-
ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać1
-
ArtykułyJedna z najważniejszych nagród literackich w USA odwołana po proteście pisarzy z powodu GazyKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyRozdajemy 100 książek i konta premium w aplikacji. Konkurs z okazji Światowego Dnia KsiążkiLubimyCzytać20
-
ArtykułyCi, którzy tworzą HistorięArnika0
Biblioteczka
Nie można chować głowy w piasek, zwłaszcza jeśli się jest rzetelnym historykiem, a takim właśnie jest autor tej książki. Drozdowski zmusił IPN do wznowienia śledztwa w sprawie tego, co Niemcy zrobili z polskimi mieszkańcami Bydgoszczy w 1939 roku. Wartościowa książka, bardzo ważna pozycja nie tylko dla bydgoszczan.
Nie można chować głowy w piasek, zwłaszcza jeśli się jest rzetelnym historykiem, a takim właśnie jest autor tej książki. Drozdowski zmusił IPN do wznowienia śledztwa w sprawie tego, co Niemcy zrobili z polskimi mieszkańcami Bydgoszczy w 1939 roku. Wartościowa książka, bardzo ważna pozycja nie tylko dla bydgoszczan.
Pokaż mimo to2021-06-01
Polska literatura generalnie nie nadąża. Nie nadąża za światowymi trendami, za wydarzeniami, za językiem ulicy. Co zrobić, tak już jest. Dlatego trzeba się cieszyć, kiedy pojawiają się w księgarniach takie powieści jak „Plaga” Bartłomieja Świderskiego. Kawał soczystej, szybkiej opowieści o tym co mogło się wydarzyć tu i teraz.
„Plaga” to dystopia o niekończącym się lockdownie – zapowiada wydawca i generalnie ma rację, ale jednak ta powieść jest też o innych sprawach. Głównym bohaterem pozornie jest Michał, scenarzysta, który zaczyna wariować w domowej kwarantannie i zaprzyjaźniać się z domową myszką. Michał stanie jednak oko w oko z szansą na przebicie muru i zobaczenie świata takim, jaki on jest naprawdę. I tutaj poznajemy prawdziwe zajęcie prawdziwego autora „Plagi”, bo wskakujemy w rollercoaster szybkiego, nowoczesnego montażu filmowego i pędzimy z naszymi bohaterami po okolicach Warszawy w klimacie postapokaliptycznej dystopii.
Ale ale – Michał tylko pozornie jest głównym bohaterem powieści. Prawdziwym bohaterem jest strach, w tej historii boją się wszyscy, tyle tylko, że każdy czegoś innego. Strach przestaje być w pewnym sensie przywiązany do swojego źródła, a staje się autonomicznym bytem. Dziewczyna Michała, świetnie zarysowana postać- mimo że formalnie praktycznie nieobecna na łamach książki, to wciąż wpływająca na akcję – mówi w pewnym momencie tak: „Przestań się bać, Michał. Mnie zabija plaga, a ciebie strach… Ja umrę raz, a ty umierasz sto razy dziennie”. I o tym jest tak naprawdę „Plaga” – o strachu.
Dużo w tej powieści nawiązań tak do „Dżumy” Camusa, jak do COVIDa duetu Szumowski/Niedzielski. Oczywiście nie wprost, przynajmniej jeśli chodzi o to drugie nawiązanie. Pojawia się również wątek… bardzo, wręcz bezgranicznie bogatego Polaka o dziwnie znajomo brzmiącym nazwisku, który wykorzystuje plagę do jeszcze większego wzbogacenia się. Właśnie: wykorzystuje zarazę, czy jest… jej autorem? Pojawiają się strefy zamknięte, których w rzeczywistości (jeszcze?) nikt nie wprowadził. Pojawiają się też odporni na zarażenie. Pojawia się zorganizowany, zwarty i konkretny ruch oporu. Słowem: piękna, szybka przejażdżka po epidemii.
