-
Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać1
-
ArtykułyEkranizacja Chmielarza nadchodzi, a Netflix kończy „Wiedźmina” i pokazuje „Sto lat samotności”Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzy książki mają nad nami władzę? Wywiad z Emmą Smith, autorką książki „Przenośna magia“LubimyCzytać1
-
ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać7
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2012-09-16
2012-10-13
„Majaczenie (zespół majaczeniowy, delirium, ostry zespół mózgowy) – zespół zaburzeń świadomości, któremu towarzyszą iluzje, omamy wzrokowe, słuchowe, dotykowe i inne oraz lęk i pobudzenie psychomotoryczne, zaburzenia snu.”
Znajdujemy się w Stanach Zjednoczonych, prawdopodobnie w bliżej nieokreślone przyszłości lub alternatywnej teraźniejszości. Ludzkością rządzi Księga SZZ, z której wszyscy znają na pamięć rozdział poświęcony Amor deliria norvosa. W wieku 18 lat każdy obywatel musi przejść zabieg ratujący życie; zabieg, który ma ochronić przed chorobą. Choroba ta zabija ludzi, gdy ich dopadnie – mąci im w głowach, ich emocje stają się nienaturalne. Choroba ta zabije też ludzi, gdy ich ominie, a oni są podatni na jej efekty. Prezydent i Konscorcjum chcą zapewnić wszystkim bezpieczeństwo do końca życia. Po operacji człowieka już nigdy nie dotknie ta wyklinana przez wszystkich deliria. Ta choroba to miłość.
Lena Haloway za 95 dni, 3 września, kończy 18 lat. Właśnie tego dnia ma przejść zabieg na zlikwidowanie miłości ze swojego umysłu. Potem zostanie jej przydzielony wyleczony mężczyzna z podobnymi zainteresowaniami. Zostanie też określone, ile będzie mogła mieć dzieci i w jakich odstępach czasowych. Tak, wreszcie będzie mogła być szczęśliwa. Widziała już mnóstwo zranionych przez miłość ludzi, którzy tracili zmysły i popełniali samobójstwa. Oczywiście, że się denerwowała, to przecież operacja na mózgu. Jednak bardziej denerwowała się tym, by to września nie spotkać kogoś, tego jedynego, który wywoła u niej delirię, tak jak u jej nieżyjącej matki. Zabiła się przez tą chorobę. Dlatego Lena chce być zdrowa i szczęśliwa, bez tej okrutnej przypadłości, która wywołuje instynkt samo destrukcji. Jednak tuż przed ewaluacją, w laboratorium, pojawia się On. Złotowłosy chłopak, który wywróci życie Leny do góry nogami. Czy to jeden z Odmieńców? Tyle o nich słyszała – zamieszkiwali Głuszę, gdzieś za murami miasta i byli wskaźnikami największego zła i zepsucia. Jeśli tak, to będzie musiała powiadomić Porządkowych. Tajemnicze, niebezpieczne i tak pociągające zarazem. Czy w Głuszy rzeczywiście jest tak źle? Może jednak życie jest tam bardziej kolorowe? Ale nie. Tyle złego słyszała o tamtych ludziach, o tamtym świecie. Nie mogą być dobrzy. Nie mogą być szczęśliwi.
Prawda?
Cała opowieść jest niesamowita. Spotkałam się z opiniami, że charakter głównej bohaterki może być irytujący. Rzeczywiście, najpierw z utęsknieniem odlicza dni do swojej przemiany, potem chce ją jak najbardziej opóźnić. Ale po przeczytaniu spróbujcie postawić się w jej sytuacji. Sama nie wiem, w jaki sposób bym się zachowała i w jaki sposób bym myślała, gdybym żyła w takiej utopii. Wydaje mi się, że tak przedstawienie ludzkiej psychiki jest najlepsze i najbardziej prawdopodobne.
Przyznam szczerze, że długo broniłam się przed tą lekturą. Nie sądziłam, że spodoba mi się aż tak bardzo – przerażająca wizja przyszłości, wzruszająca, z elementami humorystycznymi i romansem, wątkami kryminalnymi, psychologicznymi i sensacyjnymi. A co najważniejsze – niezwykle poruszająca, dająca do myślenia, szczególnie nieprzewidywalne zakończenie. Gwarantuję, że ciężko Wam będzie po tym spokojnie zasnąć.
„Majaczenie (zespół majaczeniowy, delirium, ostry zespół mózgowy) – zespół zaburzeń świadomości, któremu towarzyszą iluzje, omamy wzrokowe, słuchowe, dotykowe i inne oraz lęk i pobudzenie psychomotoryczne, zaburzenia snu.”
Znajdujemy się w Stanach Zjednoczonych, prawdopodobnie w bliżej nieokreślone przyszłości lub alternatywnej teraźniejszości. Ludzkością...
2016-01
Ta książka wywołała we mnie tyle emocji, że nie umiem ich wszystkich opisać. Łapcie tylko filmik.
https://www.youtube.com/watch?v=HGrAmGfiM_I
Ta książka wywołała we mnie tyle emocji, że nie umiem ich wszystkich opisać. Łapcie tylko filmik.
https://www.youtube.com/watch?v=HGrAmGfiM_I
2012-07-28
„Prokurator Generalny ostrzega wszystkich obywateli, że jakakolwiek próba skontaktowania się oraz każde inne działanie zmierzające do pojawienia się istot obdarzonych nadprzyrodzoną mocą, może mieć bardzo niebezpieczne skutki […].
- Nie chrzań.”
PIERWSZE SPOTKANIE
Są serie, o których marzy się człowiekowi przez długi czas do momentu, aż owa książka znajdzie się na jego półce. Ja właśnie tak miałam z „Magia Kąsa”, która przemawiała do mnie z regałów księgarń przez kilka miesięcy. Gdy udało mi się uzbierać wystarczającą ilość pieniędzy i wracałam zadowolona ze sklepu z nowym nabytkiem, nagle… Czar prysł. Powieść kolejne kilka miesięcy leżała w mojej biblioteczce, a ja co chwilę znajdywałam wymówkę, by sięgnąć po coś innego. Ale, za namowami przyjaciółki, która czekała na moją recenzję i nie wiedziała, czy warto i chęcią przeczytania po raz pierwszy dark fantasy, zdecydowałam – czas na Ilonę Andrews!
„ – Nigdy nie wiem, co powiesz za chwilę.
- Pociesz się, że ja również.”
OBOJNAKI WŚRÓD NAS?
O dziwo, Ilona Andrews nie jest kobietą. O zgrozo, to nawet nie jest mężczyzna! Dziwne? Owszem. Bowiem „Ilona Andrews” to pseudonim artystyczny małżeńskiej pary zajmującej się pisaniem książek fantasy – Ilony i Gordona. Oryginalny i zwracający na siebie uwagę pomysł, trzeba przyznać.
„Gdzieś w tej bazie figuruje również moje nazwisko opatrzone sygnaturą: kandydat odrzucony, niezdyscyplinowany i bezwartościowy. A więc dokładnie tak, jak sobie tego życzyłam.”
TELETURNIEJ NA ŚMIERĆ I ŻYCIE
Kate Daniels to 25 letnia kobieta walcząca z wampirami. Jest sytuacja nie jest najlepsza. Ginie jej opiekun i jedyny przyjaciel. Dziewczyna chce się zemścić na istocie, która brutalnie zabija kolejne osoby. Sama niestety sobie nie poradzi, zaczynają się więc wysokie i strome schody. Trzeba znaleźć sobie sojusznika. Musi dobrze walczyć, nie wymiotować na widok krwi i dobrze, żeby był choć trochę przystojny. Więc.. Wybieramy partnera: bramka numer jeden – Zakon Rycerzy Miłosiernej Pomocy, w którym pracował zamordowany mężczyzna. Bramka numer dwa – Pan Umarłych i jego horda zimnych wampirów. Bramka numer trzy – Gromada i zespół dzikich, śliniących się zmiennokształtnych. Do dyspozycji jest telefon do przyjaciółki, wróżki. Dzisiejsza oferta specjalna obejmuje pożarcie przez strzygonia. Trudny wybór.
