szczurek

Profil użytkownika: szczurek

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 32 tygodnie temu
51
Przeczytanych
książek
51
Książek
w biblioteczce
32
Opinii
180
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

O początku końca świata. Tak by to można było mniej więcej określić. A jeśli tak, to z definicji będzie to (i tak rzeczywiście jest) mix gatunkowy. Nie spodziewajecie się dojrzałego postapo, bo to jeszcze nie ten etap. Tak więc mamy kroczącą pandemię nieznanego (i, oczywiście, śmiercionośnego) wirusa. Skąd się wziął, kto ewentualnie za tym stoi - nie wiadomo, ale to typowe dla postapo. Tak ma być. Nie, to książka nie o covid-19 - została napisana ładnych kilka lat przed nim, ale sytuacja wyjściowa analogiczna: lekarstwa brak, strategii brak, a "życie się żyje". W związku z tym będzie to trochę postapo (bo zmiany w dotychczas oswojonym świecie już się pojawiają i wiadomo, że nic nie wskoczy na swoje miejsce), trochę dramat obyczajowy (bo ludzie nagle znaleźli się w sytuacji granicznej, a wiadomo, że wtedy wychodzą różne skrajności), a trochę powieść drogi (co nie zaskakuje, bo w momentach przełomów ludzie zawsze przede wszystkich szukają bezpiecznego schronienia. Tak było w literaturze zawsze - wojny, rewolucje i inne kataklizmy - i będzie zawsze). Całość utrzymana w konwencji literatury popularnej - między innymi znaczny (mimo wszystko) nacisk na zdarzeniowość, niezbyt skrupulatnie pogłębione portrety psychologiczne, a w warstwie tekstowej sporo dialogów. Nie wszystkim się "Pandemia" spodoba, bo nie ma tam jeszcze prawie nic z ukształtowanego postapo. Ten nowy świat dopiero powstaje, a ludzie jeszcze nie mają świadomosci nieuchronnych zmian i skupiają sie na ocaleniu znanych układów. To sprawia, że uciekając w panice, myślą oni i reagują jeszcze "po staremu", w kategoriach rzeczywistości, którą znają. Możemy się tylko domyślać, co ich czeka, ale jeszcze tego nie zobaczymy. Nawet okrucieństwo i barbarzyństwo, czy też paradoks jednoczesnego przeludnienia i samotności (tak charakterystyczne dla klasycznego postapo) dopiero nieśmiało majaczy na horyzoncie. Podsumowując, żeby nie było, to nie jest dzieło wybitne. Do kilku rozwiązań można się przyczepić (choćby wyjątkowo męcząca postać głównej bohaterki), ale z drugiej strony warto choćby spróbować spojrzeć na tę pozycję nieco inaczej - mało jest książek o początku końca świata. Zwykle mamy do czynienia z sytuacją, kiedy ten ostatni już jest w pełni ukształtowany (także w warstwie społecznej). Myślę zatem, że warto choćby spróbować zobaczyć jak wygląda początek końca i ...początku.

