rozwiń zwiń
carly32

Profil użytkownika: carly32

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 42 tygodnie temu
1 205
Przeczytanych
książek
1 351
Książek
w biblioteczce
10
Opinii
62
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| 2 książki
Kocham książki i szczęśliwe zakończenia:) Nie przepadam za zmianami, irytują mnie e-booki, wolę książki w formie papierowej. Na półce wymienię znajdziecie książki, które chętnie znajdą nowego czytelnika. Większość dostępna również tutaj: http://www.finta.pl/ref/carly32

Opinie


Na półkach: ,

Ponieważ nie mam co liczyć na rodzinnego Mikołaja ( moja rodzina w ramach buntu już kilka lat temu oznajmiła mi, że „mam za dużo książek” i w związku z tym mogę zapomnieć o książkowych prezentach (jest to w ogóle fizycznie możliwe, mieć za dużo książek?)) to zawsze w grudniu staram się zrobić sobie mały prezent książkowy. W tym roku moje oko wypatrzyło na półce kolejny kryminał Aleksandry Marininy o Pani major Kamieńskiej! To był dobry wybór! Po nadmiarze słodyczy, zarówno tej czekoladowej jak i tej rodzinnej, zagłębienie się w zagadkę kryminalną sprawiało mi dziką wprost przyjemność.
Jeśli nie znacie serii książek o Pani major Anastazji Kamieńskiej , a lubicie kryminały, to szczerze polecam się z nią zaprzyjaźnić, choć może „Iluzja” nie będzie najlepszy początkiem znajomości z nietuzinkową Panią major. Dostrzegłam bowiem, iż o ile we wcześniejszych częściach cyklu to właśnie na Anastazji i jej rozumowaniu skupiała się intryga to w każdej kolejnej części Marinina poszerza książkową obecność śledczych towarzyszących Anastazji i skupia się na bohaterach nie związanych z policją. Nie jest to jednak nic złego, w końcu ile można czytać o jednej i tej samej osobie? Postać Kamieńskiej miłośnicy cyklu znają już całkiem dobrze, jej niezwykły umysł, dziwne zwyczaje i oryginalny sposób bycia pozostają niezmienne, dlatego też Pani Aleksandra słusznie przyjęła, iż powtarzanie tego samego opisu w każdej książce nie ma sensu. I za to należą się jej brawa.
Cóż więc mamy w książce? Zagadkę kryminalną w której trup ściele się dość gęsto ( w sumie jesteśmy świadkami śmierci 5 osób), ale bez obaw, książka nie epatuje grozą, nie ma tu przelewającej się krwi i latających organów, to kryminał w starym dobrym stylu w którym nawet morderstwa są eleganckie.
Zawiązaniem intrygi jest śmierć bogatej staruszki. Hipotezy o rabunku rodem ze „Zbrodni i kary” bardzo szybko upadają. Kto więc chciałby zabić przemiłą starszą panią? Pani major wpada na trop kierując się jednym błahym z pozoru zdaniem nieboszczki wygłoszonym w związku z tragedią rodzinną sprzed lat w wyniku której matka usiłowała zabić 4 swoich dzieci. Zgłębiając wraz z policjantami tragedię rodziny Tieriochinów odkrywamy po kolei motywy każdej z osób mających swój udział w dramacie sprzed lat i będących ich konsekwencjami współczesnych wydarzeń. Anastazja i jej koledzy usiłują dotrzeć do prawdy i powstrzymać spiralę morderstw zanim ofiarami padną ocalałe dzieci. Sama zagadka jest ciekawa, nie pozbawiona logiki, choć dla mnie ociupinkę zbyt przejrzysta, nietrudno domyślić się motywów działania sprawców, zresztą uczciwie trzeba przyznać, iż autorka nie utrudnia tego zbytnio czytelnikom bardziej skupiając się na postaciach niż na utrzymywaniu napięcia. Robi to zresztą bardzo sprawnie, postacie nakreślone jej piórem są sympatyczne, czytelnik może im szczerze kibicować, martwić się o nie i przeżywać ich dramaty. Tło obyczajowe zarysowane jest idealnie, jeśli lubicie obrazki ze współczesnej Rosji powiązane ze wspomnieniami ZSRR to nie spotka was zawód. Czuć, że autorka jest Rosjanką, tylko Rosjanie tak potrafią pisać o Rosjanach.
Ale niestety w słoiku kryminalnego miodu pojawiła się i łyżka dziegciu.
Za dużo tej miłość Pani Aleksandro, za dużo! Rozumiem i zgadzam się z tym że w kryminale warto umieści wątek miłosny, to sprawia, iż książka staje się ciekawsza, bohaterowie milsi. Ale na Boga żeby w jednej sprawie pojawiły się aż 2 historie miłosne? Z jednej strony młoda miłość, niemal od pierwszego wejrzenia a z drugiej spotkanie po latach z miłością z czasów szkoły, i wszyscy oni są dobrzy, piękni i uczciwi a dodatkowo połączeni przez morderstwa będące tematem przewodnim książki? Co za dużo to nie zdrowo! Miłość młokosów szczerze zaburzyła mi obiór całości, zwłaszcza, że tak naprawdę nie była potrzebna fabule. Genialna dziewczynka i bez pomocy miłego chłopca byłaby w stanie przechytrzyć porywaczy, czyż nie?
Zabrakło mi też maleńkiej końcowej refleksji. Książka dotyka bowiem tematyki eksperymentów genetycznych i tu aż prosiło się o parę słów nad zgubnym dążeniem człowieka do doskonałości i efektach naszej krótkowzroczności w tym zakresie.

