-
ArtykułyLubimy czytać – ale gdzie najbardziej? Jakie są wasze ulubione miejsca na lekturę?Anna Sierant8
-
Artykuły„Rękopis Hopkinsa”: taka piękna katastrofaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyTrzeci sezon „Bridgertonów” tuż-tuż, a w Świątyni Opatrzności Bożej niecodzienni gościeAnna Sierant4
-
ArtykułyLiteratura młodzieżowa w Polsce: Słoneczna wiosna z Martą ŁabęckąLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-04-15
2024-04-10
Drugi Tom komiksu pt. Saga o Potworze z Bagien to kontynuacja historii Aleca Hollanda z tomu pierwszego i zaczyna się z grubej rury.
Na pierwszy ogień idzie Nuklearny Pysk i wyrażone przez niego lęki przed zabiciem natury za pomocą radioaktywnych odpadów. Nawet potężny żywiołak im ulega. Jednak jego symboliczna śmierć, przynosi także wiedzę. Okazuje się, że ciało Potwora można zniszczyć, ale nie można zabić jego istoty.
🌳 Potwór i Constantine
W tym tomie zaczyna się także znajomość Potwora z Jonem Constantinem (wgl ta postać po raz pierwszy pojawia się właśnie tu). Constantine zwodzi Aleca obietnicą wiedzy na temat jego istoty. To jest też początek głównego wątku będącego bazą dla wielu kolejnych epizodów. Skuszony obietnicą Potwór będzie walczył z podwodnymi wampirami, obserwował śmierć wilkołaka, czy też pomagał zdjąć klątwę z pewnego kolonialnego domu. Constantine pokaże Alecowi także Parlament Drzew, posiadający prawdę, której Potwór tak poszukuje. Niestety okazuje się, że żywiołak nie jest jeszcze na nią gotowy.
W tym tomie zaczyna się także poszerzenie wątku psychodelicznych owoców, które Potwór potrafi na sobie wyhodować. Dla jednych są trutką, a dla innych karmą, jak śpiewa klasyk. Zresztą wgl motywy psychodeliczne przewijają się w komiksie Saga o Potworze z Bagien dość często. I są naprawdę dobrze przedstawione.
To jest też tom, w którym Moore wprowadza Potwora z Bagien w uniwersum świata DC pełnego innych superbohaterów.
🌳 Wspaniała rozrywka
O ile epizody w tomie pierwszym przedstawiają świat i postaci, o tyle w drugim tomie zaczyna się jatka. Momentami jest nawet strasznie. Wielka bitwa w ostatnim epizodzie tego tomu rozwiązuje wątek Constantine’a i prawdy poszukiwanej przez Potwora.
Tutaj rozpoczyna się też wyraźniejszy wątek Abby i jej relacji zarówno ze swoim ukochanym żywiołakiem, jak i z otoczeniem, które tę miłość potępia. Holland może się nie interesować światem, ale świat zaczyna się interesować nim.
Wszystkie historie dotykają różnych problemów społecznych, emancypacji kobiet, rasizmu, niewolnictwa, zanieczyszczenia środowiska, czy seksizmu. To naprawdę niezwykłe jak autorzy osadzili te nieoczywiste historie, na takich drażliwych wątkach i zdołali uniknąć przesady, patosu czy sztuczności.
🌳 Dobry a świetny komiks
Zasadnicza różnica pomiędzy dobrymi komiksami a bardzo dobrymi jest taka, że w tych bardzo dobrych autorzy nie boją się nieco odejść od głównego bohatera. Moore się tego nie obawia. Często buduje fabułę wokół czegoś innego, np. historii o nawiedzonym domu, przypominającej nieco Lśnienie Kinga. Przypadkiem ten dom stoi niedaleko bagien Potwora i zielona istota, chcąc nie chcąc, angażuje się w oczyszczenie go ze złych duchów.
Każdy epizod ma w sobie tyle treści, że trzeba sobie dawkować czytanie żeby na dłużej starczyło. Ale też żeby właściwie docenić każdy smaczek tych historii, a jest ich dużo. Z dwóch przedmów do każdej części, wynika, że Alan Moore czerpał z pojedynczych pomysłów współpracowników. Sklejał je w całość, dodawał coś od siebie i w ten sposób właśnie powstawała Saga o Potworze z Bagien. Niewątpliwie jest to dzieło wyjątkowe.
Drugi Tom komiksu pt. Saga o Potworze z Bagien to kontynuacja historii Aleca Hollanda z tomu pierwszego i zaczyna się z grubej rury.
Na pierwszy ogień idzie Nuklearny Pysk i wyrażone przez niego lęki przed zabiciem natury za pomocą radioaktywnych odpadów. Nawet potężny żywiołak im ulega. Jednak jego symboliczna śmierć, przynosi także wiedzę. Okazuje się, że ciało Potwora...