„Problem polegał jednak na tym, że w rozumieniu Zakonu definicja krzywdy była dość elastyczna, a co za tym idzie, mogło okazać się, że w ramach miłosiernej pomocy, trzeba na przykład obciąć ci głowę.”
CIOS ZA MAMUSIE, CIOS ZA TATUSIA
To, co pokochałam najbardziej oprócz znakomicie stworzonego świata Atlanty przyszłości, to cięty język głównej bohaterki. Czasem wystarczyło jedno słowo, by rozśmieszyć do łez. Nawet w chwilach zgrozy, kiedy stoi się o krok od śmierci, dziewczyna potrafi wyśmiać paskudną koszulę z frędzlami swego przeciwnika. Nie jest grzeczną dziewczynką. Może się z tobą poprzytulać w jakiejś miłej restauracji, potem przeklnąć, przebić ci serce widelcem i wyjść do toalety przypudrować nosek. Normalka.
„No i bardzo dobrze, bo ludzie tacy jak ja bardzo nie lubią się spotykać. Z takich spotkań zwykle nie wynika nic dobrego, co najwyżej złamana szczęka lub noga.”
I LOVAM CIĘ
„Magia Kąsa”, mimo wielu krwawych i dość brutalnych scen (nie wiem, jak inaczej można nazwać nabijanie głów na płoty), doszczętnie zawładnęła moim sercem. Żałuję, że tak długo ociągałam się z jej przeczytaniem. Przenikanie się magii i technologii w taki sposób, jak zrobili to autorzy, jest niesamowite. Historia, fabuła i styl pisarski – cudo, palce lizać. Druga część już spoczywa na mojej półce i mam zamiar przeczytać ją na dniach. Wciąż nie mogę wynieść się ze świata wampirów, strzygoni, wilkołaków, kotołaków, szurołaków… (Dobra, włączcie już napisy końcowe).
„ – Co się stało wilkowi alfa? – przerwałam mu.
- Lego.
- Lego? – nie zrozumiałam. Zabrzmiało jak grecka nazwa, a nie przypominałam sobie żadnej mitologicznej istoty o takim imieniu.
- Niósł pranie do sutereny i stanął na starym komplecie klocków LEGO […]. Złamał dwa żebra i kostkę.”
„Prokurator Generalny ostrzega wszystkich obywateli, że jakakolwiek próba skontaktowania się oraz każde inne działanie zmierzające do pojawienia się istot obdarzonych nadprzyrodzoną mocą, może mieć bardzo niebezpieczne skutki […].
- Nie chrzań.”
PIERWSZE SPOTKANIE
Są serie, o których marzy się człowiekowi przez długi czas do momentu, aż owa książka znajdzie...
2015-04
Będziecie się albo cieszyć, albo będziecie zmuszeni mi wybaczyć, ale w tej recenzji nie omówię przedstawionego świata, nie scharakteryzuję bohaterów, nie będę opisywać szaty graficznej czy narracji. Ta recenzja będzie prawdopodobnie zapisem emocji, jakie wzbudziła we mnie powieść Maybe Someday. Bo zrobiła ona coś, czego żadnej innej lekturze się nie udało. Więc dziś emocjonalnie, refleksyjnie i melancholijnie.
Sydney ma dwadzieścia dwa lata i życiowego pecha w gratisie. Właśnie dowiedziała się, że jej chłopak zdradza ją z jej własną przyjaciółką. Dziewczyna więc przyłożyła w twarz obojgu, spakowała swoje rzeczy i z obolałą pięścią ruszyła na poszukiwanie sensu życia. Została bezdomną i jedyną ewentualnością jawiącą się na horyzoncie staje się zamieszkanie u Ridga, gitarzysty tworzącego piękne melodie, ale niepotrafiący poradzić sobie z tekstem piosenek.
„W życiu się nie spodziewałam, że dzień moich dwudziestych drugich urodzin zwieńczą prysznic w obcym mieszkaniu i spanie na kanapie należącej do chłopaka, którego znam zaledwie od dwóch tygodni. A wszystko to przez dwie osoby, na których zależało mi najbardziej na świecie i którym najbardziej na świecie ufałam.”
To moja pierwsza przygoda z Collen Hoover i – Boże! Gdzie ona była przez całe moje życie?!
To chyba pierwsza taka powieść, przy której moja mimika twarzy szalała. Nie wiem, co pomyśleli sobie o mnie ludzie (bo pytali, czy wszystko ze mną w porządku i czy dobrze się czuję), kiedy w autobusie na przemian śmiałam się, zasłaniałam twarz dłońmi, albo szeroko otwierałam oczy i usta. A to naprawdę zdarza mi się wyjątkowo rzadko. Bo lektury zazwyczaj są dla mnie elementem fantazji autora; wiem, że wszystko jest zmyślone i podkoloryzowane, nie zżywam się z papierowymi bohaterami, a większość wydarzeń jestem w stanie przewidzieć. I teraz muszę sobie zaprzeczyć, bo przy Maybe Someday złamałam swoje zwyczaje. Ta powieść stała się dla mnie historią tak prawdziwą, tak namacalną, tak szokującą i tak poruszającą, że nie będę w stanie wybaczyć autorce tego, co zrobiła z moim życiem. Tego, jak potraktowała mnie, moje serce i moją duszę. Bo tak się nie robi. Nie tworzy się czegoś, o czym będę rozmyślać dzień i noc. Nie tworzy się czegoś, czego chciałabym stać się częścią a jednocześnie marzę, by nigdy mnie nie dotknęło. Nie tworzy się czegoś, co można by nazwać płytkim romansidłem – gdyby nie temat, bohaterowie i bieg wydarzeń. Nie tworzy się czegoś, co zostawi mnie z sercem przebitym gwoździem opatrzonym małym plasterkiem. Tak się nie robi. A Colleen Hoover to zrobiła.
Ciąg dalszy + video recenzja na
http://secret-books.blogspot.com/2015/04/przed-premiera-maybe-someday-colleen.html
Będziecie się albo cieszyć, albo będziecie zmuszeni mi wybaczyć, ale w tej recenzji nie omówię przedstawionego świata, nie scharakteryzuję bohaterów, nie będę opisywać szaty graficznej czy narracji. Ta recenzja będzie prawdopodobnie zapisem emocji, jakie wzbudziła we mnie powieść Maybe Someday. Bo zrobiła ona coś, czego żadnej innej lekturze się nie udało. Więc dziś...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-03-18
Kicham na wszystko, za co on dziękowałby Bogu.
„Nienawidzę swojej lewej ręki. Nienawidzę na nią patrzeć. Nienawidzę, kiedy drży i zacina się, i przypomina o utraconej tożsamości. Ale i tak na nią patrzę, ponieważ przypomina mi również o tym, że znajdę chłopaka, który wszystko mi odebrał. Zamierzam zabić swojego mordercę. I zamierzam zrobić to lewą ręką.”
(Morze Spokoju, Katja Millay, Wyd. Jaguar, str. 7)
Życie jest wyjątkowo kruche. Co ma zrobić osoba, którą spotykają największe tragedie? Jak ma zachować się całe społeczeństwo względem tej osoby? Ignorancja? Litość? Czy taka osoba ma szansę na miłość? Czy klasówki w szkole albo popsucie komputera to coś, nad czym powinniśmy ubolewać? Jak patrzeć na świat, by nic nie tracić, by nie płakać? To jedne z niewielu pytań, jakie nasunęły mi się na myśl podczas czytania „Morza Spokoju”.
Nastya powraca do szkoły po rekonwalescencji. Może i ubiera się dziwnie, dość wulgarnie, ale wie, że i tak wszyscy będą się na nią gapić. Przez rękę, przez bliznę na czole. Przez to jaka jest i co przeżyła. Woli więc zwrócić na siebie uwagę krótką spódniczką, niż opowiadać o śmierci. Poza tym i tak nie mogłaby im opowiedzieć. Z różnych względów.
Do tej samej szkoły uczęszcza Josh. Jest zamknięty w sobie, nikt nawet nie próbuje do niego zagadać. Nienawidzi swojego gównianego życia i jedyne, po co przychodzi do szkoły, to praca w warsztacie. Stolarka i rzeźbienie mebli to dla niego terapia po tym wszystkim, co musiał przeżyć,. To jedyny sposób, na radzenie sobie z samotnością.