Ponieważ nie mam co liczyć na rodzinnego Mikołaja ( moja rodzina w ramach buntu już kilka lat temu oznajmiła mi, że „mam za dużo książek” i w związku z tym mogę zapomnieć o książkowych prezentach (jest to w ogóle fizycznie możliwe, mieć za dużo książek?)) to zawsze w grudniu staram się zrobić sobie mały prezent książkowy. W tym roku moje oko wypatrzyło na półce kolejny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapowiadało się świetnie; te rekomendacje na okładce: „»Znakomity thriller. Nie mogłem się oderwać przez całą noc«. Stephen King”[1]. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że autorka ma naprawdę dobry przepis na thriller: ofiara, zagadka, sieć wzajemnych powiązań między bohaterami, szereg mylnych tropów. Niestety zamiast smakowitego dania literackiego otrzymaliśmy przeciętną potrawkę, nikt się po niej nie będzie skarżył na problemy gastryczne, ale nie jest to danie, które będziemy wspominać długo po konsumpcji, zabrakło detali cieszących smakoszy, tego zaskoczenia, które kryje się w kolejnym kęsie smakowitej lektury. Gdzie w przepis wkradł się błąd? Zabrakło doświadczenia? Znajomości tematyki?

Fabuła opiera się na zagadce zaginięcia, a w konsekwencji śmierci młodej kobiety – Megan. Cała historia dotyczy wąskiej grupki: trzech kobiet i dwóch mężczyzn, reszty świata po prostu nie ma. Gdzieś na peryferiach kręcą się inne osoby, np. policjanci, sublokatorka, matka jednej z głównych bohaterek, ale postacie te są zupełnie papierowe, Hawkins nie tchnęła w nie życia, pojawiają się, bo muszą, trudno wszak wyobrazić sobie zagadkę kryminalną bez policji, ale przemykają niejako obok fabuły i obok czytelnika, nic nie wnosząc do toczącej się opowieści.

Skupmy się więc, jak zapewne chciała tego autorka, na piątce bohaterów i intrydze. Sam pomysł na konstrukcję powieści wydaje się może nie oryginalny, ale ciekawy, wydarzenia poznajemy bowiem z punktu widzenia Rachel, Megan i Anny, związanych ze sobą zarówno miejscem zamieszkania, jak i stosunkami mniej lub bardzie osobistymi.