2024-04-07
Czarodziejka z Księżyca była moją ulubioną kreskówką. Żeby oglądać kolejne odcinki, opuszczałam pierwszą lekcję geografii w czwartki… Teraz jestem już duża, ale nadal urzeka mnie postać czternastoletniej dziewczynki, która przemienia się w wojowniczkę w marynarskim mundurku i walczy ze złem.
Pierwszy tom nowego wydania, czyli Eternal Edition, zawiera siedem epizodów. W sumie, to prawie 300 stron przygód czterech czarodziejek, a wszystkich tomów będzie dziesięć. Natomiast dowiedziałam się przypadkiem, że w wydaniu poprzednim jest mnóstwo dodatków, np. komentarzy autorki. Żałuję, że go nie widziałam, bo zwykle punkt widzenia autorki udostępnia nową płaszczyznę odbioru dzieła. A Sailor Moon niewątpliwie dziełem jest.
🪄 Uniwersalna opowieść
Czarodziejka z Księżyca to nieśmiertelna i uniwersalna historia young adult, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli. Opowiada o przygodach zupełnie przeciętnej dziewczyny, naiwnej, trochę leniwej, bez żadnych większych zainteresowań (poza graniem w gry na automatach). Ale za to miłej, sympatycznej i pozytywnej.
Pewnego dnia Usagi spotyka kotka, który ma na czole śmieszną “łysinkę” w kształcie księżyca. Od tego momentu zaczyna się przygoda dziewczyny, jej dojrzewanie jako wojowniczki, kobiety oraz liderki. Szuka swojego ja, mając sporo archetypów postaci kobiecych w jednej bohaterce. Do tego są jeszcze trzy inne czarodziejki – mądra, silna i kapłanka. Razem dają komplet, z którym może się identyfikować każda czytelniczka.
🪄 Jedna z pierwszych animacji japońskich
Powstała w latach dziewięćdziesiątych postać, była o ile się nie mylę, jedną z pierwszych tak rozpowszechnionych animacji inspirowanych kulturą japońską, a do tego jeszcze skierowaną stricte do dziewczynek. Ponadczasowe combo dobrych pomysłów. I jakby tego było mało, to była na podstawie mangi.
Jak się okazuje, stosunkowo niewielu ludzi miało mangę w ręku. Można by wiele mówić o tym specyficznym gatunku, ale najbardziej zaskakujące jest to, że czyta się ją od prawej do lewej. Nie tylko stronami, ale także obrazkami. Ludziom przyzwyczajonym do pisma od lewej, na początku trudno się przyzwyczaić. Mi na początku każdej mangi mózg się lasuje i przestawia. Raz po raz łapię się na tym, że zaczynam od lewej, zupełnie od końca kadru. Chcę wierzyć, że czytanie inaczej niż zwykle jest nie tylko ciekawym doświadczeniem, ale też buduje w mózgu nowe połączenia nerwowe, co mi ułatwia patrzenie na różne zagadnienia z różnych perspektyw.
🪄 Walor edukacyjny
Czarodziejka z Księżyca ma niewątpliwie walor edukacyjny. Pokazuje przemianę bohaterki, którą lubimy i z którą częściowo się utożsamiamy. Np. pierwszy kadr całego komiksu jest totalnie o mnie, tylko zamiast szkoły nie chcę iść do pracy. Beksą też nie jestem, ale lubię sobie poczarnowidzieć. Reszta ideolo ja.
No i czarodziejskie długopisy i diademy, przemiany, „make up!” xD Oraz przystojny i opiekuńczy Mamoru, czyli Tuxedo Mask. Całość jest okropnie naiwna, ale wciąż urzekająca. Po wielu latach ponowny powrót do świata Czarodziejek nadal sprawia ogromną przyjemność, nawet jeśli obiektywnie jest się już bardzo dorosłym człowiekiem.
Czarodziejka z Księżyca była moją ulubioną kreskówką. Żeby oglądać kolejne odcinki, opuszczałam pierwszą lekcję geografii w czwartki… Teraz jestem już duża, ale nadal urzeka mnie postać czternastoletniej dziewczynki, która przemienia się w wojowniczkę w marynarskim mundurku i walczy ze złem.
Pierwszy tom nowego wydania, czyli Eternal Edition, zawiera siedem epizodów. W...
2024-04-03
Zupełnie się nie spodziewałam, że Saga o Potworze z Bagien to będzie TAKA historia! Wprawdzie Alana Moore’a znam z jego innych dzieł i nigdy nie narzekałam na jakość jego pomysłów, a jednak wydaje mi się, że Swamp Thing w pewnym sensie przewyższa wszystko, co do tej pory od niego przeczytałam. Po części jest to zapewne sprawa fabuły, która jest niby dość prosta, a jednak przedstawia złożone problemy i skomplikowane charaktery bohaterów. Jest to też kwestia samej fantastycznej głównej postaci – Potwora z Bagien, po której spodziewałam się znacznie bardziej stereotypowych, jak na potwora, czynów.
