zaprzecinkiem

Profil użytkownika: zaprzecinkiem

Gdańsk Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 6 lata temu
77
Przeczytanych
książek
179
Książek
w biblioteczce
58
Opinii
399
Polubień
opinii
Gdańsk Kobieta
Dodane| Nie dodano
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: , , ,

Recenzja dostępna: http://www.wywrota.pl/ksiazka/48751-labirynt-duchow-carlos-ruiz-zafon.html

"A nie jest pan w głębi duszy przekonany, że jeśli uratuje pan kogoś porządnego, to ratuje pan cały świat, a przynajmniej stwarza możliwość, by coś dobrego w nim się uratowało?"



Odkąd w 2012 roku na polskim rynku książki ukazał się "Więzień nieba", przedostatnia część tetralogii, wszyscy, których zauroczyła saga "Cmentarz Zapomnianych Książek", czekali z niecierpliwością na ukazanie się ostatniej części. Mieliśmy nadzieję, że w "Labiryncie duchów" zostaną wyjaśnione i zamknięte istotniejsze wątki, że w końcu otrzymamy odpowiedzi na dręczące nas pytania. Czy Julian Carax napisze kolejną książkę? Czy David Martin był szalony? Kim w ogóle był? Na jakiego mężczyznę wyrośnie Daniel Sempere? 11. października nastał ten wspaniały i wyjątkowy dzień, w którym "Labirynt duchów" miał swoja oficjalną premierę. W końcu można zaszyć się wieczorem pod kocem i dać się pochłonąć złożonej historii rodziny Sempere, wejść do labiryntu, w którym co jakiś czas natrafia się na ślepy zaułek i wali głową w mur. W końcu można wrócić na Cmentarz Zapomnianych Książek, spotkać się z dawnymi bohaterami i poznać nowych...



"Ale to właśnie charakteryzuje najbardziej prawdopodobne opowieści: prawda nigdy nie jest doskonała i nigdy nie spełnia wszystkich oczekiwań. Prawda zawsze budzi wątpliwości i skłania do pytań. Tylko kłamstwo jest w stu procentach wiarygodne, bo nie musi usprawiedliwiać prawdy; jego rolą jest powiedzieć nam to, co sami chcemy usłyszeć."



Dużą obawę wśród fanów budziła zapowiedź pojawienia się nowej bohaterki, Alicji, która jest przewodnikiem po czwartej części. Wszystkie poprzednie książki miały taką postać, zawsze inną, która przeprowadzała czytelnika przez fabułę. Okazuje się jednak, że Alicja nie jest wcale nowa (przynajmniej w życiu naszych starych znajomych), a – jak to często bywa u Zafóna – od dawna związana z opowiadaną historią, pomogła nam do tego labiryntu wydarzeń wejść, a teraz pomoże odnaleźć drogę powrotną.



Podczas wojny w Hiszpanii była małą dziewczynką, a los niespodziewanie postawił na jej drodze Fermina, na którym spoczęła odpowiedzialność jej ocalenia podczas bombardowań. Niestety w pewnym momencie się rozdzielili, a Alicja przy kolejnym wybuchu wpadła do magicznego miejsca, które całe późniejsze życie wydaje jej się wytworem wyobraźni. Mimo poważnych ran na ciele i duszy, pozostawionych przez wojnę, samotność i trudy życia na własną rękę, Alicja z pomocą pewnego człowieka wyrasta na silną kobietę, charakterną, ironiczną, a także nad wyraz inteligentną i uzdolnioną. Jej specjalnością są sprawy nie do rozwiązania, a taką jest zniknięcie Vallsa – ministra kultury i dawnego dyrektora więzienia Montjuic. Jak wiemy z poprzedniej części, za jego kadencji warunki przebywających tam więźniów, często niewinnych, były żałosne, brakowało ubrań, opieki medycznej, jakiegokolwiek szacunku. Valls wykorzystywał do zaspokojenia swoich ambicji umiejętności Davida, który był na skraju wytrzymałości...



"Ludzie umierają. Zwłaszcza ci, którzy powinni żyć. Może Pan Bóg musi zrobić miejsce dla skurwysynów, którymi tak sobie upodobał zaludniać ten świat..."



