Kat

Profil użytkownika: Kat

Bydgoszcz Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 38 tygodni temu
146
Przeczytanych
książek
164
Książek
w biblioteczce
3
Opinii
11
Polubień
opinii
Bydgoszcz Kobieta
Dodane| Nie dodano
Fantastyka w każdej postaci. Książki. Manga. Anime. Muzyka. Miłośniczka smoków i herbaty. Redaktorka. Nauczycielka. Marzycielka. Badaczka literatury.

Opinie


Na półkach: ,

Na początku, chcę zaznaczyć, że liczba gwiazdek, którą przyznałam dotyczy mojej oceny polskiego wydania, nie książki w ogóle. Oryginalnej wersji dałam 10/10.

Przeczytałam całą trylogię „All for the Game” ponad dwa lata temu i od razu się w niej zakochałam. Powieść ma fascynujących bohaterów i wciągającą fabułę. Pierwszy tom to jedynie wprowadzenie do akcji, która od drugiego zaczyna pędzić, porywając ze sobą czytelnika.

Ze względu na moją miłość do tej serii, byłam zachwycona, kiedy odkryłam, że TFC wyszło po polsku. W momencie otwarcia książki, zachwyt minął.

Już na pierwszej stronie pojawiają się błędy gramatyczne i interpunkcyjne, a dalej nie jest lepiej. Niepoprawna odmiana imion (to samo imię odmieniane na dwa sposoby), błędy ortograficzne, których nie powinny popełniać dzieci w podstawówce. Ilościowo nie jest ich wiele, ale są na tyle poważne, bym była zrozpaczona poziomem redakcji tego tekstu.

Mam naprawdę poważne zastrzeżenia co do tego, jak opracowano tekst Nory i cieszę się, że nie zna ona polskiego i nigdy nie zobaczy co zrobiono z jej powieścią.

Mam nadzieję, że poziom kolejnych tomów będzie już wyższy.

Na początku, chcę zaznaczyć, że liczba gwiazdek, którą przyznałam dotyczy mojej oceny polskiego wydania, nie książki w ogóle. Oryginalnej wersji dałam 10/10.

Przeczytałam całą trylogię „All for the Game” ponad dwa lata temu i od razu się w niej zakochałam. Powieść ma fascynujących bohaterów i wciągającą fabułę. Pierwszy tom to jedynie wprowadzenie do akcji, która od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czekałam na tę książkę miesiącami, więc kiedy w końcu dostałam ją w swoje ręce, nie mogłam się od niej oderwać. Zajęło mi to jedenaście godzin, prawie całą noc i nie mogłam przez to pójść na zajęcia, ale było warto.

„Przebudzenie króla” było dokładnie tym, czego się spodziewałam po ostatnim tomie „Cyklu kruka”. Cóż, nie miało wszystkiego, na co miałam nadzieję, ale nic nie jest idealne.

Akcja miała dobre tempo i interesujące zwroty akcji. Momentami dezorientujące były opisy dlaczego i jak coś się dzieje. Szczerze przyznam, że przez całą serię miałam problem ze zrozumieniem niektórych fragmentów, były tak mylące.
Postaci były cudowne jak zawsze – kocham tą grupkę i czytałam myśląc tylko o tym, aby każde z nich miało swoje szczęśliwe zakończenie. Poza Gansey’em, Ronanem, Adamem i Blue, znanymi z poprzednich części pojawia się nowy bohater. Henry Cheng został już wcześniej wspomniany i nawet pokazany, ale w „Przebudzeniu...” jego rola zyskuje na znaczeniu.

Szkoda, że Kavinsky’ego nie spotkał podobny los i nadal pozostaje on wielkim nieobecnym, a jego wątek urwano po drugim tomie…

Ostatnie rozdziały spędziłam płacząc, a najwięcej łez spowodował Noah. Przez całą książkę towarzyszy nam mieszanka smutku i radości, które trudno tak naprawdę rozdzielić. Radzę więc zaopatrzyć się w ogromne pudełko chusteczek.