O początku końca świata. Tak by to można było mniej więcej określić. A jeśli tak, to z definicji będzie to (i tak rzeczywiście jest) mix gatunkowy. Nie spodziewajecie się dojrzałego postapo, bo to jeszcze nie ten etap. Tak więc mamy kroczącą pandemię nieznanego (i, oczywiście, śmiercionośnego) wirusa. Skąd się wziął, kto ewentualnie za tym stoi - nie wiadomo, ale to typowe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Koniec świata w Starych Maślakach
Zaczyna się od opisu niezwykłej, pełnej emocji, ale i nieco dusznej atmosfery protestów na Majdanie i dość fatalnego epizodu z młodą wolontariuszką Chrystyną, która podkrada pieniądze z puszki charytatywnej, by uzbierać na bilet do USA, gdzie aktualnie pracuje jej matka. Niestety (a może stety) zostaje przyłapana i wyrzucona z grona protestujących. Zrezygnowana i przytłoczona poczuciem winy dziewczyna wraca do mieszkania. Chwilę później przyjeżdża do niej przyjaciółka, Żelka - także nieszczęśliwa, przybita i na domiar złego skonfliktowana z matką. Koniec końców dziewczyny postanawiają pojechać do ojca Chrystyny, który mieszka we wsi Stare Maślaki. Choć podróż "na stopa" przebiega w zasadzie standardowo, to już na tym etapie mamy wrażenie, że czas zaczyna płynąć inaczej. Nie tylko wolniej, ale właśnie inaczej - coraz mniej liniowo, za to coraz bardziej kołowo. Przyjazd i pierwsze sceny z Maślaków trochę mi przypominają atmosferę z (doskonałego, zresztą) serialu "Topi". Niesamowita w swojej egzotyczności wieś żyje własnym rytmem, równolegle (mimo ewidentnych dowodów na kontakt ze światem zewnętrznym) i rządzi się swoimi prawami. Jest tu między innymi replika Bramy Brandenburskiej, ekskluzywny hotel z pięknym ogrodem zimowym, a z drugiej strony tajemnicza chatka miejscowego guru i Wyrocznia rodem z "Matrixa". Jest i prawdziwa lodowa karuzela, którą rokrocznie wycina się na tafli jeziora. Co spotka Chrystynę w Starych Maślakach i czy po 20 latach odnajdzie ojca - nie powiem. Powiem za to, że jeśli mówić o realizmie magicznym, to ta książka jest jego doskonałą realizacją. Przede wszystkim pisarz doskonale dozuje tzw. wahanie fantastyczne - elementy fantastyczne są (w zasadzie!) zawsze tylko intuicyjnie logiczne, ale ostatecznego racjonalnego tłumaczenia wprost doczekacie się tylko częściowo. Mało tego, żaden z bohaterów tej wszechogarniającej "magiczności" nie tylko nie kwestionuje, ale wręcz nieświadomie ją potwierdza. Zmysłowości, analizy rozmaitych doznań ludzkich, metaforyki (także w warstwie intymnej) jest mnóstwo, aczkolwiek autor nigdy nie przekracza granicy dobrego smaku. I (co istotne) te fragmenty narracyjne nie nużą. Odwrotnie - umiejętnie dozowane pozwalają głębiej wniknąć w specyfikę tego szczególnego wariantu "świata na krawędzi" - ni to realnego, ni to wyimaginowanego. Niebagatelną rolę spełnia tu czas, który nie tylko (jak wspomniano) zaczyna biegnąć kołowo, ale potrafi też się zniekształcać, załamywać, zatrzymywać, powtarzać. Ten zabieg (w połączeniu z nieodzowną w realizmie magicznym obecnością mitów, legend i folkloru) pozwala z jednej strony na prezentację wydarzeń z wielu perspektyw, z drugiej zaś na odwrócenie proporcji w odniesieniu do rozwoju historii samego bohatera. W odróżnieniu od klasycznego realizmu, w którym obowiązuje zasada przyczyna-skutek, tu jest programowo odwrotnie - bohater cierpi i dręczy się zanim do czegokolwiek dojdzie. Wisienką na torcie jest niejednoznaczny finał, który pozostawi odbiorcę w stanie zawieszenia: wierzyć, czy nie? Bo mimo, że Polakow naprawdę wiele wydarzeń wyjaśnia w jednoznaczny i odzierający ze złudzeń sposób, to jednak pozostawia nader pojemny wielokropek, przerzucając tym samym na nas decyzję: to jest w końcu ta magia, czy tylko "pospolitość skrzeczy"?
O jeszcze jednej rzeczy trzeba powiedzieć: ta cała misterna i koronkowa robota skrywa (skrupulatnie przemyconą) opinię o Ukrainie. Z jednej strony smutną. To jest kraj, w którym (niestety) obowiązuje zasada: umiesz liczyć, licz na siebie. Bo, jak pisze Polakow, "Zbrzydł mi już ten świat, moi drodzy, a nasz kraj tym bardziej. To rodzaj antypaństwa zaprogramowanego na zniszczenie wszystkiego i wszystkich. Dopiero za sto lat zacznie się tu dziać coś sensowego". To, zresztą, można przewidzieć - motto "Lodowej karuzeli" tę nieszczęsną powtarzalność, uwięzienie w zamkniętym kole wielokrotnie przetrawionego czasu zapowiada ("Lud nosi pieczęć zimy, której nie sposób wyjaśnić"). Z drugiej jednak strony autor tę kasandryczną przepowiednię ewidentnie obala w epilogu. Nie, spokojnie, nie dostaniecie Dickensa ze świątecznym indykiem w tle. Dostaniecie piękny finał w duchu poetyckiego wyważonego bułhakowowskiego zasłużonego spokoju, ukojenia i równowagi. Oby się spełniło. Bo w Starych Maślakach dokonał się nie tylko koniec świata, ale i jego początek.
I na koniec: to, że tę książkę się nie czyta, a "łyka" niewątpliwie jest w dużej mierze (przynajmniej dla nas, polskich czytelników) zasługą tłumacza. Po raz kolejny Ryszard Kupidura pokazał, że doskonale potrafi odnaleźć, wyłowić i wyeksponować ulotny klimat zawieszenia pomiędzy realnością a iluzją, dramatem a łagodnością, oddać feerię stanów, doznań i uczuć, bez których realizm magiczny przecież istnieć nie może. Czytajcie. Warto. Ciekawe, co powiecie :)

