rozwiń zwiń
Bloo

Profil użytkownika: Bloo

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 3 lata temu
635
Przeczytanych
książek
841
Książek
w biblioteczce
82
Opinii
523
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Historia jest inna. Historia pruje się delikatnie jak stary sweter. Wiele razy była łatana i cerowana, splatana na nowo, by bardziej odpowiadała rozmaitym osobom, wciskana do pudła pod zlewem cenzury, by czekać tam, aż potną ją na ścierki propagandy. Jednak zawsze w końcu wyrywała się i powracała do dawnego, znajomego kształtu. Historia ma zwyczaj zmieniać ludzi, którzy myślą, że ją zmieniają. Zawsze trzyma w wystrzępionym rękawie kilka dodatkowych asów. Radzi sobie już od bardzo dawna. | T. Pratchett

Opinie


Na półkach: , , ,

To co boli w "Sprzedawcy strachu" to fakt, że sam pomysł miał fajny potencjał. Temat przecież jest nośny i rozległy, więc można dać mu się porwać, wsiąkając w filmowy świat kingowych ekranizacji na wiele, wiele godzin. Dlaczego tak się nie stało?
Odpowiedź jest banalnie prosta.

Autor poszedł po najmniejszej linii oporu i w mojej opinii odwalił zwyczajną fuszerkę. O samych książkach Kinga można by pisać dużo i namiętnie, a dodając do tego ekranizacje (nie ważne czy te bardzo dobre, czy te bardzo złe) powinniśmy otrzymać tekst wciągający, kipiący energią.
Robert Ziembiński pisze przeiceż we wstępie, że jego książka to próba stworzenia "czegoś na kształt biografii pisarza, opowiadanej przez pryzmat adaptacji jego dzieł, oraz małą historię kina grozy (i nie tylko) w pigułce" (s.23). I owszem można tu znaleźć pewne wątki biograficzne, można znaleźć trochę informacji o kinie i na upartego dopatrzeć się nawet zarysu jakiejś jego ewolucji, ale szczerze? Nie jest to nic, czego nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się obecnie z internetu (a dodajmy, że "Sprzedawca..." został wydany w 2014 roku). Co więcej autor nie sili się, by zgłębić temat - bierze na tapetę kolejne filmy i seriale, opowiada o nich beznamiętnie, czasami przytaczając jakieś ciekawostki czy anegdotki, które mają ożywić tekst, ale wypada to naprawdę słabo i nie ratuje sytuacji.
Brakuje mi tutaj chęci zrobienia czegoś więcej, wyjścia poza sztywne ramy wypluwania z siebie kolejnego opisu, byle tylko odhaczyć następny tytuł na liście. Taki osąd może wydawać się niesprawiedliwy, ale ja oczekiwałam czegoś więcej. Nie widzę tutaj ani próby budowania biografii Kinga, ani przedstawienia rzetelnego obrazu zmian zachodzących w kinie. Bo stwierdzenie, że coś zmieniło amerykańskie kino to za mało, kiedy na wstępie obiecuje się więcej. Wszystko tutaj to fakty znane i nie czuję, że autor musiał się specjalnie wysilić, żeby je zebrać i uporządkować. A szkoda, bo potencjał na ciekawą opowieść był i to bardzo duży.

Jest jeszcze coś, co mnie niesamowicie drażniło w tej książce. Bo o ile mogę wybaczyć ubogą treść, choć oczekiwałam po książce dużo więcej (widocznie taki był koncept Ziembińskiego, spoko), to absolutnie nie mogę zignorować kiepskiego stylu.
Są momenty, które czyta się całkiem dobrze, ale niestety zdarzają się stylistyczne wpadki i toporne zdania, które - ma się wrażenie - są pozostałościami innych zdań, ale ktoś źle je pozmieniał i nie wszystko dobrze poprawił. Plus naprawdę spora ilość literówek. Ziembiński jest pisarzem i dziennikarzem - to było moje pierwsze spotkanie z jego piórem i przyznaję, zadziwił mnie fakt, że znalazłam w tekście tyle błędów. Obstawiam, że książka nie uświadczyła korekty, co jest smutne i boli. Jeśli korektą jednak ktoś się zajął (a takiej informacji brakuje na odwrocie karty tytułowej) to zasługuje na ocenę mierną.