To stwierdzenie prowadzi do mojej ulubionej części książki: Ronan i Adam. Kocham to, jak pokazano ich relacje. To niesamowite jak daleko zaszli w „Przebudzeniu...”. ich wędrówka zaczęła się tak naprawdę w drugim tomie, „Złodziejach snów”, ale to w tej części wszystko – co Ronan myśli o Adamie, jak Adam widzi Ronana – kawałek po kawałku układa się w jedną, spójną całość. Czy będzie ona tęczowa? Niemożliwe, jeśli ma w tym udział Ronan. Ale pełna nadziei i ekscytująca? Na pewno.

Jak już wspomniałam, „Przebudzenie...” wprowadza nowe postaci. Poza Henry’m pojawia się nowy antagonista.

Właściwie, w tej części antagonistów jest wielu – dwóch albo trzech, zależy jak ich policzyć. Dwóch z trzech działa razem i pojawili się już w pewien sposób wcześniej. Trzeci jest zupełnie nowy. Przyznam, ze mam mieszane uczucia co do całej tej grupy. Pierwszy byłby interesujący, gdyby nie obecność „partnera”. Trzeci pojawia się znikąd i nie jest wyjaśniony w zadowalający dla mnie sposób. Chciałabym wiedzieć na en temat więcej.

Kilka słów o atmosferze książki – była nieco przerażająca, niepokojąca. W ten sposób, że trzymała mnie nieustannie na krawędzi w obawie przed tym, co może się za chwilę zdarzyć. Pojawia się coś, mała rzecz, jedno słowo powracające wciąż i wciąż. Pewna postać nagle pojawia się wszędzie gdzie bohaterowie, to każe się zastanowić, czy ona czegoś nie planuje. A jeśli tak, to co? Czytając, cały czas szuka się znaków, symboli. Jeśli bohater znajduje się gdzieś sam, wiadomo już, że zdarzy się coś złego.

Ta książka, ta seria ma w sobie pewną magię. Sprawia, że czytając ją pragniemy „czegoś więcej”, czegoś, czego nie można do końca nazwać słowami. I to jest piękne.

Czekałam na tę książkę miesiącami, więc kiedy w końcu dostałam ją w swoje ręce, nie mogłam się od niej oderwać. Zajęło mi to jedenaście godzin, prawie całą noc i nie mogłam przez to pójść na zajęcia, ale było warto.

„Przebudzenie króla” było dokładnie tym, czego się spodziewałam po ostatnim tomie „Cyklu kruka”. Cóż, nie miało wszystkiego, na co miałam nadzieję, ale nic nie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Harry Potter i Przeklęte Dziecko J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Ocena 6,2
Harry Potter i... J.K. Rowling, Jack ...

Na półkach: , ,

Po skończeniu książki zastanawiałam się, czy w ogóle powinnam pisać jej recenzję – zazwyczaj unikam pisania negatywnych recenzji, ale jestem zbyt zawiedziona, by zachować milczenie.

Zacznę od rzeczy, które mi się podobały: przyjaźń Albusa i Scorpiusa, sposób, w jaki przedstawiono PTSD Harry’ego oraz relacje między małżeństwami; Ronem i Hermioną, Ginny i Harrym.

Albus i Scorpius byli wręcz uroczy, a ich przyjaźń pokazana została w ciepły sposób. Od razu widać, że są dla siebie nawzajem ważni. Nie byłam z początku przekonana co do uczuć Harry’ego – koszmarów, nerwowości – nie pamiętałam aby kiedykolwiek były one adresowane w serii. I wtedy mnie to uderzyło; to przecież pokój, jaki nadchodzi po wojnie sprawia, że okropne przeżycia wracają. Zrozumiałe więc skąd takie zachowanie Pottera i realizacja tego wątku była świetna; realistyczna i poruszająca.

Mam jednak problem z jego stosunkiem do Albusa. Harry nie sprawiał (wcześniej, w trakcie akcji oryginalnej serii) dla mnie wrażenia kogoś, kto tak traktowałby syna. Przecież Harry musiał być w pobliżu teddy’ego kiedy był mały, wychował James’a i nagle okazuje się, że nie potrafi porozumieć się z Albusem? Dziwne.

