milva

Profil użytkownika: milva

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 8 lata temu
850
Przeczytanych
książek
920
Książek
w biblioteczce
27
Opinii
114
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: , ,

17 marca jest Dniem Świętego Patryka, w którym każdy jest Irlandczykiem, jak głosi porzekadło. Króluje kolor zielony, koniczynki, po ulicach biegają leprekauny, a na końcu tęczy znajduje się garczek ze złotem. Albo jak w przypadku babci Mazurowej, znajduje się dużą torbę wypchaną dolarami. Zresztą zielonymi. A tej torby poszukuje mały człowieczek w zielonych gaciach, który uważa się za leprekauna. A, no i na dodatek rozmawia on za pomocą telepatii ze zwierzętami. Szczególną więź nawiązał zaś z pewnym eks-wyścigowym koniem, którego smutny koniec został przypieczętowany jego raną na nodze. Ale, ale… wróćmy do babci Mazurowej. Krzepka staruszka nie namyślając się za dużo wzięła kasę, kupiła sobie kemping i wynajęła ochroniarza oraz kierowcę (też niewielkich rozmiarów) i uderzyła do kasyna. Jej szczęśliwe pieniądze okazały się jednak niezbyt szczęśliwe, bo po całym ranku spędzonym na graniu na maszynach wygrała aż całe… dwanaście dolarów.

Główna bohaterka, Stephanie Plum, która zawodowo wyszukuje osoby poszukiwane przez list gończy, teraz zostaje poproszona przez matkę o doprowadzenie niezależnej staruszki do domu. Niestety, nie wszystko układa się po myśli Stephanie. Kasa znaleziona przez babcię okazuje się kasą buchniętą lokalnemu mafioso, który nie dość, że przetrzymuje jako zakładnika wspomnianego konia, ale i uprowadza babcię (która okazuje się prawdziwym pain in the ass).

Dobrze, że do Stephanie dołącza tajemniczy Diesel, bo teraz jej zadaniem jest nie tylko odbicie babci, skombinowanie brakującej kasy (babcia poszalała w kasynie), ale i uratowanie konia o imieniu Doug.
To moje pierwsze spotkanie ze Stephanie Plum i było bardzo udane. Książkę niewielkich co prawda rozmiarów, ale zawsze, połknęłam w pół dnia z przerwą na wizytę w Tesco. Akcja płynie wartko, nieprzewidziane zwroty w fabule sprawiają, że wszystko coraz bardziej się zakręca, a barwna gama postaci dodaje jedynie smaku historii. Ba, smaku, pieprzu raczej! No bo, jak inaczej napisać o Lulu, eks-prostytutce pracujące obecnie ze Stephanie, która wbita w spandexy uważa się za supermodelkę na progu kariery? No bo co napisać o Dieslu pojawiającym się nie wiadomo skąd, zabójczo pociągającym, przystojnym i uroczo nieporządnym? A babcia Mazur to już w ogóle wisienka na torcie. Rozumiem jej chęć do ruszenia w drogę, bo u mnie w rodzinie kobiety w wieku dojrzałym i dojrzalszym żyją na całego (babcia-ciocia, już po siedemdziesiątce, jak ma dosyć swojej rodziny to również rusza w drogę, a na gigancie może być i ze dwa tygodnie).

