-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński7
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać9
-
Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
-
Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-04-28
2022-06-14
2022-05-17
Moja miłość do głowonogów zaczęła się wiele lat temu w gimnazjum, kiedy dowiedziałam się o gigantyzmie głębinowym, jakiego doświadczają niektóre gatunki kałamarnic. Potem tylko brnęłam dalej, dowiadując się o niezwykłości tych mięczaków.
Oczywiście nie mogłam przepuścić tej książki. Dla każdego, kogo fascynują głowonogi, ta lektura będzie wzbogacająca. Momentami ciężka, jeśli nie mamy smykałki do długich, filozoficznych rozważań, ale również i te fragmenty potrafiły zaciekawić.
Początek traktujący o tym, jak wyglądała era ediakaru, jak powstawały pierwsze organizmy na Ziemi i kiedy mógł żyć oraz jak mógł wyglądać wspólny przodek ośmiornicy i człowieka, na początku był dla mnie czymś do przebrnięcia, ale w miare jak zagłębiałam się w temat, okazało się, że to jest absolutnie fascynująca wizja. Świadomość, że wszystko co żywe na Ziemi składało sie jedynie z pełzających po dywanie organicznej materii dziwolągów - zarówno naszych przodków i tych gatunków, które zaginęły w meandrach lat i ewolucji - daje nieco inny pogląd na istnienie w ogóle. Nie różnimy się od żadnego zwierzęcia tak bardzo, jak bardzo przywykliśmy do myśli, że jest inaczej (no dobra, nie licząc tych okropnych kostkowców!).
Gdzieś pod koniec książki, autor wręcz prowokuje do zastanowienia się, co mogłoby sie stać, gdyby dać ośmiornicom nie Octopolis, ale Octometropolis rozciągające sie na ogromnych obszarach. Plus do tego wiele tysięcy lat w takim środowisku. Czy ewolucja zareagowałaby na zmianę stylu ich życia z samotniczego na społeczne, co poskutkowałoby przedłużeniem długości życia i popchnęłaby do przodu rozwój inteligencji? Niewykluczone. Ale do tego trzeba Octrometropolis i wielu tysięcy lat - to już działka dla pisarzy science-fiction. Mam nadzieję, że znajdzie się taki, którego ten temat zainteresuje.
Moja miłość do głowonogów zaczęła się wiele lat temu w gimnazjum, kiedy dowiedziałam się o gigantyzmie głębinowym, jakiego doświadczają niektóre gatunki kałamarnic. Potem tylko brnęłam dalej, dowiadując się o niezwykłości tych mięczaków.
Oczywiście nie mogłam przepuścić tej książki. Dla każdego, kogo fascynują głowonogi, ta lektura będzie wzbogacająca. Momentami ciężka,...
2022-05-17
Dobra, oryginalna książka dla starszych dzieci, nastolatków i dorosłych z otwartymi głowami.
Wprawdzie czytałam ją w oryginale, ale bez względu na język widać, że sposób opowiadania jest prosty - narracja pierwszosobowa dobrze oddaje odczucia nastoletnich bohaterów. Historia, na której niejeden autor mógłby wpaść w pułapkę niepotrzebnego info-dumpingu (w końcu mamy aż pięcioro głównych bohaterów, przeróżne rasy kosmitów i wielość transformacji) opisana jest bardzo zgrabnie i w punkt. To bardzo dobrze świadczy o autorce, że potrafi skondensować poszczególne części serii, nie tracąc na treści. Trzyma się tego, co najważniejsze i interesujące dla czytelnika.
A historia naprawdę zaciekawia. Nie jest to typowe fantasy w stylu "jesteśmy wybrańcami, bo tak powiedziała jakaś stara przepowiednia", ani "nie mówmy dorosłym o naszej misji, bo wszystko zepsują". Dzieci są tutaj dziećmi. Powody, dla których robią, to co robią układają się w sensowną całość. To jest poważne podejście do czytelnika, niezależnie od jego wieku. Zaadresowane są uczucia strachu, masa wątpliwości i przytłoczenie odpowiedzialnością, o którą nikt się nie prosił.
Wreszcie mamy zwierzęce transformacje. Są po prostu fenomenalne. Ludzkie i zwierzęce umysły zlewają się w jedno. Można naprawdę zastanowić się, jak to byłoby na chwilę mieć inne ciało, a zarazem i mózg, który nie zawsze robi to, czego ludzka wola od niego oczekuje. Jak różne od naszych są zwierzęce zmysły, skala (widzieliście kiedyś swojego kumpla z perspektywy jaszczurki?), pragnienia i potrzeby, które jest tak odmienne od naszego.
