-
ArtykułyAgnieszka Janiszewska: Relacje między bliskimi potrafią się zapętlić tak, że aż kusi, by je zerwaćBarbaraDorosz2
-
ArtykułyPrzemysław Piotrowski odpowiedział na wasze pytania. Co czytelnikom mówi autor „Smolarza“?LubimyCzytać3
-
ArtykułyPięć książek na nowy tydzień. Szukajcie na nich oznaczenia patronatu Lubimyczytać!LubimyCzytać2
-
Artykuły7 książek o małym wielkim życiuKonrad Wrzesiński40
Biblioteczka
2019-09-21
2019-09-16
"Znikająca ziemia" to nie jest klasyczny kryminał. Zaczyna się od zniknięcia sióstr, ośmio i jedenastoletniej. Historia zaginięcia dziewczynek będzie przewijać się stale, choć kolejne rozdziały to w rzeczywistości opowiadania o kilkunastu kobietach, mieszkających na Kamczatce. Dopiero w zakończeniu niemal wszyscy bohaterowie znajdą się w tym samym czasie w jednym miejscu i zagadka zostanie rozwiązana.
Każdy kolejny rozdział to kolejny miesiąc po zaginięciu Sofii i Alony i nowa historia o życiu mieszkańców Kamczatki. Bohaterowie, bo są i mężczyźni, różnią się wiekiem, wykształceniem, pochodzeniem, ale oprócz miejsca zamieszkania łączy ich też ból i poczucie straty. W patriarchalnej Rosji kobiet się jednak nie liczą, zwłaszcza na dalekiej azjatyckiej prowincji, więc otoczenie każdy przejaw "inności" szybko potępia, a ludzi sprowadza na ziemię. Philips opisuje gorycz i rozczarowanie swoich bohaterek, bezsilny gniew, który zawsze kończy się tak samo: powrotem do starych reguł.
Autorka jest dobrą obserwatorką. Nie stawia diagnoz, unika klisz, schematów i powielanych tysiące razy banałów o "rosyjskiej duszy". Jej kobiety są żywe, cierpią i obserwują rozpad starego świata [...]
Znikająca ziemia to ciekawy symbol. Prowincji tak odległej, że praktycznie nikt o niej nie wie, zagłady całych nacji, albo przynajmniej ich pierwotnego stylu życia (choćby Czukczów i Ewenków), ruiny marzeń, braku ładu i utraty poczucia bezpieczeństwa. To wszystko i doskonałe portrety psychologiczne bohaterów czynią ze "Znikającej ziemi" nie tyle powieść o Kamczatce, co opowieść uniwersalną.
Opinia też tu: https://annadlugosz.blogspot.com/2019/09/znikajaca-ziemia-julia-philips.html
"Znikająca ziemia" to nie jest klasyczny kryminał. Zaczyna się od zniknięcia sióstr, ośmio i jedenastoletniej. Historia zaginięcia dziewczynek będzie przewijać się stale, choć kolejne rozdziały to w rzeczywistości opowiadania o kilkunastu kobietach, mieszkających na Kamczatce. Dopiero w zakończeniu niemal wszyscy bohaterowie znajdą się w tym samym czasie w jednym miejscu i...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-06
Dalcher posuwa się krok dalej niż Atwood, nie dość że kobiety straciły pracę, własne pieniądze, prawa wyborcze, to także odebrano im głos. Dzienny limit to 100 słów [...] Wystarcza ledwie żeby córeczce powiedzieć "kocham", a synom "odróbcie zadania". Później pozostaje już słuchać i oceniać spustoszenie, jakie w umysłach jej synów sieje nowa rzeczywistość. Pozostaje obserwować regres córki, którą też poddano przymusowej tresurze. Jean McClellan doskonale wie jakie będą skutki, jest z zawodu (podobnie jak autorka książki) neurolingwistką. Jej obserwacje zachodzących zmian są druzgoczące, a codzienne życie staje się torturą. Główna bohaterka jest jednak potrzebna nowemu rządowi i tu zaczyna się sensacyjna intryga. Ta część książki jest oczywiście całkowicie niewiarygodna, ale przecież nie taki był jej zamysł.