Mimo nagromadzenia dramatycznych i ekstremalnych wydarzeń książkę czyta się łatwo, szybko i przyjemnie. Jest to niewymagająca lektura, wypełniona humorem i ironią, która dostarczyła mi takiej porcji rozrywki jak dawno żadna inna. Chichrałam po nosem i z wypiekami na twarzy czekałam co tam się jeszcze wydarzy w życiu Stephanie. A trzeba wiedzieć, że jak na dwa dni opisane w ‘Plum Lucky’ to dzieje się bardzo wiele – odszukanie babci i jej porwanie przez mafiosa, który wygląda jak ropucha i, który traci rozum; Lulu, która nie dość, że w wyniku przypadkowego spotkania rozpoczyna karierę fotomodelki to na dodatek strzela z wyrzutni rakietowej (niecelnie); Stephanie, u której w mieszkaniu na piętrze tymczasowo pomieszkuje koń; leprekaun zwany również Snuggym, który lata na golasa po myjni samochodowej uznając, że będąc istotą magiczną nikt go nie widzi, a to nie jest jeszcze wszystko. Jeśli obiektywnie się pomyśli o tych wszystkich rzeczach spotykających opisane postaci wydaje się to całkowicie nieprawdopodobne, ale w czasie lektury wszystko jest tak gładko opisane, że nic mnie nie dziwiło, ale wszystko się podobało.
Na pewno sięgnę po resztę książek z serii o niezrównanej Stephanie Plum i jej znajomych.

Polecam wszystkim, którzy wierzą w leprekauny, irlandzkie szczęście, telepatię między zwierzętami a ludźmi oraz tym, którzy chcą się dowiedzieć jak może się skończyć nadużywanie leku na wysypkę (folia spożywcza!).

17 marca jest Dniem Świętego Patryka, w którym każdy jest Irlandczykiem, jak głosi porzekadło. Króluje kolor zielony, koniczynki, po ulicach biegają leprekauny, a na końcu tęczy znajduje się garczek ze złotem. Albo jak w przypadku babci Mazurowej, znajduje się dużą torbę wypchaną dolarami. Zresztą zielonymi. A tej torby poszukuje mały człowieczek w zielonych gaciach, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

No tak, tego można by się spodziewać. Jak tylko Peter Grand powiedział swojej mamie czym właściwie zajmują się w the Folly, ta zaczęła się tym chwalić przed sąsiadami. I kuzynami. I resztą wschodnioafrykańskiej społeczności Londynu. Nawet dzieciaki z podwórka wiedzą o policjancie – czarowniku. Dlatego też pewna wścibska dziewczynka z sąsiedztwa, niejaka Abigail, sprowadziła Granta wraz z jego koleżanką Lesley May pewnej grudniowej niedzieli do Tufnell Park w północnym Londynie. W tym właśnie miejscu tory wchodzą pod szkołę dziewczynki. Miejsce brudne i niebezpieczne, czyli bardzo odpowiednie dla Abigail, która zauważyła tam ducha. Oboje policjantów informację sprawdziło i potwierdziło – faktycznie dziewczynka znalazła tam ducha. Protokół został spisany, obserwacje dały początek kolejnych pytaniom odnośnie magii i duchów. A Abigail została nieoficjalnym współpracownikiem Petera.

Życie byłoby o wiele prostsze jakby praca policjanta polegała jedynie na takich wypadach. Niestety, już kolejnego dnia znaleziono zadźganego NN na torach stacji Baker Street. Jako, że sprawa wydała się podejrzana wezwano Granta, który poczuł dzięki vestigii działalność magiczną. Na domiar złego, zabity młody mężczyzna okazał się synem amerykańskiego senatora, więc bardzo szybko do grupy zajmującej się tym morderstwem przydzielona została twardo stąpającą po ziemi i bardzo wścibską agentkę FBI Kimberley Reynolds.

Wspólne śledztwo the Folly i wydziału do spraw morderstw zaprowadzi policjantów w głąb mrocznych tunelów londyńskiego metra. I kanałów burzowych. I o wiele mniej przyjemnych kanałów odprowadzania ścieków. A to co tam znajdą zaskoczy nie tylko młodego Petera Granta, ale również o wiele, wiele, wiele bardziej doświadczonego Nightingale’a.