Koniec świata w Starych Maślakach
Zaczyna się od opisu niezwykłej, pełnej emocji, ale i nieco dusznej atmosfery protestów na Majdanie i dość fatalnego epizodu z młodą wolontariuszką Chrystyną, która podkrada pieniądze z puszki charytatywnej, by uzbierać na bilet do USA, gdzie aktualnie pracuje jej matka. Niestety (a może stety) zostaje przyłapana i wyrzucona z grona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Druga odsłona opowieści o śledztwach komisarza Wistowicza rozpoczyna się w Wenecji od morderstwa pewnego ubogiego tłumacza języka włoskiego, którego nieszczęściem było przełożyć z niemieckiego kontrowersyjny tekst nikomu nieznanej ukraińskiej autorki. Potem przeskakujemy do Baden, by poznać między innymi młodego lekarza – asystenta szefa szpitala psychiatrycznego – który zostaje zaangażowany w sprawę jednego z pacjentów. I tak nam mija … 60 stron! 60 stron czekania na Wistowicza! Wydaje się dużo, ale powiem wam, warto, bo kiedy już się pojawi (a z nim cała plejada starych i nowych bohaterów), wszystko zaczyna się układać w spójną całość. Oczywiście oprócz morderstwa (i to niejednego) są afery, szpiedzy, podwójni agenci, szemrane typy z przestępczego półświatka, piękne kobiety, a wszystko przyprawione aromatycznym sosem opisów miejsc z początku XX wieku.
W porównaniu z poprzednią częścią, ta jest co najmniej tak dobra (a miejscami nawet lepsza). Przede wszystkim widać, że autor lepiej wyczuwa klimat miejsc, które odwiedza, bo ich opisy są bardziej precyzyjne i sugestywne. Oczywiście, (co w pełni odpowiada wymogom literatury popularnej) pisarz chętnie korzysta ze stereotypów, ale czyni to na tyle umiejętnie, że nie razi oczywistościami i natrętną przewidywalnością. Przykładowo, opisując Wenecję dryfuje ku (wcale nie aż tak niszowej, bo charakterystycznej dla utworów noir) „linii negatywnej”. Miasto na palach nie jest cudowne, barwne, przyjazne i bajecznie kolorowe, a odwrotnie – wilgotne, nieco zatęchłe, odpychające, a nawet niebezpieczne. Dodajmy, że taki obraz nie jest nowością, bo spotkamy się z nich choćby (to z nowszych pozycji) w antologii „Wenecja noir”, a także w filmach (głównie klasycznych lub psychologicznych horrorach, np. „Nie oglądaj się teraz” (1973), czy „Nosferatu w Wenecji” (1988)). Pomysł przeniesienia części akcji do pociągu też nie jest nowy, ale choć i tam dochodzi do morderstwa (co rodzi automatyczne skojarzenia np. z „Morderstwem w Orient Ekspresie” Agaty Christie), autorowi udaje się udaje się uniknąć epigoństwa i wtórności. Wątek „kolejowy” zdecydowanie jest samodzielnym bytem.
Bardziej dopracowana, ale to akurat naturalne w tego typu cyklach, jest postać Wistowicza. Tu mamy okazję poznać go bliżej, wypełnić sobie luki w jego biografii pozostałe po poprzedniej powieści, zrozumieć jego motywacje, a nawet nieco polubić. Przykładowo, okazuje się, że mimo specyficznych (ściślej: brutalnych) niekiedy metod działania, komisarz jest jednocześnie bardzo wrażliwy na krzywdę ludzką. Pomysł sam w sobie jest dobry, bo ocieplenie wizerunku inteligentnego samotnika pozwala czytelnikowi łatwiej go zaakceptować, ale już realizacja nieco kuleje. Nie zdradzę szczegółów, ale wydaje się, że akurat ten wątek średnio się pisarzowi udał, bo są momenty, kiedy zaczynamy się zastanawiać – to jeszcze Kołomijczuk, czy już