Czy faktycznie tak mógłby wyglądać ten niekończący się lockdown? Obyśmy nie musieli się o tym nigdy przekonać, bo „tu nie kroił się dialog, lecz raczej nekrolog. I to niejeden”.
"Moje nieprzyzwyczajone gardło momentalnie wyschło i musiałem użyć całej woli, by zdusić kaszel w zarodku. Nawet jeśli byłem zarażony, pokasływanie nie miało z tym nic wspólnego, było tylko mechaniczną reakcją na zimne powietrze. Ale przecież osiemset trzynastego dnia lockdownu nikt nie przyjmował już zapewnień o niewinnym kaszlu".
Świetny język, błyskawiczna – filmowa, nieco wręcz przerysowana – akcja to zalety „Plagi”. A wady? Wynikające wprost z zalet: dwuwymiarowi bohaterowie, ale trudno wymagać głębokich portretów psychologicznych postaci, które mają za zadanie biegać, uciekać i szukać rozwiązań. To są raczej gracze w escape roomie niż pełnokrwiści bohaterowie Dostojewskiego. Czy to zarzut? Nie sądzę, bo w konwencji szybkich migawek jaką przyjął Świderski inna strategia kreślenia postaci bohaterów sprawiłaby czytelnikowi zwyczajny dyskomfort.
wersja www: http://www.czytam.skutecki.pl/kogo-zabija-plaga-a-kogo-strach-pare-slow-o-pladze-bartlomieja-swiderskiego/
Polska literatura generalnie nie nadąża. Nie nadąża za światowymi trendami, za wydarzeniami, za językiem ulicy. Co zrobić, tak już jest. Dlatego trzeba się cieszyć, kiedy pojawiają się w księgarniach takie powieści jak „Plaga” Bartłomieja Świderskiego. Kawał soczystej, szybkiej opowieści o tym co mogło się wydarzyć tu i teraz.
„Plaga” to dystopia o niekończącym się...
Trudno o swojej książce coś pisać. Zapraszam do lektury. https://sklep.naszapolska.pl/strona-glowna/186-ostatni-taki-rok-zbior-felietonow-z-roku-2020-pawel-skutecki-przedsprzedaz-.html
Trudno o swojej książce coś pisać. Zapraszam do lektury. https://sklep.naszapolska.pl/strona-glowna/186-ostatni-taki-rok-zbior-felietonow-z-roku-2020-pawel-skutecki-przedsprzedaz-.html
Pokaż mimo to
Przyznam się od razu: jak zobaczyłem prawie tysiąc stron opowieści o jakiejś kompletnie niszowej rewolucji w XVII-wiecznym włoskim mieście, to chciałem odłożyć, nie dotykać, udawać że nie leży na stosiku “do przeczytania”. Tym bardziej, że nazwisko Maciej Hen nie mówiło mi nic. Trochę zachęcała seria “archipelagi”, ale na miły Bóg: tysiąc stron?! A teraz, kiedy losy Fortunata – dziennikarza i prawdziwego wolnego ducha renesansowej Italii dobiegły końca, czegoś mi brakuje.
“Solfatara” jest powieścią, jakich nie lubię. Naprawdę. To powieść historyczna, która stawia nacisk na realia, detale, jest osadzona w czasie i miejscu, które jest mi zupełnie obce. Jeśli robi to np. Kate Moss, czyli kryje się za tym jakaś naprawdę solidna intryga, jakiś spisek, tajemnica trzymająca za gardło do ostatniej strony, to trudno, przeżyję te wszystkie mozolne opisy i sztuczny język. A mimo że Maciej Hen nie ma tak naprawdę na powieść żadnego pomysłu, napisał tomisko które przeczytałem z ogromną przyjemnością, choć bez ekscytacji. Dziwne? Ano nie aż tak dziwne, bo “Solfatara” jest po prostu napisana tak dobrze, że na niespotykanym dzisiaj w polskiej literaturze poziomie. Dbałość od detale historyczne i językowe, perfekcyjna dyscyplina narracyjna, świetne dialogi, panowanie nad strukturą powieści – to wszystko z powodzeniem zastępuje błyskotliwy koncept, którego w tej powieści faktycznie nie ma. I co z tego, skoro tak świetnie się to czyta?