Alicja dostaje za zadnie ustalić, gdzie znajduje się Valls i kto stoi za jego zniknięciem. Policja przydziela jej towarzysza, który ma nadzorować każdy krok tej nieobliczalnej kobiety, Vargasa. Z czasem między partnerami rodzi się więź i zaczynają sobie nawzajem ufać. Mentor Alicji, który uratował ją z ulicy, nadzoruje wszystko na odległość, ale w końcu policja postanawia podziękować za pomoc i przydzielić sprawę uczniowi nieżyjącego już inspektora Fumero. Przyznam szczerze, że na samo wspomnienie tego nazwiska przechodzą mnie dreszcze, a okrutny Fumero wydaje się wciąż żywy na kartach historii. Akcja rozkręca się bardzo szybko, niespodziewane zwroty prowadzą czytelnika do miejsca, w którym okazuje się, że nie każdy jest tym, za kogo się podaje. Niemal każdy bohater – znany czy nieznany wcześniej – skrywa jakąś tajemnicę, fobię, obsesję.



"Chciała mu wierzyć. Chciała mu wierzyć ze wszystkich sił, przepełniona dławiącym przekonaniem, że prawda boli, a tchórze żyją dłużej i są szczęśliwsi w więzieniu swoich kłamstw."



Obawiałam się, że skoro Alicja jest postacią niemal całkowicie nową, trudno będzie ją zbudować wyraziście i kompletnie. Przyznaję szczerze, że nie doceniłam umiejętności Zafóna. Myślę, że kobiety będą Alicji zazdrościć nie tylko drogich sukienek, ale też sposobu bycia i umiejętności zjednywania sobie ludzi. Mężczyźni będą ją podziwiać i myśleć, co by było, gdyby spotkali ją gdzieś na ulicy. Myślę też, że każdy się do niej przywiąże i uzna jej obecność w tej historii za naturalną, jak obecność Daniela. Tak, Alicja idealnie wkomponowała się w całość. Jest bohaterką niemal z krwi i kości, pasującą idealnie do atmosfery książek, do postaci poznanych na początku. Budzi podziw, zazdrość i współczucie. A jak wiemy, kilka podobnych postaci tego typu jest nam już znanych...



Gdybym mogła, zamknęła bym moją opinię o "Labiryncie duchów" w jednym słowie: mistrzostwo. Na pewno nie będzie to obiektywne, od żadnej opinii nie można oczekiwać obiektywizmu, zwłaszcza że jestem fanką twórczości Zafóna nieprzerwanie od kilku lat. Bałam się, że po tak długim czasie, jaki minął od premiery przedostatniej części, to już nie będzie to samo, że autor zgubi gdzieś klimat, że będę za stara, by wracać na Cmentarz i do Księgarni. Ale nie, wróciłam z radością i stwierdziłam, że to wciąż ten wspaniały Zafón, który tak mnie zauroczył jako nastolatkę. Wciąż proza chwyta za serce, opisy Barcelony, klimatu, uczuć i mentalności mieszkańców zachęcają do wybrania się w podróż. Nie poznałam jeszcze osoby, która przeczytała "Cmentarz..." i nie zamarzyła o wycieczce śladami Daniela i innych bohaterów. Słyszałam legendy, że tacy ludzie istnieją.



Katarzyna Okrasko i Carlos Marrodan Casas dopracowali polską wersję w każdym szczególe i choć nie czytałam oryginału, mogę śmiało powiedzieć, że przetłumaczyli książkę po mistrzowsku. Nawet długie opisy nie nudzą, co często zdarza się przy tak obszernych publikacjach, a język pozwala płynąć wraz z historią naprzód, nie odczuwając zmęczenia. Po prostu nie miałam ochoty odkładać książki na stolik, a jak już musiałam, zawsze robiłam to po "jeszcze jednym rozdziale".



"Po pierwsze nauczył się kłamać. Po drugie, i ta myśl nie opuszczała go przez całą drogę, zrozumiał, że z łamaniem przyrzeczeń jest tak, jak z łamaniem serc: najtrudniejszy okazuje się pierwszy raz, potem idzie już z górki."



