Światosław

Profil użytkownika: Światosław

Zachodnia Słowiańszczyzna Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 1 tydzień temu
12
Przeczytanych
książek
17
Książek
w biblioteczce
6
Opinii
24
Polubień
opinii
Zachodnia Słowiańszczyzna Mężczyzna
Dodane| Nie dodano
A my skarby i potwory – łowim skryte w oceanie!

Opinie


Na półkach:

Mitologia niezwykle ciekawa i rzeczywiście – widać jej wpływ na świat Tolkiena, czy wiele współczesnych literackich dzieł fantastyki albo gier (najprostszy przykład God of War z 2018 r.). Książkę czyta się szybko, połyka, w końcu to sfabularyzowane mity z dalekiej Północy.

Samo wydanie jest naprawdę solidne – twarda oprawa, zakładka do oznaczania stron – super. Tylko już gorzej z redakcją i korektą. Nie wiem, jak to brzmi w oryginale, ale miałem wrażenie, że tutaj język jest mocno spłycony, do bólu uproszczony.

Problem jest też z konsekwencją w nazewnictwie. Raz mamy „Midgard”, a potem „Mitgard”. To samo z Hymirem, który raz nazwany jest Hemirem. Nie rozumiem też do końca dlaczego czasem stosuje się znacznie mniej rozpoznawalne wersje imion niektórych bogów. Ot, chociażby Baldur jest tutaj nazywany Balderem. Dlaczego skoro to pierwsze miano jest znacznie bardziej rozpowszechnione? Nie wiadomo.

Jednak każdemu, kto chce zapoznać się z nordyckimi mitami – polecam.

Mitologia niezwykle ciekawa i rzeczywiście – widać jej wpływ na świat Tolkiena, czy wiele współczesnych literackich dzieł fantastyki albo gier (najprostszy przykład God of War z 2018 r.). Książkę czyta się szybko, połyka, w końcu to sfabularyzowane mity z dalekiej Północy.

Samo wydanie jest naprawdę solidne – twarda oprawa, zakładka do oznaczania stron – super. Tylko już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niby tom 6., a tak naprawdę 1. Widać, że „Gwiezdne Wojny” nie tylko Korelię zaczerpnęły z „Fundacji”. Cóż, w końcu – gdyby nie „Fundacja” i „Diuna”, to „Gwiezdnych Wojen” by nie było. W końcu Herbert też dużo ze zbioru Asimova zapożyczył… Jednak przejdźmy do rzeczy.

Przed przeczytaniem „Fundacji” o Asimovie wiedziałem w zasadzie tylko tyle, że istniał, coś tam pisał, wymyślił etykę robotów i był ponoć jakimś tam ważnym autorem sci-fi. Wiem, to niewiele, ale na obronę swojej ignorancji mam to, że ja zawsze wolałem fantasy od sci-fi, więc znam tutaj mniej autorów. Jednak może to i lepiej, bo odkrywałem „Fundację” zupełnie na luzie i nie miałem wobec niej żadnych oczekiwań.

Ta książka to tak naprawdę trochę zbiór opowiadań. Podobno oryginalnie była wydawana w odcinkach w jakimś magazynie, niczym nasz rodzimy „Wiedźmin”. Kiedy zacząłem ją czytać, poznałem Hariego Seldona i Gaala Dornicka i myślałem, że będą towarzyszyć mi przez całą książkę.

Cóż, szybko się okazało, że się myliłem. Seldon – owszem – towarzyszy, ale w zasadzie niczym postać na wpół legendarna. Z kolei Dornick tak szybko się rozpłynął, że pisząc to, musiałem sięgnąć do książki, żeby w ogóle przypomnieć sobie jego imię.

A to wszystko z bardzo prostego powodu – Asimov stawia na spore skoki w czasie. W zasadzie pomiędzy I a II rozdziałem mija 50 lat. „Fundacja” opisuje wydarzenia na przestrzeni ok. 155 lat. I na początku sądziłem, że to będzie średnie, ale w zasadzie daje radę.

