-
ArtykułyRozdajemy 100 książek i konta premium w aplikacji. Konkurs z okazji Światowego Dnia KsiążkiLubimyCzytać2
-
ArtykułyCi, którzy tworzą HistorięArnika0
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Spotkanie“ Agnieszki PtakLubimyCzytać2
-
ArtykułyŚwiętujemy Dzień Ziemi 2024. Oto najciekawsze książki dla każdego czytelnikaAnna Sierant18
Biblioteczka
2017-11-03
2017-10-25
2017-10-24
„Zanim wyruszysz na zemstę, wykop dwa groby” Konfucjusz.
W przypadku bohatera powieści Mario Puzo to powiedzenie powinno brzmieć: Zanim wyruszysz na zemstę, wykop jeden, albo lepiej kilka grobów więcej.
„Sześć…” to ciekawa opowieść o zemście, nienawiści i miłości. Do miłości bowiem całość się sprowadza, zemsta to reakcja, nienawiść to wynik, przyczyną bólu młodego Mike, bohatera powieści, jest miłość. Nienawiść jest wynikiem miłości, nienawidzimy, bo coś nam zostało odebrane, coś co kochaliśmy. Mike kochał "coś", co jest mu odebrane, w tym przypadku żona, godność, brak złudzeń. Można śmiało powiedzieć: „koniec niewinności, człowieku”. W zamian otrzymał strach, koszmary senne i wiedzę, że jest słaby i śmiertelny. Od początku powieści wiemy, że Michael to trup.
Nie wydaje się, aby Puzo okroił swoją powieść z treści (bo jest za krótka, czytałem takie zarzuty), że okroił swoich bohaterów z ich szerszego rysu charakterologicznego lub spłycił opowieść zbyt prostą drogą Michaela do realizacji swoich celów. Akcja jest nieśpieszna, ale interesująca, pomimo jej rzekomej prostolijności, każdy plan i jego wykonanie trzyma czytelnika w imadle napięcia.
Gdyby Mario Puzo pisał swoją powieść teraz, być może wykreowałby swojego bohatera jako zombie, wampira czy inną zimnokrwistą, martwą bestię, przychodzącą z zaświatów, by dokonać celu swego pozostałego istnienia – zemsty.
Najważniejsze dla Puzo było przesłanie. I myślę, że nie chodziło o to, że zemsta jest zła. Jest? Chodziło o to, co doprowadza do niej. I nie, nie są to naziści czy inne wybryki „natury”. Autor pokazuje zresztą „pięknie”, że krajanie Michaela nie widzą nic zdrożnego w zakłamaniu, torturach, że są takimi samymi bestiami jak naziści. To ludzie doprowadzają do nienawiści, oczywiście mam na myśli tych „innych” ludzi ;P
Dlaczego nazywam również Michaela bestią? Przecież w każdym z przypadków, gdy pozbawiał swych wrogów życia, był współczujący. Nie dlatego też, że odrzucił dar „braku samotności”, jaki mu Puzo rzucił pod nogi i Michael go zdeptał. Był bestią, bo jego świat się zatrzymał i już nie potrafił zrobić kroku naprzód. Nie mógł i nie chciał. Pozostał ofiarą katów w monachijskim Pałacu Sprawiedliwości, obdartym z godności i „rzekomego” człowieczeństwa. Michael był bestią, zwierzęciem, niebezpiecznym drapieżnikiem, który ponad wszystko musiał zaspokoić swoją żądzę głodu – rządzę zemsty.
Był człowiekiem.
„Zanim wyruszysz na zemstę, wykop dwa groby” Konfucjusz.
W przypadku bohatera powieści Mario Puzo to powiedzenie powinno brzmieć: Zanim wyruszysz na zemstę, wykop jeden, albo lepiej kilka grobów więcej.
„Sześć…” to ciekawa opowieść o zemście, nienawiści i miłości. Do miłości bowiem całość się sprowadza, zemsta to reakcja, nienawiść to wynik, przyczyną bólu młodego Mike,...
2017-10-09
2017-10-02
2017-09-22
Dawno temu dostawałem niezłej szajby, jak w szkole, siedząc oparty o ścianę i czytając, słyszałem z pozoru „debilne” pytanie:
- Po co czytasz?
Gdybym był komiksowym bohaterem to w dymkach nad moją makówą pojawiałyby się same: detonujące bomby, siekiery, pioruny, itd. Szajby po tych kilku dekadach we mnie jest ogólnie mniej, chyba ;) A dzisiaj stwierdzam, że to było szczególnie inteligentne zapytanie.