Dickens? Ale to drobiazg. Ważniejsze jest to, że autor (jak się wydaje) nieco (!) zrewidował strategię dotyczącą konstrukcji postaci kobiecych. Owszem, niezależnie kim są i czym się zajmują, są one w dalszym ciągu głównie (mniej lub bardziej mrocznymi) obiektami pożądania mężczyzn w różnym wieku, ale tu konsekwentnie stoją na dalszym planie. I na szczęście, bo wpychanie ich na chwilę „na pudło” (jak poprzednio), żeby potem znienacka schować, było strategią nie do końca przemyślaną. Tu jest to wszystko uporządkowane – kobiety mają swoje „terytorium” i poza nie nie wychodzą. Możemy się, oczywiście, oburzać, ale powiedzmy sobie szczerze – początek XX wieku to były tzw. męskie czasy i nic na to nie poradzimy.
Finał powieści klarownie i przejrzyście spina wszystkie wątki, zagadka zostaje rozwiązana, a i happy endów nie brakuje. Dobrze się to czyta, aż za dobrze. Wartka akcja, stosunkowo duży nacisk na zdarzeniowość (sporo dialogów), ale bez przesady. Partie opisowe (czasami nawet dość rozbudowane) też są, ale dzięki swojej plastyczności nie nużą. Tu ukłon w kierunku autora za umiejętność wyważenia proporcji, bo ta powieść rozwija się równomiernie – ani nie wlecze jak ślimak, ani nie pędzi jak shinkansen. To właśnie miarowe (choć w miarę szybkie, co zrozumiałe) tempo pozwala nam się wciągnąć, odpocząć i jeszcze nawet paru rzeczy dowiedzieć (i to nie tylko o przeszłości Lwowa, ale też i np. o rozmaitych zawirowaniach politycznych tamtych czasów). Przy okazji, tak, wódkę Wyborową naprawdę produkowano w Poznaniu już od lat 20. XIX wieku.
Ten nienachalny (ale jednak) nacisk na warstwę historyczną zbliża Kołomijczujka trochę np. do Akunina, ale nie można powiedzieć, że autor jest (jak choćby Józefowicz) jego naśladowcą. Jeśli już, to posiłkuje się analogicznym, co Akunin chwytem mapowania przestrzeni poprzez wskrzeszanie miejsc już dziś nieistniejących, albo tych, które zmieniły swoje nazwy. W ten sposób, poprzez ruch wstecz, nie tyle tworzy nową mapę terytorium, co uzupełnia ją i (co ważne z punktu widzenia czytelnika) uatrakcyjnia odbiór tekstu. I tu należy się ukłon w stronę tłumacza. Ryszard Kupidura zrobił świetną rzecz – nie zgubił po drodze klimatu tej powieści.
Reasumując, powieść jak najbardziej utrzymuje się w standardzie gatunku i (co ważne) trzyma poziom. Jeśli zatem podobał się wam „Hotel Wielkie Prusy”, spokojnie sięgajcie po „Ekspres”. Nie zawiedziecie się.

Druga odsłona opowieści o śledztwach komisarza Wistowicza rozpoczyna się w Wenecji od morderstwa pewnego ubogiego tłumacza języka włoskiego, którego nieszczęściem było przełożyć z niemieckiego kontrowersyjny tekst nikomu nieznanej ukraińskiej autorki. Potem przeskakujemy do Baden, by poznać między innymi młodego lekarza – asystenta szefa szpitala psychiatrycznego – który...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika szczurek

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [1]

Władimir Sorokin
Ocena książek:
6,4 / 10
13 książek
3 cykle
Pisze książki z:
23 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
51
książek
Średnio w roku
przeczytane
3
książki
Opinie były
pomocne
180
razy
W sumie
wystawione
49
ocen ze średnią 6,5

Spędzone
na czytaniu
285
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
3
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]