W trzeciej już części przygód młodego policjanta Petera Granta dowiadujemy się, że Lesley, której po tym jak w wyniku magicznego opętania rozpadła się twarz, będąc oficjalnie wciąż na zwolnieniu lekarskim dołączyła do the Folly. Trzeba przyznać, że jest to świetny pomysł autora na pokazanie kontrastu między raczej abstrakcyjnym myśleniem Granta i jego brawurowymi (lub, patrząc z innej strony, po prostu głupimi) akcjami, a jej wnikliwym, iście policyjnym umysłem. Kontynuowanie ich współpracy w ramach pracy w the Folly sprawia, że akcja zyskuje dodatkową dynamikę. Lesley wciąż nosi maskę na twarzy, a fakt, że jest ona niewygodna i nie przepuszcza powietrza sprawiając, że resztki twarzy dziewczyny pocą się i swędzą dodaje bezpośrednim i bardzo szczerym komentarzom Lesley jeszcze więcej ironii. Peter odkrywa, że coraz lepiej znosi widok koleżanki bez maski, a oprócz tego traktuje ją jak dawniej (czyt. tęsknie wzdycha patrząc na jej ciało oraz boi się jej ciętych uwag).

Widzimy również różnicę w zachowaniu Petera. Nie dość, ze zaczyna zdawać sobie sprawy z własnej niewiedzy i z tego jaką wagę ma nauka magii i przyległości (np. łaciny) to coraz lepiej udaje mu się chronić tyłek zarówno własny jak i innych. Mimo, że przyznaje, że

Now, you could literally fill two whole libraries, complete with card files, reference sections, and a brass ladder thing that whooshes around on rails with everything I don’t know about magic.

to potrafi zrobić dobry użytek ze swojej skromnej wiedzy.

Również jego zdolności dedukcji się polepszyły. Jego działania w tej części polegają na solidnej policyjnej robocie, czyli kolejnych przesłuchaniach, wiązaniach faktów i przeglądania ton dokumentów. To właśnie jest według mnie głównym plusem tej serii, jak i świadczy o jej unikalności. Elementy nadnaturalne występują tu jakby mimochodem, są po prostu częścią policyjnego życia w Londynie. Jest to podejście typu – tak, wiem, że to goblin, ale jego nadnaturalne pochodzenie nie sprawia, że nie powinien on przestrzegać prawa, a ja jestem policjantem i je wyegzekwuje choćbym miał użyć magii. Nawet Ci, którzy oficjalnie nie chcą mieć z magią nic wspólnego (jak Stephanopoulos lub Seawoll) traktują ją i pracę Granta jako zło konieczne. Byleby tylko za dużo o tym nie wspominał. Widać również, że Grant jest bardziej pewny siebie:

It gave me „the eye” – the fearsome gaze that sheepdogs use to keep their charges In Line. But I gave it “the look” – the stare that policemen use to keep members of the public in a state of randomized guilt.

Oczywiście jak zwykle prześwietnie jest ukazany Londyn. Poznajemy jego kolejną część, tym razem tą kryjącą się pod ziemią. Chyba większość z nas wie o nieużywanych od lat stacjach metrach, ukrytych przejściach czy pozostałościach po pomieszczeniach używanych w czasie II wojny światowej. W powieści znajdziemy to wszystko plus jeszcze trochę. Osobiście interesuję się trochę tym tematem i z przyjemnością przeczytałam historię, której część akcji rozgrywa się właśnie w metrze i kanałach. Jest coś pociągającego w wędrówce po starych, mrocznych tunelach. Czasem wybudowanych nawet kilkaset lat temu. Nie to, że sama bym tam weszła, o nie! Dostajemy również całe mnóstwo ciekawostek i anegdotek dotyczących poszczególnych dzielnic Londynu.
Kolejnym plusem tej akurat powieści jak i całej serii o Grancie jest humor. Ironiczny, politycznie (nie)poprawny, absurdalny. Czasem wiem, że nie powinnam się śmiać, ale chichotałam jak głupia po przeczytaniu np. tej konwersacji:

‘If you have to walk the tracks with the juice on them you stay off the sleepers. They’re slippery. You slip, you fall, you put your hands out and zap.’
‘Zap,’ I said. ‘That’s the technical term for it, is it? What do you call someone who’s been zapped?’
‘Mr Crispy,’ said Kumar.
‘That’s the best you guys can come up with?’
Kumar shrugged. ‘It’s not like it’s a major priority.’

