-
ArtykułyAzyl i więzienie dla duszy – wywiad z Tomaszem Sablikiem, autorem książki „Mój dom”Marcin Waincetel1
-
ArtykułyZa każdą wielką fortuną kryje się jeszcze większa zbrodnia. Pierre Lemaitre, „Wielki świat”BarbaraDorosz5
-
ArtykułyStworzyć rzeczywistość. „Półbrat” Larsa Saaybe ChristensenaBartek Czartoryski16
-
ArtykułyNagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego: poznaliśmy 10 nominowanych tytułówAnna Sierant17
Biblioteczka
2024-03-27
2024-03-17
Zacznę od tego, że nie miałam w planach zabierać się w najbliższym czasie za żadną pozycję Marcela Mossa. Wybrałam się jednak na Poznańskie Targi Książek, gdzie owy autor miał swoje wystąpienie. A wtedy coś mnie poruszyło - jest to człowiek tak autentyczny, że aż chce się go słuchać. Oboje cierpimy na to samo zaburzenie - ADHD, a Marcel nie wstydzi się o tym mówić. Widać chaos, który w nim jest, ale mam na myśli chaos w najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Postanowiłam kupić książkę, która akurat rzuciła mi się w oko i dać jej szansę.
Tak jak się spodziewałam, jest ona dosyć chaotyczna (przepraszam za powtórzenia, ale to słowo idealnie oddaje to, co mam do przekazania). Pojawia się wiele postaci, jednakże zaletą jest to, że poznajemy ich po kolei - nie zrzucają się wszyscy na głowę, każdego możemy poznać i wejść w jego buty, zanim pojawi się kolejny bohater.
Jako pierwszą poznajemy Kamilę, która ma świetnego partnera. Jest tak do czasu, aż biorą ślub, a wtedy rozpoczyna się piekło. Oprócz Wojtusia leniwego pijaczka, Kamila dostaje w komplecie teściową z piekła rodem. Postać matki Wojtka jest dla mnie tak skrajnie irytująca, że autentycznie czułam złość, kiedy czytałam dialogi z nią - czyli trzeba książce oddać, że budzi emocje.
Dalej mamy Jacka, któremu zmarła żona, a on znalazł sobie bardzo ciekawą alternatywę na to, jak sobie poradzić z jej brakiem. Początkowo w mojej głowie pojawiła się myśl, że Marcel naoglądał się za dużo "Black Mirror", bo cała sytuacja była kuriozalna, natomiast później zostało to bardzo ciekawie rozegrane.
Ostatnia postać to Malwina fitnesiara, która jest influencerką, prowadzi kluby fitness i ogólnie bardzo dba o swoje ciało. Jednak jej mąż bardzo marzy o dziecku. Naciska, naciska i naciska na tę ciążę, a jak przychodzi co do czego, to podkula ogon i siedzi całymi dniami w pracy.
Mamy trzy historie. Od początku wiemy, że losy tych osób się skrzyżują. Natomiast to w jaki sposób - to było dla mnie fascynujące. Szczerze, takiego plotu się nie spodziewałam. Ostatnie sto stron czytałam na jednym wdechu, z wielkimi oczyma, zastanawiając się - "co tu się, u diaska, wyprawia?". Fabularnie naprawdę brawa dla autora za to, że wpadł na coś tak popapranego.
Natomiast jeżeli chodzi o minusy tej książki - język, język i jeszcze raz język. Prosty, wulgarny, krzyk pisany caps lockiem. Czyta się to ekspresowo szybko, bo rozdzialiki są małe. Ale najgorsze co mnie tu spotkało - tania erotyka. I gdyby nie to, że ta książka jest przepełniona tak dużą ilością "brudnych" scen, opisanych w taki prymitywny sposób, to mogłabym wystawić tej pozycji nawet z 7,5/10. Jednak jest tego na tyle dużo, że trudno było mi przez to brnąć, a jestem dosyć wrażliwa na tym punkcie, wyrosłam już zdecydowanie ze scenek seksu rodem z whatpada.