„Śmierć nie jest taka straszna, kiedy już ją przeżyjesz. A ja przeżyłam. Już się jej nie boję. Boję się całej reszty.”
(Morze Spokoju, Katja Millay, Wyd. Jaguar, str. 9)
Nie wiemy od początku, co tak naprawdę gnębi bohaterów. Musimy sami się tego domyślić z pozornie nic nie znaczących opisów czy dialogów. Czasem jedno słowo ma niesamowite znaczenie. Dopiero potem dociera do nas, że rzeczywiście, to jedno wyrażenie nie było przypadkowe, że rzeczywiście ma sens i dziwimy się, dlaczego nie zwróciliśmy wcześniej na to uwagi, że to przecież było oczywiste. Co rozdział dowiadujemy się o bohaterach czegoś więcej, ale wciąż za mało. Podziwiam autorkę, że udało jej się stworzyć tak niesamowitą fabułę, ukrywając przy tym podstawowe elementy, które powinnyśmy poznać od razu. Niby wiadomo, że to będzie romans, że głównie bohaterowie zakochają się w sobie. A jednak po drodze tyle się dzieje, czytamy dalej by poznać, w pewnym sensie, początek całej historii. Odkrywamy tajemnice i każdy kolejny rozdział jest jeszcze większym zaskoczeniem.
„Morze Spokoju” napisano w czasie teraźniejszym. Osobiście nie przepadam za tym sposobem pisania, ale w wypadku tej powieści nie wyobrażam sobie innego. Dzięki temu czułam się, jakbym stała obok bohaterów, doznawała tego samego co ona, dokładnie w tym samym momencie. Rozdziały pisane raz z perspektywy Nastya’y a raz Josha, pokazywały osobno uczucia każdego z nich. I ten styl pisania – początkowo krótkie, pourywane zdania, z powtórzeniami. Tak zwyczajnie, a tak wiele mówi nam o bohaterach, o ich wyobcowaniu, niezrozumieniu, rezygnacji, pokazuje ich chaotyczne myśli. Dopiero potem, kiedy zaczynają się otwierać, ich myśli przybierają inną formę. Tak prosty środek stylistyczny, może nawet niezbyt zamierzony, a tak oddziałuje na czytelnika.
Z Nastyą czułam jakąś dziwną więź. Nie wyglądam jak ona, ani nie przeżyłam tego samego. Ale w życiu spotkało mnie wiele niezbyt przyjemnych sytuacji, które wciąż za mną podążają, a w takim momencie łatwo się załamać. Rozumiałam każdy jej ruch, każdy krok, każde słowo, które wypowiadała i podświadomie wiedziałam, że pewnie też bym tak zrobiła. To, co przeżywali jej bliscy, też było mi dobrze znane.
Książkę czytałam długo. Ale nie dlatego, że nie miałam na nią ochoty, czy że nie przypadła mi do gustu. Po prostu chciałam się nią napawać. Po każdym rozdziale zamykałam oczy, wyobrażałam sobie, jak mógłby wyglądać w wersji filmowej, albo w rzeczywistości. Analizowałam każde zdanie, próbując wykryć tajemnicę, która się w nim kryje.
Okładka. Cudna okładka. Niby zwyczajna para, a jednak jest w tym coś, że łapie za serce, cos wyjątkowo ujmującego. Przyznam jednak, że okładka oryginalna podoba mi się nieco bardziej. Widzieliście? Co na niej widzicie? Profile zakochanej pary czy pudełko jogurtu leżące na chodniku? Magia!
Może zabrzmi to dziwne, ale żałuję, że przeczytałam tą książkę. Bo chciałabym przeczytać ją jeszcze raz i przeżyć wszystko ponownie. A wiem, że będę pamiętać, że znam już zakończenie i to nigdy nie będzie to samo. Ale emocje wciąż będą powracać. Wiem jedno. Na przestrzeni lat będę wracać do tej powieści. Do tych uczuć, melancholii, łez, uśmiechów i roztrzaskania serca na drobny mak.
Końcówka była najgorsza. A może najlepsza. Nie wiem. Gardło miałam ściśnięte i oczy zaczęły mnie piec. Chyba nie muszę mówić nic więcej. Dawno żadna powieść mnie tak nie poruszyła i nie została w pamięci. Są książki, o których można zapomnieć. Ale tu żaden szczegół z głowy człowiekowi nie wyleci, nawet, jeżeli bardzo by chciał. I wcale nie zdziwiłabym się, gdybyśmy już wkrótce usłyszeli o przygotowywanej ekranizacji…
„Straciłam niemal cały szesnasty rok życia. Podczas gdy inne dziewczyny myślało nadchodzących imprezach, kursie na prawo jazdy i stracie cnoty, ja musiałam myśleć o rehabilitacji, konfrontacjach policyjnych i wizytach u psychiatry.”
(Morze Spokoju, Katja Millay, Wyd. Jaguar, str. 144)
Morze Spokoju
Katja Millay
The Sea of Tranquility
Wydawnictwo Jaguar
380/460 str.
2014
Premiera: 19.03.2014
Za możliwość przeczytania “Morza Spokoju” jeszcze przed premierą serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar
Kicham na wszystko, za co on dziękowałby Bogu.
„Nienawidzę swojej lewej ręki. Nienawidzę na nią patrzeć. Nienawidzę, kiedy drży i zacina się, i przypomina o utraconej tożsamości. Ale i tak na nią patrzę, ponieważ przypomina mi również o tym, że znajdę chłopaka, który wszystko mi odebrał. Zamierzam zabić swojego mordercę. I zamierzam zrobić to lewą...
2012-03-17
Pomiędzy
Hereafter
Tom I
Tara Hudson
Natalia Mętrak
Wydawnictwo Jaguar
404 str.
2011
Ekscytacja jest silniejsza nawet od śmierci.
„Czułam się tak, jakby moje żebra były drzwiami, w których ktoś gwałtownie przekręcił klucz. Drzwi. Moje płuca chciały się otworzyć, zaprzestać dalszej walki z naciskiem klucza. Pierwotna część mojego umysłu, ta, która była odpowiedzialna za przetrwanie, chciała oddychać. Ale ta druga, głośniejsza, walczyła z pragnieniem, by woda wpłynęła do środka.”
OWOCE MORZA
Długo zastanawiałam się, jakie może być „Pomiędzy”. Z jednej strony romans, paranormal, wzruszająca historia zachwalana przez wszystkich, których spotkałam. Miałam też okazję dowiedzieć się, jakie były pierwotne plany na tytuł dla tej książki. Topielec. Amelia w wodorostach. Owoce morza. Jednym słowem – nie wiedziałam, czego się spodziewać po debiucie Tary Hudson. Dodatkowo zaciekawiła mnie piękna okładka z wtapiającą się w tło dziewczyną (ah, ten kochany Photoshop )
AMELIA W WODOROSTACH
Główna bohaterka, osiemnastoletnia Amelia, nie żyje. Utonęła. Nie pamięta jednak, jak to się stało. Nikt jej nie widzi ani nie słyszy, nikt nie może jej poczuć. Ona także nic nie czuje. Jest duchem. Jeżeli czytaliście „Zawsze przy mnie stój”, to wiecie, o czym mowa.
Pewnego dnia Amelia zauważa tonącego w rzece chłopca. Próbuje go uratować, jednak nadaremnie. W mrocznych głębinach chłopak umiera, przy ostatnim uderzeniu serca otwiera oczy i uśmiecha się do dziewczyny – jako duch może już ją ujrzeć. Happy end z dwoma topielcami? Nie, nie. W pewnym momencie serce chłopaka zaczyna walczyć. Ludzie stojący na brzegu wyciągają go i przywracają do życia. Jednak on, jako jedyny człowiek na ziemi, nadal widzi Amelię. Prowadzi to do gigantycznych zmian. Dzięki niemu dziewczyna odzyskuje zmysły, wspomnienia…
MYŚL JAK MEDUZA
Jedyne, co irytowało mnie w całej tej opowieści, to sposób myślenia Amelia. Za każdym razem, kiedy podejmuje jakąś decyzję, rozmyśla, dlaczego właściwie to robi. Co chwila czytamy: Nie wiem, dlaczego, ale czuję, że nie powinnam tego robić. Instynkt podpowiada mi, że nie powinnam mówić tego na głos. Te fragmenty były dla mnie całkowicie zbędne. Skoro autorka zdecydowała, że fabuła wygląda tak, a nie inaczej, to nie widzę potrzeby, by tłumaczyć się z każdego napisanego zdania.