Po co czytam? Choćby po to żeby trafić na taką zawirusowaną mądrością, bajecznym stylem, poetycką prozę Dariusza Bugalskiego. I żeby bawić się, zadziwiać pomysłami, podziwiać styl, składnię, myśl, przekaz. Czasem zarżeć jak koń, czasem zadumać się, zastanowić, zakląć. Prowadzić pewnego rodzaju dialog z autorem poprzez przelane na karty książki myśli. I jeszcze powód prozaiczny, żeby przez jakiś czas przenieść się do innego świata, na chwilę zostawić wszystko za sobą, choć na momencik. I jeszcze żeby dowiedzieć się, uczyć, poznać, co dla takiego przemądrzalca jak ja jest niezwykle istotne ;)
„Była zima. Na śniegu zamarzła krew. Wtedy przyszedł ten nowy, ostrzyżony na jeża, miły, siwy pan w wełnianym garniturze i zawołał wielkim głosem. - Pomożecie!? - Pomożemy. Rodzina mamy się obraziła, albo to i pierwszy raz? I próbowała mamę buntować. - Przecież oni strzelali do ludzi! – Ale słoneczko, jak tam będą sami fanatycy i swołocz, to dokąd nas to doprowadzi? I tato się zapisał. Młody inżynier, naukowiec z rozpoczętym doktoratem, był łakomym kąskiem. Wkrótce wyjechaliśmy, jak się wtedy mówiło: na placówkę. Daleko. Za morze. Zarobimy prawdziwe pieniądze, prawdziwe, złote korony i jeszcze się tam lepiej Polsce przydamy. Mówił tata zaraz po doktoracie. Temu siwemu w wełnie, bo tamtemu, poprzedniemu, łysemu, który miał takie łyse jakby mu ktoś je w twarzy żyletką wykroił, byliśmy na nic. No bo, po co, by na nas tak okropnie wrzeszczał?”
Fantastyczne, prawda? Bugalski to świadomie cyniczny figlarz, do tego chyba zaangażowany społecznie ;P i jeszcze mający wiarę w „ludzia”. Ale sam napisał „życie to jest jednak jeden wielki main fuck, nigdy mu tego nie wybaczę” – więc to jego – niech sobie dalej wierzy ;PPP
Pamiętam jednego takiego, co też wierzył w człowieka, wierzył nawet wtedy, gdy kroczył na wzgórek, dźwigając kawałek drzewca i coś mi się kojarzy, że ta cała historia skończyła się dla tamtego dość boleśnie.
Styl tej powieści jest zdumiewający, ironiczny, demaskatorski (nie politycznie, normalnie – ludzko), totalnie odjechany, piękny, pełen genialnych wtrętów, by już za chwilę wrócić do głównego wątku. I ta cała zaburzona oś czasu, smakowite. Autor obala wszystkie możliwe tabu, autorytety, ale nie przewraca ich, tylko ukazuje-prognozuje na nie lekarstwo, szczepionkę, tą szczepionką jest zrozumienie i świadomość. Język prozy Bugalskiego jest giętki, aby powiedział wszystko co pomyśli głowa ;) Między innymi autor posługuje się często takimi „poskręcanymi” cytatami.
Jeszcze większą zabawę miałem „czytając” prozę Bugalskiego, w interpretacji… Bugalskiego. Dosadniej to się już nie da. Bo kiedy sam autor wdziera się tchnieniem emocji we własny tekst to obraz tego tekstu jest pełny, skończony.
Powieść przesłuchałem trzy razy, pod rząd. Nie był to raz ostatni.
Dawno temu dostawałem niezłej szajby, jak w szkole, siedząc oparty o ścianę i czytając, słyszałem z pozoru „debilne” pytanie:
- Po co czytasz?
Gdybym był komiksowym bohaterem to w dymkach nad moją makówą pojawiałyby się same: detonujące bomby, siekiery, pioruny, itd. Szajby po tych kilku dekadach we mnie jest ogólnie mniej, chyba ;) A dzisiaj stwierdzam, że to było...
2017-06-02
„Zapisane w wodzie”. Ładniutki, chwytliwy tytuł. Ale czego można się spodziewać po „jakiejś” Pauli Hawkins? Że utarła swoją drugą powieścią nosa wszelkim krytykom? Że pokazała jak tworzyć żywy, prawdziwy obraz ludzkiej egzystencji?
To nic, że nie zrozumiałem najnowszej powieści Pauli. Nic to. W końcu jestem facetem. A Paula jest mistrzynią „przetwarzania” literek, słów, zdań w… emocje. Cała powieść to emocjonalny tygiel, pyrkamy w nim, gotujemy się, kipimy. Oczywiście nie faceci. Żebym nie został źle zrozumiany.
