-
Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać1
-
ArtykułyEkranizacja Chmielarza nadchodzi, a Netflix kończy „Wiedźmina” i pokazuje „Sto lat samotności”Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyCzy książki mają nad nami władzę? Wywiad z Emmą Smith, autorką książki „Przenośna magia“LubimyCzytać1
-
ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać4
Biblioteczka
2024-04-14
Ta historia ma w sobie bardzo dużo z obyczajówki. Właściwie to obyczajówka z doskokami na rozwiązywanie sprawy morderstwa i nie jest to typ historii, gdzie czytelnik też może ją rozwiązywać, dużo rzeczy się przed nami ukrywa. I klimat i postacie, wszystko wydaje się takie szare, ponure i jednolite, przez to nudne i wcale nie dodające klimatu.
Niektóre momenty w fabule brzmią wiarygodnie, a jednocześnie kompletnie nieprawdopodobnie, zachowania bohaterów i ich sposób myślenia też można mocno kwestionować. I absolutnie nie znoszę w poważnej historii, z przewijającymi się tematami jak gwałt czy pedofilia, wprowadzania karykaturalnych postaci i jest nim oczywiście szef komisariatu. Niczemu to nie służy, a książka komediowa to też nie jest.
Nie jest to żaden soczysty kryminał trzymający w napięciu - to dość nudnawa obyczajówka, która większą głębie dawała pobocznym wątkom niż głównej fabule. Dużo gadania i opisów o niczym.
Ta historia ma w sobie bardzo dużo z obyczajówki. Właściwie to obyczajówka z doskokami na rozwiązywanie sprawy morderstwa i nie jest to typ historii, gdzie czytelnik też może ją rozwiązywać, dużo rzeczy się przed nami ukrywa. I klimat i postacie, wszystko wydaje się takie szare, ponure i jednolite, przez to nudne i wcale nie dodające klimatu.
Niektóre momenty w fabule...
Nie skończyłam tej książki, ale wiem, że nie muszę. Schemat za schematem, typowy bad boy, a nawet kilku i główna bohaterka ''inna niż wszystkie", która też oczywiście nie uważa się za piękność, a do tego ekstrawertyczna, głupktowata przyjaciółka. Rodzice nie wiadomo po co istnieją w tej historii, znasz markę każdej rzeczy używanej przez bohaterów, a nasza protagonistka wstydzi się użyć słowa penis. Generalnie zachowania bohaterów pozbawione sensu, tajemnice robione na siłę i teksty dające dreszcze w negatywnym znaczeniu, np. "Bo albo mogłem cię polubić... [...] Albo cię zerżnąć/ "Taa, mała, właśnie cię wypierdoliłem". Główna bohaterka, Madison, chyba nie do końca się przejmuje, że jej ojciec miał kochankę, a jej matka użyła tej broni właśnie przez niego, w sumie ten wątek, który był najbardziej interesujący z samego opisu, wydaje się nie mieć kompletnie znaczenia na dłuższą metę i jakby go nie było i zmienić wersję na taką, gdzie matka bohaterki po prostu odeszła i porzuciła swoją córkę, to wiele by to nie zmieniło.
Bardzo mnie rozbawiło, gdy ojciec Madison chciał ją ukarać, to był początek jednego z rozdziałów i po jednym słowie "Madi?'' i kolejnych kilku akapitach rozmyślań Madison i słowach nowej partnerki ojca, powiedział w końcu "- Już więcej żadnych imprez. - Po tych słowach znika na korytarzu, a Elena rusza w ślad za nim". To wszystko, to absolutnie wszystko na ten temat.
Jak wiadomo powszechnie, sceny seksu w takich książkach, nie są zbyt dobre i w tym przypadku (nie)stety nie jest inaczej.
Książka brzmi jak słaby debiut napisany przez nastolatkę z wattpada. Nie marnujcie na to czasu, a szczególnie pieniędzy, nawet w ramach swojego guilty pleasure.