Czy warto sięgać po "Sprzedawcę strachu"? Jeśli nie macie zielonego pojęcia o adaptacjach, projektach i inspiracjach Stephena Kinga to wydaje mi się, że można od tej książki zacząć swoją przygodę z tym tematem. Oczywiście jeśli nie macie pod ręką internetu, względnie nie chce wam się szperać w jego odmętach w poszukiwaniu informacji na własną rękę.
Ktoś, kto zna twórczość Kinga na wylot, żywo interesuje się kinem i dawno już zgłębił tajniki romansu mistrza literatury grozy z dużym i małym ekranem, nie znajdzie tutaj niczego dla siebie. Szkoda marnować czas i nerwy (bo stylistyka i literówki bolą).
A szkoda, bo gdyby Ziembiński pokusił się o ciekawą analizę książek i ich filmowych adaptacji, mogłoby wyjść coś naprawdę ciekawego i wartościowego. A tak mamy w sumie niepotrzebną pozycję, która funkcjonuje chyba tylko dlatego, że nazwisko King sprzedaje się samo z siebie (proszę,spójrzcie tylko jak wygląda okładka...).
Nie wątpię, że Ziębiński naprawdę lubi prozę Kinga, nie wątpię, że pisanie tej książki sprawiało mu frajdę. Wykonanie jednak każe mi wątpić w sens powstania tego dzieła, bo wystarczyło włożyć odrobinę więcej wysiłku, by powstało coś naprawdę fajnego i przede wszystkim ciekawego.

To co boli w "Sprzedawcy strachu" to fakt, że sam pomysł miał fajny potencjał. Temat przecież jest nośny i rozległy, więc można dać mu się porwać, wsiąkając w filmowy świat kingowych ekranizacji na wiele, wiele godzin. Dlaczego tak się nie stało?
Odpowiedź jest banalnie prosta.

Autor poszedł po najmniejszej linii oporu i w mojej opinii odwalił zwyczajną fuszerkę. O samych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To była całkiem interesująca lektura, głównie dlatego, że jakby na to nie patrzeć, to moje pierwsze zetknięcie się z literaturą podróżniczą. Opowieści, obiecane nam w tytule, suną płynnie poprzez śliskie kartki, uzupełnione pięknymi, kolorowymi zdjęciami. Cessanis ma niezłe pióro i czyta się go dobrze, bez zgrzytów czy niemile widzianej w takim przypadku nudy. A przecież przy opisach rozmaitych atrakcji łatwo przeszarżować. Cóż, nie w tej książce…

Nigdy czytałam żadnych tekstów Cessanisa, zdaje się, że jest mocno związany z National Geographic Traveler (w dziedzinie podróży jestem ignorantem niestety, ale może kiedyś coś się zmieni). Siłą rzeczy to moje pierwsze spotkanie z jego kunsztem pisarskim i przyznaję, że odwala tutaj niezłą robotę. Naprawdę potrafi rozniecić ciekawość, a jego pasja jest niemal namacalna. Potrafi pisać pięknie o miejscach, nie popadając przy tym w jakieś poetyckie tony. Wychodzi mu to bardzo zręcznie, naturalnie i bardzo to doceniłam podczas czytania. Poza tym, muszę przyznać, że autor podszedł do rzeczonych opowieści w sposób bardzo specyficzny. Nie dostaniemy tutaj szerokich opisów poszczególnych państw, a mnie się to wydawało oczywiste, że tak właśnie będzie. Miłe rozczarowanie, naprawdę.
Co jest więc z tą książką nie tak?

Okej, mój problem z tą książką jest taki, że nie mam zielonego pojęcia, komu mogłabym ją polecić z czystym sercem. Mam wrażenie, że odpowiedź powinna brzmieć: dla wszystkich, ale to wcale nie jest takie oczywiste. Coś jest w tym powiedzeniu, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego i choć jestem daleka od uważania, że „Opowieści z pięciu stron świata” są do niczego, to jednak trudno mi też powiedzieć, dlaczego ta pozycja miałaby być wartościowym nabytkiem w czyjejś biblioteczce.