To jest książka, co prostym językiem i dynamiczną historią mocno oddziałuje na wyobraźnię. Dodatkowym plusem jest, że kolejne części mają różnych narratorów, co pozwala lepiej poznać charaktery bohaterów. Jedni są głośni i pewni siebie, inni wyciszeni i bardziej refleksyjni, a każdy jest ważnym elementem dla całej grupy.
Polecam małym i dużym.
Dobra, oryginalna książka dla starszych dzieci, nastolatków i dorosłych z otwartymi głowami.
Wprawdzie czytałam ją w oryginale, ale bez względu na język widać, że sposób opowiadania jest prosty - narracja pierwszosobowa dobrze oddaje odczucia nastoletnich bohaterów. Historia, na której niejeden autor mógłby wpaść w pułapkę niepotrzebnego info-dumpingu (w końcu mamy aż...
2022-03-17
2022-04-05
2022-04-03
2022-02-17
Piękna sceneria, w której dostajemy rozwleczoną i nielogiczną historię. Będą grube spojlery.
Obrazowy world-building na pewno nie pozwoli zapomnieć o tej książce. Mamy wyspiarski świat (choć raczej ciężko wyobrazić sobie, jak wygląda niebo na planecie, która okrąża trzynaście słońc) upstrzony fantazyjnymi zwierzętami i "magicznymi" rodzajami skał i minerałów o wdzięcznych nazwach i niesamowitych właściwościach (odpychający wodę nocalit, naturalnie świecący weksalit), steampunkową stylistykę i modę, ścisłą hierarchię w społeczeństwie i rozbudowaną, ciekawą mitologię. Nazewnictwo, choć wygląda egzotycznie, czyta się zgrabnie i nie można zarzucić mu kliszowości.
Dwa pierwsze rozdziały zachwyciły mnie konkretnie. Są one dynamiczne i interesujące, robią bardzo dobrą ekspozycję. Jednocześnie zakładają one obietnicę, że głównym tematem powieści będą nierówności społeczne, niewolnictwo i ucisk motywowane fanatyzmem religijnym (nie wiem, czy celowo zostało przywołane hasło "Uwolnij nas", ale automatycznie włączyło mi ono w głowie utwór z "Księcia Egiptu").
Potem jednak zaczynają się schody: główny bohater dorasta i okazuje się, że lata indoktrynacji jednak wywarły na nim znaczący wpływ - i to też jest ok, do pewnego czasu zastanawiałam się, dlaczego cały czas patrzy z wyższością na Gawiera, że wydaje mu się iż jest dla niego dobry, a tak naprawdę po prostu go nie gnębi i czasem rzuca jakieś ochłapy sympatii. Wszystko stało się jasne, kiedy poznaliśmy jego myśli, które podświadomie podpowiadały mu, że sługa jest jego własnością, przed powiedzeniem czego się wstrzymał. To wiele wyjaśniało, bo Gawier nie był jego przyjacielem, jak chciał myśleć Tagard, ale niewolnikiem. Może odrobinę lepiej traktowanym niż wszyscy inni, ale nadal miał obowiązek robić wszystko, na co nie miał ochoty jego pan i władca. Postawienie mu kolacji w restauracji i nakaz zwracania się do niego po imieniu (ale tylko na osobności, żeby jeszcze bardziej namieszać biednemu garbusowi w głowie) wyglądało jak zwykła farsa. Praktycznie przez cały czas Gawier się go bał, i to jeszcze zanim zaczął się festiwal zabijania – a jeśli mówimy o przyjaźni to chyba nie powinno to tak wyglądać.
Problem leży w tym, że ich wątek nie jest głównym tematem powieści – jest to zaledwie jeden z wielu, i niestety myślę, że został potraktowany po macoszemu. Dlaczego? Po dłuższym czasie okazuje się, że książka opowiada głównie o ambicjach Tagarda, potem o jego chęci zemsty, wreszcie nauce Woli i sięgnięciu po królewski tron. Do tego stopnia, że ciężko stwierdzić, jaki jest jego właściwy cel.
Największy uraz mam po wątku z Ilyą – proszę mi wytłumaczyć, dlaczego Ochana popełniła mezalians wychodząc za zwykłego danna, a z jakiegoś powodu nagle małżeństwo z harianą sprawia, że Tagard pnie się po szczeblach hierarchii? To aranżowane małżeństwo w tym wypadku nie powinno mieć miejsca, bo wtedy Ilya również popełnia mezalians. Świat jednak tego nie widzi. Tym bardziej, że Ilya miała szansę zostać narzeczoną samego królewicza, ale z jakiegoś powodu uznano, że Tagard jest jej jedynym ratunkiem. Ale tak się stało dlatego, że trzeba było fabularnie wepchnąć Tagarda w świat politycznych intryg po to, żeby zwiększyć jego szanse na zostanie tytułowym Bogiem Maszyną. Intryg, których rozwiązania przytrafiają się Tagardowi jak ślepej kurze ziarno. Intryg, które przynudzają i rozciągają, ze względu na mnogość nic nieznaczących postaci. One wszystkie stanowią lwią część tej historii.