Pozornie osią powieści jest rewolucja wywołana w Neapolu przez rybaka, który porwał tłum przeciwko uciążliwości hiszpańskiego, okupacyjnego fiskalizmu. Rewolucja jak to rewolucja, nie tylko rodzi eskalację emocji, rzeki krwi, ale i niechybny koniec własnego wodza. Tym gorzej dla Neapolu, bo kolejna rewolucja trwała dłużej i była dużo okrutniejsza. “Solfatara” mówi jednak wprost wyłącznie o dziesięciu dniach za dyktatury rybackiego Duce. Hen obficie stosuje metodę opowieści w opowieści, dzięki czemu nie tylko poznajemy klimat kilkudziesięciu lat przed rewolucją zarówno we Włoszech, jak i we Francji, ale też losy głównych bohaterów już po rewolcie. A wszystko w sosie fatalizmu:
- Solfatara to jest, miły panie, wulkan. Tak samo jak Wezuwiusz – tłumaczył. – Tyle że jest dużo mniejsza, niższa i dawno nie wybuchała – tłumaczył. – Ale widzisz pan, cały czas coś się pod spodem pichci. A one oba, te wulkany, gdzieś tam się muszą łączyć. Bo co je rozdziela? Neapol! Neapol stoi jakby na moście, pod którym przepływa rzeka buzującej lawy. To się w tym mieście czuje, przekonasz się pan.
No i Fortunato się przekonał. Boleśnie. Jednak wcale nie temat rewolucji jest tak fascynujący, a zwykłe, ponadczasowe, uniwersalne prawdy, jakie nasz dzielny dziennikarz (wynalazca takich gatunków jak reportaż, wywiad czy felieton!) poznaje w drodze od trudnego dzieciństwa u przybranych rodziców do smutnego końca. Relacje międzyludzkie, etapy fascynacji, miłości, zauroczenia, pożądania i porzucenia, to są przecież zupełnie uniwersalne, niezależne od czasu i szerokości geograficznej prawa rzucające nas od burty do burty. Do tego przepięknie, plastycznie zarysowane środowiska malarzy, muzyków, aktorów. Znowu: zupełnie uniwersalne. Kto nie zna takiego typu:
Otóż widzi mi się, że musi to mieć coś wspólnego z ową jego właściwością, która choćby dziś objawiła się moim oczom tak jaskrawo. Zawsze, jak go tyle lat znam, skłonny był przytakiwać, a nawet nadskakiwać każdemu, kto się wyróżniał pewnością swego. Mogłoby to wskazywać, iż jemu samemu tej pewności brakuje, jednak z drugiej strony umie on z łatwością dochodzić do konfidencji z tymi, którzy mu imponują, i być z nimi za pan brat. Nie widziałbym w tym wszystkim nic niepokojącego, gdyby Didier naprawdę znał się na ludziach. Niestety, często zdarzało mu się brać za wybityne osobistości figury całkiem mierne albo i wręcz spod ciemnej gwiazdy; przyklejał się wtedy do nich i pod ich wpływem zmieniał się prawie nie do poznania.
Uwierzysz, że to na temat renesansowego artysty, a nie współczesnego polityka? Na tym także polega przyjemność lektury “Solfatary”. To świetnie, z dbałością o detale atrakcyjnym językiem napisana powieść, która nie przejdzie do kanonu literatury współczesnej, ale zapewni na ładnych kilka wieczorów bardzo przyjemną podróż w czasie.
