-
ArtykułyLubimy czytać – ale gdzie najbardziej? Jakie są wasze ulubione miejsca na lekturę?Anna Sierant12
-
Artykuły„Rękopis Hopkinsa”: taka piękna katastrofaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyTrzeci sezon „Bridgertonów” tuż-tuż, a w Świątyni Opatrzności Bożej niecodzienni gościeAnna Sierant4
-
ArtykułyLiteratura młodzieżowa w Polsce: Słoneczna wiosna z Martą ŁabęckąLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-04-16
2024-04-13
Genialnie przedstawiony kawałek historii Polski, do tej pory skrzętnie przemilczany w romantyzowaniu wsi i udawaniu, że wszyscy Polacy to szlachcice. Zdecydowanie książka zasługuje na poczytność, jaką zyskała i powinna być wprowadzona jako lektura w szkole.
Genialnie przedstawiony kawałek historii Polski, do tej pory skrzętnie przemilczany w romantyzowaniu wsi i udawaniu, że wszyscy Polacy to szlachcice. Zdecydowanie książka zasługuje na poczytność, jaką zyskała i powinna być wprowadzona jako lektura w szkole.
Pokaż mimo to2024-04-10
2024-04-09
Perypetie bohatera chwytające za gardło, tło społeczno-obyczajowe, gama emocji, jaką wzbudza lektura, warsztat literacki autorki - Pulitzer zasłużony.
Perypetie bohatera chwytające za gardło, tło społeczno-obyczajowe, gama emocji, jaką wzbudza lektura, warsztat literacki autorki - Pulitzer zasłużony.
Pokaż mimo to2024-04-06
Powieść z tytułowym “polskim” wątkiem poświęcona jest dziennikarzom - korespondentom wojennym. Otrzymujemy w niej przekrój konfliktów z całego świata, z lat między 80-tymi XX wieku, a drugą dekadą XXI wieku (wojna w Syrii, konflikt w Somalii). Główny bohater, Roberto Mayo to reporter jeszcze starej daty - niewątpliwie, skoro karierę zaczynał w latach 70-tych. Jak wskazuje tytuł, dla tych osób Kapuściński był wzorem, pewnego rodzaju guru - czy ja wiem jednak, czy dobrym, biorąc pod uwagę fakt, iż Kapuściński był tyleż dziennikarzem, co pisarzem i wiele jego “relacji” było podkoloryzowanych.
Autor perypetie głównego bohatera relacjonuje jednak w dosyć suchym, jak dla mnie tonie, pędząc do przodu i szybko przeskakując między kolejnymi datami i miejscówkami, większą uwagę poświęcając relacjom z trwających akurat konfliktów, zawodowym poczynaniom bohaterów, niż ich emocjom, czy dylematom. Te ostatnie kwestie zostały potraktowane bardzo powierzchownie moim zdaniem, przez co powieść - o bardzo ciekawym temacie - mocno traci. Mayo sam nie dopuszcza do siebie zbyt wielu refleksji, nigdy nie zastanawia się, po co robi to, co robi. Jednak powieść to coś innego, niż artykuł, czy nawet reportaż.
Powieść z tytułowym “polskim” wątkiem poświęcona jest dziennikarzom - korespondentom wojennym. Otrzymujemy w niej przekrój konfliktów z całego świata, z lat między 80-tymi XX wieku, a drugą dekadą XXI wieku (wojna w Syrii, konflikt w Somalii). Główny bohater, Roberto Mayo to reporter jeszcze starej daty - niewątpliwie, skoro karierę zaczynał w latach 70-tych. Jak wskazuje...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-05
Książka obejmuje lata miedzy zakończeniem I i II wojny światowej. Można się z niej dowiedzieć ciekawych rzeczy nt. tego, jak wyglądało życie w Niemczech w tych latach, jakie były nastroje społeczne, a jakie metody stosowali naziści, by uzyskać poparcie społeczne. Publikacja podzielona jest tematycznie, od polityki, gospodarki, administrację, przez socjologiczny przekrój społeczeństwa, po kwestie związane z kulturą. Jest nawet rozdział poświęcony humorowi. Dobrze oddaje schizofrenię, jaką cechował się nazizm, popierający często wzajemnie wykluczające się rzeczy. Książka zawiera sporo danych i liczb. Językowo jednak nie jest to najłatwiejsza przeprawa, więc pozycję polecam głównie "miłośnikom" tego kawałka naszej historii.