👾 Fabuła i postacie
Prościej być nie mogło. Alec Holland to naukowiec badający specyficzne chemikalia. Holland ginie w pożarze. Po jakimś czasie następuje “jego” zmartwychwstanie w innej formie – ciele, które powstało w nadnaturalny sposób z mieszanki chemii i ziemi. Powstaje Potwór z Bagien, który posiada wspomnienia Aleca. Ale jeśli nie czytaliśmy poprzednich tomów jeszcze tego nie wiemy. Szczegółów dowiadujemy stopniowo.
Najpierw Potwór jest uśpiony i schwytany. Później eksperymenty na nim ujawniają niewiarygodną prawdę. Wcale nie jest tym, za kogo się do tej pory uważał. W szoku ucieka z więzienia i zaczyna swoją wędrówkę po wiedzę i prawdę.
👾 Saga o Potworze z Bagien
Żeby dobrze zrozumieć kontekst trzeba wiedzieć, że to nie Moore stworzył postać Potwora. Zanim rysownik zabrał się do tworzenia swojej części jego historii, podłoże pod jego dzieło stworzyli Len Wein i Bernie Wrightson, którzy wymyślili całą tę historię. Moore ją “tylko” pociągnął dalej. Nie czytałam wcześniejszych komiksów, ale potrafię sobie wyobrazić mniej więcej, o czym są. W pewnym momencie zaczęły tracić popularność i wtedy cały na biało wszedł Moore.
Rysownik stworzył historię tak, że żeby pojąć jego wizję, nie trzeba znać tomów poprzednich oryginalnych twórców świata bagien. Moore meandruje, zwodzi i opowiada historię Hollanda poniekąd na nowo. Proponuje coś świeżego. Zachęca do wsiąknięcia w proponowaną historię. Nie wydaje się ona ani wtórna, ani plastikowa, czy sztuczna.
Moore wykorzystuje wątek dramatycznego poszukiwania swojego ja, rozszczepienia osobowości człowieka i potwora, niezwykle inteligentnej i samo-świadomej istoty. Opowieść wzbudza emocje porównywalne do najlepszych powieści, czy filmów.
👾 Życzliwy żywiołak
Najbardziej zaskoczyło mnie to, że ten “potwór” jest istotą o życzliwych intencjach. W żadnym wypadku nie jest zły. Nie chce krzywdzić, wręcz przeciwnie, pomaga ratować. Co więc czyni człowieka człowiekiem? Ludzkie ciało, czy ludzkie postawy?
Nawiasem mówiąc Swamp Thing był potężny! Władał żywiołem ziemi (żywiołak) i był w stanie zejść do piekła, o czym opowiada jeden z epizodów. Po starciu ze swoim największym wrogiem – Arcanem, Potwór schodzi tam żeby uratować kobietę, którą kocha, Abby.
Moore zdecydowanie wiedział jakie popularne motywy wykorzystać w swoich historiach. A przede wszystkim jak to zrobić. Jego wizja nieba, czyśćca, czy piekła… To, jak pisał Gaiman we wstępie, to była podróż Dantego.
👾 Rysunek za 1000 słów
Treść to jedno, ale są jeszcze rysunki. I to jest dopiero forma! Czasami wystarczy jeden rysunek za tysiąc słów. Tak właśnie jest tutaj. Wspaniałe, kreatywne kadry, zaskakujące. Końcowa scena, gdy Abby po raz pierwszy zjada “owoc miłości” jest wspaniała, symboliczna, plastyczna, jak prawdziwy trip po halucynogenach.
Pozostałe postacie także są cudowne – wspaniale mówiący rymem demon uważający się za pół-człowieka, czy strażnik wejścia do piekła, który wpuszcza ulubieńca mimo zasad…
Trochę żałuję że kobiety tu są tak słabo zarysowane, ale pal to licho. Nie wszystkie historie koniecznie muszą być inkluzywne, chociaż jak na tamte czasy Moore i tak miał w sobie dużo współczesnej wrażliwości. Bo warto pamiętać, że Saga o Potworze z Bagien Moore’a zaczęła powstawać w 1983, a więc na trochę przed modą na silne postaci kobiece.
To jeden z pierwszych komiksów, który wykorzystuje znane motywy, przerabiając je na swój sposób. Dante, Abel i Kain, piekło, żywiołak, czy piękna i bestia. Pierwszy tom to wspaniała przygoda i doskonała zachęta do przeczytania kolejnych, które wcale jej nie ustępują.
