-
ArtykułyLubimy czytać – ale gdzie najbardziej? Jakie są wasze ulubione miejsca na lekturę?Anna Sierant8
-
Artykuły„Rękopis Hopkinsa”: taka piękna katastrofaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyTrzeci sezon „Bridgertonów” tuż-tuż, a w Świątyni Opatrzności Bożej niecodzienni gościeAnna Sierant4
-
ArtykułyLiteratura młodzieżowa w Polsce: Słoneczna wiosna z Martą ŁabęckąLubimyCzytać1
Biblioteczka
2019-06-01
2019-05-29
2019-05-17
2019-05-10
2019-04-26
2019-04-10
2019-03-03
2019-01-28
2019-01-27
2019-01-23
2019-01-14
2019-01-01
2019-01-06
2018-12-30
2018-11-24
2018-11-17
Nigdy nie wiem, jak mam oceniać debiuty. Czasami jednak trafiają się takie książki, po których w ogóle nie czuć, że jest to debiut. W przypadku Zawiści byłam święcie przekonana, że to już któraś z kolei książka autora, bo to było zbyt solidne i dopracowane, jak na debiutanta.
A jednak.
Zawiść w jednym zdaniu można scharakteryzować jako typową powieść fantasy, która absolutnie niczym się nie wyróżnia. To po prostu kolejna historia w fantastycznym świecie, opowiedziana przez następnego autora, który garściami czerpie z dorobku tego gatunku. Jeśli więc ktoś liczył na oryginalną, nowatorską fantastykę, to musi pukać do innych drzwi. Zawiść jest powieścią kierowaną do osób, których klasyczna high fantasy nie nudzi mimo tysięcy stron, które już w tym temacie przeczytali. Ewentualnie do osób, które dopiero zaczynają, ale jednak polecałabym coś lżejszego, i przede wszystkim luźniejszego na początek (pssst! Belgariada), ponieważ Zawiść traktuje się bardzo serio.
Skoro już ustaliliśmy ten najważniejszy fakt, czyli czym tak właściwie ta książka jest, to warto dodać, że pomijając schematyczność jest to powieść bardzo dobrze napisana — i przede wszystkim mocno wciągająca. Chociaż z tym wciągnięciem to może być różnie, ponieważ ja wkręciłam się dopiero wtedy, gdy przekroczyłam magiczną połowę tego opasłego tomiszcza. Początki takich serii rozpisanych na kilka tomów, gdzie każdy z tych tomów to cegła, której z powodzeniem można używać w samoobronie, zawsze bywają trudne i nikt temu nie zaprzeczy. Pierwszy tom to standardowo w dużej mierze wprowadzenie do świata i zaznajomienie się z bohaterami i relacjami, jakie ich łączą, co zwykle oznacza, że rozkręca się to powoli. Zawiść zasadniczo ma bardzo wolne tempo akcji, ale oprócz tego, że pierwszy tom jest wprowadzeniem, to autor od początku zarzuca nas tak dużą ilością królów, baronów, dziedziców, rycerzy i ludzi z pospólstwa, że zwyczajnie ciężko się połapać, kto jest kim, kto kogo lubi, a kogo nie i tak dalej. Żadnego spisu postaci, który by to ułatwił, nie ma (chociaż jest mapka. W końcu każda szanująca się fantasy powinna mieć mapkę), a oprócz ogromu bohaterów (i ich dziwnych imion do spamiętania — obowiązkowy punkt drugi, kiedy piszemy książkę fantasy), jest też duża liczba państw — i znowu trzeba zapamiętać, kto z kim i dlaczego, i kto tam w ogóle rządzi...
Kolejna istotna rzecz mogąca stanąć Wam na drodze do wciągnięcia się w Zawiść, to kilka punktów narracji. I to absolutnie nie jest wada, problem jednak tkwi w tym, że też mamy je od samego początku. Zdążymy więc poznać jednego bohatera, a tu już dostajemy narracje z punktu widzenia kolejnego, a zaraz potem następnego. To wybija z rytmu, ale potem oczywiście zupełnie nie przeszkadza.