Oryginalnie na: http://www.czytam.skutecki.pl/monumentalna-acz-lekka-przygoda-na-wakacje/
Przyznam się od razu: jak zobaczyłem prawie tysiąc stron opowieści o jakiejś kompletnie niszowej rewolucji w XVII-wiecznym włoskim mieście, to chciałem odłożyć, nie dotykać, udawać że nie leży na stosiku “do przeczytania”. Tym bardziej, że nazwisko Maciej Hen nie mówiło mi nic. Trochę zachęcała seria “archipelagi”, ale na miły Bóg: tysiąc stron?! A teraz, kiedy losy...
więcej mniej Pokaż mimo to
“W dół, do ziemi” Roberta Silverberga czytam dość regularnie, co jakieś pięć lat wpada mi w ręce i nie pozwala myśleć o czymś innym. To krótka, bardzo eteryczna opowieść o byłym zarządcy planety Belzegor, który po jej zwrocie tubylcom wrócił na Ziemię. Gundersen ma jednak koszmarne wyrzuty sumienia. Autochtony – przypominające ziemskie słonie inteligentne stworzenia – mają tajemniczy rytuał zwany ponownym narodzeniem. Nikt nie wie, co on naprawdę znaczy i jak przebiega. Wiadomo tylko, że jest to najświętsze wydarzenie w życiu każdego nildora, jak nazywają się tubylcy. Pewnego dnia, kiedy ryzyko powodzi było ogromne, Gundersen zmusił bronią kilku nildorów pielgrzymujących do miejsca, gdzie odbywają się ponowne narodziny, do pracy przy zaporze. Tym samym odebrał im możliwość wzięcia udziału w rytuale. Kolejny raz będą mogli pielgrzymować za kilka lat, albo już nigdy. Wtedy Gundersen nie przejął się za bardzo ich losem. Teraz poczuł, że musi polecieć jeszcze raz. Zmierzyć się z własnym grzechem, z własną tożsamością. Wyprawa będzie prawdziwą pielgrzymką do zrozumienia.
Więcej na: http://www.czytam.skutecki.pl/pytania-o-ludzka-dume/
“W dół, do ziemi” Roberta Silverberga czytam dość regularnie, co jakieś pięć lat wpada mi w ręce i nie pozwala myśleć o czymś innym. To krótka, bardzo eteryczna opowieść o byłym zarządcy planety Belzegor, który po jej zwrocie tubylcom wrócił na Ziemię. Gundersen ma jednak koszmarne wyrzuty sumienia. Autochtony – przypominające ziemskie słonie inteligentne stworzenia – mają...
więcej mniej Pokaż mimo to
“Życie przed sobą” to perełka. Jedna z najlepszych książek XX wieku. Przesadzam? Może trochę. Tylko trochę. Opowieść z perspektywy dziecka wstrząsa. Prosty, pięknie nieskomplikowany świat, który odsłania nam Momo wydaje się światem prawdziwym. Bez konwenansów, Momo umie nazywać rzeczy wprost. Największym zmartwieniem pani Rozy, a przez to i Momo, jest uniknięcie szpitala, a najlepiej “wyskrobanie” pani Rozy. Kiedy Momo kłóci się na ten temat z zaprzyjaźnionym lekarzem, Żydem jak pani Roza, łzy stają w oczach niezależnie od poglądów na eutanazję. Dziecięcy, naiwny, szczery i prawdziwy do bólu monolog Momo zostaje na długo w pamięci.To jest naprawdę mocna książka o miłości, dzieciństwie, utraconej niewinności. A mistrzostwo tłumaczek – Marii Braunstein i Agnieszki Daniłowicz – sprawia, że “Życie przed sobą” dołącza do mojej listy książek, do których będę na pewno często wracał. To piękna książka, tak po prostu. Mimo brudu, szlamu rynsztokowego Paryża, wulgarnego języka i dramatu sierot po prostytutkach. Jest piękna.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/835/
“Życie przed sobą” to perełka. Jedna z najlepszych książek XX wieku. Przesadzam? Może trochę. Tylko trochę. Opowieść z perspektywy dziecka wstrząsa. Prosty, pięknie nieskomplikowany świat, który odsłania nam Momo wydaje się światem prawdziwym. Bez konwenansów, Momo umie nazywać rzeczy wprost. Największym zmartwieniem pani Rozy, a przez to i Momo, jest uniknięcie szpitala, a...