ZMIERZCH Z TOPIELCAMI
Powieść, pomijając mały, wyżej wymieniony minusik, niezmiernie mi się spodobała. Przypadnie do gustu wszystkim fanom paranormali, jak i również tym, którzy lubią wzruszające romansidła. Przypomina znany wszystkim motyw ze Zmierzchu – człowiek z innego świata i śmiertelnik starają się, mimo wszelkim przeciwnością, być razem.
FASCYNUJĄCE. NIEZIEMSKIE. MISTYCZNE.
Temat opowieści, mimo wszystko, nie jest oklepany. Ani chwili się nie nudziłam. Opisy nie były zbyt długie, ale też nie za krótkie, w sam raz, by czytelnik mógł sobie wyobrazić całą historię. Nie spodziewałam się, że książka tak bardzo przypadnie mi do gustu. Romans, fantastyka, śmiech i łzy, prawdziwe wzruszenia, niebanalny humor – w jednym. Serdecznie polecam.
„Nagle uświadomiłam sobie, jak wyglądam: Pobladła skóra, splątane włosy i beznadziejnie niepasująca do okazji sukienka bez ramiączek, z obcisłym gorsetem i cienką spódnicą. Zupełnie jakbym wybierała się na wybory miss uniwersum umarlaków.”
Pomiędzy
Hereafter
Tom I
Tara Hudson
Natalia Mętrak
Wydawnictwo Jaguar
404 str.
2011
Ekscytacja jest silniejsza nawet od śmierci.
„Czułam się tak, jakby moje żebra były drzwiami, w których ktoś gwałtownie przekręcił klucz. Drzwi. Moje płuca chciały się otworzyć, zaprzestać dalszej walki z naciskiem klucza. Pierwotna część mojego umysłu, ta, która była odpowiedzialna za...
2013-06-08
„Tak oto nastolatek, który podawał się za wampira – i to nie za byle jakiego wampira, ale mojego aroganckiego, władczego, wampira narzeczonego – zamieszkał nad naszym garażem na początku jedynego w moim życiu ostatniego roku szkoły średniej.”
Od dłuższego czasu przymierzałam się do powieści Beth Fantaskey, która uwielbia polski ketchup. Pomyślałam, że nazwisko zobowiązuje, więc i „Przyrzeczeni” powinni być fantastyczni. Autorka uwielbia podróżować, więc mogła doskonale odzwierciedlić swoje przeżycia na papierze odwołując się nie tylko do oklepanej Ameryki, ale również do innych państw, takich jak Rumunia.
Jessica vel. Anastazja to miłośniczka matematyki i nauk ścisłych o rutynowym stylu dnia z klasy maturalnej, adoptowana przez rodzinę maniaków ochrony środowiska. Nie wierzy w życie pozagrobowe i nieskończoność, ufa tylko temu, co racjonalne i zapisane, takie jak wzory matematyczne.
Pewnego dnia w jej domu zjawia się niejaki Lucjusz Vladescu, wysoki i przystojny chłopak o europejskim akcencie i używający niezwykle starodawnej mowy. Dodatkowo jest zszokowany, że Jessica nie ma służby i sama musi czyścić stajnię. Dlaczego? Otóż Lucjusz uważa, że zarówno on jak i Jess są wampirami i na mocy paktu, on, książę wampirów w Rumunii i ona, księżniczka rodu Dragomirów, są sobie przeznaczeni.
Cała historia przekładana jest listami Lucjusza do jego wuja, dzięki czemu mamy okazję poznać sytuację z dwóch perspektyw.
„Wyobraź sobie moje zaskoczenie, kiedy moja przyszła żona – moja „królowa” – po kolana w zwierzęcych odchodach, zaczęła pokrzykiwać na mnie z drugiego końca stajni, a potem próbowała mnie ugodzić w stopę narzędziem rolniczym niczym jakiś nawiedzony stajenny. Pominę już fakt, że jej męskie buciory pokryte były zastygłą skorupą końskich ekskrementów. Pewnie sama wzmianka o tym świadczy o moich złych manierach”
Przyznam, że na początku książki nieco się nudziłam. Jednak akcja zaczęła pędzić szybko i robiło się coraz bardziej interesująco. Wszystko zostało ubarwione dowcipnymi dialogami i doskonałym, skomplikowanym charakterem głównego bohatera. Historia z każdą stroną dostarczała mi silnych emocji. Końcówka zapiera dech w piersiach i niezwykle żałuję, że kolejne części serii nie są przetłumaczone w Polsce.
„Turyści? Robią kupę w moim zamku? Mogę się założyć, że w zamku Lucjusza nikt nie robi kupy bez pozwolenia…”
Mimo że przez połowę powieści można omijać słowo „wampir”, a powstanie nam zwyczajny romans, to cała książka jest niesamowicie urzekająca. Nie zawaham się i czym prędzej dodam tę pozycję do swoich ulubionych.
„Krew. To dopiero smaczny napój – wciął się Lucjusz. – Nie znalazłoby się troszkę zamiast tej herbaty?
Mama spiorunowała go spojrzeniem.
Lucjusz zmarszczył czoło.
- Nie? Tak właśnie myślałem.”
Przyrzeczni
Beth Fantaskey
tłumaczenie: Anna Płocica
tytuł oryginału: Jessica’s Guide to Dating on the Dark Side
seria/cykl wydawniczy: Jessica tom 1
wydawnictwo: Nasza księgarnia
liczba stron: 408
„Tak oto nastolatek, który podawał się za wampira – i to nie za byle jakiego wampira, ale mojego aroganckiego, władczego, wampira narzeczonego – zamieszkał nad naszym garażem na początku jedynego w moim życiu ostatniego roku szkoły średniej.”
Od dłuższego czasu przymierzałam się do powieści Beth Fantaskey, która uwielbia polski ketchup. Pomyślałam, że nazwisko...
2015-12
Dziś kilka słów o serii, która bezapelacyjnie podbiła moje serce, do której będę wracać i której nie zamierzam wyrzucić z pamięci. Dziś o serii Zatraceni Rachel Van Dyken, czyli o Utracie, Toxic i Wstydzie wydanych przez wydawnictwo Feeria Young oraz o nowelce Fearless, tomie 2.5, który nie ukazał się w Polsce.
Nasza przygoda rozpoczyna się od spotkania z bogatym Westonem, opiekunem roku na studiach, oraz uczennicą Kierstin. Dochodzi do oczywistego romansu i nie ma co ukrywać, większość wydarzeń jest dość przesłodzona. A jednak - już dawno żadnej książce nie dałam oceny 10/10. W tej części poznamy również Gabe'a i Lisę, którzy staną się głównymi bohaterami kolejnych tomów. I o ile Utrata była dość słodka i wzruszająca w taki romantyczny sposób, tak kolejne części fundują nam więcej mroku, tragedii życiowych, dramatów i destrukcji, po których długo nie będziemy mogli dojść do siebie.
Ciąg dalszy: http://secret-books.blogspot.com/2015/12/zatraceni-od-rachel-van-dyken.html
Dziś kilka słów o serii, która bezapelacyjnie podbiła moje serce, do której będę wracać i której nie zamierzam wyrzucić z pamięci. Dziś o serii Zatraceni Rachel Van Dyken, czyli o Utracie, Toxic i Wstydzie wydanych przez wydawnictwo Feeria Young oraz o nowelce Fearless, tomie 2.5, który nie ukazał się w Polsce.
Nasza przygoda rozpoczyna się od spotkania z bogatym Westonem,...