Czytam, czytam i nic nie kumam. Same emocje, same uczucia. Niepojęte dla mnie. Niezrozumiałe.
Może tylko jakąś myśl, taką malutką, a może przewodnią z tej pisaniny Hawkins wywnioskowałem. Wszyscy mamy trupy w szafie. Paula jedynie „ukazuje”, układa w stosiki, przypisuje odpowiednim półkom. Nawet cholerny katalog można skompilować z tych truposzów.
No dobra, każdy ma swojego trupa w szafie ;) Nie ma to jak dobrze zakonserwowany, zmumifikowany, już bezwonny trupek w naszych szafach. Czasem bywa, że to dobrze podgnity, cieknący i całkiem zdrowo cuchnący truposz. Ale gdzie ta szafa? jaki trup? i czy na pewno ja? Jeśli ktoś zadaje sobie tego typu pytania polecam powieść „Zapisane w wodzie”. Może ten przekaz Pauli rozwieje złudne, czyjeś przypuszczenia, że jego szafa jest …pusta?
„Zapisane w wodzie”. Ładniutki, chwytliwy tytuł. Ale czego można się spodziewać po „jakiejś” Pauli Hawkins? Że utarła swoją drugą powieścią nosa wszelkim krytykom? Że pokazała jak tworzyć żywy, prawdziwy obraz ludzkiej egzystencji?
To nic, że nie zrozumiałem najnowszej powieści Pauli. Nic to. W końcu jestem facetem. A Paula jest mistrzynią „przetwarzania” literek, słów,...
2017-05-05
Mistrzowska ręka stworzyła ten malowniczy pejzaż życia wsi na wschodnich rubieżach Polski w czasie zawieruchy II Wojny Światowej. Namalowany we wszystkich barwach pełnej palety kolorów ten piękny obraz potrafi wzruszyć i rozśmieszyć, ale również dać zadumę. To prawdziwa kwintesencja wiary w człowieczeństwo. Niezłomnej wiary w dewocję, obłudę, draństwo, okrucieństwo, bezwzględność, egoizm, bezmyślność, głupotę, brak tolerancji, wiarę w zabobony, zabawę w zacofanie i tradycję, tę najstraszniejszą - ślepą.
Czytałem Remarque, czytałem Dickens'a, czytałem Faulkner'a. Każdy z nich zaczernił mi kawałek duszy, Każdy z nich nie pozwolił abym w ich widzeniu, mrocznym widzeniu świata, miał czas na oddech. Ale Jerzy Kosiński przeszedł wszystkich, ponieważ oprócz malowniczych, pełnych kolorów obrazów ludzkiego zezwierzęcenia, dodał - okrucieństwo. Takie niekoloryzowane, ot takie, zwyczajne, bezwzględne okrucieństwo.
Powieść czytałem w interpretacji Mirosława Konarowskiego, dobrej, i wierzcie lub nie, ale niektóre fragmenty, po prostu - przewijałem. I cóż jeszcze taki miły, grzeczny, spolegliwy "mizantropik", jak ja, może dodać. Niewiele. Oprócz tego, że powieść czytałem jako "szczenię" 19-letnie i nie zrobiła, chyba, na mnie takiego wrażenia. Teraz to była detonacja miny przeciwpiechotnej. Ot, nadal po przeczytaniu, kawałki mojej (nieistniejącej) duszy, fruwają wokół i nie mogę się pozbierać.
Nie polecam. I już. Nigdy więcej nie sięgnę po tę powieść. Nie warto. Lepiej żyć w ułudzie. We mgle. W oparach, nawet bagiennych, ale oparach, przez, które wzrok ani świadomość się nie przebije. Ja tak bym wolał. A Wy?
Mistrzowska ręka stworzyła ten malowniczy pejzaż życia wsi na wschodnich rubieżach Polski w czasie zawieruchy II Wojny Światowej. Namalowany we wszystkich barwach pełnej palety kolorów ten piękny obraz potrafi wzruszyć i rozśmieszyć, ale również dać zadumę. To prawdziwa kwintesencja wiary w człowieczeństwo. Niezłomnej wiary w dewocję, obłudę, draństwo, okrucieństwo,...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-26
Przedsięwzięcie, którego podjęła się Elżbieta Cherezińska jest iście karkołomne. Przede wszystkim jest to jedna z niewielu fabularyzowanych powieści historycznych jakie zdecydowałem się przeczytać. A to z tego powodu, że bardzo mnie rozśmieszają dialogi i słowa włożone w usta historycznych postaci.