więcej mniej Pokaż mimo to
roces w Norymberdze był wyjątkowy, tak jak wyjątkowa była poprzedzająca go wojna. Pierwszy raz w historii przed normalnym sądem stanęli ci, którzy odpowiadali za faszystowskie, nazistowskie, niemieckie szaleństwo. Byli traktowani nie jak jeńcy wojenni, tylko jak kryminaliści. “Oskarżeni nie przyznają się do winy” Karola Małcużynskiego nie jest książką historyczną, naukową. Bliżej jej do reportażu. Dzięki czemu koszmar zbrodni i groteskowość zbrodniarzy widzimy w szerszym kontekście. Mimo że książka ukazała się w połowie lat 60., autor nie wciąga nas zbyt nachalnie w ówczesną propagandę, a jeśli to robi, to jak w przypadku “wypędzonych” brzmi przeraźliwie aktualnie.
Małcużyński był obecny podczas procesu jako jeden z nielicznych polskich dziennikarzy. Jego opis Niemiec i Niemców w pierwszych powojennych miesiącach jest bardzo mocny: bieda, nędza i brak honoru. Jak mówi, podczas okupacji widział różne sytuacje. Widział przerażenie i chwile słabości. Mimo to Polacy zwykle ginęli z Polską na ustach. Niemcy tuż po kapitulacji okazały się… antyfaszystowskie. Nie było komu nie tylko ginąć za tak powszechnie gloryfikowaną ideę, ale nie było nawet komu jej bronić. Wszyscy byli niewinni. Także ci, którzy ostatecznie zostali przez międzynarodowy trybunał oskarżeni.
Dużo więcej na: http://www.czytam.skutecki.pl/mechanizm-i-dusza-niemieckich-upiorow/
roces w Norymberdze był wyjątkowy, tak jak wyjątkowa była poprzedzająca go wojna. Pierwszy raz w historii przed normalnym sądem stanęli ci, którzy odpowiadali za faszystowskie, nazistowskie, niemieckie szaleństwo. Byli traktowani nie jak jeńcy wojenni, tylko jak kryminaliści. “Oskarżeni nie przyznają się do winy” Karola Małcużynskiego nie jest książką historyczną, naukową....
więcej mniej Pokaż mimo to
Narracja w tej powieści jest specyficzna, zresztą samo przeznaczenie do publikacji w odcinkach także mocno odcisnęło swój charakter. Główny bohater, przypominający mocno – ale nie za mocno – postaci z Kafki, to do bólu nudny urzędnik w średnim wieku, mieszkający jak większość ówczesnych warszawiaków w dzielonym na kilka rodzin mieszkaniu. Pewnego dnia zauważa, że nadspodziewanie często spotyka na swej drodze trzy osoby: ładną dziewczynę, starszego pana i warszawskiego cwaniaczka. Te trzy postaci pojawiają się w jego życiu, a właściwie obok jego życia, w różnej kolejności. Kiedy dociera do niego ten fakt, zostaje “zaproszony” przez cwaniaka do samochodu. Trafia do specyficznego miejsca, zamieszkanego przez wariatów. Nie jest to jednak typowy szpital psychiatryczny. To miejsce jakby z rzeczywistości równoległej.