Bolał mnie wątek z Prawidenem. Jego wina była wiadoma od początku – miał jasne motywy – ale Tagard zajarzył to dopiero po długim czasie. Nawet jeśli Prawiden pod koniec przyznał, że właściwie zrobił to niechcący: ale miał wtedy nóż na gardle, więc mógł powiedzieć wszystko.
Z jednej strony chciałoby się kibicować Tagardowi, bo jednym z jego celów jest poprawienie losu kalek, ale z drugiej strony ciężko z nim empatyzować. Jest egocentryczny i zadufany w sobie. O tym, w jaki sposób odnosi się do Gawiera już wspominałam – ich „przyjacielska” relacja nie przekonuje. Jego sytuacji wcale nie poprawia seksistowski komentarz podczas jego pierwszej rozmowy z Teremi.
Dobra, ale teraz będzie naprawdę nieprzyjemnie: bardzo było mi przykro, kiedy Ilya – teoretycznie pozytywna postać – zmusiła Tagarda do seksu. Pomimo jego dwukrotnej odmowy. Tak, mężczyzna też może być wykorzystany seksualnie. Tak, to też dzieje się, kiedy dwie osoby są w małżeństwie. Nie, wcale mu się to nie podobało. Tak, czuł się potem źle. Nie, ten wątek nie został wprowadzony po to, żeby zmierzyć się z wyżej opisanymi problemami: był po to, żeby finalnie pokazać, iż Tagard po prostu jest „maszynofilem”.
No dobrze, to teraz wróćmy do kalek. Tutaj niestety muszę przypieprzyć się do world-buildingu. Generalnie wszystkie kaleki w tym świecie mają trzy opcje: iść na służbę, do armii albo się zabić. O ile pierwsze i trzecie jest zrozumiałe pod kątem spójności tego świata, tak zastanowienie się nad tym, jak wyglądałby on z armią kalek na czele odejmuje mu wiarygodności. Po pierwsze: taka armia, delikatnie ujmując, zapewne nie jest zbyt wydajna, jeśli składa się z samych osób z niepełnosprawnością. Po drugie: jeśli armia składa się z samych osób, które w tym świecie są gnębione i traktowane jako nie-ludzie to prędzej czy później powinno dojść do otwartego zamachu stanu, w którym żołnierze-kaleki siłą przejmują władzę w państwie. A kaleki czasem naprawdę się butują, jak ładnie pokazuje to sytuacja w kopalni Logor Szalanów.
Mam jeszcze wiele wątpliwości na temat działania samej Woli, ale już nie widzę sensu, żeby dalej się w to zagłębiać.
Za zakończenie daję dodatkową gwiazdkę: ostatnie 40-30 stron naprawdę trzymało w napięciu i rozwiązanie również było zaskakujące. Szkoda tylko, że poza morderczym przedstawieniem na obradach nie zmieniło się nic. Kto w końcu został Arenaiem? Czy po tym wszystkim cokolwiek zmieni się w Antianie? Selimar właściwie miał dużo racji, mówiąc że niedługo zabraknie lądów do życia – chociaż życzę mu powodzenia z robieniem podbojów armią kalek.
Koniec wskazuje na to, że powinna powstać kontynuacja. Jeśli tak się stanie to pewnie po nią sięgnę, ale z dużą dozą ostrożności i nadzieją, że będzie to lepsza książka niż jej poprzedniczka.
Piękna sceneria, w której dostajemy rozwleczoną i nielogiczną historię. Będą grube spojlery.
Obrazowy world-building na pewno nie pozwoli zapomnieć o tej książce. Mamy wyspiarski świat (choć raczej ciężko wyobrazić sobie, jak wygląda niebo na planecie, która okrąża trzynaście słońc) upstrzony fantazyjnymi zwierzętami i "magicznymi" rodzajami skał i minerałów o wdzięcznych...
2022-02-07
Nie czytałam, ale ktoś kto robił okładkę do tej książki powinien się dwa razy zastanowić. Nie jestem jedyną osobą, która po zobaczeniu jej i tytułu pomyślała, że to książka o przemocy domowej.
Nie czytałam, ale ktoś kto robił okładkę do tej książki powinien się dwa razy zastanowić. Nie jestem jedyną osobą, która po zobaczeniu jej i tytułu pomyślała, że to książka o przemocy domowej.
Pokaż mimo to