Zupełnie się nie spodziewałam, że Saga o Potworze z Bagien to będzie TAKA historia! Wprawdzie Alana Moore’a znam z jego innych dzieł i nigdy nie narzekałam na jakość jego pomysłów, a jednak wydaje mi się, że Swamp Thing w pewnym sensie przewyższa wszystko, co do tej pory od niego przeczytałam. Po części jest to zapewne sprawa fabuły, która jest niby dość prosta, a jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-31
Zajdel jest jednym z moich ulubionych autorów, a jego talent pisarski uważam za jeden z największych, z jakimi miałam do czynienia. Między innymi dlatego Paradyzja długo stała na półce w oczekiwaniu na swoją kolej. Takie książki zostawiam sobie na deser i czytam je tylko w momentach, kiedy mam ochotę na coś naprawdę dobrego.
W sumie fabuła nie mogłaby być prostsza. Jest to historia pisarza, Rinaha Devi, który leci na ekstremalnie niedostępną kolonię orbitalną, żeby zrobić tam reportaż i przybliżyć życie ich mieszkańców ludziom spoza tego zamkniętego środowiska. Kolonia ta, czyli Paradyzja, jest tworem zupełnie sztucznym. Stworzona tylko po to, żeby utrzymywać mieszkalne zaplecze dla Tartaru, planety głównej, wprawdzie niezdatnej do zamieszkania, ale będącej źródłem zasobów mieszkańców tego układu.
🚀 Tajna misja
Rząd Paradyzji jest ekstremalnie wyczulony na punkcie bezpieczeństwa. Boją się zniszczenia kolonii przez wrogów, dlatego zarówno sama kolonia, jak i planeta jest właściwie niedostępna dla osób spoza. Taka izolacja utrzymuje od stu lat. Nikt jej nigdy nie widział na własne oczy. Dostępne są tylko zdjęcia. Niewiele osób tam było, nikt nie wie gdzie ona się dokładnie znajduje…
Pod przykrywką pisania reportażu, Rinah ma jeszcze jedną misję, tajną. Ma dowiedzieć się jak najwięcej o prawdziwym życiu mieszkańców kolonii i odkryć jak bardzo różni się od tego, co mówi ich propaganda.
🚀 Cenzura i inwigilacja
Gdy pisarz trafia do kolonii okazuje się, że inwigilacja i cenzura jest właściwie wszędzie. Wystarczy mały moment nieuwagi, żeby trafić do ciężkich i niebezpiecznych robót w kopalniach na Tartarze. Rinah przekonuje się też, że mieszkańcy Paradyzji są trudni do zrozumienia. Składa to na karb izolacji od innych światów. Jednak gdy trochę przyzwyczaja się do sytuacji okazuje się, że to ludzie tacy jak inni, a ich “dziwność” wynika z daleko posuniętej ostrożności.
Paradyzjańczycy nauczyli się po prostu jak obchodzić wszędobylską cenzurę w postaci algorytmów przesiewających każde zdanie, pod kątem niedozwolonej treści. Sposobem na ominięcie był język ezopowy, oparty na głębokiej aluzyjności, momentami niezwykle poetycki. Dzięki odkryciu “wytrycha” do ich zrozumienia, Rinah przekonuje się, że Paradyzja skrywa potężną tajemnicę, która faktycznie może zniszczyć status quo tego społeczeństwa…
🚀 Niepozorna książka
Fabuła to jedno, ale ten ezopowy język, który Zajdel stworzył dla Paradyzjańczyków jest mistrzowski. Cały ten plot to perełka. Zajdel napisał to ś w i e t n i e. Na przykład:
Pijana gra mych pustych fraz,
kiedy na lutni z rana gram,
ja na gramatykę nie baczę!
Ja nagram wiersz, ty jeszcze raz
przesłuchaj taśmę, a na gram
sensu w nim nie licz, ani znaczeń.
A-NA-GRAM. ❤ Cudo!
🚀 Komentarz do komunistycznej Polski
Ja wiedziałam, że Paradyzja będzie świetna. Nie sądziłam jednak, że w całości skradnie moje serce. Szczególnie, że to nie jest tylko jakaś historia sci-fi. To jest książka – komentarz dotycząca ówczesnych wydarzeń w Polsce (lata ‘80, końcówka komunizmu, który pod wieloma względami przypominał sytuację na Paradyzji).
To, że cenzura puściła wtedy Zajdla to chichot losu. Nawiasem mówiąc na końcu tego wydania jest także komentarz Macieja Parowskiego wyjaśniający, że Zajdel miał zacięcie do czynienia z swoich utworów manifestów politycznych. Oczywiście pomiędzy słowami, natomiast tak wyraźnie, że dla większości czytelników ten podprogowy niejako przekaz, był (jest) zupełnie jasny.
Paradyzja jest wspaniałą książką także dlatego, że jest cienka. Zajdel udowadnia, że można skutecznie tworzyć przekonujące i kompletne światy bez pisania wielotomowych space oper. Autorowi, do opowiedzenia tej przejmującej historii wystarczyło niespełna dwieście stron. Jest to fascynująca umiejętność narracyjna, ale i pewna wada. Prawdę mówiąc, to z ogromną przyjemnością przeczytałabym kolejnych dwieście stron, a nawet więcej…
Zajdel jest jednym z moich ulubionych autorów, a jego talent pisarski uważam za jeden z największych, z jakimi miałam do czynienia. Między innymi dlatego Paradyzja długo stała na półce w oczekiwaniu na swoją kolej. Takie książki zostawiam sobie na deser i czytam je tylko w momentach, kiedy mam ochotę na coś naprawdę dobrego.