Całość: http://www.czytam.skutecki.pl/wszyscy-jestesmy-wariatami/
Narracja w tej powieści jest specyficzna, zresztą samo przeznaczenie do publikacji w odcinkach także mocno odcisnęło swój charakter. Główny bohater, przypominający mocno – ale nie za mocno – postaci z Kafki, to do bólu nudny urzędnik w średnim wieku, mieszkający jak większość ówczesnych warszawiaków w dzielonym na kilka rodzin mieszkaniu. Pewnego dnia zauważa, że...
więcej mniej Pokaż mimo to
Powieść w głównym nurcie opowiada o mrocznych latach wczesnej komuny, tyle że robi to w sposób specyficzny. Nasz główny bohater – Dec – wychowuje się w rodzinie mimo wszystko odrealnionej. Tutaj naprawdę głęboki ukłon w stronę autora za niebywale plastyczny, żywy obraz tej rodziny mieszkającej w pięknym domu, pałacu, ulokowanym w najlepszej wówczas dzielnicy Warszawy. Matka Deca jest prawdziwą hrabiną, rozmawiającą z synem wyłącznie po francusku. Ojciec za to tępym trepem, a przez to wysokim urzędnikiem komunistycznej maszyny niszczenia ludzi. Rodzice się umówili, że Deca będą wychowywać “po bożemu”, a jego siostrę – “po czerwonemu”. To jeszcze nie jest żadna perełka, perełką jest sposób, w jaki Pogonowski rysuje losy i historie wszystkich bohaterów. Poznajemy ich drzewa genealogiczne tak, że to nie nudzi, choć powinno. Autor naprawdę wie, co się robi z językiem i konwencjami, którymi żongluje bez trudności i z wyraźną przyjemnością. A ta udziela się czytelnikowi.
Mieszanie planów czasowych to nie od dzisiaj popularna sztuczka. Jasne, nie o to chodzi żeby wyważać otwarte drzwi, tylko żeby przejść przez nie PO COŚ. No i to się doskonale udało Pogonowskiemu. Dzięki tym technikom jesteśmy wewnątrz losów Deca, znamy jego przeszłość i przyszłość, jesteśmy Decem wspominającym swoje życie. Brzmi banalnie, domyślam się, ale wejdźmy piętro niżej. Czy taki nie był właśnie stalinowski i poststalinowski socrealizm? Poplątaniem, brutalnością i naiwnością, zamgleniem wszystkiego, z równoczesnym, czasem histerycznym “pamiętaniem o pamiętaniu”?
Pogonowski nie tylko żongluje konwencjami, ale jest też naprawdę biegły w języku. Od muzułmańskich, polskich Tatarów, przez wyrafinowany język byłej arystokracji, komunistyczny bełkot, robotniczą prostotę, więzienny gryps, osiedlowy slang, do rozmów po francusku – to naprawdę wciąga i urzeka. Podróż po językach, czasie, przestrzeni, emocjach. Lubię.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/podroz-z-decem/
Powieść w głównym nurcie opowiada o mrocznych latach wczesnej komuny, tyle że robi to w sposób specyficzny. Nasz główny bohater – Dec – wychowuje się w rodzinie mimo wszystko odrealnionej. Tutaj naprawdę głęboki ukłon w stronę autora za niebywale plastyczny, żywy obraz tej rodziny mieszkającej w pięknym domu, pałacu, ulokowanym w najlepszej wówczas dzielnicy Warszawy. Matka...
więcej mniej Pokaż mimo to
“Wszystko czerwone” było pierwszą i chyba jedyną książką Joanny Chmielewskiej, po którą sięgnąłem i sięgnę w przyszłości. Nazwisko-gigant, jasne, ale zupełnie nie z mojej bajki. Teraz nawet wiem dlaczego.
Gatunkowo “Wszystko czerwone” jest komedio-kryminałem. Bardzo lubię kryminały, bardzo lubię pastisze kryminałów (w klimatach Bukowskiego chociażby), ale komedia to coś, co toleruję jedynie na scenie.
Żeby tutaj było coś mocnego, wyrazistego… Dobrze, bohaterowie są w miarę wyraziści, ale tak szczerze, co zostaje z tej powieści oprócz dialogów w których bierze udział detektyw Muldgaard?