Zacznę od tego, że nie miałam w planach zabierać się w najbliższym czasie za żadną pozycję Marcela Mossa. Wybrałam się jednak na Poznańskie Targi Książek, gdzie owy autor miał swoje wystąpienie. A wtedy coś mnie poruszyło - jest to człowiek tak autentyczny, że aż chce się go słuchać. Oboje cierpimy na to samo zaburzenie - ADHD, a Marcel nie wstydzi się o tym mówić. Widać...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-16
Mam mocno mieszane odczucia, ale po kolei.
Czy zdarzyło Wam się kiedyś, że wszyscy Wasi znajomi, których poznaliście na przestrzeni całego swego życia, nagle po latach bez kontaktu Was spotykają i przypadkiem każdy z nich chciałby, abyście adoptowali od nich dziecko? Nie? A Atlasowi się zdarzyło.
Lucinda Riley to uzdolniona pisarka, a spod jej pióra wydane zostało wiele bestsellerów. Największym zainteresowaniem cieszy się seria "Siedmiu Sióstr", a "Atlas. Historia Pa Salta" to domknięcie całej rozbudowanej historii. Autorka kiedyś sama opowiadała, że kiedy była dzieckiem, jej ojciec często wyruszał w delegacje. Ani młoda Lucinda, ani jej matka tak naprawdę nie wiedziały, czym dokładnie zajmuje się jej tato. Opisuje go jako skromnego i mądrego człowieka, na którego powrót za każdym razem tęskno wyczekiwały.
KRÓTKIE STRESZCZENIE
Początek książki zabiera nas do 1928 roku, kiedy to malutki jeszcze Atlas, zaczyna prowadzić swój pamiętnik. Szybko przekonujemy się, że życie od początku nie było łaskawe dla tego chłopca. Matka zmarła, ojciec gdzieś zaginął, a dziecię trafiło na paryskie ulice, gdzie dzięki dobroci obcych ludzi, znalazł bezpieczny dach nad głową. Z bardzo obszernego dziennika (boże, komu chciałoby się tyle notować!) dowiadujemy się o ogromnych problemach z zaufaniem, które skutkowały między innymi założeniem, że bezpieczniej będzie, jeśli Atlas przestanie mówić. Postanowił również, że nie zdradzi nikomu swoich danych.
W wyniku przypadku okazuje się, że Atlas ma ogromny talent muzyczny. Trafia pod opiekę słynnego muzyka, który angażuje chłopca w życie społeczne - jako niemowa nie chodził do szkoły, więc sporadycznie wysyłany jest do domu dziecka, aby mieć styczność z rówieśnikami. I tam właśnie spotyka miłość swojego życia. Przyjmuje imię Bo i zaczyna powoli otwierać się przed najbliższymi mu osobami.
Czas leci, dowiadujemy się o tym, że Bo nosi przy sobie pewien skarb. Pomimo jego najszczerszych intencji, przedmiot ten sprawia, że życie głównego bohatera jest zagrożone. Muszą uciekać - on i jego ukochana.
Ruszają w podróż. Odwiedzają wspólnie wiele miejsc, poznają wielu nowych ludzi. Nigdzie nie zaznają jednak spokoju ze względu na wojnę oraz arcywroga naszego Bo, który nieustannie depcze mu po piętach. Dzieje się wiele, lecz nie ma sensu o tym wspominać, gdyż są to wydarzenia znane nam doskonale z poprzednich części tej serii. Wszystko dokładnie notuje w swoim dzienniczku.
Tymczasem jego córki otrzymują kopie pamiętnika, kiedy wyruszają we wspólną podróż statkiem, ku czci ojca. Wszystkie wspólnie czytają jego zapiski, a wszystko wiąże się w całość. Okazuje się jednak, że ich matka i adwokat nie mówili całej prawdy...
MOJA OPINIA
Jestem zmieszana. Przede wszystkim kwestia tego w jaki sposób zapisane są pierwsze rozdziały książki, w porównaniu z tym, co dzieje się dalej. Z początku dzieciństwo opisywane jest bardzo dokładnie i precyzyjnie, uwzględnia wiele szczegółów. Jednak w którymś momencie autor (nie wiem czy to Lucinda, czy to już jej syn) zaczyna bardzo mocno kompresować informacje, które trafiają do dziennika. Zapiski stają się bardziej pobieżne, akcja toczy się nienaturalnie szybko.