W sumie fabuła nie mogłaby być prostsza. Jest to...
2024-03-27
Tytuł tej książki jest bajtowy, a ja dałam się złapać na haczyk. Kto nie chciałby znać odpowiedzi na pytanie: Czy naprawdę schamieliśmy? Odpowiedź może być różna, w zależności od człowieka, ale aż kusi, żeby się (nie)zgodzić. Nie powiem, ten tytuł zapalił mi czerwoną lampkę, ale ostatecznie kupiłam i przeczytałam. W końcu to nieznane szerzej teksty Orwella. Czy żałuję?
Trzeba przyznać, że Orwell pisał publicystykę naprawdę dobrze. Niestety niektóre eseje dotyczą bardzo specyficznych spraw dla Wielkiej Brytanii lat trzydziestych i czterdziestych. Tak specyficznych, że bez przypisów, czasami na pół strony, nie byłyby zrozumiałe. Natomiast chwała wydawnictwu, że wgl podjęła trud wyjaśniania nazwisk, czy specyficznych aluzji spoza naszej kultury, do których odnosi się autor.
🐏 Randomowe teksty
Niby podtytuł sugeruje z jakim zbiorem będziemy mieli do czynienia, natomiast w pełni dotarło to do mnie dopiero podczas lektury. Te teksty są randomowe. Dotyczą tego i owego. Jest tu trochę publicystyki, jakieś wprawki publikowane w gazetkach szkolnych itp. Miszmasz. Spoko dla fana Orwella, czy osoby zainteresowanej sytuacją polityczną w latach trzydziestych. Ja to tak średnio, ale dość miło się czytało, bo talentu autorowi odmówić nie można.
To wszystko jednak nie znaczy, że Orwell nie poruszał kwestii ciekawych. Ewidentnie przebija się z tych treści niechęć do klasy wyższej, imperializmu czy zwykłej ludzkiej hipokryzji. Sporo pisze o ówczesnym społeczeństwie, jego podejściu do wojny, o różnicach klasowych, o dyktaturze, socjalizmie.
🐏 Klasizm, wojna i socjalizm
W Czy naprawdę schamieliśmy? jest dużo wątków o klasizmie w kontekście wojska i wojny, że konieczność np. organizacji lotnictwa “poskutkowała poważnym naruszeniem naszego [angielskiego] systemu klasowego”.
Jeden z fragmentów, które zapadły mi w pamięci z Czy naprawdę schamieliśmy? dotyczy wyrównania standardów poziomu życia. Zwykło się twierdzić, że lepiej “równać w górę”, Orwell zaś twierdzi, że lepiej, żeby pewnym luksusowych dóbr nie miał nikt, niż mieli nieliczni. O ile rozumiem, o co autorowi chodziło, że to wynikało z jego mało roszczeniowego, ideologicznego podejścia do świata, które tu prezentuje, o tyle się z nim nie zgadzam. Luksus to chyba zbyt złożone zjawisko, żeby go zbyt pochopnie wyrzucać do kosza.
🐏 Orwell i jego czasy
Podsumowując, Czy naprawdę schamieliśmy? to ciekawostka dla fanów Orwella, albo entuzjastów historii, czy publicystyki z lat II Wojny Światowej. Mnóstwo tu smaczków wszelakich na różne tematy, przyjemnie się to czyta. Stabilna polecajka na tramwajowy zabijacz czasu, w drodze do biura.
Niewątpliwie zbiór ten przybliża postać Orwella i jego poglądy. Myślę, że ta świadomość może wpłynąć na nieco inny, może nieco bardziej pogłębiony odbiór innych utworów tego klasyka.
Tytuł tej książki jest bajtowy, a ja dałam się złapać na haczyk. Kto nie chciałby znać odpowiedzi na pytanie: Czy naprawdę schamieliśmy? Odpowiedź może być różna, w zależności od człowieka, ale aż kusi, żeby się (nie)zgodzić. Nie powiem, ten tytuł zapalił mi czerwoną lampkę, ale ostatecznie kupiłam i przeczytałam. W końcu to nieznane szerzej teksty Orwella. Czy...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-24
Przemieszczenie przede wszystkim przyciąga wzrok. Design stylizowany na paszport w pewnym sensie sugeruje, o czym jest ta książka. A jednak tylko w pewnym sensie, bo choć Jakowienko napisała powieść o imigrantce i to wątek nostalgii wydaje się być najważniejszy, to dla mnie wyraźniejsze są inne, bardziej uniwersalne motywy związane z relacjami rodzinnymi, poszukiwaniem siebie i radzeniem sobie z emocjami.