"Vox" to przede wszystkim powieść o sile słowa, które buduje człowieczeństwo i tak naprawdę konstytuuje nas w świecie własnym i innych ludzi. Bez słów człowiek nie istnieje, staje się przezroczysty dla innych i znaczy mniej niż odkurzacz czy lodówka. Dalcher nie mówi o tym wprost, ale odmalowuje sytuację, kiedy człowiek tracąc głos, traci znaczenie nawet dla najbliższych.
Nic nie jest nam dane raz na zawsze. Każde prawo może zostać odebrane, każdy przywilej cofnięty, jeśli tylko poczujemy się zbyt bezpiecznie i będziemy bezczynnie czekać i wierzyć, że świat nie może się cofać w rozwoju, że możliwy jest tylko postęp, nie regres. Bierność może prostą drogą doprowadzić do katastrofy. I mimo że "Vox" opowiada o dyskryminacji kobiet, w rzeczywistości nie jest książką stricte feministyczną. Walka o własne prawa dotyczy w równym stopniu wszystkich.
[...]
Nie jestem wielbicielką powieści sensacyjnych i historii o mrocznych intrygach i rządowych spiskach, ale mimo to uważam, że książka Dalcher jest bardzo dobra. "Vox" mówi mocnym głosem o prawach jednostki, bierności i jej konsekwencjach. To głos aktywizmu. Mocny i ważny głos.
Opinia też tu: https://annadlugosz.blogspot.com/2019/09/vox-christina-dalcher.html
Dalcher posuwa się krok dalej niż Atwood, nie dość że kobiety straciły pracę, własne pieniądze, prawa wyborcze, to także odebrano im głos. Dzienny limit to 100 słów [...] Wystarcza ledwie żeby córeczce powiedzieć "kocham", a synom "odróbcie zadania". Później pozostaje już słuchać i oceniać spustoszenie, jakie w umysłach jej synów sieje nowa rzeczywistość. Pozostaje...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-27
To "dziecię boże" to Lester Ballard, ma 27 lat i wraca z więzienia po odsiadce za gwałt, którego nie było. I wraca donikąd. Nie ma domu, nikt na niego nie czeka. Jest samotny, skrzywdzony i odrzucony przez ludzi. Lester jest jak zwierzę, żyje poza prawem, poza społeczeństwem, w lesie.
Ballard jest tak dobrze dostosowany do dzikiego świata, że jego obecność i sposób życia jest dla czytelnika czymś najzupełniej oczywistym, a to, że z jego perspektywy, jego oczyma oglądamy świat, także jego piękno sytuuje nas niebezpiecznie blisko mordercy. [...]
Jego obecność to wręcz zagłada amerykańskiego mitu Boga, rodziny i honoru. I chociaż z płonącego domu wynosi swoje pluszowe misie, jedyny sygnał, że potrzebuje ciepła i normalności, jest zaprzeczeniem szeryfa Bella z "To nie jest kraj dla starych ludzi" i jego systemu wartości.
McCarthy nie sili się na psychologizowanie bohatera. Opis jest przejrzysty, pozbawiony prób objaśniania dlaczego jest tak, a nie inaczej i nawet morderstwa opisywane są beznamiętnie. To czyste działanie, chłodno uchwycony czyn. Właśnie język sprawia, że "Dziecię Boże" stale trzyma czytelnika w napięciu. Nerwowe krótkie zdania i równoważniki zdań, skrajny minimalizm zderzony z urodą dzikiego świata wyzwalają szczególne napięcie. Zderzenie brutalności i piękna oddane w ten sposób wprowadza w dziwny, gorączkowy trans.
Opinia też tu: https://annadlugosz.blogspot.com/2019/05/dziecie-boze-cormac-mccarthy.html
To "dziecię boże" to Lester Ballard, ma 27 lat i wraca z więzienia po odsiadce za gwałt, którego nie było. I wraca donikąd. Nie ma domu, nikt na niego nie czeka. Jest samotny, skrzywdzony i odrzucony przez ludzi. Lester jest jak zwierzę, żyje poza prawem, poza społeczeństwem, w lesie.