Niestety. Minąłem się z poczuciem humoru Chmielewskiej niczym nasi politycy z potrzebami narodu.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/nie-ma-sie-z-czego-smiac/
“Wszystko czerwone” było pierwszą i chyba jedyną książką Joanny Chmielewskiej, po którą sięgnąłem i sięgnę w przyszłości. Nazwisko-gigant, jasne, ale zupełnie nie z mojej bajki. Teraz nawet wiem dlaczego.
Gatunkowo “Wszystko czerwone” jest komedio-kryminałem. Bardzo lubię kryminały, bardzo lubię pastisze kryminałów (w klimatach Bukowskiego chociażby), ale komedia to coś, co...
Historie jakich były tysiące. Jerzy Mirecki, sam będąc bohaterem własnej książki, zebrał po prostu na prawie 500 stronach, prawie 50 wspomnień osób, które na swoim dzieciństwie mają blizny Powstania Warszawskiego. Od małych, kilkuletnich dzieci, do nastolatków, którzy ryzykując życie, czasem zwyczajnie przekłamując własne metryki, szli pod rozkazy Armii Krajowej.
Jakie relacje dominują w “Dzieciach 44″? Osobiste, intymne wspomnienia, bo też i jakie inne mogą mieć osoby, które były wówczas dziećmi? Oczywiście, przez tyle lat ich własne wspomnienia zostały przesączone przez wspomnienia rodziców, bliskich, książki, pamiętniki, filmy, pytania i sugestie autora zbioru. Mimo wszystko to są ICH wspomnienia. O czym mówią nasi Bohaterowie? O najprostszych rzeczach: o braku zabawek, braku wody, jedzenia, brudzie i strachu. O utracie bliskich, bo każdy wówczas kogoś stracił, ale też o nadziei. Na życie, normalne życie. O marzeniach, żeby zjeść ziemniaka (jak to się wówczas mówiło w Warszawie: kartofla), wykąpać się, napić wody do syta.
Dużo, dużo więcej na: http://www.czytam.skutecki.pl/dzieci-44-czesc-i-chwala-bohaterom/
Historie jakich były tysiące. Jerzy Mirecki, sam będąc bohaterem własnej książki, zebrał po prostu na prawie 500 stronach, prawie 50 wspomnień osób, które na swoim dzieciństwie mają blizny Powstania Warszawskiego. Od małych, kilkuletnich dzieci, do nastolatków, którzy ryzykując życie, czasem zwyczajnie przekłamując własne metryki, szli pod rozkazy Armii Krajowej.
Jakie...
“The Redbreast” musiało się odbić mocnym echem w Norwegii. Jo Nesbo rzuca bowiem czytelnikiem od czasów współczesnych, problemów z neonazizmem i kulejącą demokracją, do okopów Leningradu, gdzie mnóstwo Norwegów walczyło pod sztandarem Waffen SS, podczas gdy ich prawowity król ukrył się w mysiej norze w Wielkiej Brytanii. Widzimy bezwzględność zimowego frontu w sowieckiej Rosji, koszmar bombardowania Hamburga, rozterki Austriaków, powojenny niesmak Norwegów. Wszystko to jest jednak wyłącznie tłem do opowieści, której osią jest karabin. Nie byle jaki karabin: koszmarnie drogi, najlepszy na świecie karabin snajperski używany przez garstkę najbardziej elitarnych zawodowych morderców na świecie niemiecki Marklin. Harry Hole dowiaduje się, że ktoś właśnie kupił tę broń. Trop prowadzi do handlarza bronią w Północnej Afryce, ten sam trop doprowadzi Harrego potem od II Wojny do jeszcze żyjących weteranów walk na froncie wschodnim. Po drodze mamy fascynację i miłość, osobowość wieloraką (chyba tak to się po polsku zwie), genetykę i zwyczajnie setki stron cholernie mocnej, dobrej, soczystej powieści, która z kryminału czerpie to co najlepsze, a w zamian dodaje do tego gatunku skandynawskie aromaty literackie. Pyszne!