Autorka napisała świetną powieść. Widać, że znakomicie się czuje w konwencji powieści historycznej. Z braku wielu danych historycznych zdecydowała się dodać formę fantasy, co wyszło powieści na zdrowie. Nie musimy się zżymać czy Świętosława istniała czy nie. Czy mądry Bolesław Chrobry był faktycznie takim wesołkiem? Ja zawsze uważałem go za paskudnego ponuraka, ot tak jakoś ;) W końcu umarł dość młodo, naszarpał się z koroną i wrogami, gdzież tam mógł być wesołym, przyjaznym człowiekiem ;) Dzięki pani Elżbiecie odemknęła mi się nowa klapka w mózgu. Nic nie musiało być takie jak sobie wyobraziliśmy.
Co do faktów historycznych. Niedawno dowiedziałem się, że historycy co jakiś czas od nowa zaczynają dysputę czy Mieszko I miał faktycznie na imię Mieszko. Na podstawie źródeł z terenów dzisiejszej Turcji dochodzą do wniosku, że jego imię mogło brzmieć: Mszk. Źródła historyczne pisane to w ogóle sprawa podejrzana, w końcu każdy z kronikarzy musiał coś do gara wrzucić a i pewnie był mocno przywiązany do swojego czerepu, więc cóż, czy pisali całą prawdę na temat władców i zdarzeń bieżących? Hahaha, niech każdy zdrowo myślący sam sobie odpowie na to pytanie.
I do tego język jaki jest w powieści. Fantastyczny. Wielu czytelników podkreśla "śmieszność" języka scen miłosnych. Mnie też bawiły, ale podobał mi się ten styl. Taki inny. Niezwykły. Ładny.
Powieść pani Cherezińskiej polecam z czystym sumieniem. I mógłbym napisać jeszcze parę słów, ale przede mną leży drugi tom przygód Hardej, Królowa. Wybaczcie więc i przeczytajcie powieść. Warto.
Przedsięwzięcie, którego podjęła się Elżbieta Cherezińska jest iście karkołomne. Przede wszystkim jest to jedna z niewielu fabularyzowanych powieści historycznych jakie zdecydowałem się przeczytać. A to z tego powodu, że bardzo mnie rozśmieszają dialogi i słowa włożone w usta historycznych postaci.
Autorka napisała świetną powieść. Widać, że znakomicie się czuje w...
2017-04-26
"Egzorcyzmy..." pani Jadowskiej zacząłem czytać z pełną premedytacją i odpowiedzialnością za swój czyn. Nie mogę się zdecydować na ocenę tej powieści.
Obdarzyć autorkę kilkoma gwiazdkami? Pierwsze rozdziały faktycznie tchnęły "nowym", języczek ma ostry pani Aneta jak żyletkę, styl twórczo radosny, zabawny, ogólnie ubaw przy czytaniu był. Lekko i świeżo.
A może ukarać autorkę jedną gwiazdką? Bo jak mówią: im dalej w las, tym więcej drzew. Już po kilkudziesięciu stronach styl zaczyna nużyć, przestaje bawić, powtarza się formuła. Męczy. A najgorsza była dla mnie zwiększająca się ilość "absurdów" w budowaniu historii. Ja rozumiem, w końcu to powieść fantasy, o wiedźmach, diabłach, różnych stworach.
I to całe rozpasanie seksualne głównej bohaterki, no pani Aneto, toż to jakaś "sodomia i gomoria" ;)))
A tak na serio myślę, że książka celuje głównie w czytelnika młodego i gdyby została dostosowana w swojej formie do tego celu, mogłaby być faktycznie doceniona. W innym przypadku wielu czytelników, tak jak ja, może się zawieść.
W rezultacie powieści nie skończyłem, po następne tomy nie będę już sięgał, za to będę miał na uwadze nowe dokonania autorki i chętnie zerknę, jest duża szansa, że będzie warto.
"Egzorcyzmy..." pani Jadowskiej zacząłem czytać z pełną premedytacją i odpowiedzialnością za swój czyn. Nie mogę się zdecydować na ocenę tej powieści.
Obdarzyć autorkę kilkoma gwiazdkami? Pierwsze rozdziały faktycznie tchnęły "nowym", języczek ma ostry pani Aneta jak żyletkę, styl twórczo radosny, zabawny, ogólnie ubaw przy czytaniu był. Lekko i świeżo.
A może ukarać...
2017-04-08
Jest to 22 tom "interwencji" angielskiego policjanta, inspektora Banksa z kolei. Niby ta ilość może być niepokojąca, ale przeczytałem chyba wszystkie tomy dostępne na rynku polskim i Mroczne miejsca jest następną, znakomicie napisaną, w tempie, z pazurem, mroczną kontynuacją. To trochę niesamowite, jednak z czystym sumieniem polecam, Peter Robinson trzyma formę. Trzyma i już.