Ballard jest tak dobrze dostosowany do dzikiego świata, że jego obecność i sposób życia...
2019-08-28
Co za dużo to niezdrowo. Liczba wątków nie jest może zatrważająco długa, jednak jedyne co je łączy to Syberia, pokazana jako piekło i miejsce ucieczki, i dalekie pokrewieństwo Forysów opisywanych w powieści.
Olga Forys wyrusza w podróż Koleją Transsyberyjską. To czasy współczesne, więc może wybrać podróż pierwszą klasą. Już to ma pokazywać jej wyobcowanie i pragnienie ucieczki od ludzi. I tyle na temat samotności bohaterki, która niezwykle szybko nawiązuje w pociągu znajomości i w dalszej podróży będą jej towarzyszyć Adam i Dirk. Motywy każdego z trójki będziemy poznawać stopniowo w seriach retrospekcji, ale oni sami do końca nie będą świadomi tego, w jakim świecie się znaleźli.
Przed I wojną światową na Syberię wyjeżdża Michał Forys z żona i synkiem. Jego śladem, zgodnie z umową, wyrusza też kochanka.[...] Pomiędzy te dwie historie wplecione są dwie kolejne. O Niceforze Czernichowskim, który na pograniczu rosyjsko-chińskim stworzył w XIX w. własne państewko i młodym Stalinie, którego los zetknie pośrednio z Michałem Forysem.
Wszystkie cztery historie rozgrywają się głównie na Syberii, postaci są jednak słabo z sobą powiązane. To jakieś odległe pokrewieństwa i rodzinne legendy o syberyjskich księżniczkach. Każda z nich jest jednak opowieścią o stracie i braku, a Syberia, która kojarzy nam się w pierwszej chwili z miejscem wielkiej niesprawiedliwości, katorgi i zsyłek, u Wolny staje się miejscem wymierzania kary sprawiedliwej.
Czyta się nieźle i niewiele więcej dobrego można o tej powieści powiedzieć. Za duży nacisk na sensację, za małe skupienie na psychologii postaci, która budowana jest tylko niedomówieniem. Jakby pomysłu na ludzi zabrakło. Zbyt słabo powiązane poszczególne wątki powieści.
Opinia też tu: https://annadlugosz.blogspot.com/2019/08/powrot-z-ponocy-maja-wolny.html
Co za dużo to niezdrowo. Liczba wątków nie jest może zatrważająco długa, jednak jedyne co je łączy to Syberia, pokazana jako piekło i miejsce ucieczki, i dalekie pokrewieństwo Forysów opisywanych w powieści.
Olga Forys wyrusza w podróż Koleją Transsyberyjską. To czasy współczesne, więc może wybrać podróż pierwszą klasą. Już to ma pokazywać jej wyobcowanie i pragnienie...
2019-08-22
"Nadzieja w mroku" to nie jest lektura porywająca. Chwilami jest wręcz nudna, kiedy w kolejnym eseju Solnit wraca do używanych wcześniej przykładów, ale to ciągle lektura bardzo ważna.
[...]
Solnit najciekawiej analizuje właśnie postawę małych kroków, która przynosi efekty odroczone w czasie i tak mało spektakularne, że większość ludzi ich nie zauważa, jednak z perspektywy czasu te pozornie drobne czyny i drobne osiągnięcia składają się na wielką całość. Ta zmiana perspektywy ma optymistyczny wydźwięk, bo pokazuje jak wielką moc ma pojedynczy człowiek i jego głos. Głos czasem rozumiany dosłownie, bo w dobie internetu może on brzmieć donośnie, tak jak w przypadku zapatystów. Solnit kładzie nacisk na sprawczość. Obala mit superbohatera, ratującego świat i otoczonego zawsze przez bezradną i bezbronną resztę. Przeprowadzoną przez cywili akcję ewakuacji Dolnego Manhatanu po atakach 11 września porównała wręcz do ewakuacji wojsk alianckich spod Dunkierki. Równie efektywne były działania zwykłych ludzi po huraganie Katrina w 2005. Supermenem może być każdy i to Solnit pokazuje świetnie. Pojedyncze opowieści o zapatystach, którzy wywalczyli autonomię, obrońcach klimatu, antyglobalistach, przeciwnikach zbrojeń układają się w opowieść o nadziei, przeciwstawianej bierności.