2013
2021-12-26
Jestem przerażona. Przerażona tym, jak bardzo ta powieść mnie dotknęła. Przerażona tym, jak bardzo przebieg akcji tej książki, jej fabuła i zakończenie, odbiegały od tego, czego spodziewałam się na początku. Chociaż myślałam, że będzie to historia niczym "Diabeł ubiera się u Prady", wywiad z gwiazdą filmu i ikoną mody, z czasem okazało się, że, po pierwsze, to odsłonięcie kulis show biznesu, przebiegłych taktyk zyskiwania popularnosci, które, kto wie, może są używane do dzisiaj. Ale po drugie, okazało się, że to opowieść o priorytetach życia i o najróżniejszych odcieniach miłości. O tym, co dla miłości jesteśmy w stanie zrobić, ile poświęcić i jak każdy z nas inaczej takie działania może odczytać.
Czym dłużej o tej lekturze myślę, tym dłużej nie mogę wyjść z podziwu, jak wiele tematów i czułych strun zostało w niej poruszonych, jak wiele rzeczy autorka przekazała między wierszami. Nie wspominając o realizmie całości. O tym, że chcemy przeszukać internet i sprawdzić, czy niejaka Evelyn Hugo faktycznie grała w jednej z adaptacji Małych Kobietek. I czy faktycznie ta Wielka Kobieta przeżyła tak wiele.
Kończę ten rok wspaniałą przygodą. Ostatni będą pierwszymi. Mam czytelniczego ulubieńca roku 2021.
Jestem przerażona. Przerażona tym, jak bardzo ta powieść mnie dotknęła. Przerażona tym, jak bardzo przebieg akcji tej książki, jej fabuła i zakończenie, odbiegały od tego, czego spodziewałam się na początku. Chociaż myślałam, że będzie to historia niczym "Diabeł ubiera się u Prady", wywiad z gwiazdą filmu i ikoną mody, z czasem okazało się, że, po pierwsze, to odsłonięcie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-23
Krwawy król Midas
MARA DYER. TAJEMNICA / Michelle Hodkin
Internet szaleje. Wszędzie widzę tę okładkę. Książka musi być cudowna. Zagraniczni autorzy ją chwalą. Skręca mnie, gdy mijam ją w księgarniach. Skręca mnie, gdy na portalu społecznościowym wyskoczyła mi kolejna reklama. Skręca mnie, gdy kolejny amerykański Booktuber o niej mówi. Przychodzi listonosz. Rozrywam paczkę. O Boże. Jest. Świeci się. Pięknie pachnie. Jest moja. Mara. Dyer.
Jest. Moja.
„Idioci. Jeden drobny żart z gorączką krwotoczną i już przyklejają Ci etykietkę niezrównoważonego.”
(Mara Dyer. Tajemnica, Michelle Hodkin, Wyd. YA!, str. 46)
Mara budzi się. Otwiera oczy. Widzi sterylnie czystą biel. Słyszy popiskiwanie urządzeń. Czuje igły w całym ciele. Jest w szpitalu i nie ma zielonego pojęcia jak i dlaczego się w nim znalazła. Co gorsza, dowiaduje się, że jej przyjaciele zginęli w wypadku i tylko jej udało się przeżyć. Jest kompletnie zdezorientowana. Zaczyna chodzić do psychiatry i połykać mnóstwo kolorowych tabletek, które, co gorsza, najwyraźniej nie pomagają, bo dziewczynę coraz częściej nawiedzają halucynacje. Ale do teraz przyświeca jej jeden cel: odzyskać pamięć i dowiedzieć się, do czego tak naprawdę doszło, bo, z jakiegoś powodu, jej psychika nie chce z tym sobie poradzić. Może byłoby nieco łatwiej, gdyby nie pewien chłopak i dość specyficzne umiejętności…
Sam prolog, w którym Mara Dyer bezpośrednio się do nas zwraca, wywołał u mnie gęsią skórkę. Co prawda, trochę nakierowuje nas na odpowiednie tory co do rozwiązania całej zagadki, więc zastanawiałam się, czy nie byłoby go lepiej pominąć. Ale on już pokazał nam, z jakim klimatem będziemy mieli do czynienia. Bo cała, dosłownie cała powieść, owiana jest nutką grozy i tajemnicą, którą dane nam będzie poznawać kroczek po kroczku. Ale prócz tego będziemy mieć do czynienia ze scenami romansu, bo tego zabraknąć nie mogło. A także dużo humoru. I chwil wzruszenia. Ale też momenty, w których krew zagotuje nam się w żyłach. I takie, w których wstrzymuje się oddech, a po ciele przechodzą dreszcze. I tych przerażających scen będzie znacznie więcej, bo mi o mało serce nie wyskoczyło z piersi, gdy podczas jednej ze scen zadzwonił mi telefon. Rada od Marthy: Podczas czytania wyłączcie się od wszelkich, niespodziewanych dźwięków.
„ – O Boże, prześladujesz mnie jak zaraza! – warknęłam.
- Kunsztownie wymyślona, koronkowo subtelna i totalnie epicka alegoria dysonansu poznawczego – orzekł. – Cóż, dzięki. To jeden z najbardziej wyszukanych komplementów, jakie usłyszałem.”
(Mara Dyer. Tajemnica, Michelle Hodkin, Wyd. YA!, str. 85)
Przyznam szczerze, że jeszcze nigdy, w żadnej książce, nie spotkałam się z taką bohaterką. Mara zwraca się do nas bezpośrednio i opisuje wszystko ze swojej perspektywy, a jednocześnie sama nie wie, co dzieje się naprawdę, a co jest tylko halucynacjami i wytworami jej wyobraźni. Dziewczyna z problemami, z zespołem stresu pourazowego, a może i czymś innym, ukrytym nieco głębiej, czego nie zamierzam Wam zdradzać. Nawiedzają ją różne zjawy i nigdy nie wiemy, czy to, co akurat nam opisuje, dzieje się w rzeczywistości, czy w jej głowie. Przy narracji trzecioosobowej ten efekt całkowicie by zanikł i powieść straciłaby swój urok.
Noah. Cudowny Noah. Kolejny chłopak, w którym po prostu trzeba się zakochać. Po pierwsze, przystojny. Po drugie, luzacki. Po trzecie, z ironicznym uśmieszkiem. Po czwarte, z poczuciem humoru. Po piąte, pomocny. Po szóste, uroczy drań z tajemnicą. Po siódme… Daruję sobie, bo znalazłam 64 punkty. I mówcie sobie, że pani Hodkin poszła schematem i stworzyła amanta jak z większości romansideł dla nastolatek. Noah jest cudowny, kocham go, i jak się Wam nie podoba, to Wasz problem. Jak przeczytacie, to i tak go pokochacie.
Jest to też jedna z niewielu pozycji, w której tak przywiązałam się do postaci drugoplanowych. Mamy oczywiście blond Złą Królową, dobrego braciszka, bi-przyjaciela z niesamowitym poczuciem humoru i przystojniaka z uśmiechem, od którego, tu cytat, „spadają majtki”. Niby schemat, a jednak jakiś inny. A oryginalność w schemacie nie zdarza się zbyt często.
Co do spraw technicznych – nie mam żadnych zastrzeżeń. Okładka jest piękna, cudnie się błyszczy i zmienia barwy w zależności od jej nachylenia – i nie da się oddać jej piękna na zdjęciu. Próbowałam. Karta pamięci w telefonie zapełniona.
Zazwyczaj nie lubię, gdy w książkach pojawia się nowa czcionka, ale w tym wypadku jest to ogromny plus. Bo nie dość, że czyta się wygodnie, to jeszcze dodaje to pozycji kolejny plus do oryginalności. Natomiast krótkie rozdziały, kończące się w trakcie akcji, pomagały mi w szybszym i długotrwalszym czytaniu – ciągle powtarzałam sobie „jeszcze jeden rozdział” i nie mogłam jej odłożyć. Dodatkowo co jakiś czas jesteśmy świadkami retrospekcji przeszłości i po trochu łączymy puzzle w całość.
„ – Wypierdupek. […]
- Chyba miałaś na myśli wypierdka? – zapytał z rozbawieniem.
- Nie – powiedziałam, tym razem głośniej. – Właśnie wypierdupka. Dupowatego wypierdka, dupka koronnego, ukoronowanie intelektualnej wypierdkowatości.”