Czy "Labirynt duchów" rzeczywiście przynosi odpowiedzi na wiele pytań w głowach czytelników? Moim zdaniem i tak, i nie. Najbardziej dręczące mnie kwestie zostały oczywiście wyjaśnione. Niektórych się domyślałam. Mimo wszystko, nadal czuję niedosyt i czegoś mi brakuje. Ba! Mam wrażenie, pewnie błędne, ale zawsze można mieć nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Że czeka nas jeszcze jakaś niespodzianka, prędzej czy później. Łudzę się, że jest to wrażenie uzasadnione zakończeniem książki. Nie mogę przyjąć do wiadomości, ze to już koniec, bo jestem bardzo ciekawa dalszych losów bohaterów. A "Labirynt..." zostawia furtkę, może by czytelnik sam sobie dopowiedział?



Na facebookowej grupie fanów wywiązała się rozmowa o błędach, najbardziej zaciekawił mnie zarzut nieścisłości czasowych. W jednej części Daniel spotyka się ze swoją żoną w wieku osiemnastu lat, w innej w wieku szesnastu. Gdy Julian powinien mieć około czterech lat, on nadal uczy się chodzić. Sama miałam takie wrażenie i gdy czytałam książki kolejny raz, zrobiłam sobie nawet notatki z datami urodzenia, ślubów, śmierci bohaterów... Dopiero "Labirynt..." wyjaśnia, dlaczego tak jest. Właśnie dlatego, że cała historia jest labiryntem i liczy się w niej opowieść, nie daty. Dlatego, że do labiryntu można wejść i wyjść z różnych stron. Nie bez powodu na początku każdej części cyklu możemy przeczytać informację, że książki można czytać w dowolnej kolejności.



"Nie tym razem. Nie mogę wiecznie trzymać cię przy sobie wbrew twojej woli. Choćby nie wiem jak bardzo zabolało mnie rozstanie."



Najważniejsze, że czwarta część jest przepełniona atmosferą starych książek, wielu historii, niemal czuć podczas czytania specyficzny zapach księgarni i Cmentarza Zapomnianych Książek. Wszystko jest tak magiczne, że przez cały czas miałam wrażenie, jakbym była duchem obserwującym poczynania bohaterów, jakbym przeżywała wszystko z nimi. Przyznam otwarcie, że nie raz się wzruszyłam i zapłakałam, nie raz śmiałam się z żartów Fermina... A Fermin daje pokaz już na początku. Skończyłam czytać i czuję się bogatsza o nowe wiadomości o świecie, życiu, relacjach i przyjaźni, bo właśnie to jest najlepiej w całej sadze pokazane. Jak być prawdziwym przyjacielem, jak relacje pielęgnować i nie dać jej się rozpaść. Jakim cudem trwały one od "Cienia wiatru" po "Labirynt duchów"?

Recenzja dostępna: http://www.wywrota.pl/ksiazka/48751-labirynt-duchow-carlos-ruiz-zafon.html

"A nie jest pan w głębi duszy przekonany, że jeśli uratuje pan kogoś porządnego, to ratuje pan cały świat, a przynajmniej stwarza możliwość, by coś dobrego w nim się uratowało?"



Odkąd w 2012 roku na polskim rynku książki ukazał się "Więzień nieba", przedostatnia część...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na trzecią część serii stworzonej przez Kathrin Lange czekałam długo i – muszę przyznać otwarcie – z niecierpliwością. Po lekturze dwóch poprzednich nie stwierdziłam, że jest to coś na tyle dobrego, by mogło uchodzić za coś więcej, niż czytadło, jednak (jak na literaturę młodzieżową) wydawało się dość ambitne i wyjątkowe. W poprzednich częściach autorka wprowadziła ciekawe tajemnice i fabułę, chociaż od początku miałam zastrzeżenia do uczucia łączącego głównych bohaterów. A teraz... Teraz zrobiło się dziwnie. Inaczej, niż wcześniej. „Serce z popiołu” po prostu spaliło w moich oczach wszystko, co do tej pory uważałam za atut serii.