Znakomity, mniej mroczny, ciekawy kryminał.
Kryminał. Prawdziwy. Dogłębny. Studium zbrodni. Doskonały.
Jest to 22 tom "interwencji" angielskiego policjanta, inspektora Banksa z kolei. Niby ta ilość może być niepokojąca, ale przeczytałem chyba wszystkie tomy dostępne na rynku polskim i Mroczne miejsca jest następną, znakomicie napisaną, w tempie, z pazurem, mroczną kontynuacją. To trochę niesamowite, jednak z czystym sumieniem polecam, Peter Robinson trzyma formę. Trzyma i...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-07
I coś Pan, Panie Wojciechu narobił? Jakub Mortka i jego życie zaczęło oddychać "kolorami". Taki interesujący, czarny, przegrany bohater... a w tej części "odmieniony". Nawet mi się to spodobało :)
Przede wszystkim widać formę Chmielarza, widać proces ewolucji, ta powieść od samego początku objawiała mi się jak napisana "od niechcenia". Napisana ot tak, bez spięcia, na luzie, dla samej pisaniny. Złudna ocena? Może. Ale powieść jest świetna. Bawiła mnie, zaskakiwała, irytowała, wprowadzała w stan iluzji, fikcji, marzeń. Znakomicie.
Świetne rozwinięcie wątków pobocznych. Kochan uczłowieczony. "Sucha" Suchocka rozbudowana. Czarne charaktery - niejednoznaczne. Ogólnie świetnie.
A końcówka. Hmm... Kreatywna, nieprzewidywalna, zatrzymana w suspensie. Wrrr... wrednie, ale z klasą :)))
I coś Pan, Panie Wojciechu narobił? Jakub Mortka i jego życie zaczęło oddychać "kolorami". Taki interesujący, czarny, przegrany bohater... a w tej części "odmieniony". Nawet mi się to spodobało :)
Przede wszystkim widać formę Chmielarza, widać proces ewolucji, ta powieść od samego początku objawiała mi się jak napisana "od niechcenia". Napisana ot tak, bez spięcia, na...
2017-04-01
2017-03-31
2017-03-29
2017-03-29
2017-03-25
2017-03-25
Przeczytałem w ciemno. Czasem trzeba zawierzyć intuicji. Nie zapoznałem się wcześniej opiniami na LC i dobrze. Obiecywałem sobie, że koniec z Danem Brown’em, jego harcerzykiem Langdon’em, wymęczonymi, długimi jak spaghetti, treściami i do bólu tendencyjnymi i karkołomnymi próbami szokowania czytelników.
Jednak uważam powieść Początek za najsolidniejszą z treści napisanych przez Brown’a. Jego wszystkie powieści literacko są poniżej średniej, ocena 4, za to dodatkowe 2 punkty dodaję za zawartą wiedzę w tej powieści. Facet ma pasję i znakomity research. Początek książki świetny, wybuchowy i solidny. Wzbudza zainteresowanie. Potem zaczyna się już rozklejać, z małymi wyjątkami. Końcówka to miała być atomówka, a był balon z helem i zapalniczką w rękach 7-latka.
Brown jest średnim rzemieślnikiem, nie potrafi budować postaci, jego bohaterowie są jednowymiarowi i papierowi. Harcerzykiem Langdon’em się ulewa. Czarne charaktery są jakieś zszarzałe, typu „ale to już było…”. Laski są wyjęte prosto z książek o Simonie Templar, obrzydliwie piękne, na wyraz inteligentne, więc dlaczego mam zawsze wrażenie, że wszystkie bohaterki Browna są totalnymi idiotkami? Brown nie ewoluuje, tłucze utartymi schematami, skrobie bez polotu. Za to pomysł ze sztuczną inteligencją spodobał mi się. Oprócz wielu ciekawych informacji i sporej dawki solidnej wiedzy jaka jest zawarta w powieści, ten motyw jest najciekawszy.
Książkę polecam, warto przeczytać.
Przeczytałem w ciemno. Czasem trzeba zawierzyć intuicji. Nie zapoznałem się wcześniej opiniami na LC i dobrze. Obiecywałem sobie, że koniec z Danem Brown’em, jego harcerzykiem Langdon’em, wymęczonymi, długimi jak spaghetti, treściami i do bólu tendencyjnymi i karkołomnymi próbami szokowania czytelników.
więcej Pokaż mimo toJednak uważam powieść Początek za najsolidniejszą z treści napisanych...