Nie skończyłam tej książki, ale wiem, że nie muszę. Schemat za schematem, typowy bad boy, a nawet kilku i główna bohaterka ''inna niż wszystkie", która też oczywiście nie uważa się za piękność, a do tego ekstrawertyczna, głupktowata przyjaciółka. Rodzice nie wiadomo po co istnieją w tej historii, znasz markę każdej rzeczy używanej przez bohaterów, a nasza protagonistka...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-18
Najpierw musiałam się zmierzyć z szokiem jak bardzo film różni się od książki. Nie oczekiwałam wiernego przeniesienia na ekran, ale różnice bywają naprawdę duże i przez to ciężko będzie mi tego ze sobą nie porównywać. Szczerze mówiąc, niektóre sceny, czy fragmenty scen, bardziej podobały mi się w filmie, ale niestety całościowo z filmem problem jest taki, że bardzo mało wyjaśnia, więc na wiele pytań, co raczej dość oczywiste, odpowie książka.
Nie powiedziałabym, że całościowo ta część była nudna, ale jej początek faktycznie dość mocno mi się dłużył. Potem było lepiej i czytało mi się sprawniej, ale przez końcówkę znowu przebrnęłam z niewielkim entuzjazmem i zaangażowaniem. Końcowy dialog między Potterem a Voldemortem wyglądał dla mnie jak z bajki dla dzieci (bo raczej nie sądzę, że Insygnia Śmierci to miała być typowa książka dla dzieci) z tą różnicą, że to protagonista wszystko wyjaśnia, a antagonista jest zdziwiony zamiast antagonisty wyjaśniającego swoje motywy. Ciężko mi było brać nawet wtedy Voldemorta na poważnie, bo brzmiał mi wręcz… przerysowanie? Śmiesznie? Niczym humorzasty nastolatek, który nie może zaakceptować porażki, więc na wszystko odpowiada ‘’co z tego? Co to za różnica?’’ i mówi swoje. Najgorszy dla mnie dialog w tej serii.
Spotkanie Dumbledora i Harry’ego też mnie nieszczególnie przekonało i sam fakt, że ta scena w takiej formie miała miejsce i to, co ten dialog zawierał, skojarzyła mi się z problemem jak coś wytłumaczyć czytelnikowi, gdy nie zaplanowano znacznie wcześniej bardziej przekonywującej formy. Takie ‘’no nie wiem, co z tym zrobić, ale muszę to już zrobić’’. Albo autorce po prostu nie chciało się wymyślać czegoś bardziej prawdopodobnego.
Językowo jest lekko, ale jak wspomniałam - dużo rzeczy się dłuży, właściwie dość rzadko czułam się wciągnięta nawet w momenty akcji. Chociaż z drugiej strony muszę pochwalić zwrócenie uwagi, że bohaterowie, żyjąc w tym lesie, jakoś musieli zdobywać jedzenie, motyw z kanałem radiowym czy ta cała polityczna kwestia związana z działaniami Voldemorta w ministerstwie i przesłuchaniami pod kątem czystości krwi. Ale sama scena jak Harry ratował ‘’oskarżonych’’ dla mnie bardzo słaba.
I w tej części bohaterowie drażnili mnie najbardziej. W każdym etapie historii był to ktoś inny i nie mam na myśli jedynie Rona i Hermiony, a około 90% postaci, które się przewijały. Właściwie, i o dziwo, nie denerwował mnie ani razu sam Harry.
W kwestii motywów miłosnych, patrząc z perspektywy całej serii, o ile nawet mnie przekonuje to budzące się uczucie między Ronem a Hermioną, chociaż nie zmieniam zdania, że do siebie nie pasują, tak kompletnie nie czuję tego związku Harry’ego z Ginny. Nie wątpię, że niektórzy widzą jak to kiełkowało, ale dla mnie Ginny dalej jest po prostu zakochana w sławnym chłopaku, bo jest sławny, a potem pewnie jego czyny też jej zaimponowały, a nie dlatego, że jakoś poznała się z nim lepiej. Może więcej się działo ‘’poza kadrem’’, ale wolałabym więcej poczytać o tym, co się faktycznie działo w tym ‘’poza kadrem’’ niż o kolejnym meczu quidditcha przez kilka stron.