(Mara Dyer. Tajemnica, Michelle Hodkin, Wyd. YA!, str. 61)
Coraz dłużej zastanawiam się, do jakiego gatunku zalicza się Mara Dyer. YA? NA? Paranormal? Thiller? Powieść psychologiczna? Odniosłam wrażenie, że zakwalifikowanie jej do jednego, konkretnego gatunku bardzo dużo ujmuje tej pozycji i ją spłytsza. Bo nigdy, naprawdę nigdy, nie spotkałam się z książką, która byłaby dla mnie tak idealna. Ktoś zapewne znajdzie w niej minusy, ja jednak nie mogłam dostrzec ani jednego. Może to przez moje zainteresowanie psychologią i możliwość interpretowania zachowań głównej bohaterki? Pani Hodkin stworzyła tak wiele aspektów, tak wiele motywów, które pod każdym względem są oryginalne i cudowne. Czuję, że będę musiała czekać bardzo długo, aż dane mi będzie spotkać się z pozycją, która przeskoczy poprzeczkę. Być może zrobi to dopiero drugi tom Mary Dyer. I teraz żałuję, że ją przeczytałam. Bo chciałabym móc przeżyć tę historię całkowicie od nowa.
Mara Dyer. Tajemnica
Mara Dyer
Tom I
Michelle Hodkin
The Unbecoming of Mara Dyer
Wydawnictwo YA!
GW Foksal
412 stron
2014
http://secret-books.blogspot.com/
Krwawy król Midas
MARA DYER. TAJEMNICA / Michelle Hodkin
Internet szaleje. Wszędzie widzę tę okładkę. Książka musi być cudowna. Zagraniczni autorzy ją chwalą. Skręca mnie, gdy mijam ją w księgarniach. Skręca mnie, gdy na portalu społecznościowym wyskoczyła mi kolejna reklama. Skręca mnie, gdy kolejny amerykański Booktuber o niej mówi. Przychodzi listonosz. Rozrywam...
2015-02
Ta recenzja będzie nietypowa. Będzie interaktywna. Każdy z Was, indywidualnie, może sprawdzić, czy Utrata jest dla niego odpowiednia. Wystarczy odpowiadać na pytania i poruszać się po recenzji według wskazówek.
(1.) Kierstin pochodzi z małego miasteczka, z dziury zabitej dechami, w której wszyscy się znają, a otrzymanie oceny niedostatecznej grozi wpisem do tamtejszej gazety. Dziewczyna trafia na Uniwersytet Waszyngtoński, a jej współlokatorką zostaje Lisa, zmieniająca-co-tydzień-chłopaka-wielbicielka-tatuaży-na-męskich-sześciopakach.
Kierstin już pierwszego dnia robi z siebie idiotkę i to na oczach mega przystojnego chłopaka. Bo tylko taka oferma jak ona mogłaby pomylić jego ośmiopak z drzewem. Tak. Ośmiopak.
Czy lubisz książki z wątkiem romansu między nieśmiałą nastolatką a super przystojnym chłopakiem?
TAK – przejdź do akapitu 4
NIE – przejdź do akapitu 6
Ciąg dalszy: http://secret-books.blogspot.com/2015/02/recenzja-interaktywna-utrata-rachel-van.html
Ta recenzja będzie nietypowa. Będzie interaktywna. Każdy z Was, indywidualnie, może sprawdzić, czy Utrata jest dla niego odpowiednia. Wystarczy odpowiadać na pytania i poruszać się po recenzji według wskazówek.
(1.) Kierstin pochodzi z małego miasteczka, z dziury zabitej dechami, w której wszyscy się znają, a otrzymanie oceny niedostatecznej grozi wpisem do tamtejszej...
2017-02-17
http://bit.ly/2gaStxv
Jak mówią, twórczość Remigiusza Mroza nie zna granic i jej rozpiętość jest tak szeroka, że w prozie tego autora każdy może znaleźć coś dla siebie. Po Kasacji, która może nie była przełomowa, sięgnęłam po Behawiorystę spodziewając się, że dostarczy mi ona niezwykle sprzecznych emocji ze względu na wątki, które kocham (psychologia), jak i takie, których nie cierpię (krew).
Były prokurator, czterdziestopięcioletni Gerard Edling, jest niezwykle charakterystyczną postacią. Zaczynając od nietypowego stylu życia, przez zachowania będące pewnego rodzaju natręctwami, aż na przesadnej stylistyce językowej kończąc. To właśnie on jest tytułowym behawiorystą, człowiekiem zajmującym się kinezyką, a więc wnioskującym, a może i prognozującym zachowania ludzkie na podstawie zachowań niewerbalnych, gestów czy mimiki. Mężczyźnie blisko jest więc do Sherlocka, który na podstawie kilku szczegółów może wydedukować całą prawdę. Tym samym, podobnie jak wspomniany detektyw, dzięki swoim umiejętnościom pomaga służbom prawa w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych. To jednocześnie ktoś, kogo nie każdy będzie w stanie polubić, część czytelników może go uznać wręcz za postać nierealną. Wierzcie mi jednak - tacy ludzie istnieją. Pamiętacie pierwszy odcinek Sherlocka, kiedy powiedziano nam, że Sherlock jest dobry w tym, co robi, ale jednocześnie tak zafascynowany morderstwami i wynaturzeniami, że sam kiedyś będzie podsuwał kolejne zwłoki? Tak właśnie zaintrygowany mordercami jest Gerard. A analiza ludzi, obserwacja i wyciąganie psychologicznych wniosków jak najbardziej leżą w zakresie moich zainteresowań, więc miałam niemałą frajdę podczas analizowania gestów innych razem z naszym bohaterem. Pamiętajcie, nasze ciało nie kłamie. A szczególnie nogi.
W Behawioryście pojawia się niejaki Kompozytor chcący urządzić Koncert Krwi. Barykaduje się w przedszkolu na jednym z opolskich osiedli, a wszystko transmituje na żywo w internecie. Daje ludziom wybór - kto powinien zginąć? Mała, chora, dziewczynka, która nie ma szansy na wyleczenie czy starsza przedszkolanka, żona i matka? A może zmieni coś fakt, że jedna z nich nie jest Polką? To ludzie muszą decydować, klikać na odpowiedni przycisk, stać się panami życia i śmierci i żyć z myślą, że pośrednio stoją za morderstwem jednej z tych osób. Kompozytor działa z pewną misją, której początkowo nie rozumiemy, chcąc pokazać, co kryje się w człowieku, czy większością ludzi rządzi racjonalność czy emocje. Mimo że po kilku stronach sprawa wydaje się zamknięta, okazuje się, że to dopiero preludium Koncertu Krwi. Znów nawiążę do Sherlocka - to taka Wielka Gra, w której każdy krok jest przemyślany, żaden ruch nie jest przypadkowy, a villain wciąż o krok wyprzedza jasną stronę mocy.
Spotkałam się z kilkoma zarzutami teoretycznego braku logiki w Behawioryście. Czytelnicy zastanawiali się, dlaczego właściwie ludzie nie przestali oglądać relacji internetowej, wytrącając tym samym broń z ręki mordercy? Dla mnie sprawa jest oczywista i wystarczająco wyraźnie zaznaczona przez autora - tak jesteśmy stworzeni. Jesteśmy ciekawscy i żądni kontrowersji. Każdy z nas ma w sobie pewną mroczną część, której nie jesteśmy w stanie całkowicie ukryć we wnętrzu, Kompozytor po prostu wyciąga ją na wierzch. Uruchamia w nas dylemat wagonika czy zwrotnicy - czy będziemy biernie patrzeć, jak pociąg pędzi po torach zabijając piątkę ludzi i żyć z wyrzutami sumienia, że nic z tym nie zrobiliśmy? Czy pociągniemy za dźwignię zwrotnicy zmieniając tor jazdy pociągu na miejsce, w którym stoi tylko jedna osoba - tym samym bezpośrednio przykładając rękę do jej śmierci? Podejdziemy do tej sprawy racjonalnie, matematycznie, poświęcając jedną osobę dla życia pięciu innych, czy też górę wezmą emocje i myśl, że przy dokonaniu jakiegokolwiek działania będziemy uznani za mordercę? Przyznajcie się, ile razy myśleliście o naszych wrogach w negatywnym świetle, pragnąć ich śmierci? Ile razy zastanawialiście się, czemu umierają bezbronne dzieci, natomiast mordercy i gwałciciele spokojnie chodzą po ziemi? To sytuacje z naszego życia codziennego, co Remigiusz Mróz przedstawił po prostu w skrajny sposób, wykorzystując przy tym nowoczesne media, by w większym stopniu trafić do odbiorców (byle tylko nie podsunęło to pomysłu przyszłym zamachowcom).