Źródeł bierności doszukuje się autorka nie tylko w mitach o superbohaterach, ale także w narracji o Raju. Ludzie spragnieni są wielkich sukcesów i świata idealnego, ten jednak jak każda utopia jest niemożliwy do osiągnięcia. Wizja ideału osłabia chęć do działania, a krytyka nieidealnego świata, niedoskonałego nawet po pozytywnych zmianach podcina skrzydła, osłabia chęć walki. Zamiast tych niedościgłych ideałów Solnit proponuje strategię drobnych kroków, aktywizm dnia codziennego, bez oczekiwania poklasku i świadomość, którą miał Gandhi: " Najpierw cię lekceważą. Potem z ciebie szydzą. Następnie z tobą walczą. W końcu wygrywasz". Który etap jest teraz? To zależy od sprawy, ale zwycięstwo jest pewne, wbrew tezom zagrożonych rządzących (dosłownie lub ekonomicznie rządzących). Już obecna lista sukcesów i osiągnięć jest długa i ma to kolosalne znaczenie dla świadomości aktywistów.
"Nadzieja w mroku" rzeczywiście przynosi nadzieję i podnosi na duchu. Świetna do czytania krótkimi fragmentami i wielokrotnych powrotów.
Opinia też tu: https://annadlugosz.blogspot.com/2019/08/nadzieja-w-mroku-rebecca-solnit.html
"Nadzieja w mroku" to nie jest lektura porywająca. Chwilami jest wręcz nudna, kiedy w kolejnym eseju Solnit wraca do używanych wcześniej przykładów, ale to ciągle lektura bardzo ważna.
[...]
Solnit najciekawiej analizuje właśnie postawę małych kroków, która przynosi efekty odroczone w czasie i tak mało spektakularne, że większość ludzi ich nie zauważa, jednak z...
2019-05-09
W drodze jest rodzeństwo, ale wędrują osobno. Rinthy szuka własnego dziecka, które w lesie pozostawił jej brat, a Culla szuka siostry. Wcześniej żyli razem w walącej się chałupie gdzieś wśród lasów, ale oszustwo brata ich rozdzieliło. Nigdzie nie mogą zagrzać miejsca, a świat ludzi, których spotykają po drodze to świat groźny. Ludźmi rządzą najniższe instynkty, a nieliczne przyjazne gesty spotykają tylko dziewczynę. Culla dźwiga brzemię mordercy, więc aura, która go otacza nie wzbudza niczyjego zaufania. W ślad za chłopakiem podąża trzech innych wędrowców, są niemal jak trzej jeźdźcy z Apokalipsy. Ich drogi w końcu się skrzyżują w straszliwym, krwawym finale.
W tej powieści uśmiecha się jedynie ślepiec w drodze na moczary. On jeden nie widzi ani zagrożenia, ani wszechobecnego zła.
"W ciemność" to wielkie oskarżenie cywilizacji zbudowanej na przemocy i egoizmie. Ta "cywilizacja" to wielkie oszustwo, jedyne co ofiarowuje ludziom to groza i nieustający strach przed obecnością innych ludzi. Porozumienie? Jedynie kalekie, niezręczne, w pół słowa urwane rozmowy.
Opinia też tu: https://annadlugosz.blogspot.com/2019/05/w-ciemnosc-cormac-mccarthy.html
W drodze jest rodzeństwo, ale wędrują osobno. Rinthy szuka własnego dziecka, które w lesie pozostawił jej brat, a Culla szuka siostry. Wcześniej żyli razem w walącej się chałupie gdzieś wśród lasów, ale oszustwo brata ich rozdzieliło. Nigdzie nie mogą zagrzać miejsca, a świat ludzi, których spotykają po drodze to świat groźny. Ludźmi rządzą najniższe instynkty, a nieliczne...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-16
[...]