Tu pojawia się pierwszy zgrzyt. Mimo iż historię mamy oglądać z perspektywy trzech kobiet, w istocie tylko Rachel poznajemy na tyle dobrze, by z ciekawością śledzić jej dalsze losy. Pozostałe bohaterki zostały potraktowane lekceważąco, przez co stały się nierzeczywiste, sprowadzone do jednej, najwyżej dwóch cech (Megan – uwodzicielka, niezrównoważona, Anna – matka i żona), a trudno interesować się losem bohaterów, których nie zdążyliśmy poznać. O ile łatwo pojąć obawy autorki przy opowiadaniu historii Megan – jako ofiara zagadki kryminalnej faktycznie nie może zdradzić wiele, by zbyt wcześnie nie ujawnić rozwiązania – o tyle kompletnie niezrozumiałe jest zignorowanie Anny. Przecież interesujące byłoby poprowadzenie narracji z punktu widzenia dwóch różnych kobiet, które wszystkie zdarzenia odbierają inaczej. Wiemy całkiem dużo o życiu Rachel, ale co z Anną? Mieszka w domu wybranym i urządzonym przez byłą żonę jej męża, która nie chce zostawić jej w spokoju, rzuca się cieniem na każde wydarzenie, jej stan wzbudza niepokój, a z powodu alkoholizmu jest nieobliczalna. To idealny przepis na stworzenie portretu kobiety, którą stopniowo ogarnia coraz większy strach, która we własnym domu nie czuje się bezpiecznie, wszędzie widząc postać rywalki, aż zaczyna popadać w paranoję. Dorzućmy tajemniczą zbrodnię popełnioną w okolicy, dziwne zachowanie męża – i nagle jej historia nabiera realnego i ciekawego kształtu. Zamiast tego Anna została sprowadzona wyłącznie do jednej roli – roli matki. Na kartach książki widzimy ją niemal wyłącznie z dzieckiem na ręku, możliwość czynnego udziału w spektaklu toczącym się na jej oczach dostaje dopiero w ostatnim akcie, za późno, by zmieniło to cokolwiek w odbiorze postaci. W gruncie rzeczy z trzech bohaterek zostaje więc jedna – Rachel. Teoretycznie to ona podejmuje się rozwiązania zagadki stojącej za zniknięciem Megan, ale tu pojawia się pierwszy problem: jest alkoholiczką. Jako osoba mająca doświadczenia z ludźmi uzależnionymi od alkoholu i mogąca na żywo obserwować, jak niszczą zarówno siebie, jak i bliskich, nie jestem w stanie polubić Rachel. Nie skreślam jej jednak tylko z powodu alkoholizmu, ale również z uwagi na sposób poprowadzenia przez autorkę tej postaci, któremu moim zdaniem brak logiki. Z jednej strony kobieta wie, że jest alkoholiczką, wstydzi się tego, z drugiej – nie robi nic, by temu zaradzić, pozostaje w absolutnym letargu. Owszem, tu wszystko się zgadza. Jako osoba uzależniona od alkoholu, z szeregiem problemów emocjonalnych, faktycznie mogła przyjąć postawę życiową objawiającą się kompletną biernością. Ale ta sama Rachel, która całymi dniami włóczy się bez celu po Londynie, pijąc, potrafi też całkiem aktywnie włączyć się do trwającego śledztwa – nie tylko w roli świadka, lecz również przyjaciółki męża ofiary. Bez większych problemów zbliża się do niego, do terapeuty Megan, zdobywa coraz więcej informacji. Dużo tej aktywności, jak na osobę tak bierną we wszystkich innych aspektach swojej egzystencji. Szczególnie gdy zauważymy, że w zasadzie działania Rachel nie znajdują żadnego wyjaśnienia, nie wynikają z jej charakteru: kobieta, która stara się być niewidzialna nagle dobrowolnie staje w centrum uwagi, ba, o tę uwagę zabiega. Ten niewyjaśniony racjonalnie przeskok powoduje w odbiorze postaci duży zgrzyt. Oczywiście rozumiem, iż osią intrygi są zaburzenia pamięci, jakich doznaje bohaterka w stanie upojenia alkoholowego, ale nie daje mi spokoju myśl, iż autorka mogła to nieco zgrabniej ująć, wskazać przyczynę, dla której bierna Rachel zaczyna szukać odpowiedzi, przeprowadzić jej przemianę.