Dodatkowo mamy tutaj "odgrzewanie tego samego kotleta", bo w książce jeszcze raz dokładnie opisane są losy sióstr - o ich biologicznych rodzinach, o tym co się z nimi wydarzyło, dlaczego oddali dziecko. Natomiast mam wrażenie, że perspektywa Pa Salta nie wnosi nam żadnych nowych kluczowych informacji na tym tle. Mamy po prostu jeszcze raz przemielone historie dziewczyn. Domyślam się, że musiało to tak wyglądać ze względu na czytelnika, który nie przeczytał wcześniejszych tomów. Jednakże było to dla mnie nudne i wnet frustrujące, że kolejny raz słucham tego samego.
Oczywiście pojawia się wielka miłość oraz wielki arcywróg, który za życiowe zadanie ma zniszczenie Pa Salta. Mężczyzna ten jest specyficzny, groźny, agresywny, ale też zdecydowanie ma problem z logicznym myśleniem i przyjęciem do siebie merytorycznych argumentów.
No cóż, zakończenie oczywiście częściowo przewidziałam, bo nie oszukujmy się, pewnie większość z nas wiedziała, co może się wydarzyć. Nie porwała mnie ta część niestety, wiele wątków mocno naciągniętych.
Mam mocno mieszane odczucia, ale po kolei.
Czy zdarzyło Wam się kiedyś, że wszyscy Wasi znajomi, których poznaliście na przestrzeni całego swego życia, nagle po latach bez kontaktu Was spotykają i przypadkiem każdy z nich chciałby, abyście adoptowali od nich dziecko? Nie? A Atlasowi się zdarzyło.
Lucinda Riley to uzdolniona pisarka, a spod jej pióra wydane zostało wiele...
2024-03-06
2024-02-29
I po co mi to było... Dla kogo była pisana ta książka? Nie jest ona dla dzieci, ale dla dorosłych również nie.
Co my tu mamy?
- normalizowanie patologicznych zachowań rodzinnych
- zły research dotyczący narkotyków i ich ilości, robiony chyba wśród ćpunów w hyperreala
EDIT: po konsultacji z partnerem chemikiem dowiedziałam się, że w Stanach nawet nie ma rynku na amfetaminę, bo przecież jest Adderal. czyli mamy kolejny błąd Polaczka, który pisze o USA.
- sceny seksu napisane gorzej niż przez gimnazjalistkę na whatpaddzie.
- każdy wątek do granic możliwości przewidywalny
I po co mi to było... Dla kogo była pisana ta książka? Nie jest ona dla dzieci, ale dla dorosłych również nie.
Co my tu mamy?
- normalizowanie patologicznych zachowań rodzinnych
- zły research dotyczący narkotyków i ich ilości, robiony chyba wśród ćpunów w hyperreala
EDIT: po konsultacji z partnerem chemikiem dowiedziałam się, że w Stanach nawet nie ma rynku na amfetaminę,...
2024-02-17
Piękna powieść, przecudowna główna bohaterka. Alicja Sambor to postać, która ceni sobie ludzkie życia ponad swoim.
Polecam tę pozycję każdemu, wciągnęła mnie niesamowicie, a nie jestem wielką fanką historycznych tematów.
Końcówka bardzo chaotyczna jak dla mnie.
Piękna powieść, przecudowna główna bohaterka. Alicja Sambor to postać, która ceni sobie ludzkie życia ponad swoim.
Polecam tę pozycję każdemu, wciągnęła mnie niesamowicie, a nie jestem wielką fanką historycznych tematów.
Końcówka bardzo chaotyczna jak dla mnie.
2024-02-13
Jest to bardzo dobry reportaż, chociaż spodziewałam się czegoś mocniejszego.
Jest to bardzo dobry reportaż, chociaż spodziewałam się czegoś mocniejszego.
Pokaż mimo to2024-02-07
Całkiem w porządku pozycja. Styl pisania typowo Pariskowy, proste słownictwo, krótkie i dynamiczne zdania, bardzo krótkie rozdziały. Miło się czytało.