Zapewne z punktu widzenia osób, które tęsknią za swoim krajem, ta książka robi większe wrażenie. Do “właściwego” odbioru niezbędna jest odpowiednia perspektywa, przeżyte doświadczenie emigracyjne. Zresztą autorka sama pisze, że “emigranta może zrozumieć tylko inny emigrant”. Mi tej perspektywy zabrakło.
🗺️ Z własnego doświadczenia
Nie umiałam wczuć się w emocje dziewczyny, która miała jednak aż dwadzieścia lat na to, żeby się zadomowić w nowym kraju. Ale może nie ma takiego czasu, który by złagodził tęsknotę i zasklepił obcość? Być może. Na pewno jednak w pewnym momencie książki staje się jasne, że na emocje bohaterki ma wpływ nie tylko samo przemieszczenie do innego kraju.
Daria Kowalenko Petrowa, czyli narratorka książki Jakowienko ewidentnie potrzebuje pomocy. Sama nawet to przyznaje. Jednocześnie przyznaje też, że nie umie o tę pomoc poprosić czy z niej skorzystać. Bohaterka ostatecznie musi podjąć drastyczne decyzje, podjąć desperacką wyprawę do korzeni, żeby się ze swoich lęków i blokad wyzwolić.
🗺️ Wiele wątków
Przemieszczenie to wielowarstwowa książka nie tylko o emigracji zza ściany wschodniej, ale też o awansie klasowym, wykluczeniu, o poświęceniu rodziców dla dzieci. Jakowienko porusza wątki piętna oczekiwań nakładanych na te dzieci, które muszą się starać co najmniej tak bardzo jak rodzice, bo jeśli nie, to cała ich ciężka praca pójdzie na marne.
Ta książka być może jest próbą rozliczenia się ze swoją nostalgią, która może być poważnym problemem, nawet jak PTSD. Chociaż trudno powiedzieć jak bardzo autorka pisała o swoich emocjach, mimo że niewątpliwie korzystała ze swoich doświadczeń, jak można dowiedzieć się z krótkiego bio. W każdym razie efektem nieradzenia sobie z nostalgią jest wieczna ucieczka narratorki, trudności z ustabilizowaniem się, a nawet większe problemy psychiczne i depresja.
🗺️ Pytania o wartości
Co znaczy: być obywatelem? Czy to paszport, uczucie w sercu, a może jeszcze coś innego? Ile tęsknimy sami, a ile to tęsknota wpojona przez rodziców? Czym jest dziedzictwo? Jakowienko zadaje te pytania, ale nie daje odpowiedzi. Czytelnik musi sam je znaleźć, korzystając ze swoich dotychczasowych doświadczeń, lub wytężając empatię, jeśli nigdy nie miał potrzeby wynieść się, choćby na mniejszą skalę, np. do innego miasta.
Przemieszczenie jest dość krótką książką, ale wypełnioną emocjami. Formułuje pytania, na które właściwie każdy powinien sobie odpowiedzieć. Niekoniecznie po to, żeby poradzić sobie z nostalgią, ale mocniej osadzić siebie w rzeczywistości i dowiedzieć czegoś nowego o swoim charakterze. Być może nawet poradzić sobie z problematycznymi pozostałościami po brakach z dzieciństwa. Bardzo dobry debiut, dobra książka.
Przemieszczenie przede wszystkim przyciąga wzrok. Design stylizowany na paszport w pewnym sensie sugeruje, o czym jest ta książka. A jednak tylko w pewnym sensie, bo choć Jakowienko napisała powieść o imigrantce i to wątek nostalgii wydaje się być najważniejszy, to dla mnie wyraźniejsze są inne, bardziej uniwersalne motywy związane z relacjami rodzinnymi, poszukiwaniem...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-20
Wiedźmin: Ballada o dwóch wilkach to już siódmy tom z serii komiksów, które zaczęły wychodzić “po grze”. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się po nim niczego specjalnego. Ot odrobiny rozrywki. A jednak autorzy mnie bardzo pozytywnie zaskoczyli.
Po pierwszym rzucie oka na rysunki myślałam, że będą ok, ale bez większych zachwytów. Jednak doceniłam je, gdy wpatrzyłam się w szczegóły. Siła detali jest naprawdę duża. Wyróżnia się mimika postaci, szczególnie Jaskra.
I te wizualizacje muzyki. Miki Montlló miał cudowny pomysł, jak graficznie przedstawić ballady Jaskra i od razu przekazać w jakim stylu są skomponowane. W skrócie, Montlló wykorzystał design podobny do memów o “smacznej kawusi”. Wynika z nich, że styl Jaskra był dość chodnikowy. Bard w tej części to taki Zenek Martyniuk Temerii. Bardzo mi się spodobała taka wizja. Parę razy prychłam.
