”). Ta bardzo emocjonalna, a zarazem starannie wyważona i delikatna lektura z pewnością zasługuje na uwagę – to piękna opowieść o poznawaniu własnej rodziny, a przez to i samego siebie, która jest także wstrząsającym antywojennym manifestem.

[1] Stefan Hertmans, Wojna i terpentyna, przeł. Alicja Oczko, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2015, s. 156
[2] Tamże, s. 203
[3] Tamże, s. 256
[4] Tamże, s. 213
[5] Tamże, s. 255
[6] Tamże, s. 319
[7] Tamże, s. 370
[8] Tamże, s. 413
[9] Tamże, s. 399
[10] Tamże, s. 382

Ludzkie życie to proces skończony – wraz z narodzinami wydany zostaje na nas wyrok, który można jedynie odroczyć, ale nasz kres jest nieuchronny. Świadomość przemijalności, efemeryczności, tego, że na świecie jesteśmy tylko przez kilka chwil, nie przychodzi jednak od razu – wiedzę na temat własnej śmiertelności zbieramy wraz z upływającym czasem, zaś najdobitniejszym...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Ambrose

z ostatnich 3 m-cy
2024-04-19 18:18:03
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 19 kwietnia 2024
2024-04-19 18:18:03
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 19 kwietnia 2024

Po ok. 1/3 jest nieźle, choć na razie wydaje mi się, że nie jest to ten poziom co np. Najdłuższe czasy

więcej więcej
2024-04-19 16:12:07
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 19 kwietnia 2024
2024-04-19 16:12:07
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 19 kwietnia 2024

Spośród książek o tematyce ukraińsko-rosyjskiej zdecydowałem się na powieść Tamary Dudy, która ciekawie pokazuje narodziny donbaskiego "separatyz...

więcej więcej
 Córeczka
Ambrose
2024-04-17 09:39:36
2024-04-17 09:39:36
Córeczka Tamara Duda
Średnia ocena:
7.9 / 10
277 ocen
Ambrose
2024-04-17 09:39:19
Ambrose ocenił książkę W oczach Zachodu na
6 / 10
2024-04-17 09:39:19
Ambrose ocenił książkę W oczach Zachodu na
6 / 10
W oczach Zachodu Joseph Conrad
Średnia ocena:
6 / 10
1 ocen
2024-04-13 09:31:12
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 12 kwietnia 2024
2024-04-13 09:31:12
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 12 kwietnia 2024

@awita, do usług, cieszę się, że mogłem pomóc :)

@Katarzyna k, w sumie po co się ograniczać :) 

2024-04-12 21:38:40
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 12 kwietnia 2024
2024-04-12 21:38:40
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 12 kwietnia 2024

@Aguirre, widzę, że Jimi Hendrix we Lwowie

2024-04-12 18:51:50
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 12 kwietnia 2024
2024-04-12 18:51:50
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 12 kwietnia 2024

Oki, bardzo dziękuję za rekomendację.

2024-04-12 18:07:06
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 12 kwietnia 2024
2024-04-12 18:07:06
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 12 kwietnia 2024

Ja kontynuuję lekturę powieści Korzeniowskiego, ale b. wolno mi to idzie. Z komunikacji miejskiej przerzuciłem się na rower, więc na czytan...

więcej więcej
 W oczach Zachodu  Ślad motyla. Oswald w Mińsku  Tango śmierci  Wiek czerwonych mrówek  Córeczka
2024-04-08 18:26:54
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 5 kwietnia 2024
2024-04-08 18:26:54
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 5 kwietnia 2024

Nostromo polecam czytać w komplecie ze świetnym nawiązaniem do tej książki w postaci ...

więcej więcej
2024-04-07 18:32:09
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 5 kwietnia 2024
2024-04-07 18:32:09
Ambrose wypowiedział się w dyskusji Czytamy w weekend. 5 kwietnia 2024

Przewrotna, acz ciekawa to lektura. 

ulubieni autorzy [15]

Kōbō Abe
Ocena książek:
6,5 / 10
11 książek
2 cykle
Pisze książki z:
51 fanów
Mikołaj Melanowicz
Ocena książek:
6,1 / 10
16 książek
1 cykl
12 fanów
Kenzaburō Ōe
Ocena książek:
7,3 / 10
16 książek
1 cykl
Pisze książki z:
48 fanów

Ulubione

Charles Bukowski Szmira Zobacz więcej
Philip K. Dick Transmigracja Timothy'ego Archera Zobacz więcej
Charles Bukowski Szmira Zobacz więcej
Stanisław Lem Niezwyciężony Zobacz więcej
Igor Newerly Chłopiec z Salskich Stepów Zobacz więcej
Julio Cortázar Niespodziewane stronice Zobacz więcej
Witold Gombrowicz Trans-Atlantyk Zobacz więcej
Mikołaj Maria Manicki Science fiction po polsku 2 Zobacz więcej
Ralph Ellison Niewidzialny człowiek Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Philip K. Dick Transmigracja Timothy'ego Archera Zobacz więcej
Stanisław Lem Niezwyciężony Zobacz więcej
Igor Newerly Chłopiec z Salskich Stepów Zobacz więcej
Charles Bukowski Szmira Zobacz więcej
Bernard Werber Tanatonauci Zobacz więcej
Witold Gombrowicz Trans-Atlantyk Zobacz więcej
Ralph Ellison Niewidzialny człowiek Zobacz więcej
Guillermo Cabrera Infante Trzy pstre tygrysy Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
1 080
książek
Średnio w roku
przeczytane
54
książki
Opinie były
pomocne
1 994
razy
W sumie
wystawione
1 045
ocen ze średnią 7,1

Spędzone
na czytaniu
5 545
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
47
minut
W sumie
dodane
8
cytatów
W sumie
dodane
596
książek [+ Dodaj]