Całkiem w porządku pozycja. Styl pisania typowo Pariskowy, proste słownictwo, krótkie i dynamiczne zdania, bardzo krótkie rozdziały. Miło się czytało.
Pokaż mimo to2024-02-04
A to była tak dobra seria... Początek był aż trudny do przebrnięcia, ponieważ budził we mnie żenadę. Potem, kiedy już myślałam, że zaczyna być fajnie, wjechało najgorsze, co do zaoferowania mają "autoreczki" - choroby + choroby psychiczne.
Kiedy tylko zaczęłam słuchać głupiego gadania o ADHD, myślałam, że zwariuję. Cóż, mam ADHD i tak skrajnie nie podoba mi się sposób przedstawienia tego zaburzenia XD Jeszcze gdyby taka głupota była wspomniana raz, okej, ale nie, oczywiście ciągnięty wątek z dupy przez całą książkę. Ale to jeszcze nie wszystko! Anemie, przeszczepy nerek, zaburzenia lękowe (które niby nasza Rose miała zdiagnozowane, ale autorce się o nich później chyba zapomniało). A to wszystko okraszone niewiedzą i informacjami zaczerpniętymi z jakiegoś onet, przesada.
No i liczyłam na trochę bardziej dramatyczny epilog, szczerze mówiąc. Totalna średniawka.
A to była tak dobra seria... Początek był aż trudny do przebrnięcia, ponieważ budził we mnie żenadę. Potem, kiedy już myślałam, że zaczyna być fajnie, wjechało najgorsze, co do zaoferowania mają "autoreczki" - choroby + choroby psychiczne.
Kiedy tylko zaczęłam słuchać głupiego gadania o ADHD, myślałam, że zwariuję. Cóż, mam ADHD i tak skrajnie nie podoba mi się sposób...
2024-01-30
Osiem to bardzo wysoka ocena, jednak wystawiam ją, biorąc mocno pod uwagę, że jest to młodzieżówka. W wielu miejscach naprawdę urocza, chociaż czasami dobór języka mnie zniewala i to w negatywnym tego słowa znaczeniu. No i też końcówka trochę zbyt ckliwa jak na mój gust, wolałabym, żeby wszystko im się solidnie w życiu zrujnowało.
Będę czytać dalej.
Osiem to bardzo wysoka ocena, jednak wystawiam ją, biorąc mocno pod uwagę, że jest to młodzieżówka. W wielu miejscach naprawdę urocza, chociaż czasami dobór języka mnie zniewala i to w negatywnym tego słowa znaczeniu. No i też końcówka trochę zbyt ckliwa jak na mój gust, wolałabym, żeby wszystko im się solidnie w życiu zrujnowało.
Będę czytać dalej.
2024-01-23
Jestem naprawdę zdziwiona, ponieważ szczerze nie przepadam za młodzieżówkami. Ta ma jednak coś w sobie. Owszem, pojawiały się momenty, kiedy skręcało mnie z zażenowania, niemniej jednak po prostu wciągnęłam się w losy Rosanny.
Podoba mi się, że postacie są barwne, ale nie są wyidealizowane. Nie mają też na siłę powciskanych zaburzeń czy innych "notice me" problemów.
Trudno mi uwierzyć, ale postanowiłam czytać dalszą część tej trylogii. Zobaczymy co to będzie, ale czuję się jak nastolatka, która gorąco kibicuje pierwszoplanowej parce i liczy na ich związek.
Jestem naprawdę zdziwiona, ponieważ szczerze nie przepadam za młodzieżówkami. Ta ma jednak coś w sobie. Owszem, pojawiały się momenty, kiedy skręcało mnie z zażenowania, niemniej jednak po prostu wciągnęłam się w losy Rosanny.
Podoba mi się, że postacie są barwne, ale nie są wyidealizowane. Nie mają też na siłę powciskanych zaburzeń czy innych "notice me" problemów....
Gratulacje dla autorek za sam pomysł zbadania przegrywosfery. Reportaż bardzo przyjemny do przeczytania.
Gratulacje dla autorek za sam pomysł zbadania przegrywosfery. Reportaż bardzo przyjemny do przeczytania.
Pokaż mimo to