Moim faworytem jest jednak wypowiedź Zacka, kolejnej “magicznej” istoty, a przy okazji współmieszkańca zabitego chłopaka:
‘My dad was a fairy,’ said Zach. ‘And by that I don’t mean he dressed well and enjoy musical theatre’.

A czym lub kim są tytułowe szepty w metrze? O, to już pozostawiam do odkrycia czytelnikom. Ja byłam bardzo zaskoczona, ponieważ oczekiwałam czegoś raczej ponurego i mrocznego, a dostałam… Nie, nie powiem!
Jedynym małym minusem jest to w jaki sposób Peter Grant odkrył mordercę amerykańskiego studenta… Jakoś podejrzanie dobrze mu poszło. Może naprawdę staje się on coraz lepszym policjantem?

Nie mogę się doczekać kolejnej części.

Polecam wszystkim fanom ceramiki, Londynu, podziemnych, mrocznych tuneli, miłośnikom biegania półnago w zimowy dzień po metropolii jak i tym, którzy od głośnych rozmów wolą spokojny szept i świnki.

No tak, tego można by się spodziewać. Jak tylko Peter Grand powiedział swojej mamie czym właściwie zajmują się w the Folly, ta zaczęła się tym chwalić przed sąsiadami. I kuzynami. I resztą wschodnioafrykańskiej społeczności Londynu. Nawet dzieciaki z podwórka wiedzą o policjancie – czarowniku. Dlatego też pewna wścibska dziewczynka z sąsiedztwa, niejaka Abigail, sprowadziła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

‘I have been ill for years,’ she said tartly. ‘Inside, somewhere. Inside. Not ill, you understand. Everything wrong, somewhere.’