Książka podzielona jest na kilkanaście rozdziałów. Każdy z tych rozdziałów to, rzecz jasna, inny zakątek świata, inna opowieść i klimat. Cessanis każdej z opowieści dał motyw przewodni. I tak na przykład o Chinach mówimy przez pryzmat smoków, święty żółw będzie naszym przewodnikiem po Wietnamie, a Stany Zjednoczone to pogadanka o Halloween i czarownicach z Salem. Jest też Peru i niesamowici mieszkańcy trzcinowych wiosek na jeziorze Titicaca – Indianie Uro. Dorzućmy do tego francuskie restauracje, tureckie, szklane paciorki i szwedzkie, drewniane koniki.
Historie są zarysowane wokół właśnie takich pojedynczych haseł. Kartki wypełnione są legendami i wierzeniami, i to jest naprawdę dobre, ale jest tego zdecydowanie za mało.
Owszem, laik może złapać bakcyla, może zachęci go to do jakiegoś głębszego poznania danej kultury. Jednak większość z rzeczy, które są tutaj wypisane to oczywiste oczywistości i mam wrażenie, że to za mało, że należało te historie poszerzyć, nadać im lepszy kontekst. Przy stylu pisania Cessanisa to byłaby czysta przyjemność. Mam ochotę to porównać do naprawdę znakomitych przystawek, ale z jakiegoś powodu wykopano mnie z restauracji, zanim podano danie główne. A przecież byłam grzeczna…
Okej, to tak z perspektywy laika. A co z tymi, którzy podróże mają we krwi? Ta książka do niczego im się nie przyda. No chyba, że jako element kolekcjonerski w ramach zbierania rozmaitych książek podróżniczych. Ale to tylko mój punkt widzenia, prawdopodobnie po prostu się nie znam.

Koniec końców, każdy może sięgnąć po „Cessanis na walizkach” (choć grozi przy tym brak pełnej satysfakcji). Nie będzie problemów ze zrozumieniem tekstu, nacieszymy oczy ładnymi zdjęciami, zmęczymy łapki dość ciężką książką (ok. 300 stron, a tonaż nieziemski ;D – twarda okładka plus gruby, śliski papier w środku). Książka może stać się jakąś inspiracją, ale według mnie oferuje minimum informacji. I wcale nie chodzi mi o to, żeby produkować rozdziały wypełnione informacyjnym chaosem (od tego są przewodniki – które chaos starają się ogarnąć), ale o ile więcej można by było opowiedzieć, pozostając przy tych motywach przewodnich.

Doszła właśnie do wniosku, że być może czepiam się, bo zwyczajnie mi się podobało i marzyłoby mi się więcej…