Książka obejmuje lata miedzy zakończeniem I i II wojny światowej. Można się z niej dowiedzieć ciekawych rzeczy nt. tego, jak wyglądało życie w Niemczech w tych latach, jakie były nastroje społeczne, a jakie metody stosowali naziści, by uzyskać poparcie społeczne. Publikacja podzielona jest tematycznie, od polityki, gospodarki, administrację, przez socjologiczny przekrój...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-03
Trzecia część trylogii podobała mi się najbardziej. To już była powieść, po którą sięgałam z przyjemnością, może też dlatego, że zdążyłam zżyć się z bohaterami. Autorka genialnie splata tu wątki z pierwszej i drugiej części cyklu, układając je w ekscytujący finał. O ile pierwsza Oryks i Derkacz jest bardzo refleksyjna, to Maddaddam zbliża się najbardziej do powieści akcji, naprawdę sporo się tu dzieje.
Trzecia część trylogii podobała mi się najbardziej. To już była powieść, po którą sięgałam z przyjemnością, może też dlatego, że zdążyłam zżyć się z bohaterami. Autorka genialnie splata tu wątki z pierwszej i drugiej części cyklu, układając je w ekscytujący finał. O ile pierwsza Oryks i Derkacz jest bardzo refleksyjna, to Maddaddam zbliża się najbardziej do powieści akcji,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-01
Lubię Szymona Hołownię i jego styl, dlatego też czytuję jego książki. Teraz jednak jestem bardziej krytyczna wobec tych fikołków logicznych, jakie autor uprawia w publikacjach dot. religii. W istocie rzeczy niczego one nie wyjaśniają - bo też jak można "wyjaśnić" religie, wiarę? W pewnym momencie zawsze dojdzie się do ściany i stwierdzenia, że tego się wytłumaczyć nie da. Że logiki w tym nie ma. Bo na tym polega WIARA. Gdyby wiara polegała na faktach, to nie byłaby wiarą. I w tej książce to mocno widać. Jak sam autor pisze:
"trzeba opędzić się od pokusy zamiany wiary w wiedzę. Współczesne chrześcijaństwo znajduje sie między młotem, a kowadłem - postęp nauki sprawia, że mamy odpowiedzi na coraz więcej pytań, kurczy się sfera tajemnicy. My chrześcijanie wiemy jednak, że istnieje obszar, którego nauka nigdy nie zbada (...)"
Temu absurdalne są oczekiwania, że nagle Hołownia wyjaśni, czym jest życie pozagrobowe i nawróci ateistów. Ok, ale po co w takim razie brać za wyjaśnianie, skoro się nie umie? Więc można sobie poczytać, troszku się zdenerwować niektórymi opiniami i niewiele poza tym. Np. zwróciłam uwagę na kuriozalny cytowany tekst, że "w ówczesnej rodzinie żona była zobowiązana do posłuszeństwa wobec męża. Gdyby więc mężczyzna pierwszy zerwał zakazany owoc i dał żonie do zjedzenia, to miałaby obowiązek posłuchać" - czyli nawet w raju nie było równości płci i istniało małżeństwo z podziałem na pana i służącą? Przecież wtedy nie było w ogóle grzechu, powinności, małżeństwa, ani seksu!
Poza tym książka w niektòrych kwestiach jednak się zdezaktualizowała. No i nie podoba mi się prześmiewczy stosunek autora do innych opinii, z którymi się nie zgadza, a wynikający po prostu z ograniczonych horyzontów. Np.w anioły można wierzyć, ale prawa zwierząt to bzdura? Tak trudno zrozumieć, że zwierzęta też czują i cierpią i że człowiek nie ma żadnego prawa traktować je tak, jak je traktuje?
Lubię Szymona Hołownię i jego styl, dlatego też czytuję jego książki. Teraz jednak jestem bardziej krytyczna wobec tych fikołków logicznych, jakie autor uprawia w publikacjach dot. religii. W istocie rzeczy niczego one nie wyjaśniają - bo też jak można "wyjaśnić" religie, wiarę? W pewnym momencie zawsze dojdzie się do ściany i stwierdzenia, że tego się wytłumaczyć nie da....
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-31
Album - bo chyba można tę książkę nazwać albumem - z którego można dowiedzieć się nie tylko o tym, jak wyglądało projektowanie okładek i książek w PRL-u, ale i jak w ogóle wyglądała branża wydawnicza. Jak dla mnie trochę jednak to zbyt formalne, dużo takich informacji encyklopedycznych, a mało ciekawostek.