Akcja rozgrywa się w latach 40. XIX w. na pograniczu amerykańsko-meksykańskim, a kanwą są losy osieroconego przez matkę chłopca. Znienawidzony przez ojca i obwiniany przez niego o śmierć matki ucieka z domu i szybko odkrywa jak pociągające jest zło. Zaciąga się do oddziału flibustierów, a niedługo później wędruje z bandą Glantona. Oficjalnie mają chronić ludność przed atakami Apaczów, w rzeczywistości mordują kogo popadnie.
"Krwawy południk" to opowieść o źródłach zła, które McCarthy przedstawia jak malarski fresk pełen form i kolorów, za to bez wnikania w ludzkie cierpienie i stany emocjonalne morderców. Jest tylko fizyczny mord złożony z gestu i koloru, a sceny walki w ujęciu autora przypominają taniec. Wszystko to jest całkowicie oczyszczone z emocji, beznamiętne, nieludzkie. [...]
"Krwawy południk" ma zaskakującą kompozycję. Rozpoczyna się jak powieść inicjacyjna, by dość szybko przejść w powieść awanturniczą i w końcu w parabolę w tej części, gdzie postacią dominującą jest sędzia Holden. Przerażający, obłąkany, psychopatyczny, roszczący sobie prawo do panowania nad światem i mordujący w imię tego panowania. Bez jego zgody nic nie może istnieć i nic nie może cieszyć się wolnością. Holden to osobliwe wcielenie nietzscheańskiego nadczłowieka. Nie tylko stoi ponad prawem, ale i ponad światem, który kataloguje jak zbiór własnych dóbr. Dla niego wojna jest celem samym w sobie, bo wojna jest bogiem w pustym świecie, w którym innego Boga zabrakło. Wojna to gra, w której stawką jest istnienie, bo "jedyną tajemnicą jest brak tajemnicy".
McCarthy jest skrajnym pesymistą, nie wierzy w człowieka. Nie wierzy w dobro, wierzy we wrodzoną skłonność do zła. Obala kolejny amerykański mit - mit zdobywców Dzikiego Zachodu. Dla niego to ziemia bezprawia, a zdobywcy to ci, których własna buta doprowadziła do całkowitego moralnego upadku.
Cała opinia tu: https://annadlugosz.blogspot.com/2019/06/krawawy-poudni-cormac-mccarthy.html
[...]
Akcja rozgrywa się w latach 40. XIX w. na pograniczu amerykańsko-meksykańskim, a kanwą są losy osieroconego przez matkę chłopca. Znienawidzony przez ojca i obwiniany przez niego o śmierć matki ucieka z domu i szybko odkrywa jak pociągające jest zło. Zaciąga się do oddziału flibustierów, a niedługo później wędruje z bandą Glantona. Oficjalnie mają chronić ludność...
2019-08-15
Powieść Antrima rozpoczyna się od obalenia starego porządku, po którym ma nastąpić nowy ład. Tym aktem założycielskim jest jednak mord, którego z niewyjaśnionych przyczyn dokonano na burmistrzu miasta. Budowanie nowego świata to jednak chaos, któremu odpowiada chaos samego tekstu Antrima. Pierwszoosobowy narrator (tytułowy pan Robinson) niczego nie wyjaśnia, raczej zaciemnia obraz własnym subiektywizmem.
Lincz i ćwiartowanie ciała burmistrza rozpoczyna serie absurdów zarówno na poziomie rzeczywistości jak i narracji. Rzeczywistość przeradza się we własne zaprzeczenie, a ćwiartowaniu ciała odpowiada szatkowanie tekstu na poziomie języka, narracji i konwencji literackich. Jednak wprowadzenie poetyki surrealizmu, groteski i farsy do niczego w rzeczywistości nie prowadzi. Jedynie potęguje wrażenie chaosu i braku panowania nad literacką materią, ale poza tym nie działa. Pozostaje z tego bigosu, dodajmy, że bigos to wszystko, co szatkowane, ledwie etykietka "eksperymentu", który niestety nie jest udany. Nudzi i właściwie niczego nie wnosi, choć ma wielkie pretensje do objawień o upadku świata.