I tu niemal od razu przechodzimy do kolejnego problemu. W naprawdę dobrym thrillerze podczas rozwiązywania zagadki pojawiają się nowe wątki, na jaw wychodzą sekrety, które eliminują jednych, a rzucają cień podejrzenia na innych. Paula Hawkins stara się podążać tym tropem, podając w miarę rozwoju akcji nowe tropy i ujawniając tajemnice Megan, ale sposób, w jaki to robi nie budzi zaciekawienia, nowy wątek pojawia się na chwilę, by niemal natychmiast zniknąć, a kilkanaście kartek dalej okazuje się kolejnym mylnym tropem bez jakiejkolwiek puenty. To boli czytelnika kryminału i czyni zagadkę zaskakująco łatwą do rozwiązania, a szkoda, bo właśnie tu autorka mogła się pokusić o zaskoczenie, nagły zwrot, może nawet sięgnąć po wypróbowaną przez Królową Kryminału sztuczkę: uczynienie jednej z narratorek zabójczynią? Tymczasem następuje proste rozwiązanie, czyściutkie i niebudzące żadnych emocji, czyli dokładnie takie, jakiego nie oczekujemy od dobrego thrillera.

Na początku wspomniałam o pięciorgu bohaterach, wypadałoby więc powiedzieć coś więcej o panach. Panowie, niestety, także nie mają żadnego głębszego rysu. Wiemy, że są przystojni, że bohaterki się w nich na różnych etapach zakochują, ale to w zasadzie wszystko, nie dowiadujemy się, dlaczego w ich oczach są tak cudowni ani co sprawiło, że ich związki z nimi zaczęły się psuć. Co odkrywamy później, to fakt, iż obaj nie zawahają się uderzyć kobiety i mają poważne problemy emocjonalne – innymi słowy, daleko im do bohaterów pozytywnych.

Wszystko to jednak nie przeszkadzało mi tak bardzo w odbiorze powieści, jak postawienie przez autorkę niezwykle silnego akcentu na życie rodzinne. Irytujące jest w szczególności ukazanie trzech głównych bohaterek jako osób, których szczęście i sens życia sprowadzają się wyłącznie do mężczyzn i dzieci. Nie wiemy nic o marzeniach tych kobiet, o ich ambicjach, celach; każda z nich kiedyś pracowała (pracownik public relations, właścicielka galerii, agentka sprzedaży nieruchomości), ale zawód, kariera, zainteresowania, hobby to rzeczy w ich życiu absolutnie nieznaczące, szczęście jest zdeterminowane przez mężczyzn i dzieci, przez to, czy są pożądane, czy nie. Trąci to anachronizmem, jakby akcja powieści toczyła się w latach 50. czy 60., gdy faktycznie jedynym celem w życiu większości kobiet było osiągnięcie upragnionego stanu małżeńskiego, a praca zawodowa była niejako poczekalnią. Po wyjściu za mąż rezygnowały z niej i zostawały w domu z dziećmi, często popadając w depresję lub alkoholizm.

W gruncie rzeczy to chęć posiadania dziecka determinuje los każdej z trzech kobiet w tej powieści, to ciąża lub jej brak decyduje o tym, co dzieje się w ich życiu – Rachel wpada w alkoholizm z powodu bezpłodności, Megan gnębi poczucie winy po stracie dziecka, a ginie po zajściu w ciążę, każde działanie Anny determinuje troska o córkę. Jest dla mnie niezwykłe, że autorka, będąc kobietą, tak beztrosko spłyciła swoje bohaterki. Czy naprawdę współczesne Brytyjki dla osiągnięcia poczucia spełnienia potrzebują wyłącznie mężczyzny i dziecka? Czy każdy zakręt życiowy sprowadza się do tego, czy jesteś sama, czy w związku, czy zostałaś porzucona, czy masz już dziecko bądź go nie masz?