Hermiona i Ron nie należą do moich ulubionych par z uniwersum HP, ale to, jak ich związek zobrazowano w „Przeklętym dziecku” bardzo mi się podobał. Ron to nadal Ron, nieco bardziej dojrzały, ale jego serce jest nadal tak samo wielkie, jak było dawniej. Hermiona nie zmieniła się za wiele.

Jeśli chodzi o Harry’ego i Ginny, tym, co uderzyło mnie najbardziej była cisza. Cisza w tym sensie, że doskonale rozumieli siebie nawzajem i wspierali bez cienia wątpliwości. Mieli trudne momenty, ale Ginny nigdy nie straciła wiary w Harry’ego.

Draco i Scorpius – lubiłam ich interakcje, ale jednocześnie były to dla mnie słodko-gorzkie momenty. Myślę, że można było zrobić to lepiej.

Teraz przejdę do rzeczy, które sprawiają, że mam ochotę zapomnieć, że ta książka w ogóle powstała.

Zacznę od samego pomysłu, że Voldemort ma córkę. To zwyczajnie nie ma sensu a Delphi miała się urodzić jeszcze przed Bitwą o Hogwart, w rezydencji Malfoyów. To znaczy, że w którymś momencie akcji „Insygniów śmierci” Bellatrix powinna być w ciąży; nie była ani podczas spotkania Śmierciożerców na początku, ani kiedy Harry i spółka zostali złapani. Mamy więc dziurę w fabule (jedną z wielu).

Nie wspomnę nawet o tym jak mało prawdopodobny jest fakt, że Voldemort miałby uprawiać seks z kimkolwiek, nawet z lojalną Bellatrix…

Podróże w czasie. To, co widzimy w „Przeklętym dziecku” jest kompletnie sprzeczne ze wszystkim, co znamy z książek (nie czytam Pottermore więc nie wiem czy tam zostało to wyjaśnione, ale jestem zwolenniczką Śmierci Autora, więc to, czego nie ma tekście utworu nie jest dla mnie kanonem). Dla przypomnienia: w książce istnieje tylko jedna linia czasu – zdarzenia zmienione w przeszłości już są w zmienionym stanie w teraźniejszości, z której wyrusza bohater (Syriusz był już na wolności kiedy Harry i Hermiona postanowili użyć zmieniacza czasu, aby go uwolnić). Wszystkie zmieniacze czasu zostały zniszczone podczas Bitwy w Departamencie Tajemnic. Czy mam uwierzyć, że Theodore Nott był w stanie nie tylko stworzyć na nowo zmieniacz czasu, ale również zbudować go w sposób, który podważyłby zasady działania magii związanej z czasem? Musiałby być Niewymownym, a to mało prawdopodobne.
Skoro już mowa o podróżach w czasie, przy trzeciej podróży schemat stał się nudny. Pierwsza była interesująca – stanowiła przecież główny element fabuły. Druga była konieczna by naprawić skutki pierwszej. Trzecia? Przy tej już przewracałam oczami.

Cała akcja; planowanie powrotu Voldemorta przez jego córkę, ratowanie Cedrica Diggory’ego sprawiały wrażenie, jakby autorzy nie mogli się zdecydować między tragedią a komedią (w przypadku tego ostatniego mam na myśli parodię). Nie powiem, że „Przeklęte dziecko” przypomina fanfiction, bo czytałam fanfiction lepsze od tej książki.