Podobne zarzuty wysunęły się wobec samego Kompozytora i jego pompatyczności. Z nimi również bym się nie zgodziła, bo odniosłam wrażenie, że nasz zabójca celowo jest stylizowany na takiego perfekcyjnego aktora, niczym Moriarty i dzięki temu dodaje całej książce smaczku i nieprzewidywalności. Samo odkrycie jego tożsamości wydało mi się nieco rozczarowujące; spodziewałam się ściślejszego nawiązania do samej muzyki oraz głównych bohaterów, jednak wydarzenia z ostatniej części bez wątpienia robią wrażenie. Jednocześnie autor wprowadza do historii tak wiele postaci, że czytelnik jest w stanie podejrzewać każdego, jednocześnie nie mając dowodów na nikogo. A ostatnie zdania stanowią podsumowanie wszystkiego, z czym mieliśmy do czynienia przez ostatnie czterysta stron, pokazując prawdziwą naturę ludzką i podkreślając, że w walce z nią nikt nie może być górą. Samo zakończenie, jak i posłowie autora jasno dało mi do zrozumienia, że historia toczy się dalej i pojawi się kontynuacja. Zdziwiły mnie więc głosy o tym, że jest to powieść jednotomowa. Ale rozumiem, że brak numeru na okładce może wywołać takie wrażenie.
Muszę jednocześnie zaznaczyć, że nigdy nie byłam fanką horrorów. Tymczasem Behawiorysta to pozycja przeznaczona raczej dla ludzi o mocnych nerwach, ponieważ, chociaż krwawych scen nie ma zbyt wiele, to gdy już się pojawią, wywołują gęsią skórkę. Szczegółowe opisy odłupanych części czaszki, płynów mózgowych i przepiłowywanych kończyn na pewno nie zgrają się dobrze z dopiero co spożytym obiadem.
Behawiorysta to książka dla osób gustujących w mrocznych i niepewnych klimatach grozy, z tajemnicą w tle. To także gratka dla tych, których, tak jak mnie, interesują psychologiczne, moralne i etyczne aspekty, takie jak wspomniany wyżej dylemat wagonika. To lektura sprawiająca, że zaczynamy zastanawiać się nad naturą ludzką (i od razu mamy ochotę obejrzeć kolejny odcinek Sherlocka). Jednocześnie chcę docenić tu pracę autora, jaką musiał włożyć w stworzenie tej historii - bo przecież chcąc tłumaczyć Gerardowymi ustami wnioski wyciągnięte z postawy i zachowań mordercy, sam musiał zagłębić się w ten temat. A wierzcie mi - warto wiedzieć, co oznacza drganie nogi, pochylanie głowy, czy gładzenie się po ramieniu. Kilka takich z pozoru nic nie znaczących wskazówek może powiedzieć nam wiele o myślach i planach drugiej osoby. Każdy z nas jest w pewnym stopniu behawiorystą.
http://secret-books.blogspot.com/2017/02/ty-tez-przyozysz-reke-do-smierci.html
http://bit.ly/2gaStxv
http://bit.ly/2gaStxv
Jak mówią, twórczość Remigiusza Mroza nie zna granic i jej rozpiętość jest tak szeroka, że w prozie tego autora każdy może znaleźć coś dla siebie. Po Kasacji, która może nie była przełomowa, sięgnęłam po Behawiorystę spodziewając się, że dostarczy mi ona niezwykle sprzecznych emocji ze względu na wątki, które kocham (psychologia), jak i takie, których...
2015-04
Recenzja nie zawiera spoilerów poprzednich tomów!
Najpierw szukaliśmy swojego powodu, by oddychać. Powodu, który nie nadchodził, lub był nam brutalnie wyrywany z rąk. Potem zaczęliśmy oddychać z trudem. Wymierzano nam kolejne ciosy, rzucano coraz to nowe kłody pod nogi. Aż wreszcie następuje moment przełomowy. Wszystko się w nas kumuluje, musimy znowu walczyć. Kto wie, jak wiele poświęcamy biorąc oddech…
W „Biorąc Oddech”, trzecim tomie serii Oddechy autorstwa R. Donovan ponownie spotykamy się z Emma, którą do tej pory dotykały w życiu same nieszczęścia, od przemocy domowej zaczynając. Teraz dziewczyna trafia do collage’u, ale nie potrafi poradzić sobie z gnębiącymi ją demonami przeszłości. Odkrywa, że jedyne, co przynosi jej ulgę, to duże dawki alkoholu i ekstremalne doznania. Ale granica między zabawą a tragedią jest na tyle cienka, że Emma nie jest już w stanie jej dostrzec…
Ciąg dalszy: http://secret-books.blogspot.com/2015/04/walka-z-demonami-przeszosci-czytamy.html
Recenzja nie zawiera spoilerów poprzednich tomów!
Najpierw szukaliśmy swojego powodu, by oddychać. Powodu, który nie nadchodził, lub był nam brutalnie wyrywany z rąk. Potem zaczęliśmy oddychać z trudem. Wymierzano nam kolejne ciosy, rzucano coraz to nowe kłody pod nogi. Aż wreszcie następuje moment przełomowy. Wszystko się w nas kumuluje, musimy znowu walczyć. Kto wie, jak...
2024-02-28
Nie spodziewałam się. Kompletnie nie podejrzewałam, że pochłonę tę powieść w dwa dni i że się tak zaangażuję. Nosz kurczątko, toż to młodzieżówka, jakieś takie fantasy z romansem czy innym dark academia w tle, za stara jestem na takie zagrywki!
Dostrzegacie wady w Fourth Wing, a mimo wszystko świetnie się przy tej książce bawiliście?
Przeczytajcie Black Bird Academy.
To jest totalnie ten sam vibe – ale mniej spicy (tylko jedna taka scena), bardziej brutalnie (kr3w, wampiry, obcinanie kończyn, bu*dele), bardziej humorystycznie (demon opętał laskę, siedzi jej w głowie i rzuca sarkastyczne uwagi na każdy temat, niczym Venom z Marvela). No ja cię kręcę, już dawno się tak nie chichrałam przy książce!
Jeżeli więc macie ochotę dać opętać się charyzmatycznemu demonowi, a potem wkroczyć do akademii szkolącej egzorcystów, by poddać się próbom i poznać tego małomównego, przystojnego trenera w długim płaszczu – chyba mam dla Was lekturę idealną :)
Więcej o książce na kanale YouTube Wybrednej Marudy. Jest tam także część ze spoilerami! Spokojnie, oznaczona ;)
Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Jaguar
Nie spodziewałam się. Kompletnie nie podejrzewałam, że pochłonę tę powieść w dwa dni i że się tak zaangażuję. Nosz kurczątko, toż to młodzieżówka, jakieś takie fantasy z romansem czy innym dark academia w tle, za stara jestem na takie zagrywki!
Dostrzegacie wady w Fourth Wing, a mimo wszystko świetnie się przy tej książce bawiliście?
Przeczytajcie Black Bird Academy.
To...
2014-01-04
Wyznacz x, jeśli (x) = 2sin3X przy założeniu że ~2
Wyznacz x, jeśli (x) = 2sin3X przy założeniu że ~2
Pokaż mimo to2011-12-17
Na koniec pozostała między nami tylko cisza.
„Aniele.
Na sam dźwięk tego słowa moją skórę łapczywie oblizał żywy ogień. A wokół siebie znowu ujrzałam czarny kolor wijący się szaleńczo jak gorąca wstążka.”
Najpierw było Szeptem – powieść o miłości, gdzie jedno z zakochanych należy do sfery niebieskiej. Czyli typowe paranormal romance. Potem, w Crescendo, akcja zaczęła biec na łeb, na szyję. To właśnie po tej części seria zaczęła zbierać coraz więcej fanów. Nie mogłam się doczekać, by dowiedzieć się, co Becca Fitzpatrick wymyśliła w kolejnym tomie – Ciszy.