Album - bo chyba można tę książkę nazwać albumem - z którego można dowiedzieć się nie tylko o tym, jak wyglądało projektowanie okładek i książek w PRL-u, ale i jak w ogóle wyglądała branża wydawnicza. Jak dla mnie trochę jednak to zbyt formalne, dużo takich informacji encyklopedycznych, a mało ciekawostek.
Pokaż mimo to2024-03-31
Margaret Atwood w kolejnej dystopii, mniej znanej może niż "Opowieść podręcznej", za to coraz bardziej i w niepokojący sposób zbliżającej się do świata, w którym żyjemy. Tematem przewodnim jest bowiem katastrofa klimatyczna, wymieranie gatunków oraz nieadekwatne działania ludzi w postaci większego stechnologizowania, manipulacji genetycznych, rządów korporacji, a także pogłębiającego się chaosu, demoralizacji i nierówności społecznych. Bohaterowie powieści należą do sekty Ogrodników, czczącej naturę, wszelkie żywe stworzenia i sprzeciwiającej się mainstreamowi. Dużo miejsca autorka poświęca jedzeniu mięsa i braku poszanowania człowieka dla zwierząt.
"Zdradziliśmy zaufanie Zwierząt, zbezcześciliśmy naszą świętą funkcję szafarzy. Boże polecenie, byśmy wypełnili Ziemię, nie znaczyło, że mamy ją zapełnić ludźmi po same brzegi, unicestwiając wszystko pozostałe."
Atwood już od dawna pisze i mówi o ekologii, ta trylogia nie jest nowa, jednak - jak wspomniałam - nabiera coraz bardziej złowieszczego wydźwięku i staje się coraz mniej "fiction". Przedstawiony świat jest bardzo ponury, już nie wspominając o tym, że wszystko to zmierza do nieuchronnej apokalipsy w postaci globalnej pandemii (w pierwszej części, Oryks i Derkacz owe wydarzenia są przedstawione z perspektywy innych bohaterów). Nie jest to spojler, ponieważ wiadomo to już od początku. Ciekawe są "kazania" przywódcy Ogrodników, zamieszczane na początku każdej części - początkowo wydawały mi się one takim typowo religijnym bełkotem, ale kiedy się wczytałam, dostrzegłam, że to w nich Atwood przekazuje pewne ideały. Jednak dla mnie uniwersum tu stworzone jest trochę za bardzo "wymyślone" - Atwood stworzyła wiele neologizmów, swoistej "nowomowy", na opisanie rzeczy i stosunków panujących w tym świecie. Jest to normalne w książkach fantastycznych, ale tu brakowało mi ich wyjaśnienia, a dwa, że jest ich za dużo moim zdaniem. Nie mamy więc wątpliwości, że mamy do czynienia z fantastyką.
Margaret Atwood w kolejnej dystopii, mniej znanej może niż "Opowieść podręcznej", za to coraz bardziej i w niepokojący sposób zbliżającej się do świata, w którym żyjemy. Tematem przewodnim jest bowiem katastrofa klimatyczna, wymieranie gatunków oraz nieadekwatne działania ludzi w postaci większego stechnologizowania, manipulacji genetycznych, rządów korporacji, a także...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-29
W tej biografii autorka stara się przedstawić swojego bohatera w kontrapunkcie do niezbyt przychylnego wizerunku "sztywniaka", jaki się o nim rozpowszechnił. Podkreśla, że był osobą sympatyczną, aczkolwiek stonowaną, że też targały nim różnego rodzaju namiętności: "Walter Gropius był osobą pełną uroku, szczodrą, o wielkiej wyobraźni."
MacCarthy podkreśla też, że Gropius był nie tyle architektem, co twórcą pewnej filozofii projektowania (aczkolwiek wielu twierdziło, że był raczej inżynierem, niż architektem). Szkoda tylko, że ta filozofia nie została przez autorkę jakoś lepiej wyjaśniona, MacCarthy wymienia tylko jej cechy, ale skutek jest taki, że czytelnik ma nader mętne wyobrażenie na ten temat (autorka chyba założyła, że każdy wie, czym był Bauhaus, ale co, jeśli nie?). Ja sama nie posiadam jakiejś dogłębnej wiedzy o architekturze i jej trendach, i z tej biografii niczego w zasadzie więcej się o Bauhausie (jako stylu projektowania) nie dowiedziałam, ponad to, co już wiedziałam. I nie czarujmy się, nie są to dobre skojarzenia, bo Gropius kojarzy się głównie z nieszczęsnymi blokami, w których nie ma nic pięknego (niezależnie od filozofii, która przyświecała Gropiusowi). Nie pomaga też to, że mamy tu bardzo mało zdjęć przedstawiających realizacje Gropiusa - i są to tylko budynki, a nie ma żadnych przedmiotów użytkowych (mebli np.), o których też mowa jest w książce.