I tylko na poziomie obrazu upadku świata można w ogóle mówić o jakimś spłyconym znaczeniu powieści Antrima. Społeczne obserwacje są wprawdzie przerysowane go groteski, ale jednak układają się w karykaturalny portret Ameryki. [...]
To wszystko jednak za mało, by, jak to jednak zrobiono, ogłosić książkę powieścią kultową. Jest jedynie pretensjonalna i z pretensjami do mądrości. Odrzuca chaos, mieszanina stylistyczna i ogólna tandeta. Antrim? Nie, dziękuję.
Opinia też tu: https://annadlugosz.blogspot.com/2019/08/gosuj-na-pana-robinsona-i-lepszy-swiat.html
Powieść Antrima rozpoczyna się od obalenia starego porządku, po którym ma nastąpić nowy ład. Tym aktem założycielskim jest jednak mord, którego z niewyjaśnionych przyczyn dokonano na burmistrzu miasta. Budowanie nowego świata to jednak chaos, któremu odpowiada chaos samego tekstu Antrima. Pierwszoosobowy narrator (tytułowy pan Robinson) niczego nie wyjaśnia, raczej...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-11
Właściwie już pierwsza odsłona, pierwszy rozdział książki ogłusza czytelnika, jest jak precyzyjnie zadany cios. Tej precyzji zadawania ciosów nie zabraknie do samego końca.
Historia rozpoczyna się w szpitalnej sali, gdy główny bohater umiera, tak naprawdę historia zaczyna się więc od końca, a w serii retrospekcji poznajemy życie mężczyzny. Chwyt cofania się w czasie nie jest oczywiście w literaturze niczym nowym i choć tu ma mocne podstawy - Terje cofa się w czasie bo umiera- nie w nim tkwi siła powieści, a w precyzji prezentowanych obrazów z różnych okresów życia bohatera.
[...] Cofamy się w czasie o dzień, miesiąc, rok, czasem kilka lat, ale każdy z tych momentów jest pełen okrucieństwa, każde słowo rani. Im bardziej cofamy się w czasie, tym pełniejszy jest obraz psychicznej destrukcji Terjego i jego rodziny. Psychologiczne portrety postaci są drobiazgowo dopracowane, kolejne sceny, z mistrzowskimi dialogami jaskrawo ukazują spustoszenie osobowości Terjego i jej źródła.
"Początki" są bolesnym obrazem dysfunkcyjnej rodziny, odrzucenia i konsekwencji, jakie to z sobą niesie. [...]
Proza Tillera jest bardzo precyzyjna. Surowa i bezlitosna dla odbiorcy. Nęka i rujnuje psychikę. Wymaga wysiłku, przełamania się, dokonania wręcz gwałtu na własnej psychice tak jest emocjonalnie trudna. "Początki" to wielka powieść obyczajowa i zarazem genialny dramat psychologiczny.
Cała opinia tu: https://annadlugosz.blogspot.com/2019/08/poczatki-carl-frode-tiller.html
Właściwie już pierwsza odsłona, pierwszy rozdział książki ogłusza czytelnika, jest jak precyzyjnie zadany cios. Tej precyzji zadawania ciosów nie zabraknie do samego końca.
Historia rozpoczyna się w szpitalnej sali, gdy główny bohater umiera, tak naprawdę historia zaczyna się więc od końca, a w serii retrospekcji poznajemy życie mężczyzny. Chwyt cofania się w czasie nie...
2019-04-12
[...]
"Bohaterów już nie ma" - to zdanie mogłoby być mottem całej książki. I rzeczywiście w latach 30. XX w., gdzieś w zapadłej dziurze w Tennessee bohaterów już nie ma, są za to przemytnicy alkoholu, wyjęci spod prawa i ofiary Wielkiego Kryzysu.