To była całkiem interesująca lektura, głównie dlatego, że jakby na to nie patrzeć, to moje pierwsze zetknięcie się z literaturą podróżniczą. Opowieści, obiecane nam w tytule, suną płynnie poprzez śliskie kartki, uzupełnione pięknymi, kolorowymi zdjęciami. Cessanis ma niezłe pióro i czyta się go dobrze, bez zgrzytów czy niemile widzianej w takim przypadku nudy. A przecież...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jako że od jakiegoś czasu przeżywam swoją pierwszą miłość do serii gier "Assassin's Creed", z ciekawości postanowiłam sięgnąć również po książki. Miałam farta, bo siostra akurat nabyła trzy pierwsze tomy, więc z lekkim sercem i generalnym rozbawieniem sięgnęłam po trzecią część: "Assassin's Creed. Tajemnicza krucjata." Postawiłam na taką kolejność, ponieważ to opowieść o Altairze i chciałam pozostać wierna chronologii.
Kiedy postanowiłam dobrać się do tej książki, cały czas miałam na uwadze fakt, że to przerobiony na powieść scenariusz gry. Jednak ciekawiło mnie, czy autor wykaże się odwagą i tchnie w opisywany świat życie i ducha. Nope. Nic z tych rzeczy. Ducha to ja ewentualnie miałam ochotę wyzionąć przy tej lekturze, więc to tyle jeśli chodzi o sferę duchową "Tajemniczej krucjaty".
Byłam bardzo dzielna, chciałam książkę doczytać do końca, ale poległam na siedemdziesiątej czwartej stronie. Świat tutaj jest płaski, jak przekonania ludzi w średniowieczu o kształcie naszej planety... Drętwota wydarzeń i postaci jest zbyt przytłaczająca, jak na mój gust.
Wydaje się, że bohaterowie tacy jak Altair, Malik czy Al Mualim są w porządku - w sensie, nie odbiegają charakterami od swoich pierwowzorów z gry video. Jednak nie ma w nich żadnej dynamiki, a przecież mamy w ręce uniwersum, które aż kipi przygodą i przelaną krwią. To powinno ekscytować, powinno wessać czytelnika i wypluć dopiero po tym, jak przeczyta ostatnią stronę tej historii. W każdym razie tak to sobie wyobrażałam.
Gra jest dynamiczna, główny wątek - mimo pewnej powtarzalności - z całą pewnością intryguje i wielu może zaskoczyć rozwojem wypadków. Miałam nadzieję, że książka nie tylko uporządkuje życie Altaira (co poniekąd zrobiła i za to daję mały plus), ale poprowadzi akcję tak, że nie będziemy się czuli, jakbyśmy przechodzili grę na nowo - a ja w pewnym momencie zaczęłam się bać, że Altair zacznie zbierać flagi...
Inną kwestią jest styl: prosty jak budowa cepa. I ja to naprawdę rozumiem... Chociaż nie, nie rozumiem. Nawet jeśli książka ma charakter czysto rozrywkowy i jest tylko dodatkiem, fanowskim gadżetem, to i tak wykonanie powinno stać na wyższym poziomie. Nie mam pojęcia, jak się sprawy mają z oryginałem, ale polski przekład jeszcze bardziej spłyca tę i tak już wystarczająco mocno przyschniętą kałużę...
I czy ktoś może mi wyjaśnić dlaczego tłumacz postanowił z "kreda" zrobić "Credo"?
Po kilku właśnie takich credach uznałam wyższość książki nade mną i poddałam się... Bez żalu. Mój wewnętrzny asasyn był już gotowy do akcji: "znajdź i zadaj ból tłumaczowi", dlatego postanowiłam odpuścić (i sobie, i jemu).
No. W każdym razie wszystko poszło nie tak, jak trzeba. Czy jeszcze kiedyś wrócę do książkowych asasynów? Może (pewnie w jakimś autobusie albo pociągu) ale bardzo bym chciała, żeby ktoś potraktował to uniwersum jak trzeba. Póki co zostaję przy grach, bo film też mnie mocno rozczarował. (Czy jest jakaś nadzieja na sensowny serial?)
Takie tam myśli na dziś.

Jako że od jakiegoś czasu przeżywam swoją pierwszą miłość do serii gier "Assassin's Creed", z ciekawości postanowiłam sięgnąć również po książki. Miałam farta, bo siostra akurat nabyła trzy pierwsze tomy, więc z lekkim sercem i generalnym rozbawieniem sięgnęłam po trzecią część: "Assassin's Creed. Tajemnicza krucjata." Postawiłam na taką kolejność, ponieważ to opowieść o...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Bloo

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [11]

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Ocena książek:
7,5 / 10
102 książki
1 cykl
Pisze książki z:
421 fanów
Jun Mochizuki
Ocena książek:
8,1 / 10
35 książek
2 cykle
Pisze książki z:
81 fanów
Bohumil Hrabal
Ocena książek:
7,1 / 10
49 książek
2 cykle
Pisze książki z:
652 fanów

Ulubione

Jonathan Carroll Muzeum Psów Zobacz więcej
Maria Czubaszek Każdy szczyt ma swój Czubaszek. Maria Czubaszek w rozmowie z Arturem Andrusem Zobacz więcej
Michael Jackson - Zobacz więcej
Lesley-Ann Jones Freddie Mercury: Biografia definitywna Zobacz więcej
Jonathan Carroll Muzeum Psów Zobacz więcej
Jonathan Carroll Muzeum Psów Zobacz więcej
Jonathan Carroll Muzeum Psów Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
635
książek
Średnio w roku
przeczytane
30
książek
Opinie były
pomocne
523
razy
W sumie
wystawione
588
ocen ze średnią 7,1

Spędzone
na czytaniu
2 895
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
24
minuty
W sumie
dodane
2
W sumie
dodane
15
książek [+ Dodaj]