Innym problemem, jaki miałam z tą biografią jest to, że autorka bombarduje nas licznymi nazwiskami osób, które jakoś tam były związane z Gropiusem, ale które, w większości nic mi nie mówiły. Nawet jeśli wyjaśniono kim ta osoba była, to jest tych osób tyle i przemykają one przez tekst tak szybko, że trudno się w tym połapać.
Podsumowując to, jest to biografia na pewno rzetelna, szczegółowa, ale niestety nudnawa. Stety, albo niestety - ciekawiej jest tylko w tych fragmentach, dotyczących życia prywatnego Gropiusa, w tym jego związku z Almą Mahler. Nie czułam tego ducha głównego bohatera, takiego, jakiego go widziała autorka.
W tej biografii autorka stara się przedstawić swojego bohatera w kontrapunkcie do niezbyt przychylnego wizerunku "sztywniaka", jaki się o nim rozpowszechnił. Podkreśla, że był osobą sympatyczną, aczkolwiek stonowaną, że też targały nim różnego rodzaju namiętności: "Walter Gropius był osobą pełną uroku, szczodrą, o wielkiej wyobraźni."
MacCarthy podkreśla też, że Gropius...
Hippisi są (nadal) wśród nas. Aczkolwiek irytuje mnie trochę robienie z tego typu ludzi bohaterów. Pewnie wynika to z tego, że wielu z nas też by tak chciało - iść "za głosem serca", nie rozumu. Wolność, podróże, przygody... żadnej upierdliwej pracy i rachunków do zapłacenia. Pytanie tylko, czy (i dla kogo) to jest poszukiwanie siebie i "czegoś więcej", niż tylko szare życie na kredycie, czy wręcz przeciwnie - ucieczka od "prawdziwego życia" i zobowiązań. Często niestety nie kończy się to dobrze... Nie da się ukryć, że Rustad jest Alexandrem zafascynowany. Tak czy siak, uważam, że nie mamy prawa oceniać czyjegoś stylu życia, a na pewno nie sprowadzając go do uproszczeń, takich jak "kolejny biały, uprzywilejowany Amerykanin, podróżujący po świecie i lansujący się w mediach społecznościowych". (hej, ale biali ludzie też mają prawo podróżować...).
Ponadto, w ocenie tej książki trzeba umieć rozgraniczyć między oceną głównego bohatera, a oceną... książki właśnie. Która jest napisana w dobry sposób. Początkowo reportaż Harleya Rustada nie za bardzo mnie przekonywał, bo było w nim za dużo takiego typowego "oszołomstwa", jakim cechowało się w zasadzie od początku życie Justina Alexandra. Ostatni Mohikanin, surviwal, pochwała prostego życia - to są częste motywy, którymi fascynują się chłopcy w bogatych, rozwiniętych krajach, gdzie coraz mniej jest kontaktu z naturą. Wydawało mi się, że autor zanadto nadmuchuje treść - jest tu bardzo dużo dygresji, a to o inspiracjach książkowych, czy z popkultury, a to innych podobnych wagabundach (przypomina się chociażby Alex Supertramp), a to o ludziach, którzy też zaginęli w Himalajach. Jest dużo o Indiach, o specyfice tego kraju, przyciągającej wielu ludzi poszukujących "duchowości" i o tzw. "syndromie indyjskim" - a to też nigdy specjalnie mnie nie "ruszało". Myślę jednak, że po prostu nie miałam dobrego dnia na lekturę, bo już następnego, wszystko zaczęło składać mi się w ładną i ciekawą całość. Taką, której właśnie nie można ocenić jednoznacznie. No i jest czymś więcej, niż po prostu reporterskim śledztwem odnośnie tego, co stało się z Justinem.
Hippisi są (nadal) wśród nas. Aczkolwiek irytuje mnie trochę robienie z tego typu ludzi bohaterów. Pewnie wynika to z tego, że wielu z nas też by tak chciało - iść "za głosem serca", nie rozumu. Wolność, podróże, przygody... żadnej upierdliwej pracy i rachunków do zapłacenia. Pytanie tylko, czy (i dla kogo) to jest poszukiwanie siebie i "czegoś więcej", niż tylko szare...
więcej Pokaż mimo to