Mary wychowała się na afrykańskiej prowincji. Jej matka zajmowała się domem, a ojciec pracował na kolei. Dziewczynka nienawidziła kolejnych małych, biednych chatek, które z powodu licznych przeprowadzek zlały się w pamięci Mary w jeden koszmar biedy i upokorzeń. Do tego ojciec, wiecznie pijany, wydający pieniądze, które powinny zostać wydane na nią i na jej rodzeństwo na kolejne butelki kupowane w lokalnym sklepie. I matka, wykradająca pijanemu mężowi z kieszeni to co zostało z jego zarobków. Ciągłe awantury o pieniądze to prawie jedyne co Mary pamięta z dzieciństwa. Kiedy zaczęła szkołę z internatem było to dla niej jak zbawienie. Wyrwała się z domu do ludzi, do koleżanek. Dlatego kiedy szkoła się skończyła postanowiła znaleźć pracę w mieście. Została sekretarką. Spędzała dnie w pracy, którą lubiła, a popołudnia i wieczory na wyjściach do kina, kolacjach w restauracjach i przeróżnych zabawach. Zawsze miała jakiegoś sympatycznego towarzysza, który traktował ja jak równą koleżankę. Mieszkała w klubie dla młodych kobiet, gdzie dzieliła pokój z inną samotną dziewczyną. Wszyscy w mieście ją znali i lubili. Tak mijały lata. Mary nie zauważyła kiedy skończyła trzydziestkę. Próbowała o tym nie myśleć – dalej się beztrosko bawiła, ubierała jak dziewczynka i nie myślała o przyszłości. Dopiero jedna podsłuchana przypadkowo rozmowa uświadomiła jej co myślą o niej znajomi. Lekko podśmiewali się z jej infantylnych sukienek, lekkiego stylu życia, podsumowując, że nigdy nie wyjdzie za mąż, bo Mary nie jest taka. Uderzyło to kobietę w tak mocny sposób, że już nigdy po tej rozmowie nie była dawną sobą. Zaczęła podświadomie szukać męża, ale wszelkie męsko-damskie kontakty brzydziły ją. Męczyła się w piekle niezdecydowania i upokorzenia. Aż pojawił się Dick. Ubogi rodezyjski farmer, który zapragnął się ożenić. Zobaczył Mary w kinie i od tej chwili nie był w stanie przestać o niej myśleć. Mary z ulgą przyjęła obecność Dicka. Widać było, że ją uwielbia, a ona wreszcie mogłaby zamknąć buzie ludziom i pokazać, że właśnie jest taka, że nadaje się na żonę. Mgliste wyobrażenia o życiu na farmie zostały bardzo szybko skonfrontowane z bezlitosną rzeczywistością. Farma Dicka składała się kilku poletek, na których uprawiał on kilka różnych roślin. Domek składał się z dwóch izb przedzielonych zasłona, kuchni i mało używanej łazienki. Nie było sufitu, a jedynie blaszany dach rozgrzewający się do białości. Kilka sztuk mebli dopełniały szafki zrobione ze skrzynek i kartonów. Wszystko to było ubogie i brzydkie, żywcem przeniesione z dzieciństwa Mary. Początkowo kobieta starała się nadać domkowi charakteru i piękna. Ze swoich niewielkich oszczędności nakupiła materiałów, kilka bibelotów, szyła i haftowała na potęgę, żeby tylko czymś się zająć. Nawet wybieliła ściany, sama, bez żadnej pomocy.
W pewnym jednak momencie beznadziejność życia na ubogiej farmie dopadła ją. Jedynym zajęciem Mary, które sprawiało, że odżywała było ciągle besztanie, poprawianie i psychiczne znęcanie się nad kolejnymi czarnoskórymi homeboys, najętymi do pomocy w domu. Rozeszła się wieść, że Mary nie potrafi odpowiednio traktować swoich służących. Wynajdowała im prace bez sensu i twardo egzekwowała swoje rozkazy. W zapamiętaniu zapominała o tym, że nawet czarny homeboy musi jeść. A Dick? Uganiając się za kolejnymi mrzonkami, pomysłami bez sensu dotyczącymi kolejnych upraw, hodowli pszczół, itp. ciągle tracił pieniądze. Nie było ich na urządzenie domu, nie było na porządne sufity, które pozwoliłyby na wytrzymanie niesamowitego upału panującego w porze suchej. Porażka za porażką, to było życie Dicka. I ciągła myśl, że może w następnym sezonie się poszczęści, że może spłacą część długów, że może pojadą na wakacje. Mary jednak przestała wierzyć słowom Dicka widząc jego wieczną bezradność i niechęć do bardziej skomplikowanych, ekspansywnych upraw takich jak uprawa tytoniu. Kiedy farmer zachorował to Mary wyrwawszy się z apatii zajęła się robotnikami. Była twardym i bezlitosnym bossem – nie żartowała z Afrykanami jak Dick, nie dawała im chwili odpoczynku, wszędzie nosiła ze sobą trzcinkę do bicia. Jej stosunek do rdzennych mieszkańców Rodezji był miksem obrzydzenia, nienawiści i wszechogarniającego lęku. Kiedy jeden z pracowników, Moses, zrobił sobie kilkuminutową, ona uderzyła go trzcinką w twarz. Przez chwilę odczuwała straszny strach, że ten wielki czarny Afrykańczyk również ją uderzy. Tak się jednak nie stało. Moses wrócił do przerwanej pracy jak gdyby nic. Jakiś czas później kiedy Mary znów została bez pomocy domowej, Dick, który stracił już do niej cierpliwość, dał jej do pomocy Mosesa. Zapowiedział, że ma powstrzymać swoje fochy i zatrzymać Mosesa. Od tej chwili nastał przedziwny okres w życiu Mary. Napięta atmosfera w domu między Mary coraz bardziej popadającą w bierność i szaleństwo a Mosesem, który mimo, że cicho i perfekcyjnie wykonywał swoje obowiązki, wzbudzał w Mary przeraźliwy strach. Można powiedzieć, że trzymał ją w szachu nie wspominając o tamtym uderzeniu. Co więcej, Mary zobaczyła w nim człowieka z czego nie zdawała sobie sprawy, ale wzbudzało to w niej niepokój. Biali w tamtym czasie zwykli byli widzieć w Afrykanach zwierzęta rolne traktowane niewolniczo i skromnie wynagradzane. Moses zaś zadawał pytania i to w języku angielskim co było niedopuszczalne i traktowane za ordynarne. Nie podobało mu się to, że obserwowała go podczas jego prysznica, uznając, że należy mu się prywatność. Stupor Mary połączony bojaźliwym lękiem wytworzyły mieszankę, która doprowadziła ją do popadnięcia w obłęd i wytworzenia przedziwnej, niezdrowej relacji między nią a Mosesem, która mogła zakończyć się tylko w jeden, tragiczny sposób.