Spotykamy się zaraz po wydarzeniach z poprzedniej części. SPOILER Nora, nasza główna bohaterka, zostaje porwana przez Czarną Rękę. Patch, jej chłopak i jednocześnie upadły anioł, pertraktuje i prosi o uwolnienie dziewczyny. By to zrobić, musi poświęcić to, co dla niego najważniejsze… Nora natomiast kompletnie traci pamięć. Nie ma pojęcia, co się z nią działo przez ostatnie kilka miesięcy, nie zna nikogo o imieniu Patch, Rixon, nic nie mówią jej takie nazwy jak Nefilim. KONIEC. Przykro mi, że prawie cały opis zawiera Spoiler, jednak nie da się tak opowiedzieć treści, by nie zdradzić szczegółów tym, którzy nie czytali chociażby pierwszej części.
Pomijając poszczególne wydarzenia, bardzo spodobał mi się pomysł, jakim pani Becca zapisała cały utwór. My, mający już za sobą drugą część, wiemy, co się działo. Tymczasem Nora nic ani nikogo nie pamięta. Dążąc do prawdy i wywiercając dziury w brzuchach wszystkich wokół, przypomina nam wątki, które mogliśmy zapomnieć oraz przybliża do nowych, zaskakujących faktów.
O okładce chyba nie muszę mówić, pewnie każdy powie, że jest niesamowita. Fotomontaż fotomontażem, ale, naprawdę, przyciąga oko. Te skrzydła, ta bryzgająca dookoła woda… Cieszę się, że wydawnictwo nie zdecydowało się zmienić tego pięknego obrazu na nową, polską wersję.
O ile zaczynając czytać tę serię bałam się, że będzie to dokładne odwzorowanie Zmierzchu (do którego nic nie mam), to każdy kolejny rozdział, każdy kolejny tom, utwierdzał mnie w przekonaniu, jak bardzo się myliłam.
Bardzo podoba mi się styl pisania pani Fitzpatrick. Język jest jednocześnie prosty, dla wszystkich zrozumiały, młodzieżowy (choć nie zawiera przekleństw i typowego, podwórkowego slangu). Tym samym nie zabraknie głębokich myśli i dokładnych opisów. Dodatkowo autorka wie, kiedy zakończyć tom, byśmy nie mogli się doczekać kolejnej części.
Jakiś czas temu słyszałam, że seria Szeptem miała być trylogią. Jednak po zakończeniu lektury zaczęłam mieć wątpliwości. Autorka nie rozwiązała kilku wątków, pozostawiła czytelnika w połowie, wciąż rozwijającej się akcji.
Tak więc, jak mają się do siebie kolejne trzy tomy? Szeptem to typowy paranormal romance z aniołami w tle. Crescendo to prawdziwa książka przygodowa, kryminał z szybko pędzącą akcją. Cisza łączy te wszystkie elementy, a dodatkowo wprowadza nas w coś na kształt dramatu psychologicznego. Co spotka nas w kolejnej części?
PS. Słyszałam pogłoski, że w USA powstaje komiks na podstawie powieści Szeptem. Miałam już okazję zobaczyć dwie czy trzy strony. Jestem jednak zdania, że komiksy na podstawie książek nie wychodzą lepiej. Wolałabym raczej zobaczyć film.
- Tak na wszelki wypadek: nie pamiętasz nic, a b s o l u t n i e nic, zgadza się?
- Nic – wypowiedziawszy to słowo, poczułam się tak, jakbym stanęła przed wejściem do rozciągającego się po horyzont zakazanego labiryntu.
- Czyli jesteś w dupie.
Cisza
Silence
Becca Fitzpatrick
Hush Hush tom 3
Wydawnictwo Otwarte
400 str
2011
Na koniec pozostała między nami tylko cisza.
„Aniele.
Na sam dźwięk tego słowa moją skórę łapczywie oblizał żywy ogień. A wokół siebie znowu ujrzałam czarny kolor wijący się szaleńczo jak gorąca wstążka.”
Najpierw było Szeptem – powieść o miłości, gdzie jedno z zakochanych należy do sfery niebieskiej. Czyli typowe paranormal romance. Potem, w Crescendo, akcja zaczęła...
„Nigdy się z nim nie przespałam, bo ma kozią bródkę. Nie mogłam przespać się z kimś, kto wygląda jak Robin Hood.
Nawet nie pragnął mnie na tyle, żeby ją zgolić.
Co jest ze mną nie tak, Nadine? Czy dla mnie naprawdę nie warto się golić?”
Kiedy byłam młodsza uwielbiałam Meg Cabot i jej „Pamiętniki Księżniczki”. Mogłam pochłonąć na raz wszystkie części. Co jednak, gdy trochę dorosłam, na Pamiętniki byłam za stara, chciałam przeczytać coś podobnego, a jednak oryginalnego? Wtedy sięgam po „Chłopaka z sąsiedztwa”!
„Jak leci? Pytasz mnie jak leci, Stacy?
No to ci powiem: jak krew z nosa, dziękuję.”
Mel Fuller, dwudziestosiedmiolatka, to dziennikarka New York Journal odpowiedzialna za dział z ploteczkami. Ma niestety coraz więcej problemów życiowych: szef nie chce dać jej awansu na stanowisko redaktora ds. wydarzeń, chłopak zdradził ją z koleżanką z poligonu, a przyjaciółka próbuje wyciągnąć ją do salonu sukni ślubnych dla waleni. Do tego jest (prawdopodobnie) świadkiem próby morderstwa. Do mieszkania obok wprowadza się niejaki Max, znany fotograf modelek w bikini. Różni się jednak od opisów z gazet i wywiadów – nie jest zarozumiały ani niegrzeczny. Kim jest naprawdę i dlaczego chce zyskać serce Melissy?
„Chłopak z sąsiedztwa to historia dla kobiet i nieco starszych nastolatek. Wiele niebanalnego humoru, problemy życiowe każdego człowieka i wątek kryminalny – to wszystko możemy tu znaleźć. A napisanie powieści w tak nietypowy sposób, jak zrobiła to Meggin Cabot, jest jak wisienka na kilkupiętrowym torcie z czekoladową polewą…
Co nietypowego jest w tej opowieści? Otóż to, że autorka nie stworzyła jednego narratora, a całość zapisała… Mailami! Na własnych oczach przekonujemy się, jak różne piszące do siebie osoby postrzegają świat, dowiadujemy się więcej o ich charakterach. Uśmiejemy się czytając o przekazywanych sobie i nieco przekręcanych plotkach, jak i o mamie, która upomina główna bohaterkę o noszeniu gazu pieprzowego w torebce. Pomysł świetny, nietypowy, niepowtarzalny, mnóstwo zabawnych tekstów i sytuacji i … Wow!
Choć jestem zawziętą fanką fantastyki „Chłopaka…” czytałam już drugi raz. Kilka lat temu zrozumiałam tę książkę nieco inaczej, teraz stała się dla mnie jeszcze lepsza. Kto wie, jak potraktuję ją za kilka lat? To chyba jedna z niewielu obyczajówek, która spodobała mi się tak bardzo. A teraz, dziewczęta, lornetki w dłoń i zajrzyjcie przez okno do swojego chłopaka z sąsiedztwa!
„Wyposażenie na randkę:
1. szminka
2. puderniczka
3. karta do metra(gdybyś musiała się szybko wycofać)
4. pieniądze na taksówkę (gdybyś musiała się szybko wycofać a w pobliżu nie byłoby stacji metra)
5. paszport (gdyby on cię zachloroformował, wsadził do samolotu do Dubaju i sprzedał jako białą niewolnicę, a ty, po licznych perypetiach i udanej w końcu ucieczce, musiałabyś udowodnić władzom, że jesteś obywatelką amerykańską)”
„Nigdy się z nim nie przespałam, bo ma kozią bródkę. Nie mogłam przespać się z kimś, kto wygląda jak Robin Hood.
więcej Pokaż mimo toNawet nie pragnął mnie na tyle, żeby ją zgolić.
Co jest ze mną nie tak, Nadine? Czy dla mnie naprawdę nie warto się golić?”
Kiedy byłam młodsza uwielbiałam Meg Cabot i jej „Pamiętniki Księżniczki”. Mogłam pochłonąć na raz wszystkie części....