„Dziewczyna z pociągu” mnie zawiodła zarówno na płaszczyźnie zagadki kryminalnej, jak i warstwy obyczajowej. Zapowiadała się wspaniale – wyszło, niestety, jak zwykle.

Zapowiadało się świetnie; te rekomendacje na okładce: „»Znakomity thriller. Nie mogłem się oderwać przez całą noc«. Stephen King”[1]. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że autorka ma naprawdę dobry przepis na thriller: ofiara, zagadka, sieć wzajemnych powiązań między bohaterami, szereg mylnych tropów. Niestety zamiast smakowitego dania literackiego otrzymaliśmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kim jest Wojciech Cejrowski tłumaczyć nie będę. Charakterystyczne kolorowe koszule, bose stopy i często ekscentryczne wypowiedzi o sprawach publicznych sprawiają, że mało kto w Polsce nie kojarzy tej barwnej postaci. Nie o poglądach czy zachowaniu jednak ma tu być mowa a o książce. Książce innej w swojej tematyce niż dotychczasowe. Do tej pory Pan Wojciech, jak sam przyznający lubiący ciepło, z wielkim powodzeniem wędrował najpierw samodzielnie, a następnie literacko po dzikich puszczach Ameryki Południowej. W „ Wyspie na Prerii” zabiera nas na północ, do równie ciepłego rejonu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej- Arizony. Jest to podróż ociupinkę sentymentalna, Pan Wojciech po blisko 22 latach wraca w rejony swoich studenckich wypraw, pierwszych przygód, pierwszego własnego kawałka ziemi, który zresztą "dostał w prezencie, wygrał w karty a następnie kupił"! Wraca w to samo miejsce, do swojego małego domku na prerii, w którym tak naprawdę nic się nie zmieniło, ciągle czeka na niego na "porczu" ( wybaczcie, ale nie mogę się oprzeć pokusie użycia tego spolszczenia autora) to samo ukochane niebieskie krzesło, co najwyżej lekko wyblakłe i nadgryzione przez korniki, ciągle jest preria i ciągle są ludzie. I właśnie o ludziach jest to przede wszystkim opowieść, o ludziach mieszkających po drugiej stronie Oceanu, a przecież tak nam bliskich ze swoimi radościami i bolączkami. Pan Wojciech zabiera nas w podróż przedstawiając barwne postacie małego amerykańskiego miasteczka położonego gdzieś w środku pustyni, gdzie aby dotrzeć należy "zjechać z autostrady, potem jeszcze raz zjechać i jeszcze raz zjechać, i tak do skutku-aż skończy się mapa".
Mamy więc barmana, (każdy miłośnik westernów wie jak bardzo ważna jest to postać i to nie tylko ze względu na popularność brązowego płynu na Dzikim Zachodzie), mamy kobietę ze szklanym okiem ( a właściwie kilkoma szklanymi oczami, dobieranymi w zależności od koloru stroju), mamy lokalnych dziwaków, braci podobnych do siebie jak dwie ( a właściwie trzy bo braci było trzech) krople wody, uczynnych sprzedawców, dobrotliwego mechanika, listonosza który wie wszystko o wszystkich, szeryfa który czujnym wzrokiem spod nieodłącznego kowbojskiego kapelusza śledzi „obcego” i wielu, wielu innych. Wszyscy oni opisani lekkim piórem autora ożywają na kartach opowieści i z humorem obserwują zmagania się Polaka, o niedającym się wymówić imieniu i dziwnych zwyczajach, z Ameryką. Pan Wojciech posiada bowiem rzadko spotykaną umiejętność- potrafi śmiać się z samego siebie i swoich przygód. A przygód ma całą masę, okazuje się bowiem że nie trzeba być w dżungli amazońskiej by spotkać egzotyczne zwierze o charakterystycznym zapachu, zostać zaatakowanym przez inne wydawałoby się pospolite zwierzątka, czy pląsać w stroju Adama po trawniku. Pan Wojciech lubi ludzi i lubi Amerykę, to nie ulega najmniejszej wątpliwości- czy coś w tym złego? Zachwyca się wolnością, panującą w USA- ale czy ktoś z nas nie zachwyca się nowym krajem gdy do niego przyjeżdża?