http://www.czytam.skutecki.pl/harry-i-norwescy-nazisci/
“The Redbreast” musiało się odbić mocnym echem w Norwegii. Jo Nesbo rzuca bowiem czytelnikiem od czasów współczesnych, problemów z neonazizmem i kulejącą demokracją, do okopów Leningradu, gdzie mnóstwo Norwegów walczyło pod sztandarem Waffen SS, podczas gdy ich prawowity król ukrył się w mysiej norze w Wielkiej Brytanii. Widzimy bezwzględność zimowego frontu w sowieckiej...
więcej mniej Pokaż mimo to
“Darkest Fear” to powieść, która jest gotowym scenariuszem do hitowego filmu z szansami na Oskara. A to dlatego, że obok niezbędnych akcesoriów amerykańskiego hiciora, czyli strzelanin, porwań, agentów FBI, bijatyk, romansów i błyskotliwych dialogów, jest też tzw. głębia i przesłanie.
Ja wiem, rozumiem, że to nie jest literatura, która przetrwa wieki. Nie robi mi to różnicy, kiedy czuję prawdziwe wypieki czytając każdego kolejnego Cobena. Facet jest dobry, bardzo dobry. Oczywiście w swojej wadze.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/663/
“Darkest Fear” to powieść, która jest gotowym scenariuszem do hitowego filmu z szansami na Oskara. A to dlatego, że obok niezbędnych akcesoriów amerykańskiego hiciora, czyli strzelanin, porwań, agentów FBI, bijatyk, romansów i błyskotliwych dialogów, jest też tzw. głębia i przesłanie.
Ja wiem, rozumiem, że to nie jest literatura, która przetrwa wieki. Nie robi mi to...
Doktor Marc Seidman budzi się w szpitalu. Okazuje się, że trafił tam z dwiema ranami postrzałowymi prosto ze swojego domu. Jego żona została zamordowana, w dodatku znaleziono ją nagą, choć Marc pamięta, że była ubrana. Śledczy nie znajdują jakichkolwiek dowodów gwałtu. Najgorsza informacja jest osią powieści: z domu zaginęła córeczka państwa Seidman i nikt nie wie, co się z nią mogło stać.
“No Second Chance” (to powieść typowa dla Cobena. Obok oryginalnej i naprawdę atrakcyjnej fabuły jest tło, które powoduje że po prostu chce się to czytać. Jest o pierwszej miłości, która choćby minęło wiele lat rozstania zostaje najsilniejszą emocją w życiu, o ojcostwie, które nie jest tylko genetycznym śladem w maratonie pokoleń ale przede wszystkim więzią emocjonalną. I przede wszystkim o tym, że w przypadku prawdziwej próby możemy liczyć tylko na tych, którzy nas kochają.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/659/
Doktor Marc Seidman budzi się w szpitalu. Okazuje się, że trafił tam z dwiema ranami postrzałowymi prosto ze swojego domu. Jego żona została zamordowana, w dodatku znaleziono ją nagą, choć Marc pamięta, że była ubrana. Śledczy nie znajdują jakichkolwiek dowodów gwałtu. Najgorsza informacja jest osią powieści: z domu zaginęła córeczka państwa Seidman i nikt nie wie, co się z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Literatura popularno-naukowa dzisiaj wygląda właśnie tak jak ta książka. Krótkie, atrakcyjne formy, przystępna narracja wciągająca niczym dobry kryminał, opowieści szybkie, konkretne, intrygujące, w sam raz na wieczór przy dobrym trunku ;)
Literatura popularno-naukowa dzisiaj wygląda właśnie tak jak ta książka. Krótkie, atrakcyjne formy, przystępna narracja wciągająca niczym dobry kryminał, opowieści szybkie, konkretne, intrygujące, w sam raz na wieczór przy dobrym trunku ;)
Pokaż mimo to