Scena z płonącą tiarą nawet mi zaimponowała, tego się nie spodziewałam.
Kończę książkę bez entuzjazmu, ale też bez jakiegoś wielkiego zawodu. Była dla mnie bardzo nierówna, jakby autorka na niektóre rzeczy miała pomysł od dawna, a na wiele z nich już niekoniecznie. Nie będzie to część, po którą sięgnę, gdybym chciała konkretne części serii czytać ponownie.
Najpierw musiałam się zmierzyć z szokiem jak bardzo film różni się od książki. Nie oczekiwałam wiernego przeniesienia na ekran, ale różnice bywają naprawdę duże i przez to ciężko będzie mi tego ze sobą nie porównywać. Szczerze mówiąc, niektóre sceny, czy fragmenty scen, bardziej podobały mi się w filmie, ale niestety całościowo z filmem problem jest taki, że bardzo mało...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Pomysł na fabułę całkiem mi się spodobał, a wykonanie uważam za dość przyzwoite. Główny bohater ma jakiś charakter, ale nie jest raczej typem postaci, z którą się będziemy jakoś szczególnie utożsamiać. Właściwie nawet niekoniecznie może wzbudzać sympatię.
Gorzej się ma sytuacja z postacią Becky, bo nie ma tu jakiegoś szczególnego znaczenia - istnieje po to, żeby nasz główny bohater miał jakiś obiekt zainteresowania. Nawet bym powiedziała, że Becky jest dość... głupkowata, bez własnego zdania, akceptująca wszystko bez cienia przemyśleń, a przynajmniej na taką jest kreowana, przez 90% historii. Trudno mi się nie zgodzić z wieloma opiniami, że generalnie postacie kobiece są tu bardzo mocno zaniedbane i nie robią nic szczególnego dla fabuły. Głównie martwią się, boją, panikują, śpią i gotują, a oprócz tego towarzyszą swoim mężczyznom, gdy oni biorą się do głównej akcji.
Sens ich postępowania też nie zawsze do mnie przemawiał. Becky, która martwiła się o ojca i raczej była świadoma powagi sytuacji, wcale się do niego aż tak nie śpieszyła, a w momencie, gdy tam dotarła, zmieniła zdanie.
Książkę czyta się całkiem przyjemnie i lekko, nie mam tu nic za bardzo do zarzucenia, ale sama historia nie straszy, a tworzy bardziej klimat niepokoju i niedopowiedzeń. Nie mogę jej jednak odmówić momentów, gdzie działała na wyobraźnie, ale nie było tych momentów nie wiadomo ile. Zakończenie niestety słabe i niezbyt satysfakcjonujące. To jedno z tych zakończeń, które czytasz i nie możesz się pozbyć wrażenia, że autor po prostu nie wiedział co ma z tym zrobić. I o ile celowe niedopowiedzenia niedopowiedzeniami, są dalej książki, które lepiej tym manewrują, tak nie można tego przyjąć za argument dla dziur logicznych i braku wyjaśnień dla rzeczy, którym wyjaśnienia by się przydały. Tak na dobrą sprawę dalej nie wiem na jakiej dokładnie zasadzie działają te kokony i w jaki sposób zaczęto je hodować.
Historia warta zapoznania, ciekawa w swoim pomyśle, ale nie jest wybitna językowo i nie nosi ze sobą jakiejś mądrości czy drugiego dna. Lekka historia z dreszczykiem - tak, wysokiej klasy literatura wspominana z uśmiechem po latach - niekoniecznie.
Pomysł na fabułę całkiem mi się spodobał, a wykonanie uważam za dość przyzwoite. Główny bohater ma jakiś charakter, ale nie jest raczej typem postaci, z którą się będziemy jakoś szczególnie utożsamiać. Właściwie nawet niekoniecznie może wzbudzać sympatię.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toGorzej się ma sytuacja z postacią Becky, bo nie ma tu jakiegoś szczególnego znaczenia - istnieje po to, żeby nasz główny...