- ale też wskazuje na lokalne absurdy, bo nie ma kraju w którym by one nie wystąpiły, taka już nasza ludzka natura, że lubimy komplikować proste sprawy. W Polsce będzie to obowiązek meldunkowy, w Ameryce obowiązek posiadania zadbanego trawnika, - i co z tego? Absurdalne zwyczaje czy przepisy są częścią lokalnego kolorytu w Polsce, w USA i wszędzie na świecie- tak było, jest i będzie.
Zaglądając w pojawiające się na forach Internetowych opinie o „Wyspie na prerii” trudno nie oprzeć się wrażeniu że część czytelników pomyliła autorów i oczekiwała od Pana Wojciecha reportażu, faktów, liczb, oceny sytuacji ekonomicznej i prawnej, analiz i porównań. Drogi czytelniku, jeżeli tego szukasz to odłóż tę książkę na półkę i sięgnij po encyklopedie lub inne naukowe opracowania. Wojciech Cejrowski nie analizuje, on opowiada, z błyskiem w oku siedząc na swoim porczu i sącząc mojito. A że niektóre z tych opowieści są podkoloryzowane, inne przejaskrawione jeszcze inne to zwykła blaga? Ależ Proszę Państwa, toż to gawędziarz, obieżyświat, który musi zainteresować słuchaczy by zdobyć uznanie i środki na kolejną podróż! Tak samo robili nasi słynni gawędziarze w Tatrach- dość przypomnieć wielokrotnie cytowaną historię uratowania w źlebie Zawratu przez Stanisława Gąsienicę Byrcyna samego Włodzimierza Lenina, czy historię o spotkaniu w schronisku na Pysznej ducha, który zaskoczony przybrał postać Angielki. Historie te żyją własnym życiem w polskich górach, dlaczegóż więc nie mamy uwierzyć, iż mieszkańcy małego miasteczka w USA mają swoje własne opowieści o zaręczynach w helikopterze, czy braciach o tym samym imieniu wymiennie służących w wojsku? Nie wszystko trzeba analizować przez szkiełko i oko, nie wszystko trzeba potwierdzać i udowadniać.
„ Wyspa na prerii” to gawęda o kraju który wydaje nam się dobrze znany, a jednak pozwalającą spojrzeć na Stany Zjednoczone z zupełnie innej perspektywy. I jako taka, ta książka napisana przez wytrawnego gawędziarza, jest jak najbardziej warta polecenia.

Kim jest Wojciech Cejrowski tłumaczyć nie będę. Charakterystyczne kolorowe koszule, bose stopy i często ekscentryczne wypowiedzi o sprawach publicznych sprawiają, że mało kto w Polsce nie kojarzy tej barwnej postaci. Nie o poglądach czy zachowaniu jednak ma tu być mowa a o książce. Książce innej w swojej tematyce niż dotychczasowe. Do tej pory Pan Wojciech, jak sam...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika carly32

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [8]

Ann Cleeves
Ocena książek:
6,9 / 10
28 książek
4 cykle
144 fanów
Dennis Lehane
Ocena książek:
6,9 / 10
22 książki
2 cykle
360 fanów
Henryk Sienkiewicz
Ocena książek:
6,7 / 10
167 książek
8 cykli
Pisze książki z:
1326 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
1 205
książek
Średnio w roku
przeczytane
93
książki
Opinie były
pomocne
62
razy
W sumie
wystawione
825
ocen ze średnią 5,3

Spędzone
na czytaniu
6 846
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
godzina
33
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
2
książek [+ Dodaj]