W powieści dominują trzy osoby: Marion Slayder - przemytnik alkoholu, nastoletni półsierota - John Wesley Rattner i Ather Ownby - odludek i opiekun martwego, brzoskwiniowego sadu. Ich drogi przetną sie na skutek zbiegu okoliczności. Wracający do domu oszust Kenneth Rattner ginie z ręki przemytnika alkoholu, a lata później niczego nieświadomy syn zabitego przyjaźni się z mordercą ojca. Natomiast tytułowy strażnik sadu nie wie czyje są zwłoki, których strzeże w ogrodzie.
Narracja jest podzielona na trzy odrębne opowieści, przynależne do każdej z postaci, które reprezentują różne generacje, różne wartości i porządek świata. Wszystkie te trzy historie łączy podobny sposób narracji: plastyczne, poetyckie wręcz opisy natury i prymitywny język, którym posługują się postaci. McCarthy nie stosuje opisów stanów emocjonalnych, są tylko dialogi i konkretne zachowania postaci. Ta strategia niedopowiedzenia skutecznie przykuwa uwagę.
Dzika przyroda i ludzie stoją w opozycji. Prawa natury są surowe, ale konsekwentne. Od ludzi wymagają hartu i moralności, ale w latach 30. to już świat ludzi zdemoralizowanych. Umarły sad jest symbolem świata, który przeminął, a Ather Ownby to strażnik starych wartości (podobnie jak Ed Tom Bell w "To nie jest kraj dla starych ludzi"). Sama opowieść jest peanem na cześć przyrody, której jeszcze nie zdążył skazić człowiek i opowieścią o degradacji ludzkiego świata.
Opinia też tu: https://annadlugosz.blogspot.com/2019/04/straznik-sadu-cormac-mccarthy.html
[...]
"Bohaterów już nie ma" - to zdanie mogłoby być mottem całej książki. I rzeczywiście w latach 30. XX w., gdzieś w zapadłej dziurze w Tennessee bohaterów już nie ma, są za to przemytnicy alkoholu, wyjęci spod prawa i ofiary Wielkiego Kryzysu.
W powieści dominują trzy osoby: Marion Slayder - przemytnik alkoholu, nastoletni półsierota - John Wesley Rattner i Ather Ownby...
[...]
Każde z jedenastu opowiadań to perełka. Barnes pisze wspaniale, jest klarowny w przekazie, a przy tym bywa ironiczny, nieco sentymentalny, uszczypliwy i nieustannie obserwuje, podważając "naszą małą stabilizację". Cóż bowiem w życiu pewnego? Otóż tylko śmierć, zdaje się mówić Barnes, bo cała reszta jest zmienna, a w życiu poza śmiercią nie ma niczego pewnego. Barnes zmienia dekoracje, aktorów i przypisane im role i problemy, ale opowiada za każdym razem o tym samym, choć za każdym razem inaczej. Eros i Tanatos toczą tu nieustanną walkę o dominację, natomiast ludzie walczą z przemijaniem, nie zawsze godząc się ze swoją starością. Reagują złością, smutkiem, rezygnacją, a nawet snują plany na przyszłość, niekoniecznie możliwe do zrealizowania. Ludzie starzeją się różnie i różnie żegnają się ze światem.
Barnes z przenikliwością przygląda się ludziom i upływowi czasu. Różnorodne historie, nie zawsze osadzone we współczesności układają się w studium ludzkiego życia: miłości, zdrady, oszustwa, spełnienia i rozczarowania. "Cytrynowy stolik" jest elegancki i precyzyjnie skomponowany (jak przystało na pisarza tej klasy) i niepokojący. To lubię.
Opinia też tu: https://annadlugosz.blogspot.com/2019/09/cytrynowy-stolik-julian-barnes.html
[...]
więcej Pokaż mimo toKażde z jedenastu opowiadań to perełka. Barnes pisze wspaniale, jest klarowny w przekazie, a przy tym bywa ironiczny, nieco sentymentalny, uszczypliwy i nieustannie obserwuje, podważając "naszą małą stabilizację". Cóż bowiem w życiu pewnego? Otóż tylko śmierć, zdaje się mówić Barnes, bo cała reszta jest zmienna, a w życiu poza śmiercią nie ma niczego pewnego....