Książka zaczyna się śmiercią Mary. Wiemy więc jak skończy się jej historia, ale autorka pokazuje nam co doprowadziło do tego tragicznego wydarzenia. Widzimy jak nieszczęśliwe dzieciństwo Mary wpłynęło na jej dorosłe życie. Brak miłości między rodzicami i ich wieczne kłótnie sprawiły, że z własnej woli nigdy by nie zawarła małżeństwa, ponieważ nawet nie dopuszczała do myśli takiej możliwości. Mary po prostu wypierała ze świadomości rzeczy, które były dla niej nieprzyjemne – idea małżeństwa, seksualność, męskość utożsamianą ze znienawidzonym ojcem.

Twarde życie na farmie uzewnętrzniło ukryte cechy kobiety zmieniając ją z beztroskiej dziewczynki w nieprzystępną, złośliwą jędzę. Nagle uświadomiła sobie, że nie żyje własnym życiem, a stała się własną matką, niezadowoloną z życia i przygniecioną ciężarem biedy. Również nieudana ucieczka Mary do miasta, z dala od Dicka i jego farmy, odarła ją z marzeń o powrocie do pracy sekretarki, które hołubiła wiele lat. Dodatkowo kolejne porażki Dicka, jego niemożność ogarnięcia farmy i życia, sprawiły, że Mary w pewien dziwny, chory sposób przestała zauważać życie na farmie.

Kolejna przemiana Mary pod wpływem obecności Mosesa w osobę żyjąca w sferze marzeń, mówiąca do siebie i popadająca w bierność na długie godziny napawała mnie niepokojem. Atmosfera zrobiła się gęsta, nieprzyjemna, mroczna. Zamknięta w swoim szaleństwie prowadziła fikcyjne życie coraz bardziej oddalone od rzeczywistości.

Czy gdyby Mary pogodziła się z życiem na farmie i nie przejmując się własną dumą uczestniczyła w życiu społecznym od którego się zdecydowanie odcięła, skończyłaby inaczej? Może. Jednak sam charakter Mary, który nie pozwalał na głębsze związki, a dzięki któremu ona po prostu nie zauważała tego co jej się nie podoba lub co jest złe, nie dawał nadziei na wdrożenie się do życia na farmie. Mary nie była wstanie przewidzieć swojej przyszłości na farmie stawiając sobie za cel małżeństwo, a życie po ślubie było jedynie mglistym wyobrażeniem. Całe jej życie było porażką – jej życie motyla, które nie zaowocowało nawiązaniem żadnej głębokiej przyjaźni, jej małżeństwo z człowiekiem, którego nie kochała i którego nawet nie znała, jej życie na farmie, której nienawidziła. Utożsamiała je ze swoim biednym życiem w ciągłych przeprowadzkach w czasie dzieciństwa, a Dicka z pijanym, śmierdzącym ojcem. Seksualność dla Mary była czymś obrzydliwym, ponieważ kojarzyła ją z ojcem. Żyjąc z Dickiem prawie wcale nie miała z nim nie tylko żadnych kontaktów seksualnych, ale tez nie było między nimi żadnego okazywania uczuć poprzez przytulenie lub zwykły dotyk. Mary w pewien sposób zatrzymała się na etapie dziecka, skrzywdzonej dziewczynki, która kochając matkę, zawsze stawała po jej stronie utożsamiając swoje nieszczęśliwie życie z figurą ojca. Ojciec to zło, a więc Dick, jako mężczyzna, jest tez tym, które to zło sprowadził do jej życia.