🎸 Wiedźmin i postacie ze znanych baśni
Bartosz Sztybor także jest w świetnej formie. Opowiada niby zwykłą historię, bardzo typową dla wiedźmina. Geralt otrzymuje zlecenie zabicia wilkołaka. Jednak ten jeszcze nikogo nie zabił, więc Geralt postanawia puścić go wolno i wtedy właśnie pojawia się trup. Geralt przeczuwa jednak, że coś w tej historii jest nie tak i że wszyscy kłamią, a on chce, jak zwykle, dokonać słusznego wyboru.
Sztybor bardzo fajnie łączy różne historie. Są tu ślady inspiracji znanych baśni o Czerwonym Kapturku i Trzech Świnkach (siostry Schwinke, hehe). Występują nawet sami bracia Grimm. Do tego znajdziemy doskonale znane elementy świata stworzonego przez Sapkowskiego. Są klątwy, dopplery, wilkołaki i nekkery. Doskonała mieszanka zapewniająca świetną rozrywkę.
🎸 Wiedźmińskie eksperymenty
Mam wrażenie, że cała ta seria na tyle okrzepła, że każda kolejna część jest coraz odważniejsza. W Wiedźmin: Ballada o dwóch wilkach jest wyraźnie więcej Jaskra niż zwykle – dużo wizualizacji jego ballad. Ale watki są sprytnie połączone, tak, że to nawet dodaje smaczku i popycha fabułę do przodu.
Mam nadzieję, że kolejne epizody z tego cyklu będą jeszcze bardziej odważne i poeksplorują także inne postacie i motywy, których przecież w tym świecie nie brakuje. Jako wierna fanka naprawdę na to liczę i czekam z niecierpliwością na kolejne historie.
Wiedźmin: Ballada o dwóch wilkach to już siódmy tom z serii komiksów, które zaczęły wychodzić “po grze”. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się po nim niczego specjalnego. Ot odrobiny rozrywki. A jednak autorzy mnie bardzo pozytywnie zaskoczyli.
Po pierwszym rzucie oka na rysunki myślałam, że będą ok, ale bez większych zachwytów. Jednak doceniłam je, gdy wpatrzyłam się w...
2024-03-17
Lubię dobre opowieści, niestety często okazuje się, że te emocje, które sprawiają, że książka jest dobra, to cierpienie ich bohaterów. Drzewo tańca jest wręcz nim przepełnione.
Historia jest tak skonstruowana, że stosunkowo łatwo jest się zidentyfikować z główną bohaterką, której oczami widzimy bezlitosny, wręcz zły świat. Lisbeth, bo tak kobieta się nazywa, jest w upragnionej, zaawansowanej już ciąży, ale nie może się jeszcze cieszyć. Wszystkie poprzednie ciąże straciła i to napiętnowało ją wśród społeczności niewielkiej wsi.
Historia zaczyna się w momencie, gdy z siedmioletniej pokuty w klasztorze wraca siostra męża Lisbeth. Dziewczynę zesłali tam za grzech, o którym się nie mówi. Lisbeth targa wiele emocji, niepewność co do swojej sytuacji, pytania o przewiny szwagierki i strach o ciążę. Nosi w sobie też dużo złości z powodu gróźb odebrania jej rodzinie ukochanych uli, które nie tylko przynoszą zarobek, ale są też dla niej wielką radością. Opiekuje się pszczołami i jest dumna z tego, jak sobie z nimi radzi.
💃 Trudy życia w XVI wieku
Lisbeth, podobnie zresztą jak inne kobiety, ma trudne życie, ma pracować i rodzić. Oraz ma być posłuszna swojemu mężowi. Takie właśnie życie wiodły w większości kobiety w XVI wieku, w którym właśnie osadzona jest ta historia.
Ta bezsilność wobec losu i silniejszych, okrutnych ludzi, niekoniecznie tylko mężczyzn, pewnego dnia doprowadza do dziwnego wydarzenia. Jakaś kobieta zaczyna tańczyć, jakby w transie. Po pewnym czasie dołączają do niej kolejne. Tańczą cały czas. Nawet jeśli ktoś im przerwie, to po krótkim czasie odpoczynku wracają. Często też umierają z powodu wycieńczenia.
To wszystko sprawia, że Lisbeth jest coraz bardziej niespokojna, choć jednocześnie otwierają się jej oczy. Odkrywa mroczne tajemnice, których była do tej pory nieświadoma. Zszokowana dziewczyna dociera do granicy wytrzymałości i obojętności, co daje jej odwagę do podejmowania ryzykownych, ale wyzwalających decyzji.
💃 Wyzwolenie w tańcu
Tłem dla opowieści o bohaterce jest maniakalny taniec. Ruch wydaje się jedynym sposobem na wyrażenie bezradności, odreagowanie trudu życia w wiecznym znoju, braku możliwości podejmowania swoich decyzji, podległości i bycia zawsze w stanie poddańczym. Mania jest dla tańczących kobiet formą oporu i uzyskaniem pewnego rodzaju wolności, zatraceniem, zanurzeniem w pełni tu i teraz. Taniec w transie to porzucenie dbałości o przyszłość i pogodzenie się ze śmiercią.