Momentami, podczas czytania, miałam skojarzenia z serią autorstwa Ricka Riordana „Percy Jackson i bogowie olimpijscy”, ale kiedy Riordan wstawia elementy komediowe do inaczej poważnej fabuły, robi to z większą równowagą. Scena z tą starszą panią w pociągu była po prostu żałosna. Pokazałam ją mojej przyjaciółce i ona nie mogła uwierzyć, że ktoś to napisał i opublikował.
Jeśli ja mogłabym decydować, wyrzuciłabym wątki dotyczące dziecka Voldemorta i podróży w czasie. Groźba „powrotu czarnej magii” przywodziła na myśl „Gwiezdne Wojny” - zło zawsze powraca, zmienia się tylko jego forma, czy to będzie Imperium, czy Nowy Porządek. Harry i pozostali bohaterowie nie zasłużyli na to, co przeżyli w „Przeklętym dziecku” - dlaczego nie mogliśmy dostać prawdziwego „wszystko było dobrze”? Dlaczego nie mogła to być historia o relacji ojca z synem bez wyciągania Voldemorta z grobu? Czy Rowling jest niezdolna do stworzenia interesującej historii bez niego? Nie żeby ta była specjalnie ciekawa…

(Tak, zdaję sobie sprawę, że Rowling nie jest głównym autorem, ale całym sercem poparła pomysł na fabułę i współpracowała przy tworzeniu tego dzieła.)

Rowling nie potrafi się powstrzymać przed torturowaniem swoich bohaterów, szczególnie tych niewinnych. Czy śmierć Craiga była naprawdę konieczna? Czy Harry musiał zobaczyć jak giną jego rodzice? Dlaczego Astoria umarła i Scorpius został bez matki? Odpowiedź na dwa pierwsze brzmi: nie (śmierć Craiga można by wyjaśnić tym, że Albus, mając śmierć niewinnego człowieka na sumieniu, przeżyje to, co Harry po śmierci Cedrica, ale to dodaje jedynie do efektu błędnego koła jakie sprawia całość fabuły). Na trzecie nie mam odpowiedzi.

A teraz czas na Slytherin. Minęło więcej niż 20 lat od upadku Voldemorta, a Slytherin nadal jest nienawidzony. Co wszyscy robili przez te lata? Dlaczego nic się nie zmieniło? Nawet Rose odwróciła się od Albusa kiedy trafił do tego Domu.

Oh, Rose. Rose i Scorpius, kolejny zawód. Czy to „uczucie” maiło być postrzegana jako romantyczne? Snape i Lily wersja 2.0? Rose nienawidziła Scorpiusa z zasady, bo był synem Śmierciożercy, nie rozmawiała z nim przez trzy lata! W porządku, była ładna, mądra i ambitna, jest kimś, w kim można się rzeczywiście zadurzyć. Ale Scorpius? To miły, nieśmiały chłopak, który zasługuje na kogoś kto spojrzy na niego nie przez pryzmat oskarżeń innych ludzi, a nie zgodzi się z nimi bez poznania go bliżej. A ta wypowiedź o litości? Jedna z najgorszych rzeczy o miłości, jakie przeczytałam. Miłość nie zaczyna się litością! Zaczyna się zrozumieniem, troską o drugą osobę, chęcią poznania jej bliżej – ale muszą one być obustronne.

Jestem bardzo zawiedziona. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Kiedy zobaczyłam pierwsze opinie ludzi, którzy widzieli sztukę i przeczytali „przeklęte dziecko” myślałam, że to jakiś żart, ale niestety, pomyliłam się. Teraz mogę umieścić tę książkę na półce „Przeczytane” i zapomnieć, że ona w ogóle istnieje...

Po skończeniu książki zastanawiałam się, czy w ogóle powinnam pisać jej recenzję – zazwyczaj unikam pisania negatywnych recenzji, ale jestem zbyt zawiedziona, by zachować milczenie.

Zacznę od rzeczy, które mi się podobały: przyjaźń Albusa i Scorpiusa, sposób, w jaki przedstawiono PTSD Harry’ego oraz relacje między małżeństwami; Ronem i Hermioną, Ginny i Harrym.

Albus i...

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika Kat

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [2]

Leigh Bardugo
Ocena książek:
7,2 / 10
22 książki
4 cykle
1347 fanów
K.J. Charles
Ocena książek:
6,9 / 10
21 książek
5 cykli
3 fanów
Frank Herbert Diuna Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
146
książek
Średnio w roku
przeczytane
15
książek
Opinie były
pomocne
11
razy
W sumie
wystawione
146
ocen ze średnią 6,8

Spędzone
na czytaniu
904
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
17
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]