Nie zamierzałam skupiać się na relacjach między białymi osadnikami a czarnymi mieszkańcami, bo to temat rzeka, ale najbardziej ruszył mnie fragment o tym, że osadnicy najbardziej bali się zobaczyć w czarnym drugiego człowieka. To właśnie zobaczyła w Mosesie, wychowanym w chrześcijańskiej misji, który nie tylko mówił po angielsku, ale również interesował się sprawami o których Mary nie miała pojęcia. Zobaczyła, że Moses to człowiek, który ma prawo do prywatności, własnego życia i którego uderzając go skrzywdziła niesprawiedliwie.

Acha, jednym z tematów książki jest bieda. Wiem jak wpływa na człowieka, jak zamienia nawet najbardziej chętną, aktywną osobę w bierną i nieszczęśliwą. I jak takie życzeniowe myślenie, że w przyszłym roku będzie lepiej lub „jak będę miała pieniądze to..” może ciągnąć się przez lata. Straszne jest przyznanie, że już nic się nie zmieni i już zawsze będzie tak jak teraz. Oto jest moja nowa rzeczywistość – bez perspektyw, bez pieniędzy i bez marzeń. A bez marzeń nie ma po co żyć.

Przerażająca książka, do której ciągle wracam w myślach. Rzeczowy styl, proste słowa i nieprzeładowane zdania sprawiają, że prawda w niej zawarta uderza z jeszcze większą mocą. Pomimo ciężkiego tematu książkę czyta się bardzo łatwo i szybko.
To moje pierwsze spotkanie z Doris Lessing, ale na pewno gdy tylko natkną się na inne książki tej noblistki chętnie po nie sięgnę.

Polecam wszystkim miłośnikom studium szaleństwa, niewyobrażalnego żaru i skomplikowanych relacji międzyludzkich oraz tym, których cykanie cykad doprowadza do obłędu.

‘I have been ill for years,’ she said tartly. ‘Inside, somewhere. Inside. Not ill, you understand. Everything wrong, somewhere.’

Mary wychowała się na afrykańskiej prowincji. Jej matka zajmowała się domem, a ojciec pracował na kolei. Dziewczynka nienawidziła kolejnych małych, biednych chatek, które z powodu licznych przeprowadzek zlały się w pamięci Mary w jeden koszmar...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika milva

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [5]

Marek Krajewski
Ocena książek:
6,7 / 10
32 książki
4 cykle
1389 fanów
James Joyce
Ocena książek:
6,6 / 10
30 książek
1 cykl
Pisze książki z:
177 fanów
Henning Mankell
Ocena książek:
7,1 / 10
49 książek
5 cykli
1262 fanów

Ulubione

James Joyce Ulisses Zobacz więcej
Edward Morgan Forster Pokój z widokiem Zobacz więcej
Jean-Claude Izzo Szurmo Zobacz więcej
Alexander McCall Smith The Sunday Philosophy Club Zobacz więcej
Alexander McCall Smith The Sunday Philosophy Club Zobacz więcej
Zena El Khalil Beirut, I Love You: A Memoir Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Alexander McCall Smith The Sunday Philosophy Club Zobacz więcej
Alexander McCall Smith The Sunday Philosophy Club Zobacz więcej
Alexander McCall Smith The Sunday Philosophy Club Zobacz więcej
Zena El Khalil Beirut, I Love You: A Memoir Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
850
książek
Średnio w roku
przeczytane
47
książek
Opinie były
pomocne
114
razy
W sumie
wystawione
370
ocen ze średnią 7,2

Spędzone
na czytaniu
4 384
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
42
minuty
W sumie
dodane
4
W sumie
dodane
8
książek [+ Dodaj]