Co ciekawe, takie wydarzenia faktycznie miały miejsce. Po raz pierwszy w 1518 roku w Strasburgu (patrz np. Wiki i J. Waller, A Time to Dance, A Time to Die) i jeszcze kilka razy w późniejszych wiekach. Drzewo tańca wykorzystuje je tylko, żeby wysnuć opowieść o cierpieniu, nadziei, wykluczeniu, grzechu, strachu i nienawiści.
Autorka zmienia jednak historyczny fakt, bo w jej książce tańczą tylko kobiety. Jednak z tego co wiadomo, w prawdziwych wydarzeniach w trans wpadali także mężczyźni. Warto to wiedzieć, jednak z punktu widzenia kluczowego w książce wątku cierpienia kobiety, nie ma to żadnego znaczenia. Drzewo tańca to w gruncie rzeczy uniwersalna opowieść o życiu, stratach, lękach i wyborach.
Lubię dobre opowieści, niestety często okazuje się, że te emocje, które sprawiają, że książka jest dobra, to cierpienie ich bohaterów. Drzewo tańca jest wręcz nim przepełnione.
Historia jest tak skonstruowana, że stosunkowo łatwo jest się zidentyfikować z główną bohaterką, której oczami widzimy bezlitosny, wręcz zły świat. Lisbeth, bo tak kobieta się nazywa, jest w...
W tomie trzecim Saga o Potworze z Bagien zmienia nieco dynamikę historii. Artyści jeszcze bardziej wykorzystują potencjał innych postaci, dzięki którym historia Aleca przemienionego w żywiołaka nabiera znacznie większej głębi.
Ta część zaczyna się intensywnie. Do tej pory pokojowo nastawiony i spokojny Potwór wpada w szał po aresztowaniu jego ukochanej Abby. Wątek kobiety oskarżanej o niemoralne zachowanie, wgl jest tutaj ciekawy i pogłębiony. Znów Moore zdaje się odnosić do problemów społecznych związanych z emancypacją kobiet.
🪐 Potwór w Gotham
W każdym razie, po aresztowaniu Abby Gotham wpada w prawdziwe tarapaty. Batman próbuje z Potworem najpierw rozmawiać, a później walczyć. Swamp Thing okazuje się jednak potężniejszy. Niestety i na niego wynaleziono kryptonit. Choć Abby zostaje uwolniona od zarzutów, to ciało Potwora zostaje zniszczone, a jego przeprogramowana istota zaczyna wędrować po wszechświecie w poszukiwaniu miejsca, gdzie mógłby się odrodzić.
Alec trafia w przedziwne miejsca, fabuła jest poprowadzona równie dość …oryginalnie. Takie podejście może się nie do końca podobać, bo autorom totalnie odjeżdża peron. Ale nie można im odmówić odwagi w prowadzeniu wątku.
🪐 Forma dająca wiele możliwości
Niektóre z tych przygód po drodze są naprawdę dziwaczne. Jeden z najbardziej oryginalnych epizodów dotyczy jego przypadkowego przechwycenia przez inteligentną planetę – maszynę, częściowo biologiczną. Jak to jest narysowane i jak wymyślone! W latach osiemdziesiątych, gdy Saga o Potworze z Bagien powstawała, komiks ten musiał być prawdziwym objawieniem. Jak pojemna jest to forma i jakie treści potrafi nieść!
Fascynujące jest to, ze ten komiks operuje wieloma różnymi gatunkami, przechodzi z fantasy, w horror, a czasami nawet w sci-fi. Szczególnie w drugiej części, w której Moore i inni odpływają totalnie w abstrakcyjne wyobrażenia o podróży kosmicznej Potwora. Świetne są też te epizody, w których obrazowane są psylocybinowe odloty bohaterów.
Saga o Potworze z Bagien to klasyka komiksu, która nadal zachwyca podejściem do opowiadanej historii i złożonością charakterów postaci. Zazdroszczę wszystkim, którzy jeszcze tej historii nie znają i będą ją dopiero czytać. Alan Moore wraz z rysownikami zapewnili parę ładnych godzin fantastycznej przygody w świecie inteligentnego i życzliwego potwora, niebezpiecznego żywiołaka.
W tomie trzecim Saga o Potworze z Bagien zmienia nieco dynamikę historii. Artyści jeszcze bardziej wykorzystują potencjał innych postaci, dzięki którym historia Aleca przemienionego w żywiołaka nabiera znacznie większej głębi.
więcej Pokaż mimo toTa część zaczyna się intensywnie. Do tej pory pokojowo nastawiony i spokojny Potwór wpada w szał po aresztowaniu jego ukochanej Abby. Wątek kobiety...