Nie da się przybliżyć fabuły na tyle delikatnie, by nie zaspoilerować „Serca ze szkła” i „Serca w kawałkach”, dlatego o „Sercu z popiołu” powiem raczej krótko. Trzecia część rozwiązuje wiele problemów i daje odpowiedzi na pytania, jakie czytelnicy zadawali sobie podczas wcześniejszej lektury. Dowiadujemy się, jakie są przyczyny problemów psychicznych Dawida. Rozumiemy, przynajmniej częściowo, powody takiego a nie innego zachowania ojca w stosunku do syna. Zostają nam przybliżone motywy mieszkańców wyspy, ich przeszłość i przede wszystkim rozwiązanie tajemniczej klątwy. Może z grubsza brzmi to ciekawie... Ale wszystko jest spalone, gdy w grę wchodzi banalna miłość nastolatków.

Może jestem za stara na takie książki? Nie wiem. Wiem, że nie sądziłam, że autorka rzeczywiście sięgnie do tak przewidywalnego i sztampowego zakończenia całej (umówmy się, że mam na myśli części poprzednie) historii i tajemnicy jako takiej. Dobrze, motywy ojca Dawida i ich wspólna przeszłość były dość ciekawe i zaskakujące, jednak główny problem wyjaśniono czytelnikom tak beznadziejnie, że przyćmiło to resztę plusów. Przynajmniej w moim odczuciu. Po skończeniu książki, powiedziałam od razu "to było takie słabe, przecież taka miłość nie istnieje". Chyba że czytałam ją w złym momencie życia, to możecie mnie poprawić...

Poprzednie dwie części przeczytałam jednym tchem. Każda zajęła mi dzień czy dwa. „Serce z popiołu” z kolei ciągnęło się w nieskończoność, nie mogłam się wczuć w opowieść, wszystko było takie... przepraszam, innego słowa znaleźć nie mogę – naciągane. Chyba wolałabym, żeby seria Serca skończyła się na tej drugiej części i bym mogła sama dopisać sobie zakończenie, bo na pewno byłoby ciekawsze i kreatywniejsze. Z tego samego powodu nie mogłam się zabrać za napisanie recenzji. Po prostu nie mam nic do powiedzenia na temat tej książki. Po prostu jestem zawiedziona. Po prostu czekałam tyle czasu na... nic. Nudę i sztampę. Po prostu to sprawia, że nawet w tej chwili wiem, że nie napiszę prawdziwej recenzji czy opinii, bo nie potrafię wykrzesać z siebie jakichkolwiek przemyśleń po lekturze trzeciej (i na szczęście ostatniej) części serii.

Polecam czy nie polecam? Nie wiem (cóż za błyskotliwość). Warto przeczytać, jeśli chce się znać odpowiedzi na wszystkie pytania. Niby warto je znać, jednak uważam, że każdy z nas dopisałby tej historii lepsze zakończenie i ciekawiej odpowiedział na trapiące nas pytania. Plusem jest, że mogę podsumować serię w całości. Są to książki dla odmóżdżenia. Nie wprowadzają nic do życia, jedynie odprężają i fascynują. Do czasu. Nie są ani dobre, ani złe. Ani wyjątkowe, ani ciekawe. Niby coś w nich jest, ale nie do końca. Podsumować mogę to tak: da się czytać.

Na trzecią część serii stworzonej przez Kathrin Lange czekałam długo i – muszę przyznać otwarcie – z niecierpliwością. Po lekturze dwóch poprzednich nie stwierdziłam, że jest to coś na tyle dobrego, by mogło uchodzić za coś więcej, niż czytadło, jednak (jak na literaturę młodzieżową) wydawało się dość ambitne i wyjątkowe. W poprzednich częściach autorka wprowadziła ciekawe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Urozmaicona zdjęciami recenzja znajduje się pod adresem: https://askier-pisze.blogspot.com/2016/12/sos-psychologiczna-apteczka.html