Historia jest pełna intryg, zwrotów akcji, politycznych gier, rodzących się religii, nacjonalizmu i hegemonii gospodarczej. A to wszystko z powodu upadku cywilizacji i powolnego rozpadania się Imperium władającego niegdyś całą galaktyką. Nie ma co ukrywać – widać tu pewną analogię do historii Stanów Zjednoczonych (ale też upadku Cesarstwa Rzymskiego). Kraju, który przecież oderwał się od starego imperium, by ostatecznie go przerosnąć.

Widać tu też nawiązanie do Mojżesza, który „błądził” po pustyni ze swoim ludem, aby narodziło się nowe pokolenie – „lepsze” od swoich zniewolonych przodków. W końcu Hari Seldon mógł wyjawić swój plan od początku, ale wolał go dozować, wiedząc, że muszą upłynąć lata, nim społeczeństwo będzie gotowe na przyjęcie wszystkich informacji.

„Fundację” czyta się nieźle, choć to książka dość mocno przegadana. Dialogi górują tutaj nad opisami. A sama akcja to bardziej polityczne intrygi niż wielkie bitwy. Książka nie jest też szczególnie futurystyczna i trafna w aspekcie wynalazków. Większość technologii bazuje na energii atomowej, która w momencie pisania tego dzieła była w powijakach. Mocno kładzie się tu też nacisk na psychologię, która też dopiero co wówczas się rodziła i przebijała do głównego nurtu.

Dość zabawnie czyta się książkę sci-fi, w której publikacje ciągle drukuje się na fizycznym papierze i pisze wiecznymi piórami. W zasadzie z wynalazków, które prezentuje Asimov, chyba tylko trójwymiarowa kolorowa telewizja i automatyczne odkurzacze jako tako się pokrywają. No i wszyscy palą tu cholerne cygara. Widać, że to wyobrażenie o przyszłości zrodzone w umyśle człowieka z lat 50. XX wieku.

Asimov nie przewidział też internetu, smartfonów, OZE, przemysłu 4.0, cyfrowych walut itd. Podobnie jest trochę w kwestiach społecznych. U Asimova większość ludzi żyje w quasi-feudalizmie, merkantylizmie, kapitalizmie lub demokracji pośredniej. Na próżno tu szukać jakichś innowacyjnych systemów politycznych czy gospodarczych. (choć chyba jako pierwszy opisał ekumenopolis i to na kilkanaście lat przed nazwaniem tego typu miast-planet) No cóż – jak to ktoś kiedyś powiedział – każdy autor piszący o przyszłości, pisze tak naprawdę o współczesności. Niemniej, książkę i tak warto znać, bo nadal jest dobra i odcisnęła olbrzymie piętno na sci-fi jako gatunku.

PS: Słowo o polskim wydaniu. Jest nieźle, ale nie obyło się bez literówek. Natknąłem się np. na „nazawsze” czy „włada” w miejscu, gdzie powinno być „władca”. Było tego trochę więcej, ale już nie pamiętam. Jednak nie zaburzało to odbioru całości.

Niby tom 6., a tak naprawdę 1. Widać, że „Gwiezdne Wojny” nie tylko Korelię zaczerpnęły z „Fundacji”. Cóż, w końcu – gdyby nie „Fundacja” i „Diuna”, to „Gwiezdnych Wojen” by nie było. W końcu Herbert też dużo ze zbioru Asimova zapożyczył… Jednak przejdźmy do rzeczy.

Przed przeczytaniem „Fundacji” o Asimovie wiedziałem w zasadzie tylko tyle, że istniał, coś tam pisał,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opowiadania wspaniałe, tylko autor bulwa. Tym można byłoby zakończyć. No ale pochylmy się trochę bardziej nad dziełem Sapkowskiego.