Debiutancka powieść Johna Gwynne opowiada historię bardzo klasyczną. Będziemy wiec świadkami konfliktu dobra i zła, który rozpoczął się dawno, dawno temu, w zamierzchłych czasach, o których pamiętają tylko nieliczni, a swój finał ma mieć na naszych oczach (oczywiście nie w tym tomie). Konflikt dotyczy dwóch bogów, a rozgrywać go mają ich czempioni powołani z żyjących obecnie ludzi. Innym słowem: będzie rzeź, ale też nie w tym tomie, chociaż nie obyło się bez kilku scen bitewnych jako żywo stawiających mi przed oczami sceny bitewne z filmowego Władcy Pierścieni. Zasadniczo duża ilość bohaterów w tym przypadku oznacza dużą liczbę zgonów. To ogromny plus, że autor nie boi się zabijać postaci, które nie są tylko bezimienną masą, ale proszę, nie oczekujcie po tych słowach drugiej Gry o Tron.
Dużą rolę w Zawiści odgrywa przyjaźń i rodzina. To bardzo miłe, zwłaszcza że w tej książce tak naprawdę tych prawdziwie złych charakterów jest mało. W większości występują tu dobrzy ludzie, którzy po prostu dali się zwieść. A zło w Zawiści jest wyjątkowo podstępne i nie od razu wiadomo, kto będzie czarnym charakterem (dość szybko staje się to jednak oczywiste, aczkolwiek autor wyłazi z siebie, żeby wcale tak nie było). Z drugiej strony słabe te czarne charaktery, ale cóż... pożyjemy, zobaczymy. To w końcu dopiero początek. Melduję też obecność sporej ilości spisków i intryg.
Nie będzie chyba zaskoczeniem, jeśli napiszę, że w książce występuje postać młodego chłopca, który na kartach powieści będzie nam dorastał. Corban, bo to o nim mowa, zajmuje większą część Zawiści i jest dosyć ogarniętym młodzieńcem, który nie przechodzi typowo denerwujących humorów nastolatków. Z drugiej strony bardzo się boję, że wyrośnie z niego taki Gary Stu. Postacie w tej powieści na ogół po prostu są i niczym się nie wyróżniają, ale z czasem i tak zaczynamy je lubić. Do stylu Johna Gwynne też idzie się przyzwyczaić i również on niczym się nie wyróżnia. Jest porządny i solidny tak jak cała ta książka. Jedyny większy minus to sztywność Zawiści, ponieważ jest to powieść napisana bardzo na serio i brakuje jej choćby odrobiny luzu, jakieś iskry, czegokolwiek, co przerwałoby drewnianą i poważną narrację. Ale to może ja już zostałam zepsuta przez bardziej "dzisiejsze" książki...
Zawiść polecałabym więc osobom, którym nie nudzą się przemielone po raz kolejny stare rozwiązania w powieściach fantasy, i które lubią w takich powieściach utonąć bez reszty. Książka Johna Gwynne idealnie się do tego sprawdzi. To dobra rzecz, fajerwerków jednak w tym nie ma.
misieczytaniepodoba.blogspot.com
Nigdy nie wiem, jak mam oceniać debiuty. Czasami jednak trafiają się takie książki, po których w ogóle nie czuć, że jest to debiut. W przypadku Zawiści byłam święcie przekonana, że to już któraś z kolei książka autora, bo to było zbyt solidne i dopracowane, jak na debiutanta.
A jednak.
Zawiść w jednym zdaniu można scharakteryzować jako typową powieść fantasy, która...
Keigo Higashino to jeden z najlepiej sprzedających się autorów w Japonii. Jego zasięgi można porównać do Jamesa Pattersona czy Deana Kontza i te nazwiska nie padają tu przypadkowo, ponieważ Higashino ma na swoim koncie wiele kryminałów. Powieści tego autora wielokrotnie ekranizowano i jako filmy, i jako seriale. W Polsce pierwszą wydaną powieścią Higashino są Cuda za rogiem. Możecie też znaleźć film z 2017 pod tytułem Namiya Zakkaten no kiseki.