Przełom starego i nowego roku to bardzo symboliczny czas. Każdy spisuje jakieś postanowienia noworoczne, stawia przed sobą cele na nadchodzący rok czy po prostu próbuje się zmotywować do uczynienia swojego życia lepszym. Pójdę na siłownię, zacznę ćwiczyć, biegać, zdrowo się odżywiać, zapiszę się na kurs tańca, rysunku, przeczytam 52 książki, pogodzę się z przyjacielem sprzed lat, zmienię fryzurę, garderobę, faceta (kobietę)... Nie ma w tym nic złego; zmiany są dobre, pozwalają ruszyć z miejsca i przestać "się cofać". Ale często zapominamy pomyśleć o swojej psychice. Zapominamy, że niektóre rany tworzą się i rozdrapują codziennie, bo... takie jest życie. Nie dość, że nieopatrzone w porę mogą się zakazić, to jeszcze będą hamowały nas w dążeniu do "doskonałości". Skoro nowy rok to czas zmian, zmieńmy swoje nastawienie do higieny psychicznej :). A w tym pomoże nam książka dr. Guy Wincha „Emocjonalne SOS. Jak uleczyć negatywne emocje” wydana niedawno przez wydawnictwo Muza.

Kiedy ktoś pyta nas "gdzie jest apteczka?", automatycznie odpowiadamy "w szafce pod umywalką!", "w dolnej szufladzie!", "nad lodówką!"... A kiedy wpada do nas zapłakana i roztrzęsiona przyjaciółka, i pyta "masz jakąś pierwszą pomoc na rany psychiczne?", często nie wiemy, co odpowiedzieć. A powinniśmy wtedy krzyknąć "jest na regale w pokoju na drugiej półce!". We wprowadzeniu do „Emocjonalnego SOS...” autor porównał tę książkę do podstawowej apteczki, którą każdy ma w domu, żeby móc udzielić pierwszej pomocy w razie drobnego wypadku. Daje nam konkretne plastry, bandaże, płyny, byśmy mogli "opatrzyć urazy psychiczne", jakich doznajemy w życiu codziennym. A to nie wszystko! Dr Guy Winch nie mówi ogólnikowo, a w osobnych rozdziałach opisuje aż siedem typowych urazów psychicznych: odrzucenie, samotność, stratę i traumę, poczucie winy, rozpamiętywanie, porażkę oraz niskie poczucie własnej wartości. Jako praktykujący psycholog bazuje na najnowszych badaniach naukowych i do każdego podaje konkretny przykład obrazujący ze swojego doświadczenia zawodowego, szczegółowo opisuje, czym jest, jakie psychiczne rany może zadać i... jak te rany leczyć!

Dr Winch wspomina, że do niedawna stosowało się zasadę, że pacjent sam musi dojść do rozwiązania swojego problemu. Ale – jak to ze zdrowiem bywa – nie zawsze z katarkiem, kaszelkiem czy bólem głowy pędzimy do lekarza. Po prostu bierzemy tabletkę czy syropek z domowej apteczki. I taką "tabletką" czy "syropkiem" jest książka „Emocjonalne SOS...” Po szczegółowym omówieniu urazu dostajemy wytyczne do kilku kuracji. Często są to ćwiczenia pisemne, wymagające myślenia i... pięciu minut. A czasami to po prostu wskazówki, co robić, jak zmienić myślenie czy nastawienie. Ale! Ćwiczenia w ramach kuracji nie są ani trochę nudne. Niektóre mogą być jedynie trudne, jeśli rana jest świeża. Jednak autor zaznacza, w jakich sytuacjach dany lek stosować, a w jakich się wstrzymać i poczekać na odpowiedni moment. Ja radzę go "słuchać" i rzeczywiście nie stosować danej kuracji, jeśli jest za wcześnie. Myślenie "e tam, jestem silna/y, nic mi nie będzie, to nie może być trudne..." może okazać się zgubne i obciążyć nas niepotrzebnymi na tym konkretnym etapie myślami czy wnioskami.