„Ostatnie życzenie” to zbiór niechronologicznych opowiadań. Jednak w pewnym sensie powiązanych ze sobą postacią Geralta i niekiedy też jego przyjaciół. Poznajemy tutaj Białego Wilka już jako dość doświadczonego wiedźmina. Nie wiemy za bardzo, skąd się wziął i dlaczego. Ogólnie o świecie przedstawionym mało wiemy.

To zupełnie odmienny sposób tworzenia dzieł fantasy od tego wypracowanego przez Tolkiena (który zdecydowanie skupiał się na tworzeniu mitologii i świata z wielką dokładnością). Sapkowski rzuca od czasu do czasu jakimiś nazwami, ale dopiero po wielu latach, kiedy sporządzono mapy Wiedźminlandu, to wiemy tak naprawdę, gdzie co leży.

Geralt jest tutaj... nie taki, jakim go zapamiętałem. W opowiadaniach jest zdecydowanie bardziej wyrachowany, twardy, cyniczny i pechowy niż na kartach powieści, w telewizorni czy grach. Oczywiście – targają nim swego rodzaju emocje i uczucia, których często nie rozumie i stara się sobie oraz innym wmówić, że w ogóle ich nie ma. W końcu jest „parszywym mutantem”.

I całe te opowiadania są właśnie głównie o tym – o parszywym losie, odmienności, nieszczęśliwej miłości, lęku przed „przeznaczeniem”, przemijaniu, klasizmie i rasizmie.

Jest jednak jedna ważna rzecz, o której wiele recenzji nie wspomina. Zbiór opowiadań o Białym Wilku to w zasadzie... pastisz. Nawet bardziej niż to legendarne „dark fantasy”. Zasadniczo Wiedźmin aż tak mroczny nie jest, jak próbują nas przekonać czytelnicy i recenzenci (może poza pierwszym opowiadaniem o tym samym tytule) i możemy znaleźć o wiele więcej „dark” pozycji.

Jest za to formą zabawy z baśniami, bajkami i mitami ludowymi. Tj. np. dziełami de Beaumont, Andersena, braci Grimm czy samego Tolkiena. Sapkowski znajduje jakąś dziwaczną przyjemność w postmodernistycznym obdzieraniu ze świętości tego, co nasi dziadowie nie ważyliby się tknąć.

Przez to „Ostatnie życzenie” jest jeszcze bardziej swojskie, bo to tu Sapkowski bawi się motywem „Królewny Śnieżki”, to tam „Pięknej i Bestii”, a nawet „Władcy Pierścieni”. Jednak czasem przewijała mi się przez głowę myśl, że Sapkowski zwyczajnie tej całej fantastyki nie lubi. Ale to chyba pozorne, bo Panżej odnajduje radość w zabawie formą i treścią i to daje radę.

Co do samych opowiadań, to niestety są one trochę nierówne. Niektóre są bardziej przegadane, w innych akcja jest wartka i czuć napięcie. Chyba najbardziej znużyły mnie „Kwestia ceny” i tytułowe „Ostatnie życzenie”. Niemniej wszystkie i tak stoją na dość wysokim poziomie i warto się było z nimi zapoznać. Zdecydowanie to lepsze niż późniejszy zbiór opowiadań „Miecz przeznaczenia”.

Opowiadania wspaniałe, tylko autor bulwa. Tym można byłoby zakończyć. No ale pochylmy się trochę bardziej nad dziełem Sapkowskiego.

„Ostatnie życzenie” to zbiór niechronologicznych opowiadań. Jednak w pewnym sensie powiązanych ze sobą postacią Geralta i niekiedy też jego przyjaciół. Poznajemy tutaj Białego Wilka już jako dość doświadczonego wiedźmina. Nie wiemy za bardzo,...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Światosław

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
12
książek
Średnio w roku
przeczytane
1
książka
Opinie były
pomocne
24
razy
W sumie
wystawione
10
ocen ze średnią 7,8

Spędzone
na czytaniu
55
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
minuta
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]