Cuda za rogiem to książka, która ma za zadanie sprawić, żebyśmy poczuli się lepiej. Spokojnie można przyrównać ją do ciepłego, mądrego i wzruszającego filmu o ludziach z problemami, którzy jakoś sobie z nimi poradzili — lepiej lub gorzej, ale przetrwali ten ciężki moment w swoim życiu. Zazwyczaj na takich filmach trzeba mieć ze sobą zapas chusteczek, bo oczy niebezpiecznie łzawią, i nie inaczej jest z tą książką. Sylwka z unserious.pl robiła kiedyś wpis o 5 książkach, których lepiej nie czytać w miejscu publicznym, i Cuda za rogiem spokojnie można dodać do tej listy.
Powieść Keigo Higashino nie należy do książek, które zachwyciłyby nas warsztatem pisarskim autora ani żadnym drugim dnem w tym, o czym autor pisał. To prosta książka, ale w tej swojej prostocie mądra i chwytająca za serce. Nie jest napisana jednym ciągiem, lecz dostajemy 5 historii o różnych ludziach, a co za tym idzie różnych rozterkach: od problemów miłosnych, przez przyszłość i wybór kariery, aż po długi i dom dziecka. Wszystkie te historie łączą się jednak ze sobą i przenikają nawzajem, i tak jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak wszystkie te opowieści prowadzą do pewnego sklepu wielobranżowego. Właścicielem sklepu jest poczciwy, samotny staruszek, który listownie udzielał porad na wszelkie problemy, o których ludzie zechcieli mu napisać.
Problemy, o których ludzie pisali w swoich listach, często dotyczyły spraw ważnych i kluczowych dla ich życia. I zawsze, ale to zawsze autor pozwala nam poznać koniec opowiedzianej historii. Czasami trzeba było wybrać między miłością a karierą, innym razem między sercem a rozsądkiem. Każda z tych spraw była na swój sposób trudna i wyjątkowa, i ta różnorodność jest dużą zaletą powieści. Dodano do niej również odrobinę realizmu magicznego, ponieważ jakimś sposobem sklep staruszka Namiya uzyskał połączenie z przyszłością i listy z przeszłości mogły trafić do przeszłości i odwrotnie. Nie jest wytłumaczone, dlaczego tak się stało — po prostu tak jest i już. Cuda za rogiem to nie jest książka, która skupiałaby się na tłumaczeniu takich rzeczy. To powieść mówiąca o emocjach i w bardzo łatwy sposób wyzwalająca te emocje w nas. Ale wiecie, czasami takie rzeczy, które powodują, że oczy nam zwilgotnieją, są po prostu potrzebne i pozwalają się oczyścić od negatywnych uczuć.
Cuda za rogiem oprócz opowiedzianych historii przekazują nam coś jeszcze, a mianowicie ile radości można czerpać z tego, że się komuś pomogło. Wystarczy zwykła rozmowa, ludzie bowiem często nie potrzebują rady, ale po prostu wymiany zdań z kimś obcym, bezstronnym, kto ich wysłucha i zada odpowiednie pytania. Często mamy też już gotową odpowiedź w głowie, ktoś po prostu musi nas o tym uświadomić i utwierdzić w przekonaniu, że jest to decyzja słuszna. I choć mogłabym się czepiać odrobiny infantylności w tym wszystkim, to szczerze mówiąc, zupełnie nie mam na to ochoty. To wartościowa, ciepła i kojąca książka, i nie chciałabym niszczyć sobie jej obrazu w głowie przez próbę jej głębszego analizowania.
Powieść Keigo Higashino jest więc świetną rzeczą do przeczytania, kiedy Wam źle. I obojętnie, czy macie cięższe chwile, czy też smutno wam przez jesienną aurę, Cuda za rogiem mogą podnieść Was na duchu. To książka, która pokazuje, że nawet z najgorszej sytuacji można znaleźć wyjście i iść do przodu. To też taka książka, która sprawi, że poczujecie się lepiej. Ze swojej strony bardzo polecam.
misieczytaniepodoba.blogspot.com
Keigo Higashino to jeden z najlepiej sprzedających się autorów w Japonii. Jego zasięgi można porównać do Jamesa Pattersona czy Deana Kontza i te nazwiska nie padają tu przypadkowo, ponieważ Higashino ma na swoim koncie wiele kryminałów. Powieści tego autora wielokrotnie ekranizowano i jako filmy, i jako seriale. W Polsce pierwszą wydaną powieścią Higashino są Cuda za...
więcej Pokaż mimo to