Starałam się tę książkę poznać jak najlepiej (a także pokazywać wam to na Facebook'u i Instagramie) i zrobić każde ćwiczenie, przeczytać nawet te rozdziały, które sprawiały mi trudność. I, muszę przyznać, nie tylko mnie zainteresowały i zmusiły do innego myślenia, niż na co dzień, ale także pomogły się uporać z niektórymi problemami... Może nie do końca, bo na to potrzeba czasu, ale czuję ogromną poprawę zdrowia psychicznego, odkąd zaczęłam robić to dobrze. Dlatego – muszę się powtórzyć – słuchajcie Dr. Wincha, gdy mówi, żeby dane ćwiczenie zostawić "na później", jeśli jesteście na tym i tym etapie leczenia. Obchodźcie się z tą apteczką dobrze, a jest szansa, że poczujecie poprawę. Kolejną wskazówką, jaką dostajemy, jest opis sytuacji, w której podstawowe leczenie może nie wystarczyć i trzeba wybrać się do specjalisty. Każdy rozdział kończy się taką poradą, dzięki czemu łatwiej się zorientować, jak bardzo "zakażona" jest rana.

Czy „Emocjonalne SOS. Jak uleczyć negatywne emocje” jest potrzebne, jeśli nie odczuwam opisanych w niej problemów?
Moim zdaniem tak, bo nigdy nie wiadomo, kiedy w życiu codziennym doznamy jakichś urazów. Możemy się nie kaleczyć czy nie parzyć, a jednak środki pierwszej pomocy na wszelki wypadek posiadamy. Tak samo jest z tego typu apteczką. Przyda się ona nie tylko nam, ale też naszym bliskim, przyjaciołom, którzy wpadną do nas po radę. Od ludzi nie uciekniemy, a żyjemy wśród nich cały czas, więc dobrze wiedzieć, jak ich wspierać i jak "udzielić im pierwszej pomocy". Książki nie trzeba też czytać jednym haustem, bo poszczególne rozdziały dotyczą innego urazu, więc nie łączą się ze sobą. Nie trzeba też czytać ich po kolei. Kolejnym ułatwieniem – i na pewno dużym plusem – jest język, jakim książka jest napisana. Nie dostajemy tutaj medycznego jazgotu, nie jesteśmy atakowani ze wszystkich stron naukowymi określeniami i opisami, a czytamy po prostu o zwykłych ludziach, ich problemach. Czytamy o sobie, o naszych emocjach.

„Emocjonalne SOS...” jest o tyle dobre, że jeśli nie ma akurat wyleczyć, to na pewno pomoże wzmocnić psychiczną odporność i uwolnić się od urazów i zahamowań uniemożliwiających rozwój osobisty. A kto stoi w miejscu, ten się cofa! Więc jest to obowiązkowa pozycja dla każdego, kto ma jakieś postanowienia noworoczne. Nawet mężczyźni, którzy mogą być nastawieni trochę "anty" ze względu na bardzo cukierkową okładkę – zamknijcie oczy i nie patrzcie na te kolory, które mnie osobiście uspokajają i zachęcają do lektury... Ale każdy jest inny, więc wspominam prewencyjnie ;).

Urozmaicona zdjęciami recenzja znajduje się pod adresem: https://askier-pisze.blogspot.com/2016/12/sos-psychologiczna-apteczka.html

Przełom starego i nowego roku to bardzo symboliczny czas. Każdy spisuje jakieś postanowienia noworoczne, stawia przed sobą cele na nadchodzący rok czy po prostu próbuje się zmotywować do uczynienia swojego życia lepszym. Pójdę na siłownię,...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika zaprzecinkiem

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [1]

Carlos Ruiz Zafón
Ocena książek:
7,5 / 10
13 książek
3 cykle
6682 fanów

Ulubione

Carlos Ruiz Zafón Gra anioła Zobacz więcej
Lauren Myracle W śnieżną noc Zobacz więcej
James Frey Ostatni Testament Zobacz więcej
Carlos Ruiz Zafón Gra anioła Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
77
książek
Średnio w roku
przeczytane
8
książek
Opinie były
pomocne
399
razy
W sumie
wystawione
65
ocen ze średnią 7,2

Spędzone
na czytaniu
496
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
9
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]